0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Wyborcza.plFot. Jędrzej Nowicki...

Przez Sądem Rejonowym Warszawa-Żoliborz odbyła się w środę 26 listopada 2025 r. czwarta już rozprawa szóstki oskarżonych: dwóch kobiet i czwórki mężczyzn oskarżonych o naruszenie nietykalności policjantów pod domem Jarosława Kaczyńskiego w nocy z 22 na 23 października 2020 roku.

Tak, 2020.

Tym razem zeznawali świadkowie obrony: znani aktywiści Wojciech Kinasiewicz i Arkadiusz Szczurek. Oraz jeden emerytowany policjant. I coraz więcej dowiadywaliśmy się o mechanizmach blokujących rozliczenie policyjnej przemocy i nadużycia władzy w czasach PiS.

Jak ze zgodnych relacji policjantów wyłaniają się sprzeczności

Policjant był świadkiem oskarżenia. Obywateli oskarżają tu bowiem policjanci, a raczej ich notatki sprzed pięciu lat.

Policjanci – co opisywaliśmy w kolejnych relacjach z tej sprawy – nic nie pamiętają z tych wydarzeń. A im wyższa szarża policyjna, tym pamięć krótsza.

Przeczytaj także:

Policjanci zgodnie nie pamiętają, jak byli tego dnia uzbrojeni i czy użyli tej nocy gazu. Zeznają, że zostali wezwani do akcji wobec zagrożenia porządku publicznego. Nie umieją wyjaśnić, kto wydał im rozkaz i jakie to miało być zagrożenie, skoro pochód, który szedł przez całe miasto, był pokojowy, a zagrożenie dla bezpieczeństwa wywołała sama policja, blokując przemarsz – a nie ochraniając go i umożliwiając dalszy pochód.

Dlaczego w tym miejscu? Co tam takiego było, że ludzie nie mogli iść dalej?

To oczywiście trudno sobie przypomnieć (doczytajcie do końca, nie zawiedziecie się)

Policjanci-świadkowie potwierdzają na kolejnych rozprawach tylko swoje spisane zeznania sprzed lat. Te zeznania są bardzo podobne. Niekiedy brzmią słowo w słowo tak samo. Takie podobieństwo naprawdę trudno uznać za rzecz niebudzącą wątpliwości.

Na poprzednich rozprawach policjanci niższego szczebla czasem opowiadali jednak o tym zdarzeniu coś więcej niż wyższe szarże. Czyli więcej niż: „Wysoki Sądzie, nie pamiętam, to było dawno temu”.

Ze szczegółów wyciągniętych przez obronę (gdzie szeregowi policjanci stali, co robili, kto im wydawał rozkazy, jakie mieli zadanie) wyłania się opis sytuacji niezupełnie zgodny z tym, co jest w spisanych przed laty zeznaniach. A nawet wyklucza to, co w zeznaniu: np. jeden z dowódców, który zeznał, że został skopany (i „miał siniaki, ale nie pokazał ich lekarzowi, gdyż miał dużo pracy”), wedle zeznań podwładnego, jak organizowana jest akcja zabezpieczania policyjnego, nie mógł być tam, gdzie miało dojść do „skopania”.

Myśleli, że to nieporozumienie

Oskarżeni obywatele pamiętają tę noc dużo lepiej. Opowiadają ją różnymi słowami, ale opisują tę samą sytuację: brutalny atak policji na demonstrantów, użycie gazu, wyciąganie ludzi za policyjny szereg, skuwanie, wywożenie na komisariat a następnie stawianie zarzutów.

Przy czym większość zatrzymanych tej nocy dostała zarzut udziału w nielegalnym zgromadzeniu. Ten zarzut dawno temu upadł – zgromadzenie było jak najbardziej legalne. Zakazy związane z covidem były wprowadzone niezgodnie z prawem, bo rozporządzeniem, nie ustawa, a wolność zgromadzeń, w tym zgromadzeń spontanicznych, jest prawem konstytucyjnym.

Niektórzy z poturbowanych wtedy przez policję dostali już nawet zadośćuczynienie za bezpodstawne zatrzymanie.

Ale nie nasza szóstka. Zatrzymana – jak wynika z kolejnych rozpraw – dosyć przypadkowo.

Cześć z nich uczestniczyła w zgromadzeniu w obronie praw kobiet z głębokiego przekonania, część po prostu poszła zobaczyć, co się dzieje.

