0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. George Everett Marsh Jr. / WikipediaFot. George Everett ...

W artykule opublikowanym w czasopiśmie „New Republic” pisarka Avis D. Carlson tak opisywała burzę pyłową z czasu Dust Bowl – połowy lat 30. XX wieku:

„Jej uderzenie jest jak łopata pełna drobnego piasku rzucona prosto w twarz. Ludzie na własnych podwórkach po omacku zdążają do drzwi. Auta stają w miejscu, bo żadne światło na świecie nie przeniknęłoby tego wirującego mroku… Koszmar jest najgłębszy podczas burz. Ale nie możemy się z niego otrząsnąć także w sporadyczny jasny dzień, i w zwyczajny szary dzień. Żyjemy z pyłem, jemy go, śpimy z nim, patrzymy, jak odziera nas z dobytku i wszelkiej nadziei. […] Koszmar staje się życiem”.

Wszystkie wspomnienia z ery Dust Bowl mają ze sobą wspólne punkty: wszechobecny pył, szare nieba, apokaliptyczne wręcz zamiecie nazywane dusterami, i nade wszystko, poczucie beznadziei. Jakby ziemia, dotychczas hojna i uległa, powstała, by zmieść ze swej powierzchni uparcie próbujących ją uprawiać rolników.

Zakurzone Objawione Przeznaczenie

„Brudne lata 30.” to do tej pory jedna z najpoważniejszych katastrof środowiskowych w historii Stanów Zjednoczonych. Złożyła się na nią seria tragicznych w skutkach zjawisk naturalnych, błędnych decyzji i czynników zewnętrznych.

Pod koniec lat 60. XIX wieku Amerykanie zaczęli osiedlać się na Wysokich Równinach, obszarze obejmującym terytoria kilku stanów w środkowej części kraju: Montany, Wyoming, Południowej Dakoty, Nebraski, Kolorado, Kansas, Nowego Meksyku, Oklahomy i Teksasu. Tereny te jeszcze kilkadziesiąt lat wcześniej nazywano „Wielką Amerykańską Pustynią”, nienadającą się do zamieszkania ze względu na warunki niesprzyjające rolnictwu – przede wszystkim brak wody. Tu jednak pojawił się pierwszy, na pozór korzystny, zbieg okoliczności o ostatecznie katastrofalnych konsekwencjach.

Pierwsze dekady po zasiedleniu Wysokich Równin okazały się nienaturalnie jak na standardy tego regionu wilgotne. Przybyli ze wschodu osadnicy z powodzeniem korzystali więc z metod znanych im wcześniej. Ukuto nawet teorię, że „deszcz podąża za pługiem” – według niej rozwój rolnictwa na suchych terenach miał skutkować zwiększonymi opadami, jako że wyeksponowana wilgoć z gleby trafiała do atmosfery. Z ziemi zerwano więc warstwę rodzimych traw, by zamienić przepastne stepy w miliony hektarów głęboko oranych pól. W trakcie pierwszej wojny światowej ceny pszenicy gwałtownie skoczyły w górę, co dodatkowo zintensyfikowało uprawy i doprowadziło do powstawania monokultur. Okres prosperity mógł jednak trwać tylko tak długo, jak pozwalały na to deszcze.

Powrót do normalności

„Wkrótce, w latach 30., klimat wrócił do normy, a następnie przeszedł w suszę” – mówi dr Thomas Gill, ekspert w nauce i inżynierii środowiskowej z Uniwersytetu Teksasu w El Paso. “Nagle mieliśmy ogromny obszar Wysokich Równin, gdzie miliony hektarów ziemi zostały wyjałowione w znacznie większym stopniu niż być powinny”. Dr Tim Cowan z Uniwersytetu Southern Queensland, specjalizujący się w ekstremach klimatycznych, zaznacza, że susza nie była w tym regionie niczym wyjątkowym. „Pod kątem zjawisk oceanicznych był to raczej łagodny okres. W 1934 roku wystąpiła La Niña, która przyczyniła się do obniżenia wiosennych opadów, ale generalnie w oceanach nie działo nic takiego, co mogłoby przyczynić się do powstania Dust Bowl. Przede wszystkim chodziło o dramatyczną zmianę w sposobie użytkowania ziemi”.

Wyeksponowana, pozbawiona warstwy ochronnej traw gleba wysychała, a następnie unosiła się wraz z hulającymi po równinach wiatrami, tworząc wysokie na tysiące metrów burze pyłowe. Wspomnienia z tamtych lat mówią o ścianach pyłu przetaczających się przez pola, przenikających do domów i utrudniających oddychanie. Dla wielu rolników szybko stały się uciążliwą codziennością. „Wielka czerwonawo-brązowa chmura pyłu podnosi się na południowym wschodzie, musimy więc wyjść i wykonać naszą pracę na noc, nim nadejdzie” – takimi słowami kończy list do swojej przyjaciółki mieszkanka Oklahomy.

Ci, których pokonał pył

Trudno dokładnie określić, jakie straty w ludziach spowodował Dust Bowl. Zdarzały się przypadki, gdzie mieszkańcy regionu dusili się w trakcie „czarnych zamieci”. Zdecydowanie częściej jednak pył zabijał powoli: powodując pylicę czy zapalenie płuc. Choroby dodatkowo potęgowało niedożywienie, powodowane stałym brakiem plonów. „Punktem krytycznym była Wielka Depresja – szok ekonomiczny” – uzupełnia dr Gill. „Cena pszenicy gwałtownie spadła, więc rolnicy nie mogli zarabiać pieniędzy. Wielu z nich po prostu opuszczało swoje ziemie, bo nawet jeśli udałoby im się wyhodować plony, straciliby na tym”. Uciekając przed suszą, kryzysem i pyłem Wysokie Równiny opuściło w latach 30. ponad 3 miliony Amerykanów.

Rząd próbował na różne sposoby ograniczać straty. Do życia powołano mającą wspomagać rolników w zapobieganiu erozji gleby agencję Soil Erosion Service, działającą do dziś pod nazwą Natural Resources Conservation Service. Wykupowano bydło od farmerów, których nie było stać na jego utrzymanie. Na dużą skalę rozpoczęto programy humanitarne, dostarczające żywność ubogim. Posadzono ponad 200 milionów drzew, mających stworzyć pas osłabiający wiatry. Płacono nawet rolnikom, by wykorzystywali nowe metody orki, które ograniczyłyby wywiewanie gleby. Dzięki tym działaniom udało się ograniczyć ilość pyłu o 65 proc. Klęsce kres położyły jednak dopiero deszcze, które zakończyły suszę na Wysokich Równinach jesienią 1939 roku.

Przeczytaj także:

Ameryka bez deszczu

Ta przydługa lekcja historii nie jest, niestety, bezzasadna.

„Obecnie widzimy zwiększoną częstotliwość burz pyłowych” – alarmuje dr Gill.

„Waha się ona pomiędzy stanami, więc na przykład w miejscach takich jak Arizona występują one rzadziej, podczas gdy na terenie Dust Bowl trend jest zwyżkowy co najmniej od lat 90. czy 2000. Czy ma to związek ze zmianami klimatu? Powiedziałbym, że jest to bardzo prawdopodobne, ponieważ w Stanach Zjednoczonych pył jest ściśle powiązany z suszą”.

A ta jest w Ameryce chlebem powszednim. W południowo-zachodnich stanach – przede wszystkim w Kalifornii – od 2000 roku trwa rekordowa susza, najbardziej dotkliwa dla tego regionu od ponad milenium. W latach 2020-2023 nadzwyczajnie suchy był zachód i północny wschód kraju. Lato 2023 było także najgorętszym w historii pomiarów dla kilkunastu amerykańskich miast, m.in. Miami, Albuquerque czy Phoenix. „Susza to naturalnie występujące zjawisko klimatyczne, ale ocieplający się klimat dodatkowo ją wzmacnia” – wyjaśnia dr Cowan.

Według badań przeprowadzonych przez niego i jego zespół, wystąpienie fal upałów podobnych do tych, które przyczyniły się do Dust Bowl, jest obecnie ponad dwukrotnie bardziej prawdopodobne. W dodatku jeśli Stany Zjednoczone doświadczyłyby podobnych warunków przy dzisiejszym poziomie gazów cieplarnianych, efekty zostałyby spotęgowane. „Wzrost temperatur byłby dramatyczny” – tłumaczy dr Cowan. „Nasze modele skupiają się wyłącznie na poziomie emisji gazów cieplarnianych, ale jeśli włączyć do nich zmiany w temperaturze oceanów czy ograniczenie irygacji, widzielibyśmy znacznie dotkliwsze upały. W kontynentalnych Stanach Zjednoczonych w 2021 roku już doświadczyliśmy temperatur dorównujących tym z lat 30., więc podejrzewam, że nie potrwa długo, nim sięgną one jeszcze wyżej”.

Idzie burza

Wiadomo, że dustery (burze pyłowe) są częstsze, choć brakuje dokładnych danych. Dr Gill tłumaczy to cięciami w budżetach meteorologicznych stacji badawczych, które najmocniej dotykają miejsca oddalone od dużych miast – a to tam najczęściej pojawiają się burze pyłowe. Wiadomo natomiast, że pojawiają się znacznie częściej – oczywiście nie na taką samą skalę, jak podczas „brudnych lat 30.”, ale dostatecznie często, by niepokoić naukowców. Szczególnie głośnym przypadkiem był duster z maja ubiegłego roku w Illinois, którego efektem był gigantyczny karambol. Burza pyłu ograniczyła wtedy widoczność niemal do zera, powodując kolizje z udziałem łącznie 72 samochodów, w których zginęło 7 osób, a 37 zostało rannych.

„To coś, co spotyka się głównie na pustyniach, w miejscach takich jak Arizona” – przyznaje dr Gill. „Dużym szokiem było to, że stało się to w Illinois, nie tak daleko od Chicago. Zaledwie parę tygodni temu mieli podobną zamieć – tym razem autostrady zostały prewencyjnie zamknięte. Wydaje mi się, że przynajmniej po części przyczyną było nieprzestrzeganie przez rolników zasad mających ograniczyć erozję wiatrową. Mam nadzieję, że lekcje z Dust Bowl nie zaczynają popadać w niepamięć”.

Pył podąża za pługiem

Eric Fuchs, wiceprezes Soil Health Academy, takiej nadziei nie ma. „Myślę, że o tych lekcjach zapomniano dawno temu” – mówi. „Myślę, że dla ludzi to tak odległe wydarzenie, że nawet nie widzą, że mamy te same problemy, które występowały na tak szeroką skalę w latach 30. Kiedy się doedukujesz, na przykład przez nasze warsztaty, i patrzysz na krajobraz, to otwiera oczy. Zauważasz erozję: wiatrową, wodną”.

Jego organizacja zajmuje się szkoleniem rolników w wykorzystaniu praktyk rolnictwa regeneracyjnego, stawiającego nacisk na odbudowę gruntów rolnych. Idea warsztatów Soil Health Academy opiera się na kilku podstawowych zasadach: różnorodności, budowaniu naturalnej osłony dla gleby, utrzymywaniu korzeni roślin jak najdłużej w ziemi, łączeniu w sobie upraw i hodowli zwierząt czy zakłócaniu rutyny w zarządzaniu rolą. Regeneracyjne rolnictwo ma na celu lepszą retencję wody, ograniczenie pestycydów do absolutnego minimum lub nawet do zera, odejście od monokultur oraz wyeliminowanie gołej gleby. Farmy prowadzone w ten sposób mają nawet pozytywny wpływ na klimat, bo bardziej żywotna gleba wychwytuje z atmosfery więcej dwutlenku węgla. Raport na temat pozytywnych aspektów takiego podejścia był nawet przedstawiany w 2021 roku na COP26, międzynarodowym szczycie klimatycznym.

Ten rozgłos na najwyższych szczeblach nie przekłada się jednak na szeroką adaptację. Fuchs twierdzi, że amerykańscy farmerzy popełniają dziś dokładnie te same błędy, które zainicjowały Dust Bowl: „Zaczynają sadzić w kwietniu czy maju, uprawy wzejdą we wrześniu, październiku. Przez większość sezonu na ich polach nic nie będzie rosło. Żadnej ochrony przed wiatrem, erozją, erozją wodną. To naprawdę nie jest trudne – glebę trzeba trzymać przykrytą”. Ogranicza to zużycie wody i pozwala na bardziej efektywne wykorzystanie deszczówki. A to o tyle kluczowe, że źródła irygacji na Wysokich Równinach wcale nie są niewyczerpywalne.

Wody spod ziemi nie starczy na zawsze

„Tereny, na których w latach 30. doszło do Dust Bowl, na bardzo dużym obszarze polegają na sztucznym nawadnianiu, by móc uprawiać tam pola. Źródłem irygacji są wody gruntowe, przede wszystkim Ogallala” – mówi dr Gill. To wielki na 450 tysięcy kilometrów kwadratowych zbiornik wodonośny, kluczowy dla funkcjonowania regionu: pobiera się z niego m.in. 30 proc. wód gruntowych wykorzystywanych do nawadniania amerykańskich pól i wodę pitną dla milionów ludzi żyjących na Wysokich Równinach. „Zbiornik jest jednak wyczerpywany” – ostrzega dr Gill. “Każdego roku producenci rolni muszą kopać studnie głębiej i głębiej, żeby dostać się do wody. W pewnym momencie będzie albo za głęboko, albo Ogallala po prostu się wyczerpie”.

Rolnictwo regeneracyjne pozwoliłoby zatrzymać więcej wilgoci w glebie, zmniejszając – oczywiście do pewnego stopnia – zależność od tego zbiornika. Pozwoliłoby też na ograniczenie powstawania burz pyłowych. Eric Fuchs twierdzi, że przekonał się o tym na własne oczy: „Widzieliśmy przypadki, w którym z jednego pola wywiewany był pył, podczas gdy z drugiego, uprawianego w sposób regeneracyjny, z lepszymi praktykami dotyczącymi zdrowia gleby, nie wywiewało go wcale”. Brak odpowiedniego przykrycia ziemi, zbyt intensywna orka, brak różnorodności, monokultury, pozostawianie gołej gleby – to wszystko błędy mające wspólny mianownik: „Nasz system upraw jest popsuty. To podstawowy brak edukacji i brak jakiejkolwiek odpowiedzialności za to, co dzieje się na czyichś polach”.

Nie oznacza to oczywiście, że ocieplający klimat nie wpływa na amerykańskie pola, że nie utrudnia życia rolnikom. „Bez wątpienia, widzimy zmiany w dystrybucji opadów, ale to, czego próbujemy uczyć, ma właśnie za zadanie uczynić ludzi bardziej odpornymi, tak, by przetrwali susze i powodzie. To w końcu cały sens rolnictwa” – mówi Fuchs. I zaznacza na koniec, że na lepszej edukacji rolniczej skorzystaliby nie tylko amerykańscy rolnicy: „Te problemy, które mamy, to nie tylko problemy Stanów Zjednoczonych. One występują na całym świecie”.

Bardziej zakurzony świat

Słowa Fuchsa potwierdzają doniesienia organizacji o zasięgu globalnym. Według Konwencji Narodów Zjednoczonych ds. zwalczania pustynnienia, burze pyłowe i piaskowe stają się coraz częstsze w wielu regionach świata, a przynajmniej co czwarta z nich jest powiązana z ludzką aktywnością: nieodpowiednimi praktykami rolniczymi czy błędnym zarządzaniem wodą.

Każdego roku do atmosfery trafiają 2 miliardy ton piachu i pyłu.

Jay Owens, autorka książki „Dust: The Modern World in a Trillion Particles”, wymienia: „Globalnie największymi źródłami pyłu na świecie jest Sahara oraz tereny subsaharyjskie, kotlina Bodélé w Czadzie, poziomy pyłu rosną także w Iranie. W 2022 roku przez Irak przeszły gigantyczne burze pyłowe, z powodu których do szpitali trafiło około 5 tysięcy osób. Pustynia Gobi na granicy Mongolii i Chin jest ogromnym źródłem pyłu, a w dodatku się powiększa. Chiny doświadczyły potężnych zamieci w marcu 2021 roku. Chińscy meteorolodzy określają to mianem „Żółtego Smoka”, który nadciąga z Mongolii, dociera do Pekinu i dotyka miliony ludzi. Jest jeszcze pył w Ameryce Południowej – Altiplano, Patagonii – a także w Australii…”.

We wszystkich tych miejscach burze pyłowe zdarzają się często, i ich występowanie jest powiązane z działalnością ludzką – przede wszystkim wyczerpywaniem wód gruntowych. „Nie sądzę, żebyśmy doświadczyli tam regularnych zamieci przechodzących przez cały kontynent, bo z tego co wiem, nikt nie próbuje tam intensyfikować rolnictwa. A orka to najgorsze, co można zrobić w miejscu, które jest źródłem pyłu” – twierdzi Owens. Na tym jednak dobre wieści się kończą. „W gorętszym świecie mamy więcej energii w układach burzowych. Mamy poważniejsze różnice w temperaturach pomiędzy różnymi miejscami, mamy szybsze wiatry. Tak jak widzimy większe huragany w południowo-wschodnich Stanach Zjednoczonych czy cyklony w Azji Południowo-Wschodniej, podobnie też będziemy doświadczać większych burz pyłowych”.

To z kolei niesie ze sobą daleko idące konsekwencje, zarówno dla jednostek, jak i całych społeczności. Pył podrażnia układ oddechowy i utrudnia oddychanie nawet zdrowym osobom. Dla tych z istniejącymi problemami – astmą, przewlekłą obturacyjną chorobą płuc, zapaleniem oskrzeli – może oznaczać hospitalizację lub nawet śmierć. Zamiecie oznaczają także zakłócenia w gospodarce: zamykane są autostrady, opóźniają się loty, wszelka praca na zewnątrz staje się niemożliwa.

„Pył potrafi być cholernie nieprzyjemną sprawą” – twierdzi Owens. „Im mniejsze jego cząsteczki, tym dalej dostaje się do naszych organizmów. A pył to nie tylko pył. Niesie ze sobą bakterie, mikroorganizmy, grzyby. Niektóre z nich są nieszkodliwe, ale nie wszystkie. Na przykład w Afryce, w regionie Sahary i Sahelu, epidemie zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych są ściśle połączone z aktywnością pyłu. Pył zwiększa też ryzyko problemów z układem krążeniowym, zawałów serca, udarów. Są badania pokazujące, że może mieć wpływ na występowanie demencji, Alzheimera, problemów ze zdrowiem psychicznym”.

W południowych Stanach Zjednoczonych, północnym Meksyku i częściach Ameryki Południowej występuje nawet grzyb, który dostaje się do organizmu przez wdychanie pyłu i powoduje tzw. „gorączkę doliny” – grzybicę mogącą przebiegać zarówno zupełnie bezobjawowo, jak i doprowadzić do wielomiesięcznego poczucia zmęczenia, bólu głowy, mięśni i stawów, wysypki czy utraty smaku i węchu. W kilku procentach przypadków zakażenie przeradza się w chroniczną przypadłość, mogącą wyewoluować w zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych czy zapalenie kości i szpiku. Owens podsumowuje: „To taki body horror, z grzybami i bakteriami żyjącymi w ziemi, dostającymi się do naszych organizmów. To rezultat burz pyłowych”.

