Empatycznym się jest albo nie. To cecha wrodzona, tak jak kolor oczu, nie można jej wyćwiczyć. Prawda czy fałsz? Sprawdźmy
Dojrzali czytelnicy mogą pamiętać, a młodzi może jeszcze słyszeli w szkole na lekcjach biologii (choć może lepiej, żeby tak nie było), że mózg człowieka rozwija się do pewnego wieku – około 25. roku życia. Później przez lata pozostaje w miarę ukształtowany i stabilny, od pewnego zaś wieku nieodwołalnie tracimy szare komórki.
I musimy się z tym pogodzić (co najwyżej możemy rozwiązywać zagadki i krzyżówki dla zachowania formy umysłowej). Podobnie myślano o inteligencji – przez długie lata była uważana za cechę wrodzoną, niepodlegającą rozwojowi. Cóż, jeszcze do względnie niedawna, czyli lat 90. XX w., nie istniało pojęcie inteligencji emocjonalnej czy empatii rozumianej jako cechy bądź zdolności społecznej.
Zanim zajmiemy się tym, czy empatia jest wrodzona, a jej poziom ustalony i niezmienny, czy też można się jej „nauczyć” (czyli rozwinąć, także będąc osobą dorosłą), uporządkujmy wszystkie te pojęcia.
Brené Brown, badaczka i popularyzatorka odwagi w przywództwie (jej wystąpienia na TED dotyczące wrażliwości, wstydu oraz odwagi notują rekordową liczbę wyświetleń) przywołuje 4 elementy składowe empatii:
(Animację na ten temat można obejrzeć np. tutaj).
Z kolei Marshall Rosenberg, twórca podejścia do komunikacji opartej na empatii, czyli Porozumienia bez Przemocy (NVC – Non-violent Communication) twierdził, że empatia to zdolność do bycia w pełni obecnym przy „tym, co jest żywe w drugiej osobie w danym momencie”, czyli dostrzegać jej uczucia oraz potrzeby, które za nimi stoją
Na przykład: jeśli przyjaciel widzi moje zdenerwowanie, może się zastanowić, czy np. wynika z niewyspania lub podróży w tłoku, upewnić się co do tego i zaproponować spacer w cichym miejscu.
Wokół tych idei powstały prężne ruchy działające na rzecz bardziej autentycznej, empatycznej i opartej na zrozumieniu potrzeb komunikacji z innymi.
Czy jest dostępna tylko osobom, które się ze zdolnością do odczuwania emocji innych osób urodziły? Czy jest zakorzeniona w naszej biologii, w naszych mózgach, i z urodzenia jedni mają jej więcej, a inni mniej?
Jak pisze dr Helen Riess, profesorka psychiatrii w Harvard Medical School i dyrektorka Grupy Badawczej Badań nad Empatią w szpitalu w Bostonie, autorka książki „Siła empatii. 7 zasad zmieniających życie, pracę i relacje”: „Empatia to dynamiczny potencjał podzielania cudzych doświadczeń, zatroskanie, przyjmowanie perspektywy drugiej osoby i reagowanie z troską”.
Co więcej, „Jesteśmy wyposażeni w wyspecjalizowane neurony, które pomagają nam zrozumieć, co się dzieje w mózgach innych osób (…)”.
Ta zdolność rozumienia cudzych uczuć i odczuć jest „podstawą współpracy i wzajemności w ludzkich relacjach”. Te z kolei są nam potrzebne do przetrwania jako gatunkowi społecznemu.
„Nasze mózgi są przystosowane do doświadczania bólu innych osób z dwóch istotnych powodów: aby pokazać nam, czego unikać, oraz aby zmotywować nas do pomocy cierpiącej osobie niezależnie od tego, czy doświadcza bólu fizycznego, psychicznego, emocjonalnego, czy każdego z nich po trochu”.
Empatia okazuje się trzyskładnikowym programem w naszym mózgu. I tak wyróżniamy:
Pojęcie empatii ukuto na podstawie niemieckiego słowa Einfuehlung w latach 20. XX wieku. Początkowo oznaczało ono zdolność do „wczuwania się” i używano go głównie w estetyce, by opisać „doświadczenie emocjonalne wywołane obcowaniem z dziełem sztuki i współodczuwaniem emocji towarzyszących temu dziełu” (H. Riess, s. 29).
Twórczynią nowoczesnego rozumienia empatii nie jako „projekcji uczuć odbiorcy dzieła sztuki”, lecz „współodczuwania” pomiędzy dwiema osobami była Rosalind Cartwright, pracująca w latach 50. XX w. na Uniwersytecie Cornell.
Jej śladem poszli kolejni badacze i w ten sposób utrwaliło się rozumienie empatii jako zdolności do rozumienia uczuć innej osoby, doświadczania oddźwięku emocjonalnego na jej sytuację oraz zdolność do oddzielania cudzych uczuć od własnych, co ma kluczowe znaczenie, gdyż pozwala skutecznie okazać troskę, zamiast ulec przytłoczeniu cudzymi odczuciami (za: H. Riess, s. 31).
Co jednak wiemy o tym, czy empatia jest wrodzona, czy też nie? I sąd to wiemy? Wiemy na pewno, że ma biologiczne podstawy – służącym do jej odczuwania „oprogramowaniem” w mózgu są przede wszystkim neurony lustrzane znajdujące się w korze przedruchowej. Zostały one jednak odkryte dopiero w latach 90. XX wieku.
Do tego czasu sądzono, że empatia jest cechą, a zatem charakterystyką wrodzoną danej osoby, czymś, co się posiada albo nie (cechy, takie jak np. ekstrawersja lub introwersja, do dziś uznaje się za w dużej mierze niezmienne, i w podobny sposób myślano o zdolności do odczuwania empatii).
Odkrycie przez włoski zespół naukowców Giacomo Rizzolattiego i Lailę Craighero komórek nerwowych nazwanych później neuronami lustrzanymi zmieniło wszystko.
Zespół Rizzolattiego prowadził badania nad makakami, aby zrozumieć, jak działa ich kora motoryczna – obszar mózgu odpowiedzialny za planowanie i wykonywanie ruchów. Badacze wszczepili elektrody do mózgu małp, aby śledzić aktywność neuronów, które aktywowały się, gdy małpa wykonywała konkretne ruchy, takie jak sięganie po przedmiot.
Neurony lustrzane odkryto przypadkiem – podczas jednej z sesji eksperymentalnych badacze zauważyli coś zaskakującego. Kiedy jeden z naukowców chwycił przedmiot w obecności makaka, w mózgu małpy uaktywniły się te same neurony, które normalnie były aktywne, gdy małpa sama sięgała po przedmiot.
To oznaczało, że te neurony reagowały nie tylko na wykonanie ruchu przez makaka, ale również na obserwację tego samego ruchu wykonywanego przez inną osobę. W dalszych eksperymentach badacze potwierdzili, że neurony te były aktywne zarówno wtedy, gdy małpy wykonywały określone działania, jak i wtedy, gdy obserwowały, jak ktoś inny wykonuje ten sam ruch.
Jak pisze cytowana już Helen Riess: „Te wyjątkowe neurony zostały nazwane lustrzanymi, ponieważ odzwierciedlają to, co się dzieje w mózgu danego osobnika, i odwzorowują to w mózgu obserwatora. […] Te neurologiczne lustra i wspólne obwody umożliwiają nam nie tylko zrozumienie tego, co myślą inni, lecz także poczucie tego, co czują” (s. 38).
To pozwala nam nie tylko unikać niebezpieczeństwa przez uczenie się z cudzych doświadczeń, co jest oczywistym darem ewolucji sprawiającym, że nie chodzimy wszyscy z poparzonymi i pokaleczonymi palcami, ale także pozwala nam udzielać sobie nawzajem pomocy i wsparcia.
Wyzwanie statycznemu rozumieniu empatii jako cechy rzuciła psychologia społeczna, szczególnie badacze zajmujący się inteligencją emocjonalną. Szczególną rolę odegrał tu Daniel Goleman, którego wydana w 1997 roku książka „Inteligencja emocjonalna” stała się bestsellerem.
Autor podkreślał, że zdolność do rozumienia i kontrolowania własnych emocji ma większy wpływ na odniesienie w życiu sukcesu niż inteligencja ogólna (D. Goleman ”Inteligencja emocjonalna”, s. 34).
Co prawda, jak pisze w swojej przekrojowej analizie tej koncepcji pt. „W związku z inteligencją emocjonalną” dr hab. Magdalena Śmieja z Uniwersytetu Jagiellońskiego, późniejsze badania podważyły część tez Golemana jako nazbyt optymistycznych.
Co ciekawe, Śmieja zauważa również, że wyniki badań sprawdzających, czy istnieje korelacja między empatią a inteligencją emocjonalną, nie są wcale jednoznaczne. Choć empatia jest istotną składową niektórych modeli inteligencji emocjonalnej (D. Golemana, R. Bar-Ona), to bynajmniej nie we wszystkich jest wyodrębniona jako osobna składowa.
Np. w modelu J.D. Mayera, D. Caruso i P. Saloveya, który jest podstawą popularnego testu inteligencji emocjonalnej MSCEIT oraz testu opracowanego w oparciu na tej teorii przez naukowców z UJ, Magdalenę Śmieję, Jarosława Orzechowskiego i Andrzeja Beauvale, empatia jest rozdzielna pomiędzy dwie skale: zdolność rozpoznawania oraz rozumienia emocji.
Choć Mayer i Salovey pierwotnie zakładali, że składowymi IE będą także pewne cechy osobowości, po przeprowadzeniu badań uznali, że jest ona kombinacją zdolności, a zatem można ją rozwijać.
Fakt, że studia nad empatią oraz kursy chociażby z opartego na inteligencji emocjonalnej przywództwa (prowadzone np. przez badacza inteligencji emocjonalnej, prof. Richarda Boyatzisa z uniwersytetu Case Western Reserve) cieszą się rosnącą popularnością, jasno wskazuje, że coraz bardziej doceniamy tę zdolność jako coś, co pozwala budować bardziej harmonijne relacje z innymi.
Empatycznym się jest albo nie. To cecha wrodzona, tak jak kolor oczu, nie można jej wyćwiczyć
Ale co z empatią? Wróćmy do dr Helen Riess – jej model E.M.P.A.T.H.Y (opisany w cytowanej wcześniej książce) jest z powodzeniem nauczany wśród lekarzy i przekłada się zarówno na większą satysfakcję pacjentów ze świadczonej im opieki medycznej, jak i na większą satysfakcję z pracy samych lekarzy.
Riess nazywa swoje podejście „siedmioma kluczami do empatii”. Są to:
Jest to program nauczany wśród specjalistów, których praca wymaga intensywnych kontaktów międzyludzkich: wprowadza zestaw zachowań, które można wyćwiczyć, by zwiększyć swoją satysfakcję z relacji z innymi (jak również zadowolenie innych osób z interakcji z nami).
Przeprowadzono wiele badań, które potwierdziły, że można rozwijać empatię i umiejętności społeczne. Np. te prowadzone przez Carla Davida Batsona dotyczące motywacji prosocjalnych i empatii udowodniły, że programy treningowe mogą skutecznie zwiększać empatię i zachowania altruistyczne u uczestników, także u dzieci (Batson, C. D., & Shaw, L. L. (1991). “Evidence for altruism: Toward a pluralism of prosocial motives” Psychological Inquiry, 2(2)).
Co ciekawe, przeprowadzono liczne badania nad rozwijaniem empatii przez dzieci. Badania Martina Hoffmana i innych badaczy z lat 80. i 90. XX wieku wykazały, że empatia może być rozwijana od najmłodszych lat.
Obserwował on dzieci oraz prowadził rozmowy z ich rodzicami i nauczycielami, by zrozumieć, jak dzieci reagują na objawy stresu i dyskomfortu u innych.
Prace Hoffmana (M. Hoffmann „Empathy and moral development. Implications for caring and justice”) pokazały, że dzieci rozwijają empatię stopniowo, zaczynając od bardziej podstawowych form „zarażenia emocjonalnego” (odzwierciedlanie emocji innych), a następnie w miarę dojrzewania przechodzą do bardziej złożonego rozumienia odczuć innych i reagowania troską (przykładowo: kilkuletni chłopiec może przynieść mamie poduszkę do podłożenia pod skręconą kostkę, jego rówieśniczka – podsunąć misia smutnej koleżance, by ją pocieszyć).
Badania Hoffmana przyczyniły się do rozpoznania, że
empatia nie jest stałą cechą, ale czymś, co może być rozwijane.
Z kolei badania prowadzone m.in. przez Tanię Singer skupiają się na neurobiologicznych podstawach empatii. Jej prace wykorzystują neuroobrazowanie (EEG, fMRI – funkcjonalny rezonans magnetyczny, PET – pozytonową tomografię emisyjną, a także pomiary poziomu hormonu oksytocyny) do zrozumienia, jak mózg reaguje na emocje innych. Singer zaobserwowała, że bardziej intensywne kontakty z innymi (dorosłymi i dziećmi) wzmacniają rozwój empatii u dzieci.
Wiemy już więc ponad wszelką wątpliwość, że empatii można się nauczyć. Oczywiście, punkt wyjścia każdej, każdego, każdx z nas jest inny, a czynniki genetyczne i środowiskowe jak najbardziej mają wpływ na to, z jakiego pułapu startujemy.
Możliwe jest jednak zwiększenie swoich umiejętności poprzez systematyczny trening rozpoznawania i rozumienia uczuć własnych i innych osób oraz wpływania na sposób, w jaki są wyrażane.
Z wykształcenia językoznawczyni, studiowała polonistykę, psychologię i gender studies na UW i SWPS. Z zawodu konsultantka i trenerka umiejętności społecznych, coach kariery. Mieszka w lesie pod Warszawą
Z wykształcenia językoznawczyni, studiowała polonistykę, psychologię i gender studies na UW i SWPS. Z zawodu konsultantka i trenerka umiejętności społecznych, coach kariery. Mieszka w lesie pod Warszawą
Komentarze