Ich relacje są podobne: nagle są wyciągani z grona protestujących, albo zatrzymywaniu przez kilku policjantów naraz, kiedy już odchodzą ze zgromadzenia. Są skuwani i wsadzani do suk (sąd na dzisiejszej rozprawie zakazał używani a tego słowa: trzeba mówić „samochodów policyjnych”). Tam, w tych „samochodach policyjnych” część z nich się poznaje. Teraz witają się na korytarzach sądu.

W relacjach oskarżonych powtarza się też to, że po samym ataku policji byli przekonani, że zaraz wyjaśni się nieporozumienie – przecież nic złego nie robili. Dopiero na komisariatach, po wielu godzinach oczekiwania, szóstka zatrzymanych dowiedziała się, że mieli dopuścić się naruszenia nietykalności osobistej policjantów.

Nie przyznają się. Muszą przez wiele miesięcy meldować się na policji, są przesłuchiwani. A w 2025 roku rusza ich proces.

Na wycofanie zarzutów prokuratura się nie odważyła. Więc możemy się dowiedzieć więcej o tym, co działo się pod domem Jarosława Kaczyńskiego w nocy z 22 na 23 października 2023 r.

Zeznaje świadek Kinasiewicz

Wojciech Kinasiewicz jest świadkiem obrony, działaczem ruchu Obywatele RP, tak jak jeden z oskarżonych – Kajetan Wróblewski. Stał tuż obok, gdy policja wciągnęła Wróblewskiego za kordon.

Świadek zeznaje, że zasadą Obywateli RP jest powstrzymywanie się od przemocy. Każdej, nawet słownej. Podkreśla, że protest przeciwko wyrokowi TK Przyłębskiej był spontaniczny i pokojowy. Zaczął się przed siedzibą PiS w centrum Warszawy, przy ul. Nowogrodzkiej, po czym ruszył pod dom Jarosława Kaczyńskiego przy ul. Mickiewicza 49 na Żoliborzu.

Przez cały czas idący przez miasto pokojowy pochód był ochraniany i zabezpieczany przez policję, która umożliwiała marsz.

Dopiero na Mickiewicza w poprzek ulicy stanęły szeregi policjantów uzbrojone po zęby, jak do walki z kibolami. Za nimi stało kilkadziesiąt radiowozów. Pokojowy przemarsz zatrzymał się przed tym uzbrojonym „batalionem”. Nie widać tam było oficerów odwodzących.

„Stanęliśmy w pierwszych szeregach protestujących. Nie pamiętam żadnych agresywnych zachowań ze strony protestujących. Pojawiały się najwyżej jakieś okrzyki”

- zeznawał świadek.

Potem opowiadał o ataku policji: uzbrojony szereg policjantów zaczął napierać na czoło protestu. Policjanci używali gazu – z dużych miotaczy zasilanych zbiornikami noszonymi na plecach

Prokuratorka dopytywała, czy były to okrzyki wulgarne. Świadek próbował dowiedzieć się, co przez to prokuratura rozumie. „Powszechnie uznawane za wulgarne” – podpowiadał sąd.

„A czy »psy« pod adresem brutalnie zachowujących się policjantów to jest wulgarnie, czy nie? »Psy« słyszałem”.

Sąd ogląda filmy policyjne

W tym momencie zeznań sąd już wie, o co chodzi, bo wcześniej na rozprawie odtworzone zostały policyjne nagrania z pacyfikowania zgromadzenia.

Brutalne.

Widać na nich, jak policjanci ruszają na protestujących, jak ludzie się wycofują, lecą w ich stronę chmury gazu pieprzowego. Banner Ogólnopolskiego Strajku Kobiet niesiony na czele pochodu wali się na ziemię, ale po chwili jest podnoszony.

Wojciech Kinasiewicz, a także drugi światek obrony, równie znany aktywista Arkadiusz Szczurek podkreślali, że atak był niczym nie sprowokowany.

Arkadiusz Szczurek: Tuż przed atakiem mieliśmy wrażenie, że napięcie jakby opadało. Staliśmy od godziny spokojnie, gadaliśmy.

Dalej Kinasiewicz: Po którymś z ataków gazem postanowiliśmy podnieść wyżej banner, by nas przed gazem zasłonił. Nastąpił kolejny atak.

(ten moment widać na głównym zdjęciu do tekstu – red.)

Mimo zasłony oberwałem – ale gaz nie działa od razu, więc zobaczyłem i poczułem, jak policjanci wywlekają za nogi stojącego obok mnie oskarżonego. W tym momencie stał z podniesionymi rękami i trzymał ciężki banner. W tej pozycji nie da się atakować, oskarżony nie jest też człowiekiem, który ulegałby emocjom – wręcz przeciwnie, we wszystkich sytuacjach kryzysowych tonuje napięcie. Nie atakował i nie mógł atakować.

Prokuratorka: Ale nie widział pan go cały czas.

Kinasiewicz: Nie widziałem, by kogokolwiek zaatakował. Nie da się zobaczyć, że jak ktoś NIE atakuje, to logicznie niemożliwe, Wysoki Sądzie

I dalej:

„Zapamiętałem to, bo stopień agresji policji, mimo wcześniejszych doświadczeń, zaskoczył mnie. Takiego stopnia agresji i prowokacyjnego zachowania nie doświadczyłem przez wszystkie lata po 2015 r.”.

Zeznaje szósty oskarżony. Ten od Białorusi

Ostatni z szóstki oskarżonych dopiero na tej rozprawie mógł przedstawić swoją wersję. Jest ona o tyle ciekawa, że oskarżony dołączył do marszu tylko dlatego, że nie popierał działań rządu. Nie utożsamiał się ze sprawą aborcji („jestem przeciw aborcji”).

Oskarżony opowiedział, że widział, jak policja wyrywała banner strajku kobiet na czele pochodu, szarpała kobiety, uderzała je w głowy. To skłoniło go do interwencji. Podszedł bliżej i od razu dostał od policjantów gazem po oczach. Dochodził do siebie pół godziny. Widział, jak policjanci w dwóch-trzech wyłapywali ludzi z demonstracji i wywlekali za kordon. Kiedy odchodził w stronę swojego samochodu, zapytał grupkę stojących z boku policjantów, czemu „robią z Polski Białoruś”. „Bierzemy go” – odpowiedzieli.

Skuli go i zatrzymali pod pretekstem braku dokumentów – choć tłumaczył, że ma je w zaparkowanym obok samochodzie.

Ten oskarżony zaprzyjaźnił się z eskortującym go policjantem. „Spędziliśmy razem sześć godzin na komendzie. Był załamany tą sytuacją, że jako policjant musi brać udział w takich wydarzeniu. Opowiedziałem o swoim życiu, on o swoim. W międzyczasie wychodził do nas starszy policjant, a mój policjant szedł za nim. Na koniec wrócili z pismem, że jakoby ja tego policjanta pobiłem. Miał łzy w oczach, jak mi to dawał”.

„Długo nie pozwalali mi dopisać, że się nie przyznaję do zarzutów, W końcu ustąpili”.

Policjant, o którego chodzi, jeszcze nie zeznawał, choć już był wzywany przed sąd. Regularnie przysyła usprawiedliwienia, że pilne i ważne sprawy uniemożliwiają mu składanie wyjaśnień.

Zeznaje świadek Arkadiusz Szczurek

On też – tak jak oskarżeni, a zupełnie inaczej niż rzekomo napadnięci policjanci – pamięta z tamtej nocy bardzo dużo.

Został spryskany gazem, zatrzymany, pobity, wożony przez kilka godzin samochodem policyjnym po mieście, by skuty kajdankami, następnie fałszywie oskarżony, miał dozór policyjny, a na koniec został uniewinniony. A precyzyjnie: absurdalne zarzuty zostały wycofane. Po kilku latach otrzymał zadośćuczynienie.

„Staliśmy w grupie trzymającej banner przed kordonem policyjnym. Trzymaliśmy go na zmianę. Rozmawialiśmy. Trwało to chyba blisko godzinę. Niektórzy siedzieli na torach tramwajowych.

Pamiętam że w stronę policjantów poleciała jedna pusta półlitrową plastikowa butelka. Widziałem to kątem oka. Poleciała za kordon, więc krzyknąłem »Nie rzucajcie« i parę głosów do tego się dołączyło.

To był moment patowy: demonstracja została zatrzymana przez policję. Nie mogła dalej iść. Z tłumu padały różne okrzyki, ale to był moment uspokojenia. Stałem odwrócony tyłem do kordonu, kiedy poczułem, że ktoś mnie obala na ziemię. Policja. Zostałem spryskamy gazem, wyniesiony w kordon i przeniesiony w dalej. Tam już mogłem stać. Co chwilę doprowadzano tam następne osoby. Zapamiętałem oskarżonego Kajetana Wróblewskiego w jednym bucie ciągniętego przez kilku funkcjonariuszy. Atmosfera była raczej luźna, ktoś ten but w końcu przyniósł (oskarżony Wróblewski, także aktywista, jeszcze nie składał wyjaśnień przed sądem). Oskarżony nie mógł rzucić butelki, leciała wysoko nad nami.

Atak był naprawdę zaskakujący. To była napaść funkcjonariuszy na spokojnie stojące osoby”.

Dostali rozkaz?

Tu warto przypomnieć, co wiadomo z poprzednich rozpraw. Choć część policjantów zeznała, że interweniowali wtedy z własnej inicjatywy, bo „ład i porządek był zagrożony", to jeden przyznał, że atak nastąpił na wyraźny rozkaz

„Zatrzymywać”.

I ta wersja pasuje do tego, co po kolei opowiadają oskarżeni.

Szczurek: „To nie była nasza pierwsza konfrontacja z policja, ale założenie protestów było takie, że nie stosujemy przemocy. Owszem, doświadczaliśmy jej od policji, ale to się szybko kończyło – po godzinnym zatrzymaniu czy wywiezieniu na komisariat. Tej nocy też myśleliśmy, że po prostu nas zatrzymają, po to, by przestraszyć zgromadzonych i skłonić ich do rozejścia się.

Ale tej nocy było inaczej.

Staliśmy z oskarżonym Kajetanem Wróblewskim obok siebie, ja dostałem zarzut udziału w nielegalnym zgromadzeniu (co zostało oddalone), on – naruszenia nietykalności policjanta. Na jakiej zasadzie? Losowania? Nasza sytuacja była identyczna

Musi tu chodzić o to, by uzasadnić to brutalne działanie policji. Inaczej musieliby postawić zarzuty policjantom”.

Honor oficera policji z 29-letnim stażem

Ten świadek zeznawał na początku, ale w tej relacji zostawiamy go na koniec.

Emerytowany już policjant po 50-tce, twardo trzymał się linii, że nic nie wie i nic nie pamięta. Nie był na demonstracji, nigdy nie był w tamtej części miasta. Nie wie o co chodzi. Ale – jak się okazuje – spisywał następnie zeznania policjantów, na których protestujący mieli dokonać napaści.

Sąd pokazał mu dwa zeznania i zapytał, czy nie dziwi go, iż użyte są w nich identyczne sformułowania. „Czy dwie osoby mogą zeznawać tymi samymi słowami”?

Świadek twierdził, że to możliwe, zwłaszcza, jeśli policjanci są „z dwójki patrolowej”. Wtedy mogą widzieć sytuację tak samo.

„Ale używać identycznych słów?” – dopytuje sąd.

Świadek twierdził, że to absolutnie możliwe. Choć niezbyt częste

Jednak z poprzednich rozpraw wynika, że to wyjaśnienie nie trzyma się kupy. Policjanci, od których świadek odbierał zeznania, nie pracowali razem. Zatrzymali dwie różne osoby w różnych miejscach. Rzekomą napaść na siebie opisali jednak identycznymi słowami.

Na koniec świadek, dopytywany, czy przypadkiem nie doszło do uzgodnienia zeznań przez policjantów, uniósł się honorem „oficera polskiej policji z 29-letnim stażem” i uznał pytanie za obraźliwe.

Tajemnica numeru 49

Najciekawsze jednak w zeznaniach tego świadka było to, jak nic nie pamiętał i jak niczego nie wiedział. Podkreślał bowiem, że nigdy nie był w Warszawie przy Mickiewicza 49 i nie wie „kto tam mieszka”.

Świadek wiedział zatem, że pod tym adresem nie mieści się instytucja albo sklep, ale „ktoś mieszka”.

To, że absolutnie nie wie, kto mieszka na Mickiewicza 49, świadek powtórzył przed sądem trzykrotnie.

Tak. Trzy razy – przy rożnych okazjach krótkich w sumie zeznań.

Dlaczego świadek nie chciał wiedzieć, że chodzi o Jarosława Kaczyńskiego?

Sąd włączył do dokumentacji raport RPO o tym, jak zachowywała się policja w czasie protestów w 2020 r.

Następna rozprawa 15 stycznia

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze