0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Natalia KOLESNIKOVA / AFPFoto Natalia KOLESNI...

Tegoroczna dynamika białoruskiej inflacji od stycznia stopniowo się zwiększa, osiągając w lipcu 7,4 proc.. Bliżej końca roku zaczęła spadać i w październiku równa była 6,9 proc. To 1,9 punktów procentowych ponad celem inflacyjnym, wyznaczanym przez Narodowy Bank Republiki Białorusi.

Wystąpienie białoruskiego dyktatora było wybiegiem już stosowanym, gdy wszystkie inne środki zawiodły. Może też wywołać u niektórych uśmiech politowania – przecież nie da się zatrzymać cen siłą woli. A może jednak białoruski polityk posiada taką moc?

Przeczytaj także:

„Nie możesz przejść”

Pozwolę sobie na krótką wycieczkę w przeszłość. Alaksandr Łukaszenka objął władzę w 1994 roku. To były pierwsze wybory prezydenckie w historii tego kraju po 1991 roku. Przez następne dwa lata konsolidował władzę i proces ten uważa się za zakończony w 1996 roku po referendum podporządkowującym cały aparat państwowy prezydentowi. Przede wszystkim politykę ekonomiczną, w tym – cenową. Od tego momentu całość decyzji w sferze makroekonomicznej skupione zostały w Administracji Prezydenta. To białoruski przywódca jest ostatnim decydentem w tej sferze.

Łukaszenka wielokrotnie w czasie swych rządów wydawał polecenia cenom. W 2011 roku Białoruś dotknięta została kryzysem finansowym, który skutkował przeciętną roczną inflacją na poziomie 53 proc., a skumulowaną wynoszącą 108 proc. Do dziś są to najwyższe poziomy tych wskaźników od 2002 roku. W połowie tegoż roku białoruski polityk powiedział, że „zakazuje kategorycznie podnoszenia cen powyżej 3-5 proc. bez mojej wiedzy”.

Drugi przykład osobistego kierowania stawkami znaleźć możemy w 2015 roku. Białoruski polityk podkreślał, że utrzymanie niskiego poziomu cen pozwoli uniknąć zwiększenia płac w kraju. Dlatego polecił, aby: „dać wszystkim do zrozumienia: biznesmenom, przedsiębiorcom, kierownikom państwowych przedsiębiorstw i wszystkim innym, żeby nie szarpali teraz cen”. Średnia inflacja na koniec roku wyniosła 13 proc., o dwa punkty procentowe mniej, niż rok wcześniej.

W 2022 roku, choć wzrost cen nie był tak szokujący jak w 2011, Łukaszenka po raz kolejny zakazał wzrostu cen. Podobnie jak w tym roku zakaz ten obowiązywał od 6 października. Łukaszenka zagroził odpowiedzialnością karną osobom, które pozwoliłyby na zmiany stawek po tym terminie.

Gospodarka białoruska dotknięta była wtedy skutkami międzynarodowych sankcji po stłumieniu protestów w 2020 roku oraz negatywnymi skutkami wsparcia drugiej fazy rosyjskiej agresji na Ukrainę. Groźby prezydenta miały przeciwdziałać skokowemu wzrostowi cen, jak to miało miejsce w 2011 roku. Ostatecznie średnia inflacja za 2022 rok wyniosła 15 proc., a więc poniżej prognozowanego przez Bank Narodowy poziomu 19 proc.

Nie pierwszy raz zatem, niczym Gandalf Szary Barlogowi w Morii, Łukaszenka mówi cenom białoruskim „nie przejdziecie”.

Czy ceny są posłuszne zaklęciom?

Jak w wypadku owej sceny opisanej w „Drużynie Pierścienia”, tak i w przypadku stawek produktów i usług białoruskich same słowa nie wystarczą. Potrzebna jest moc sprawcza.

Fundamentem tej sprawczości jest istnienie w Białorusi systemu kontroli cen. W pierwszej połowie lat 90. władze w Mińsku rozpoczęły – powolny i ograniczony, ale jednak – proces usuwania sowieckiej struktury nadzoru nad cenami. W czasach istnienia ZSRS nazywano to „systemem kreowania cen”. W uproszczeniu opierał się on na wypracowywaniu przez Państwowy Komitet ds. Cen stawek obowiązujących w systemie gospodarczym, w porozumieniu z lokalnymi władzami republik.

Mimo początkowych planów białoruskie scentralizowane formowanie cen nie zostało nigdy całkowicie zniesione. Ustawa z 1999 roku (obecna redakcja z 2005) czyni Łukaszenkę osobą odpowiedzialną za „jednolitą politykę państwową w zakresie formowania cen”. Dokument ten stwierdza też, że generalnie w Białorusi stawki na towary, pracę i usługi są wolne, z wyjątkiem tych elementów, których listę określa prezydent.

W praktyce to Rada Ministrów wydaje regularne postanowienia, które określają zakres dopuszczalnych cen oraz poziom marż na dane produkty. Za bieżącą obsługę całego procesu przygotowywania tych postanowień oraz kontrolę ich wdrażania odpowiada Ministerstwo Regulacji Antymonopolowych i Handlu.

Obecna struktura kontroli cen oparta jest na postanowieniu Rady Ministrów, które pochodzi z 20 października 2022 roku. Wydano je po wspomnianym Łukaszenkowskim zakazie wzrostu cen.

Producenci krajowi, zgodnie z tym dokumentem, uzgadniają swoje ceny z władzami lokalnymi. Importerzy zaś i sprzedawcy detaliczni kierują ustalanymi okresowo wykazami zawierającymi maksymalne marże na dane towary. Systemem objęte są wszystkie podmioty gospodarcze w Białorusi – przedsiębiorstwa państwowe, prywatne, a także „indywidualni przedsiębiorcy” (formuła zbliżona do polskiej jednoosobowej działalności gospodarczej).

W załączniku do postanowienia wymieniono 370 regulowanych pozycji, wśród których znajdziemy m.in. grabie, lakier do paznokci, buty, jabłka, konserwy rybne, mleko, chleb. Najniższe dopuszczalne marże detaliczne (15 proc.) dotyczą podstawowych produktów żywnościowych, najwyższe (55 proc.) towarów luksusowych takich jak odzież, ale też np. torby foliowe.

Magia w działaniu

W praktyce ceny oczywiście nie są kontrolowane na bieżąco, a sankcje na przedsiębiorstwa za naruszenie przepisów (głównie finansowe) nakładane są dopiero po długotrwałym postępowaniu. Mimo oficjalnej, twardej narracji, codzienność realizacji zaleceń dotyczących cen nie jest tak ścisła i jednoznaczna. I nie może być z powodu cech charakterystycznych białoruskiej gospodarki.

Wysoka presja na wzrost cen jest w niej elementem stałym i Łukaszenka ma tego świadomość. Wynika to z kilku czynników. Ekonomia Białorusi jest bardzo mocno związana z rosyjską – to główny inwestor, parter handlowy i kredytodawca. Ponadto (co ważne dla siły nabywczej białoruskiego rubla), całość dwustronnej wymiany handlowej realizowana jest w rosyjskich rublach, więc jakiekolwiek wahania tej waluty podważają stabilność białoruskiego pieniądza.

Zagraniczny handel białoruski jest do tego w dużym stopniu uzależniony od surowców energetycznych, co czyni go podatnym na globalne wahania cen energii. Wreszcie – makroekonomiczna polityka Mińska opiera się (w skrócie) na utrzymywaniu wysokiego poziomu produkcji i stymulowaniu popytu wewnętrznego.

Wszystko to sprawia, że system centralnej kontroli cen jest płynny. W czasach kryzysów listy kontrolowanych usług i produktów są rozszerzane, maksymalne marże redukowane, a kontrola ich implementacji – ściślejsza. W czasach względnej prosperity struktury nadzoru są rozluźniane. Ponadto istnieją dodatkowe elementy formowania cen, które np. pozwalają je obniżyć, jeśli kupujący należy do pewnej konkretnej grupy (m.in. emeryci i emerytki, matki i ojcowie itp.). Poza tym Łukaszenka może w każdej chwili zmienić obowiązujące przepisy swoim dekretem i zmodyfikować system, gdy uzna, że tak trzeba.

Kluczowe jednak jest utrzymywanie najniższych jak to możliwe cen podstawowych produktów żywnościowych. O tym też najczęściej mówi Łukaszenka podczas spotkań z przedstawicielami administracji ekonomicznej. Obietnicę taniej żywności dla obywateli wciąż uważa za podstawę, na której opiera się jego władza. Ponieważ polityka cenowa, tak jak cała białoruska polityka makroekonomiczna ma cel niekapitalistyczny, nierynkowy – utrzymanie Alaksandra Łukaszenki u władzy.

Gorzej niż w Rosji

Choć ceny udaje się utrzymać na stosunkowo niskim poziomie, poziom życia w Białorusi jest nieco niższy niż w siostrzanej Rosji i zdecydowanie niższy niż we wrogiej Polsce.

W sierpniu bieżącego roku w Białorusi przeciętne zarobki wyniosły 2762,70 białoruskich rubli, czyli równowartość 2980,51 zł. Niezależna grupa analityczna „Białoruś – Ekspertyza” opracowała tzw. indeks placka ziemniaczanego (oparty o anglosaski „index BigMac”), pozwalający określić średnią cenę tego popularnego białoruskiego dania, a poprzez to zrozumieć przybliżoną cenę życia w kraju nad Swisłoczą.

Wyliczany jest na podstawie wartości składników posiłku w dwóch wersjach – dla przeciętnych obywatelek i obywateli (ze śmietaną i wędliną) oraz dla bogatszej części społeczeństwa (z kawiorem oraz rybą dobrej jakości).

W sierpniu pierwsza wersja kosztowała 13,21 białoruskich rubli (14,26 zł), a droższa – 43,15 białoruskich rubli (46,58 zł).

W tym samym miesiącu w Rosji średnia pensja wynosiła 92 866 rubli, czyli 4321,67 PLN. Sytuację społeczną zmierzyć można podobnym „indeksem barszczu”, który wyceniany jest bez rozbicia na wersję „biedniejszą” i „bogatszą”. W trzecim kwartale wartość indeksu wyniosła 225,49 RUB, a więc 10,49 PLN.

Polska społeczność analityczna nie wypracowała własnego odpowiednika białoruskiego i rosyjskiego indeksu, zmodyfikowała jedynie ten związany z amerykańską firmą żywieniową, badając cenę „kanapki drwala”. Jej wartość podawana jest w listopadzie za cały rok – wyniosła 25,9 zł. Tymczasem przeciętna pensja nad Wisłą we wrześniu (brak nowszych danych) równa była 8750,34 PLN.

Widać więc, że dochody w Polsce (ale i koszty życia) są przeciętnie wyższe od rosyjskich. W Białorusi zaś, chodź przychody z pracy są niższe od tych u wschodniego sąsiada, to koszty życia jednak są wyższe.

Nie czarodziej a prestidigitator

Na postawione w tytule pytanie muszę odpowiedzieć jednoznacznie „nie”. Łukaszenka nie zatrzymuje wzrostu cen siłą woli. Nie jest magiem, który posiada nadprzyrodzoną moc. W naszych oczach, osób patrzących na niego z Zachodu, jest raczej iluzjonistą – kimś, kto wykorzystuje niewidoczne dla nas machiny, by zaskoczyć nas sztuczką. Ta machina to odmienny, odgórnie i centralnie kontrolowany system ekonomiczny.

Rządy Łukaszenki doprowadziły do wykształcenia się w Białorusi specyficznego systemu ekonomicznego, którego nie da się interpretować przy użyciu narzędzi stosowanych do ocen gospodarek krajów UE.

Kluczowa tu jest kwestia własności i kontroli. W państwach o gospodarce określanej jako rynkowa zakłada się, że prawo posiadania przypisane jest do jednostki i chronione jest formalnie przez przepisy prawa. Ekonomiczna kontrola władzy politycznej jest także tym prawem ograniczona – wprowadzenie kontroli cen (np. na energię dostarczaną do gospodarstw domowych) wymaga zgody parlamentu i podpisu prezydenta.

Tymczasem Łukaszenka jest faktycznie jedynym realnym właścicielem wszystkiego w kontrolowanym przez siebie kraju. Dlatego może samodzielnie wydawać polecenia wszystkim, którzy w białoruskiej gospodarce muszą funkcjonować. Więcej ten model ma wspólnego z modelem rosyjskim, ale i tu istnieją pewne zasadnicze różnice.

Struktura zarządzania białoruską gospodarką jest zdecydowanie bardziej zhierarchizowana niż rosyjska. Codzienne zarządzanie nią jest też bardziej bezpośrednie niż to, które stosuje Kreml (na dyskusję o zmianach obu tych systemów w związku z militaryzacją gospodarek nie ma tu miejsca). To pozwala Łukaszence na wydawanie poleceń cenom, oczekując, że się one podporządkują. Z dopuszczalnym marginesem wolności.

Kacper Wańczyk – ekspert w Akademickim Centrum Analiz Strategicznych, publikował m.in. w Nowej Europie Wschodniej i New Eastern Europe. W latach 2007-2020 pracownik polskiej dyplomacji.

;
Kacper Wańczyk

Ekspert w Akademickim Centrum Analiz Strategicznych, publikował m.in. w Nowej Europie Wschodniej i New Eastern Europe. W latach 2007-2020 pracownik polskiej dyplomacji

Komentarze