Czy niebo znowu zasnuje czerń?

Zapytany o to, czy możemy dojść do momentu, w którym polepszone metody uprawy roli i lepsza irygacja nie wystarczyłyby w powstrzymaniu kolejnej epidemii zamieci jak z lat 30., dr Thomas Gill nie wyklucza takiego czarnego scenariusza.

„Na tle wielu poprzednich wieków, susza z lat 30. nie była wcale taka szczególna. Wiemy z historycznych danych klimatycznych, że w ostatnim milenium czy dwóch zdarzały się okresy bez opadów nawet kilkukrotnie bardziej intensywne niż w trakcie Dust Bowl. Trwały też znacznie dłużej. W XV wieku zdarzyła się susza, która nie ustępowała przez około 45 lat! Dane pokazują, że takie susze występowały regularnie. Myślę, że to kwestia czasu, kiedy zdarzy się podobna mega-susza, trwająca przez długie dekady. Jeśli uderzyłaby w Wysokie Równiny w tym samym czasie, w którym wyczerpałyby się wody gruntowe w Ogallali, a dodatkowo doświadczylibyśmy zewnętrznego szoku, takiego jak Wielka Depresja czy wojna światowa, przez co nie mielibyśmy funduszy na inwestycje w konserwację gleby… Nawet jeśli wiemy, jak zarządzać ziemią, żeby ograniczyć erozję, to możliwa jest susza, która przemoże nasze najlepsze starania.

To przerażająca myśl, ale jeśli zdarzyłby się odpowiednio zły zbieg okoliczności, Dust Bowl na Wysokich Równinach absolutnie mógłby się powtórzyć”.

Pozytywem jest jednak to, że tak jak działania ludzkie intensyfikują występowanie burz pyłowych i degradację gleby, możemy też przyczynić się do ich ograniczenia. Inicjatywy mające na celu konserwację ziemi rolnej czy „unaturalnienie” upraw, takie jak rolnictwo regeneracyjne, ekologiczne czy zrównoważone, powoli przebijają się do głównego nurtu. Jay Owens podsumowuje naszą rozmowę przestrogą przed myśleniem, że ogromne problemy muszą mieć równie spektakularne rozwiązania, jak sadzenie pasów milionów drzew – czego próbowano m.in. w Chinach. Zamiast tego proponuje: „Postawmy na powolne, nudne odpowiedzi – legislację, lepsze zarządzanie wodą, odejście od szkodliwych praktyk w uprawie ziem. Na oszczędzanie wód gruntowych, na naturalną rekultywację, na sadzenie roślin bardziej odpornych na choroby, dostosowujących się do zmiennego mikroklimatu. To te niezbyt efektowne metody low-tech robią prawdziwą różnicę. Z gigantycznymi ekologicznymi problemami nie poradzimy sobie dzięki gigantycznym technologicznym rozwiązaniom.

Możemy mieć mniej pyłu w XXI wieku, jeśli pozwolimy ziemi powrócić do stanu, w jakim była przed erą wielkiego przemysłowego rolnictwa”. Na koniec pokazuje palcami znak pokoju i rzuca hipisowskim sloganem: „Pozwól naturze wyzdrowieć, człowieku!”.

Oczywiście mówi to prześmiewczym tonem, ale trudno nie wyczuć w nim szczerej nuty.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Jakub Mirowski
Jakub Mirowski

magister filologii tureckiej Uniwersytetu Jagiellońskiego, niezależny dziennikarz, którego artykuły ukazywały się m.in. na łamach OKO.Press, Nowej Europy Wschodniej czy Krytyki Politycznej. Zainteresowany przede wszystkim wpływem globalnych zmian klimatycznych na najbardziej zagrożone społeczności, w tym uchodźców i mniejszości, a także sytuacją w Afganistanie po przejęciu władzy przez talibów.

Komentarze