George Bernard Shaw twierdził: Nie czyń drugiemu, co tobie miłe, bo możliwe, że macie zupełnie inny gust. „I jest w tym sporo prawdy” – mówi OKO.press Mirosław Brejwo, autor książki o samotności
Dlaczego tylu z nas cierpi z racji samotności? Czy można być w stałym związku, a mimo tego czuć się samotnym? Kogo częściej dotyka samotność – mężczyzn czy kobiety? Osoby młode czy starsze? Co zrobić, by przełamać samotność? Jak może wyglądać pierwszy krok na tej drodze? Czy samotność ma też dobre strony, a jeśli tak, to jakie?
Na te i na inne pytania dotyczące samotności próbuje odpowiedzieć psycholog, psychoterapeuta Mirosław Brejwo w świeżo wydanej przez „Znak” książce „Oswoić samotność. Od poczucia pustki do akceptacji i bliskości”.
Mirosław Brejwo*: I jakie wrażenia po lekturze książki?
Sławomir Zagórski, OKO.press: Przeczytałem ją z przyjemnością. Zwróciłem uwagę na to, że jest napisana w sposób prosty i spokojny. Że traktuje pan czytelnika z przyjaźnią. Wyniosłem z niej dwa przesłania. Po pierwsze, jeśli chcemy zrobić coś ze swoją samotnością, powinniśmy starać się być łagodni i wyrozumiali dla siebie samych. A po drugie, nie oczekujmy zbyt wiele zbyt szybko. Nawiązanie nowych relacji bądź zmiana tych, w których jesteśmy, wymaga czasu.
Ja raczej zachęcam do przyjrzenia się sytuacji. Poszukania tego, co można zmienić. Ale też bez wyraźnego narzucania gotowych rozwiązań. Nie chciałem bowiem, żeby książka była przytłaczająca.
Starałem się z jednej strony pokazać, że jest nadzieja. Jest przestrzeń do wprowadzania zmian, nawet jeżeli ktoś odczuwa samotność przez wiele, wiele lat.
Ale z drugiej strony próbowałem też hamować entuzjazm w tym względzie. Chodziło mi o to, żeby czytelnicy nie oczekiwali, że „Minie tydzień i na pewno znajdę osobę, z którą będzie mi dobrze”. Takie podejście powoduje, że można poczuć się jeszcze bardziej osamotnionym.
Jeżeli ktoś podchodzi zbyt entuzjastycznie do wprowadzenia zmian i spotka go niepowodzenie – czego prawdopodobieństwo niestety jest spore – zaczyna szukać problemów w sobie. Myślę tu nie tylko o relacjach romantycznych, ale w ogóle o budowaniu więzi z innymi.
I tu wracamy do wspomnianej przez pana wyrozumiałości dla siebie. Na skutek niepowodzenia ludziom często wydaje się, że nie nadają się do relacji i zaczynają się wycofywać. A im dłużej się wycofują, tym trudniej podjąć działanie.
Skąd pomysł na książkę o samotności? Czyżby to był jeden z lejtmotywów rozmów, jakie prowadzi pan w gabinecie psychoterapeuty?
To rzeczywiście jeden z powodów. Samotność często przewija się w mojej pracy w gabinecie. Ale dowiaduję się o niej niejednokrotnie także od osób, z którymi nie pracuję bezpośrednio, a którzy są słuchaczami mojego podcastu.
Uderzyło mnie, że wiele osób, zwłaszcza takich, które są w relacjach, nie nazywa tego, co czuje, samotnością. Bo samotność zwykle kojarzy się nam z tym, że nie jest się w związku. Tymczasem nie zawsze musi tak być.
Doszedłem do wniosku, że zjawisko samotności jest na tyle częste, że dobrze byłoby zebrać trochę różnych zadań czy pomysłów na zmiany. Po to właśnie, by możliwie dużej grupie osób ułatwić przyjrzenie się sytuacji i zaplanowanie pewnych eksperymentów.
Stąd pojawienie się w książce propozycji ćwiczeń, stanowiących zachętę do pracy własnej.
Bo oczywiście można tego typu książkę wyłącznie przekartkować. Ale można też spróbować wykonać pewne rzeczy, które mogą przełożyć się na naszą codzienność. Z tym że tempo pracy powinno być indywidualne i dostosowane do potrzeb danej osoby.
Jeżeli ktoś czuje się samotny, bo po prostu nie ma relacji, prawdopodobnie będzie skupiał się na innych rozdziałach, innych zadaniach, niż osoba, która ma wokół siebie ludzi, ale te relacje nie są zadowalające.
Bo samotność to stan, którego się doświadcza w momencie, w którym nasze więzi są niewystarczające. A to z kolei może oznaczać, że albo ich nie mamy, albo że mamy więzi, tylko ich jakość nie jest taka, jak byśmy chcieli.
Na ile samotność jest dziś zjawiskiem powszechnym, żeby nie powiedzieć plagą? Sądzi pan, że 20-30 lat temu rzadziej cierpieliśmy z tego powodu?
Niekoniecznie.
Jeśli chodzi o kwestię badań naukowych nad samotnością – a dodam, że jestem fanem pięknych, dobrze zaprojektowanych merytorycznie, metodologicznie badań – to przyznam, że różnie z tym bywa. Chociażby ze względu na to, że przyjmuje się różne skale.
Natomiast faktycznie w ostatnich latach zyskuje na popularności pojęcie „epidemia samotności”. Tymczasem badania tego nie potwierdzają. Nie ma zresztą tych badań bardzo wielu, ale gdy przyjrzymy się tym z ostatnich 20-30 lat, okazuje się, że poziom odczuwanej subiektywnej samotności wcale się dramatycznie nie zwiększył.
To prawda, że w trakcie pandemii poczucie samotności było nieco wyższe, chociażby ze względu na poziom izolacji.
Reasumując, powiedziałbym, że poziom samotności od lat jest na zbliżonym poziomie. Co nie zmienia faktu, że jest to poziom wysoki i że wielu ludzi doświadcza z tego powodu negatywnych konsekwencji.
Powiedział pan, że z badaniami naukowymi na temat samotności różnie bywa. Co pan przez to rozumie?
To, że na jakiekolwiek pytanie szukałby pan odpowiedzi, np. kto jest bardziej samotny – kobiety czy mężczyźni, młodsi ludzie czy starsi – to pewnie znalazłbym badania, których wyniki potwierdziłyby każdą odpowiedź.
Jeśli mówimy o samym aspekcie metodologicznym, podstawowym pytaniem jest to, jak mierzona jest samotność. Bo niektórzy badacze uznają za samotnych tych, którzy nie są w związku. Ja się z takim podejściem nie zgadzam, bo – jak mówiliśmy – można być w związku i być samotnym, a można nie być w związku, a mimo to samotności nie odczuwać.
Ale znamy też badania, które weryfikowały samotność poprzez pojedyncze pytania w stylu: „Czy masz kogoś, kogo możesz poprosić o pomoc, jeśli tego potrzebujesz?”
Najczęściej do badania samotności używa się skalę samotności UCLA opracowaną na Uniwersytecie Kalifornijskim w Los Angeles.
Ma ona różne warianty, ale najczęściej jest to zbiór 20 pytań, podobnych do tego, które przed chwilą podałem.
Stosuje pan tę skalę w pracy z pacjentami?
Sporadycznie. Zwykle w zupełności wystarczy rozmowa. Jeżeli chodzi o poczucie samotności, to robiąc odpowiedni wywiad, można dość dokładnie je ocenić.
Zresztą w trakcie takiego wywiadu pada wiele pytań zbliżonych do skali UCLA. Np. czy czujesz się rozumiany przez innych ludzi? Czy masz bliskie kontakty? Czy są one satysfakcjonujące?
Warto dodać, że ta sama sytuacja w przypadku dwóch różnych osób może dać zupełnie inny efekt. Bo jednemu posiadanie dwójki przyjaciół, z którymi rozmawia raz na dwa tygodnie, całkowicie wystarcza. I jak go zapytamy, czy czuje się opuszczony, odpowie: „W życiu. Ciągle mi zawracają głowę”. A ktoś inny w tych samych okolicznościach będzie się uskarżał, że nie ma z kim rozmawiać.
Zamierzałem zadać dokładnie te pytania, które już pan przytoczył. A zatem kto jest bardziej samotny – mężczyźni czy kobiety? W książce cytuje pan wynik badania wskazującego, że problem dotyczy dziś szczególnie młodych mężczyzn.
Faktycznie sugerują to wyniki badania Instytutu Pokolenia z 2022 roku. Ale są też badania, które tego nie potwierdzają. Np. to, również cytowane w książce, na grupie ok. 20 tysięcy Europejczyków, które pokazuje, że nie ma dużych różnic między płciami, choć zmienia się to z wiekiem. Wśród osób najmłodszych – liczących 18-20 lat – częściej kobiety czują samotność. Potem odczuwają ją częściej mężczyźni. A po czterdziestce znów poziom samotności jest nieco wyższy u kobiet.
Warto dodać, że czynnikiem, który może zaburzać wyniki takich badań, jest poziom otwartości.
Kobietom zwykle łatwiej mówić o swoich emocjach i przyznawać się do własnej słabości, co może sugerować, że łatwiej jest im też przyznać się do samotności. Z drugiej strony ta sama cecha może powodować, że kobietom łatwiej budować głębsze więzi, a to z kolei może przyczyniać się do spadku poczucia samotności.
Przechodząc do wieku, mam wrażenie, że im człowiek starszy, tym samotność jest coraz bardziej dojmująca. Za młodu mamy liczne grono znajomych, potem zaczyna się ono kurczyć, wreszcie znajomi zaczynają umierać.
Badania sugerują, że w ciągu naszego życia są tu 3 fazy. Młodzi dorośli często uskarżają się na samotność. Widać to choćby po erze COVID-u. Potem, wraz z upływem lat, poziom samotności spada. I wreszcie w wieku starszym, powiedzmy od 70. roku życia w górę, samotność zazwyczaj znów jest bardziej odczuwalna.
W przypadku osób młodszych wydaje się, że żyjemy czasach, kiedy łatwiej o dużą ilość relacji, a trudniej o ich jakość.
Można poznawać wielu ludzi, mieć mnóstwo znajomych w Internecie, ale zbudowanie jakościowych relacji niestety już nie jest takie proste.
To może frazes, ale samotność ma różne oblicza. W zależności od wieku czy od stanu zdrowia poczucie samotności mogą wywoływać zupełnie inne rzeczy. Dla kogoś to może być śmierć bliskich osób, z którymi tworzyło się relacje przez lata. Naturalnie statystycznie im jesteśmy starsi, tym większe prawdopodobieństwo, że coś takiego nas dotknie.
A dla kogoś młodszego, źródłem samotności może być to, że nie ma ludzi, z którymi można się spotkać, wyjechać na wakacje. Albo, że jest się w nowym miejscu pracy czy zamieszkania i trzeba poznawać nowe osoby. Ludziom starszym trudniej znaleźć okazję do poznawania nowych osób. Z kolei młodsi mają na to przestrzeń, ale często przychodzi im to z trudem.
Dlaczego w ogóle ludzie są samotni? Przyczyna tkwi w nich samych, czy raczej w tym, co na zewnątrz?
Wskazanie jednego winowajcy jest tu bardzo trudne. Powtórzę – samotność bierze się z tego, że nasze relacje są niewystarczające. A dlaczego tak jest? Odpowiedzi może być bardzo dużo.
Zacznijmy od nas samych.
Ważne jest to, na ile potrafimy ufać ludziom, na ile jesteśmy otwarci w relacjach. Ale też, jakie mamy przekonania na temat swój, świata i innych osób. Czy chociażby, jakie błędy popełniamy, interpretując różne relacje, czy łatwo skupiamy się na negatywach. Jeżeli np. ktoś na 10 naszych telefonów raz powie, że nie ma dla nas czasu, a my stwierdzamy od razu, że nigdy nie ma dla nas czasu, to tego typu błędy poznawcze będą znacznie zwiększały poczucie samotności.
Warto pamiętać, że do poczucia samotności mogą także przyczyniać się różnego rodzaju zaburzenia osobowości albo choroby, takie jak depresja czy zaburzenia lękowe.
Ale oczywiście to nie wszystko. Bo gdy mówimy o jakości relacji, ludzie, z którymi je tworzymy, też mogą przyczyniać się do naszego poczucia samotności. Będąc np. w relacji przemocowej, z nami „wszystko może być OK”, ale gdy będziemy mierzyć się z ciągłym niezrozumieniem, krytykowaniem, obwinianiem, poczucie samotności oczywiście będzie rosło.
Dla jasności – nie zawsze musi być tak, że żeby być niezrozumianym w relacji, trzeba być w relacji przemocowej. Czasem po prostu druga osoba nie wie do końca, jakie są nasze potrzeby. I wtedy po pierwsze trzeba zrozumieć nawzajem, czego potrzebujemy, a po drugie nauczyć się mówić o tych potrzebach tak samo, jak przy stawianiu granic.
A zatem jedne z przyczyn samotności tkwią w nas, a inne w osobach, z którymi się stykamy, na co nie zawsze mamy wpływ.
Czasem chodzi więc o to, by je zaobserwować i stwierdzić czy to coś, o czym możemy porozmawiać i ewentualnie liczyć na zmianę, czy raczej coś, co musimy zaakceptować.
Do tego dochodzi jeszcze kategoria różnych czynników obiektywnych. Może lepiej nazwać je „środowiskowymi”. Mam na myśli np. fakt, że ktoś wyjeżdża do pracy za granicę i siłą rzeczy obie strony mogą czuć się osamotnione.
Trudno powiedzieć, które z wymienionych czynników decydują w największym stopniu o naszym poczuciu samotności. W książce zachęcam do skupienia się przede wszystkim na tym, na co mamy wpływ. A ponieważ zwykle największy wpływ mamy na siebie, więc to ten obszar, na którym najłatwiej pracować.
Ze spraw, które pan wymienił, szczególnie zwraca uwagę umiejętność komunikacji. Często nie uświadamiamy sobie pewnych potrzeb, a jeśli nawet tak jest, trudno nam je zakomunikować drugiej osobie. Czasem to bolesne dla nas samych. Czasem wydaje się nam, że możemy kogoś zrazić, więc chowamy głowę w piasek, udając, że wszystko jest OK. Albo próbujemy się porozumieć, ale to nie spotyka się ze zrozumieniem drugiej strony.
To prawda. Umiejętność komunikacji, wyrażania swoich potrzeb, stawiania granic, to ogromne wyzwanie, które jest bazą do tworzenia satysfakcjonujących relacji. Nawet w naszej rozmowie często podkreślamy to zróżnicowanie, że dla jednej osoby coś będzie przejawem samotności, a dla innej nie.
Tak samo, jeśli mamy dwójkę osób, będących w relacji romantycznej lub przyjacielskiej, możemy być pewni, że każda z nich ma nieco inne potrzeby, np. jeżeli chodzi o poziom otwartości mówienia o sobie, czy o potrzebę czasu, który chciałyby wspólnie spędzać.
To wszystko wymaga omówienia, zrozumienia. Niestety, czytanie w myślach ciągle idzie ludziom słabo i oczekiwanie, że druga osoba się domyśli, bardzo często może prowadzić do frustracji, że czujemy się nierozumiani. Bo druga osoba powinna przecież wiedzieć, co jest dla mnie ważne, ale niby czemu powinna?
Nawet jeżeli druga osoba ma jak najlepsze intencje i chce z nami budować dobre więzi, to jeżeli będzie starała się je budować w sposób, który jest dla niej dobry, może się okazać, że dla nas wcale on dobry nie jest.
George Bernard Shaw stwierdził „Nie czyń drugiemu, co tobie miłe, bo możliwe, że macie zupełnie inny gust”. I jest w tym sporo prawdy.
Znaczna część różnego rodzaju terapii par skupia się właśnie na tym, żeby nauczyć się wyrażać swoje potrzeby.
Ale też nie interpretować błędnie różnych komunikatów ze strony drugiej osoby, bo to niestety też często ma miejsce.
Daje pan w książce wiele szczegółowych rad jak zanalizować swoją sytuację, jak próbować wyjść z samotności. Ciekaw jestem od czego zaczyna pan pracę z pacjentami w gabinecie psychoterapeuty w tej kwestii.
Od wyeliminowania takich czynników, jak zdiagnozowanie depresji, zaburzeń lękowych, które mogłyby zmienić kolejność działań.
W przypadku, gdy ustalimy, że dana osoba faktycznie mierzy się z poczuciem samotności, zastanawiamy się, z czego to przede wszystkim wynika, jak długo trwa i co było początkiem tego stanu.
Bo jeśli poczucie samotności jest efektem tego, że ktoś niedawno stracił bliską osobę lub zakończył jakąś relację, może się okazać, że nie trzeba robić niczego nadzwyczajnego. Poza dbaniem o siebie, ewentualnie kontaktem z innymi osobami, które są wokół i daniem sobie przestrzeni do odczuwania aktualnych emocji.
Natomiast gdy samotność trwa dłużej, należałoby się zastanowić, co jest najłatwiejszego do zrobienia na dobry początek? Co zrobić w najbliższym czasie, żeby zauważyć jakąkolwiek różnicę in plus?
Oczywiście można też teoretycznie na samym początku stworzyć bardzo precyzyjny plan działania, składający się z wielu punktów, ale może się okazać, że to będzie zbyt przytłaczające.
Najlepiej zacząć od rzeczy stosunkowo prostych. Jak np. widzisz, że brakuje ci więzi z ludźmi, czasem pierwszym krokiem mogłoby być przyjrzenie się, czy są jakieś relacje, które kiedyś były dla ciebie cenne, a potem z jakiegoś powodu zostały przerwane.
Tu często włącza się takie myślenie: „No tak, tej drugiej osobie już nie zależy i dlatego nie mamy kontaktu od roku czy dwóch”. Więc czasem chodzi o to, żeby dać sobie prawo do zweryfikowania tej tezy. Zacznijmy od tego, by zadzwonić do jednej z tych osób i spytać, czy chciałaby się spotkać.
Zróbmy zatem jeden mały eksperyment.
Zadbajmy, by w przyszłym tygodniu zdarzył się o jeden kontakt z ludźmi więcej niż w tym.
Zobaczmy, jak nam poszło. Jak się z tym czuliśmy.
Praca terapeutyczna ma to do siebie, że wymaga bardzo indywidualnego podejścia. Jestem bowiem pewien, że na 10 samotnych osób, które przyszłyby do mnie do gabinetu, prawdopodobnie każda z nich zaczęłaby działać nieco inaczej.
Również w książce podkreślam, że ważne jest określenie, co jest źródłem problemu i wybranie tych działań, które będą dla nas najlepsze. Nie chodzi o to, by przerabiać wszystkie rozdziały po kolei. Być może warto zacząć od rozdziału szóstego, a wcześniejsze odpuścić. To też będzie OK.
A jak idzie pana pacjentom z przezwyciężaniem samotności?
Bardzo różnie. To zależy od wielu czynników. Czasem sytuacja poprawia się bardzo szybko, a czasem zajmuje to długie miesiące.
Dodam, iż celem książki niekoniecznie jest wyjście z poczucia samotności, ale chociażby sprawienie, by poczucie samotności było mniejsze. By nie wywoływało silnego cierpienia.
Upraszczając, jeżeli ktoś, kto sięga po książkę, czuje, że poczucie samotności w jego życiu wynosi powiedzmy 8 na 10, to jeśli na skutek różnych działań będzie się czuł samotny 4 na 10, może to być nieidealne, ale wystarczające, by nie czuć już wielkiego cierpienia.
„Oswojona” samotność ma też swoje dobre strony.
Ma pan rację.
Wyobraźmy sobie, że zakończyliśmy jakąś romantyczną relację. Czasem może być dobry czas na to, żeby niejako tę samotność wykorzystać. Pomyśleć o rzeczach, na które nie zawsze jest czas, gdy jesteśmy w relacji. Może to będzie moment spokojnego zastanowienia, które pozwoli nam lepiej zrozumieć własne potrzeby. Zrozumieć wspomniane granice, żeby móc łatwiej o nich mówić, gdy będziemy budować nową relację.
To może być także czas na to, by np. zadbać o swoje samopoczucie fizyczne. Bo to ma również spory wpływ na nasze samopoczucie.
Zacytował pan Showa, a mnie przypomina się powiedzenie Arthura Schopenhauera, że człowiek ma dwóch wrogów – cierpienie i nudę. Jeżeli ktoś nie nudzi się z sobą samym, łatwiej sobie daje radę z samotnością.
To prawda.
W książce piszę o tym, że można być samemu i spędzać czas w wartościowy sposób. I nie chodzi o to, by zagłuszać emocje i wmawiać sobie, że nie potrzebujemy relacji z ludźmi, jeśli ich potrzebujemy. Tylko w oczekiwaniu na te relacje, dać sobie prawo do tego, że nawet jeśli czegoś mi brakuje, jestem w stanie ten czas wykorzystać w satysfakcjonujący sposób.
Mówiliśmy, że ludzie będąc w związku często czują się w nim samotnie. Ale zerwanie takiego związku, zwłaszcza po latach bycia razem, jest trudne. Wymaga odwagi.
Zerwanie relacji, mówiąc kolokwialnie „z byle powodu”, zwykle nie jest dobrym rozwiązaniem.
Bo nawet w najlepszych relacjach pojawiają się konflikty, różnice zdań.
Natomiast czasami bycie w związku rzeczywiście nie służy osobom, które w nim są. I to wcale nie musi być relacja przemocowa. Czasem dwójce ludzi jest trudno stworzyć świetny związek, chociażby dlatego, że ich wartości i oczekiwania co do życia są zupełnie odmienne. Np. dla jednej z nich niezwykle ważną potrzebą jest posiadanie dzieci, a druga jest absolutnie pewna, że dzieci mieć nie chce. To trudne do pogodzenia i być może w takim przypadku najlepszym rozwiązaniem będzie zakończenie relacji.
Oczywiście to zawsze wymaga przeanalizowania, zastanowienia się nad sytuacją, bo nie chciałbym też upraszczać: „Tutaj macie jakąś niezgodność, to się rozstańcie”. W żadnym wypadku.
Natomiast w wielu przypadkach, jeżeli chodzi o radzenie sobie z samotnością, tym, co jest kluczowe, jest pewna odwaga do działania. W tym odwaga wyjścia z niesatysfakcjonującego związku.
*Mirosław Brejwo – psycholog z wieloletnim oświadczeniem. Specjalizuje się w poradnictwie i szkoleniach z zakresu efektywności osobistej, wzmacniania odporności psychicznej i radzenia sobie z kryzysami. Autor popularnego podcastu „Psychologia, którą warto znać” oraz książki „Oswoić samotność. Od poczucia pustki do akceptacji i bliskości” (wyd. Znak, Kraków, 2024).
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze