0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.plFot. Agnieszka Sadow...

Na prośbę OKO.press Michał Piekarski, adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Wrocławskiego, który zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, dokonał przeglądu polskiej armii po ośmiu latach rządów PiS.

„Potencjalnym przeciwnikiem jest Rosja, której ludność obecnie to około 147 milionów ludzi. Jest w stanie użyć na wojnie oprócz dobrze wyszkolonych oddziałów wyposażonych we względnie nowoczesną broń, także dziesiątki tysięcy żołnierzy słabo wyszkolonych, wyposażonych nieraz w archaiczny, pamiętający głęboki ZSRR sprzęt, nie przejmując się stratami w ludziach. Pojawia się więc zasadnicze pytanie o możliwość zrównoważenia ilościowej przewagi. Siłą rzeczy musi to być to nie tylko liczebność własnych sił, ale przede wszystkim przewaga jakościowa” – pisze Michał Piekarski.

Omawia stan poszczególnych rodzajów sił zbrojnych, wskazuje, że osiągnięcie 300-tysięcznej armii będzie niemożliwe ze względu choćby na demografię i dokonuje przeglądu planowanych zakupów. Ta obszerna analiza jest must read dla wszystkich, którzy chcą wiedzieć, w jakim stanie jest dziś wojsko polskie.

Jednym ze sztandarowych punktów programu PiS były obietnice rozbudowy Wojska Polskiego i stworzenia najsilniejszej armii lądowej w Europie. Obecnie, gdy stało się jasne, że to nie PiS będzie tworzyć nowy rząd, sprawy obronności mogą przybrać nowy obrót.

O ile w programach wyborczych partii i koalicji, które będą tworzyć nowy rząd, sprawy wojska zostały potraktowane dość ogólnie, a Koalicja Obywatelska zadeklarowała, że koncepcja modernizacji armii zostanie przedstawiona w ciągu 100 dni po objęciu władzy, to już teraz zaczynają się pojawiać wypowiedzi wskazujące na przyszłe kierunki polityki obronnej.

Ilu żołnierzy?

Pierwszym polem sporu stała się liczebność wojska.

Podczas rozmowy w RMF FM 20 października Tomasz Siemoniak z PO, były minister obrony w rządzie PO-PSL, stwierdził, że optymalną wielkością sił zbrojnych jest 150 tysięcy żołnierzy zawodowych, 30-40 tysięcy żołnierzy wojsk obrony terytorialnej, 20-30 tysięcy żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej oraz liczna – kilkusettysięczna rezerwa.

Wywołało to reakcję prawicowych polityków i komentatorów, oskarżających polityka PO o chęć redukcji armii. W tej retoryce widoczne są dwa typowe elementy. Jednym jest wyrywanie z kontekstu słów o 150 tysiącach żołnierzy, drugim przywoływanie informacji o aktualnej liczebności wojska wynoszącej 187 tysięcy osób – co tworzy wrażenie, że liczba żołnierzy będzie redukowana.

Aby dokonać rzetelnej oceny prawdziwości tych tez, najpierw należy przyjrzeć się twierdzeniu o „187 tysiącach żołnierzy pod bronią”.

Ta liczba obejmuje wszystkie osoby pełniące służbę wojskową, niezależnie od jej formy. Zgodnie z decyzją budżetową MON, tzw. limit stanów średniorocznych – czyli po prostu liczba etatów żołnierzy zawodowych, na które pozwala przyjęty budżet, w roku 2023 wynosiła 125 651 osób.

(Późniejsze zmiany były już niewielkie i obejmowały także przesunięcia etatów pomiędzy rodzajami sił zbrojnych, liczba we wrześniu wyniosła 126 163 osoby).

Z kolei, według oficjalnych komunikatów liczebność WOT wynosi około 38 500 osób. Tutaj jednak zaczynają się niuanse.

Wojska Obrony Terytorialnej składają się bowiem także z żołnierzy zawodowych, ujętych we wspomnianym powyżej limicie – od tej liczby należy więc odjąć zaplanowane w budżecie 4860 etatów żołnierzy zawodowych, co daje około 33 640 osób pozostających w obronie terytorialnej, a więc niezawodowej służbie wojskowej.

Pozostała liczba – około 29 000 żołnierzy to pula, która mieści zarówno żołnierzy dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej (DZSW) oraz osoby szkolące się w akademiach wojskowych i szkołach podoficerskich.

Jeśli więc zgodnie z tezą Tomasza Siemoniaka liczebność Wojska Polskiego miałaby osiągnąć pułap 150 000 żołnierzy zawodowych, oznacza to konieczność zwiększenia obecnego stanu o około 25 000 osób.

A więc powiększenia o jedną piątą stanu obecnego, zaś całość sił zbrojnych w czasie pokoju – bez rezerwistów, ale wraz z żołnierzami WOT, oscylowałaby w przedziale 200 000 – 220 000 osób.

Dla porównania – zgodnie z oficjalnymi informacjami obecnego kierownictwa MON, plan budowy armii liczącej 300 000 żołnierzy zakłada, że będzie ona liczyć w roku 2035:

  • 187 127 żołnierzy zawodowych,
  • po 50 000 żołnierzy w terytorialnej i dobrowolnej zasadniczej służbie wojskowej,
  • zaś 12 873 będą to osoby kształcące się w szkołach i akademiach wojskowych.
Zaczyna się. W tej chwili Wojsko Polskie liczy 187 tys. żołnierzy. Słowa Tomasza Siemoniaka oznaczają więc zwolnienia w Siłach Zbrojnych RP, likwidację jednostek i zmniejszenie bezpieczeństwa Polski.
W istocie Siemoniak postuluje powiększenia o jedną piątą stanu obecnego, zaś całość sił zbrojnych w czasie pokoju — bez rezerwistów, ale wraz z żołnierzami WOT, oscylowałaby w przedziale 200 000 – 220 000 osób.
Platforma X (dawniej Twitter),20 października 2023

Demografia, czyli skąd wziąć żołnierzy

Sama liczba 300 000 żołnierzy budzi wątpliwości. Pierwszym jest demografia.

Rozbudowa armii do takiej wielkości wymagałaby najpierw stopniowego pozyskania dziesiątek tysięcy żołnierzy, a później utrzymania tych stanów osobowych. Tymczasem demografia jest nieubłagana. Liczba ludności Polski będzie się zmniejszać. Według prognozy demograficznej GUS w 2035 roku w wieku produkcyjnym będzie około 20 milionów ludzi.

09.09.2023 Dubicze Cerkiewne , Podlasie . Piknik szkolny na terenie szkoly podstawowej z udzialem zolnierzy i sprzetu wojskowego . Zolnierze zajmuja w tej szkole sale gimnastyczna , mieszkaja w niej od poczatku lata , oraz do zimy . Podobno szkola ma dzieki temu na utrzymanie . 
Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl
9 września 2023 Dubicze Cerkiewne. Piknik szkolny na terenie szkoły podstawowej z udziałem żołnierzy i sprzętu wojskowego. Żołnierze zajmują w tej szkole salę gimnastyczną. Fot. Agnieszka Sadowska/ Agencja Wyborcza.pl

Z tej grupy należy najpierw wydzielić osoby dopiero wchodzące na rynek pracy – gdyż ta grupa jest naturalnym zasobem rekrutacyjnym, gdy mowa o służbie wojskowej.

Teoretycznie ta grupa, w przedziale wiekowym 18-24 będzie w roku 2035 liczyć około 2 800 000 osób, a jeśli będzie to przedział 18-29 – będzie to 4 900 000 osób. W tej grupie trzeba będzie wyszukać osoby, które mogłyby podjąć służbę wojskową. Z puli ubywają więc osoby, które wyemigrowały z Polski, osoby skazane oraz te, których stan zdrowia nie pozwoli podjąć służby.

O pozostałe osoby armia będzie rywalizować z sektorem prywatnym, innymi podmiotami sektora publicznego, wreszcie innymi służbami mundurowymi.

Tu pojawiają się kolejne ograniczenia. Część spośród tych osób może w ogóle – choćby z powodów światopoglądowych, wykluczać służbę wojskową w jakiejkolwiek formie.

Następnymi barierami mogą być sprawy osobiste, choćby niechęć do przeprowadzki w odległy region Polski, gdzie na przykład dostęp do usług publicznych jest ograniczony.

Wreszcie, dodatkowe bariery w postaci pożądanego stanu zdrowia, predyspozycji, zdolności do uzyskania dostępu do informacji niejawnych będą jeszcze bardziej ograniczać możliwość naboru do poszczególnych specjalności wojskowych.

Są to oczywiste bariery, które czynią plan budowy wielkiej armii bardzo ryzykownym. W praktyce niewykonalnym.

Przeczytaj także:

Rozwinięcie mobilizacyjne

Kolejnym problemem jest znaczenie tych liczb. Mówienie o wielkości armii pozwalającej na skuteczną obronę, w kontekście sił zbrojnych czasu pokoju jest błędem, gdyż nie uwzględnia rozwinięcia mobilizacyjnego.

W razie zagrożenia wybuchem wojny, do czynnej służby zostaną powołane osoby będące w rezerwie. Jako ostateczny środek może zostać także przywrócony pobór.

Czynniki demograficzne będą miały wówczas mniejsze znaczenie – w razie wojny całe państwo przechodzi w inny tryb funkcjonowania, opisany w ustawie o stanie wojennym.

Kluczowe będzie wówczas to, czy na osoby powoływane z rezerwy będzie czekać sprzęt, który pozwoli im prowadzić skuteczną walkę, czy system logistyczny udźwignie ciężar, jakim jest pozyskiwanie, przechowywanie i wydawanie choćby tylko setek tysięcy zestawów umundurowania i oporządzenia.

„Wrogie Oddziały Gospodarcze”

Obecny system już wykazuje poważne deficyty, nie bez powodu nazwa Wojskowe Oddziały Gospodarcze bywa złośliwie przekręcana na „Wrogie Oddziały Gospodarcze”. Niezależnie od modelu rozwoju armii, skutecznie działający system logistyczny i aparat mobilizacyjny będą warunkiem prowadzenia skutecznej obrony. Kształt tego systemu będzie jednak zależny od kształtu całej armii, tak, aby było wiadomo kogo, jak, gdzie i kiedy mobilizować i jak wyposażyć.

To otwiera drogę do kolejnego problemu. Do tej pory nie ujawniono, jaka miałaby być docelowa struktura tak licznych sił zbrojnych, co nawet środowisko eksperckie skazywało na domysły i hipotezy budowane na podstawie poszczególnych wypowiedzi czy decyzji w sprawie zakupów uzbrojenia.

Były one czasem tak zaskakujące, że nieraz sądzono, że miała miejsce pomyłka w nazwie czy liczebności. Tymczasem wielkość musi – a przynajmniej powinna – wynikać z przyjętych założeń dotyczących zdolności, jakie ma mieć wojsko, przewidziany do kupienia sprzęt i planowanych struktur organizacyjnych.

Nieznana szósta dywizja

O tych ostatnich wiadomo najmniej poza enigmatycznym planem budowy wojsk lądowych złożonych z sześciu dywizji, przy czym owa szósta dywizja jest obecnie wielką niewiadomą i jej charakter nie jest w ogóle znany.

Tymczasem nowe jednostki będą potrzebowały zarówno sprzętu, jak i żołnierzy, ale także infrastruktury. Koszar, garaży, strzelnic, poligonów, a to oznacza kolejne koszty, zarówno ich budowy, jak i utrzymania, a nie jest wiadomy zysk, jaki mają dać – czyli zdolności.

To właśnie zdolności sił zbrojnych są najważniejszym parametrem pozwalającym opisywać siły zbrojne, a liczebność jest tylko jednym z parametrów, który należy oceniać w kontekście pozostałych.

Przykładowo, walka jednego samolotu z czterema wrogimi zakończy się porażką, jeśli samoloty będą miały podobne parametry, podobne uzbrojenie i podobnie wyszkolone załogi. Ale jeśli będzie to pojedynek np. nowoczesnego F-35 z czterema starymi MiG-21 – to te ostatnie nawet nie wykryją swojego przeciwnika.

Ilość może być jakością samą w sobie tylko wówczas, gdy przewaga ilościowa jest drastyczna. Potencjalnym przeciwnikiem jest Rosja, której ludność obecnie to około 147 milionów ludzi. Jest ona w stanie użyć na wojnie oprócz dobrze wyszkolonych oddziałów wyposażonych we względnie nowoczesną broń, także dziesiątki tysięcy żołnierzy słabo wyszkolonych, wyposażonych nieraz w archaiczny, pamiętający głęboki ZSRR sprzęt, nie przejmując się stratami w ludziach.

Pojawia się więc zasadnicze pytanie o możliwość zrównoważenia ilościowej przewagi.

Co powstrzyma Rosję?

Siłą rzeczy musi to być nie tylko liczebność własnych sił, ale przede wszystkim przewaga jakościowa. I to taka, która pozwoli zadawać przeciwnikowi maksymalnie duże straty i minimalizować własne, poprzez większe możliwości wykrywania celów, odległość i precyzję rażenia oraz efektywne dowodzenie i łączność.

Mówiąc wprost:

nas nie stać na to, aby do walki w razie wojny wysyłać kiepsko uzbrojonych i źle wyposażonych żołnierzy – co dotyczy całego spektrum sprzętu od broni i oporządzenia osobistego po czołgi i rakiety.

Jednym z najważniejszych wyzwań w polityce obronnej nowego rządu będzie więc zrównoważone ilościowego i jakościowego rozwoju wojska, w tym weryfikacja podejmowanych w ostatnich latach decyzji zakupowych.

Jaki model armii

Aby mówić o skutecznym uzbrojeniu, należy nie tylko kupić samoloty, czołgi czy rakiety. To, co jest najważniejsze, to utrzymanie sprzętu w całym cyklu życia – od pozyskania, poprzez nierzadko dekady eksploatacji, aż po wycofanie. Należy zadbać o pozyskanie, wyszkolenie i utrzymanie w służbie personelu, który będzie go obsługiwać.

Niezbędne jest także efektywne zaplecze logistyczne i infrastruktura oraz koncepcja wykorzystania posiadanych sił.

Stąd też należy w szczególności oczekiwać, aby jednym z pierwszych kroków w polityce obronnej nowego rządu było wskazanie, jaki model armii będzie wdrażany.

W szczególności dotyczy to weryfikacji dotychczasowych planów budowy piątej i szóstej dywizji wojsk lądowych. Ich formowanie zajmie całe dekady i będzie wymagać dużych nakładów.

Bardziej efektywnym kierunkiem może być koncentracja na przezbrojeniu już istniejących czterech dywizji w nowoczesny sprzęt i ewentualne stopniowe formowanie już tworzonej piątej dywizji.

Nie redukcja, lecz wzmocnienie

Podobne kroki mogą zostać podjęte także wobec innych rodzajów sił zbrojnych, w tym wojsk obrony terytorialnej. Nie chodzi tu jednak o redukcje już istniejącego potencjału – lecz o maksymalnie efektywne wzmocnienie armii w nadchodzących latach.

W szczególności należy odnotować, że żadna z partii, które tworzyć będą nowy rząd, nie deklaruje rozwiązania wojsk obrony terytorialnej ani innych głębokich zmian w strukturach wojska. Przeciwnie, istnieje wyraźny konsensus dotyczący potrzeby wzmacniania armii i utrzymywania obecnego poziomu wydatków obronnych.

26.11.2021  Nowogrod za Lomza , nad rzeka Narew . Manewry wojskowe z udzialem ministra obrony Mariusza Blaszczaka .
Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl *** Local Caption *** .
26 listopada 2021. Nowogród za Łomżą. Manewry wojskowe z udziałem ministra obrony Mariusza Błaszczaka. Fot. Agnieszka Sadowska / Agencja Wyborcza.pl

Audyt zakupów

Kolejnym krokiem są sprawy związane z kupowaniem uzbrojenia. Ze strony dotychczasowej opozycji padały już wyraźne deklaracje dotrzymania już podpisanych umów. Można jednak sądzić, że tam, gdzie nie doszło do podpisania umów wykonawczych, ale jedynie ramowych, lub dopiero toczą się negocjacje – pole manewru dla nowej ekipy rządzącej będzie większe.

Można przy tym wskazać programy, które powinny być bezwzględnie kontynuowane. Są to przede wszystkim programy obrony przeciwlotniczej, które są już bardzo zaawansowane.

Zarówno w Wiśle, jak i Narwi doszło do wyboru typów sprzętu, podpisane zostały umowy wykonawcze i ten sprzęt – pociski Patriot i CAMM – jest już wdrażany w wojsku.

Pozostaje tylko dokończyć te programy, aby znacząco wzmocnić, a wręcz odbudować polską obronę przeciwlotniczą.

Kontrowersji nie budzą także niektóre programy lądowe, jak choćby zakup czołgów Abrams, wyrzutni rakiet HIMARS, niszczycieli czołgów (program „Ottokar-Brzoza”), bojowych wozów piechoty Borsuk czy zakupy dronów bojowych i rozpoznawczych.

Te wszystkie programy pozwalają pozyskać zdolności pilnie potrzebne i znacząco wzmocnią polską armię.

Ponadto prowadzone są inne programy, przewidujące opracowanie i dostawy przez polski przemysł ciężkiego bojowego wozu piechoty oraz nowego kołowego transportera opancerzonego. Te programy są w dość wczesnej fazie – jednak ich realizacja może pozwolić na pozyskanie nowoczesnego uzbrojenia w przyszłości.

Tutaj powraca kwestia proporcji pomiędzy jakością a ilością. Samych tylko wozów Borsuk planuje się kupić 1400 egzemplarzy, a czołgów Abrams będzie 366. To oznacza, że potencjalny przeciwnik będzie musiał się liczyć z konfrontacją z armią wyposażoną w nowoczesny sprzęt, znacznie skuteczniejszy na polu walki od tego, który Rosjanie mogą wydobyć z magazynów.

Kontrakty koreańskie

W przypadku sprzętu lądowego największym wyzwaniem będą jednak kontrakty koreańskie, zwłaszcza umowa ramowa na dostawę aż 672 armatohaubic K9. To, że większość z nich ma być zbudowana w Polsce, oznacza problem, gdyż polski przemysł już produkuje armatohaubice i są to sprawdzone w walce Kraby, posiadające zresztą koreańskie podwozia.

Biorąc pod uwagę, że zostały zawarte inne umowy, w tym na aż tysiąc czołgów K2, wyrzutnie rakietowe, samochody terenowe – celowe byłoby doprowadzenie do sytuacji, w której pierwszeństwo w zakupach będzie przysługiwać jednak polskiemu produktowi.

Jest to wyzwanie, które będzie musiało zaangażować nie tylko resort obrony, ale także spraw zagranicznych.

Koreański ślad jest także widoczny w zakupach lotniczych, gdyż najbardziej kontrowersyjnym typem samolotu, jaki został zakupiony, są lekkie samoloty szkolno-bojowe FA-50.

Są to bowiem lekkie maszyny o mniejszych możliwościach niż posiadane już np. F-16, a docelowa wersja bojowa będzie dopiero przedmiotem dostaw.

Kontrowersje dotyczą przede wszystkim trybu pozyskania tych maszyn oraz samego typu – alternatywne opcje mogły być bardziej opłacalne. Jednak umowy zostały podpisane, a ten zakup pozwala wypełnić lukę po nadających się już tylko do wycofania starych samolotach MiG-29 i Su-22.

Wycofanie się z niego – już w fazie realizacji byłoby nieracjonalne i oznaczałoby nowe postępowanie i kolejne lata oczekiwania na nowe samoloty.

Helikoptery. Czy stać nas na tyle maszyn AH-64?

Podobnie nieracjonalne byłoby zerwanie realizowanego już pierwszego dużego kontraktu śmigłowcowego, obejmującego dostawę 32 maszyn AW149 dla kawalerii powietrznej.

Bardziej problematyczne są te plany, które nie zakończyły się jeszcze podpisaniem umów. Zakup aż 96 śmigłowców szturmowych AH-64 jest zakupem gigantycznym i nie jest jasne, czy będzie nas stać zarówno na sam zakup, jak i na utrzymanie oraz pozyskanie kadr dla tak wielkiej floty.

Dla porównania Wielka Brytania będzie posiadać 50 takich maszyn. Można się więc spodziewać, że ten zakup zostanie ograniczony.

Nawet gdyby okazało się, że będzie to tylko 48 czy 32 maszyny – to i tak będzie to ogromny skok jakościowy dla lotnictwa wojsk lądowych, a dla Rosjan będzie to ogromny problem, gdyż przewidziane do zakupu śmigłowce są faktycznie najnowocześniejszymi śmigłowcami tego rodzaju dostępnymi na rynku.

Gorzej wygląda sprawa innych typów śmigłowców. Ogłoszone na kilka miesięcy przed wyborami zamiary prowadzenia negocjacji na dostawy kolejnych Blackhawków, tym razem dla wojsk lądowych, oraz ciężkich transportowych helikopterów AW101 budzą wątpliwości z uwagi na wybór konkretnego typu śmigłowca bez przeprowadzenia konkurencyjnego postępowania.

Nowe śmigłowce są ważne, ale nie jest powiedziane, że najlepszym wyborem w danej klasie jest właśnie AW101 czy Blackhawk, a nie inna konstrukcja. Tutaj przeprowadzenie przetargu i wybór najkorzystniejszej oferty byłby najlepszym rozwiązaniem – nie ryzykuje się zerwania umów, gdyż żadnych jeszcze nie zawarto, a przetarg daje szansę na uzyskanie lepszych warunków niż negocjacje z jednym wybranym dostawcą.

Umowa na F-35 zostaje

Zawarta została już natomiast umowa na samoloty F-35. Tutaj z kolei nie należy spodziewać się rewolucji, wzmocnienie obrony powietrznej przez nowoczesne samoloty myśliwskie jest niezbędne w obecnej sytuacji.

Więcej wątpliwości budzi inna możliwość wzmocnienia lotnictwa, mianowicie pozyskanie dwóch kolejnych eskadr samolotów myśliwskich.

Gdyby uznano, że faktycznie taka potrzeba istnieje, można rozważyć dokupienie kolejnych F-35 lub F-16, a więc typów, które już zostały przez Polskę wybrane.

Trzeba jednak mieć na uwadze, że już teraz posiadane i zamówione samoloty bojowe osiągną łączny stan 128 maszyn – to jest dużo. Dla porównania Finlandia dwa lata temu zamówiła 64 sztuki F-35. Dużo ważniejsze są w tej sytuacji siły wsparcia.

Samoloty wczesnego ostrzegania

Po incydencie bydgoskim zakupione zostały dwa samoloty wczesnego ostrzegania (czyli po prostu: latające radary) ze Szwecji – możliwe, że w przyszłości zostaną kupione nowe samoloty tego rodzaju.

Inne, mniej efektowne niż samoloty bojowe, to samoloty tankowania powietrznego oraz rozpoznania radioelektronicznego. Ważnym uzupełnieniem zdolności obrony powietrznej mogą być także radary umieszczone na balonach na uwięzi, pozwalające na lepsze monitorowanie przestrzeni powietrznej.

Te zdolności uzupełniają zarówno lotnictwo bojowe, jak i inne rodzaje sił zbrojnych, będąc tzw. mnożnikami siły – dzięki nim można efektywniej wykorzystywać posiadany potencjał. Samoloty rozpoznawcze i wczesnego ostrzegania to dodatkowe oczy i uszy walczących wojsk, a samoloty tankowania powietrznego pozwalają myśliwcom dłużej przebywać w powietrzu w gotowości do walki i walczyć dalej od własnych lotnisk. Co ważne, u Rosjan te zdolności są bardzo ograniczone.

Marynarka wojenna: Miecznik i Orka

Trzecim ważnym obszarem, o którego znaczeniu przypominają tajemnicze incydenty na Bałtyku, jest Marynarka Wojenna. Biorąc pd uwagę skrajnie trudną sytuację tego rodzaju sił zbrojnych oraz wyzwania związane z ochroną polskich interesów morskich, należy oczekiwać kontynuacji już zawartego kontraktu na fregaty (program „Miecznik”).

Możliwe jest także, że rozstrzygnięcia doczeka się program „Orka” – a więc pozyskane zostaną okręty podwodne. Tutaj może się okazać, że prawdopodobnie wyraźnie bardziej proeuropejski kurs nowego rządu będzie korzystny. Państwa należące do Unii, w tym Niemcy i Szwecja, są jednymi z możliwych dostawców tego uzbrojenia, a taki zakup oznaczałby szansę na nawiązanie ściślejszej współpracy z europejskimi sojusznikami.

Równie ważne są inne programy. Część jest realizowana, jak choćby budowa niszczycieli min typu „Kormoran” oraz okrętów rozpoznawczych, część – jak okręt ratowniczy (służący także do innych prac podwodnych), wciąż czeka na swoją kolej.

Wsparciem dla okrętów są także siły lotnicze, tu jednak programy nabycia nowych śmigłowców na razie zakończyły się na skromnych czterech AW101, a umowy na zakup kolejnych śmigłowców czy samolotów patrolowych nie zostały zawarte.

Także w tym przypadku, ważniejsze jest to, czy będziemy mieć zdolności do kontroli sytuacji na Bałtyku i zwalczania zagrożeń na morzu, niż to czy armia czasu pokoju będzie liczyć 200, czy 300 tysięcy żołnierzy.

Obrona cywilna

Ostatnią rzeczą, choć nie najmniej ważną, jest kwestia szeroko pojętej odporności i obrony cywilnej. Te zagadnienia, choć nie wiążą się bezpośrednio z kupowaniem czołgów, są fundamentalne dla funkcjonowania społeczeństwa w okresie kryzysu i wojny.

Zważywszy na fakt, że poza Lewicą, programy wyborcze były w tym zakresie dość lakoniczne, trudno jest prognozować działania nowego rządu. Nie ulega jednak wątpliwości, że będą musiały zostać podjęte, zarówno w formie zmian legislacyjnych, jak i zmian organizacyjnych.

Można także uznać, że racjonalnym działaniem byłoby przekierowanie części środków z wydatków stricte wojskowych właśnie ku sferze obrony cywilnej. Jest to obecnie obszar do zagospodarowania, wymagający wysiłku nie tylko resortu obrony.

Mnogość wyzwań związanych z polityką obronną pozwoliłaby na dalsze wyliczanie programów i problemów. Nie ulega wątpliwości, że nowy rząd będzie musiał zdefiniować kierunki rozwoju armii, prawdopodobnie modyfikując już objęty kurs. To, co jednak jest najistotniejsze, to doprowadzenie do politycznego konsensusu, w miarę możliwości obejmującego także opozycję, odnośnie zasadniczych kierunków i założeń polityki obronnej.

Jest to sytuacja w obecnej atmosferze trudna do wyobrażenia, ale należy za wszelką cenę uniknąć sytuacji, w której każda zmiana władzy będzie oznaczać zupełną zmianę polityki obronnej. Może to wymagać zwiększenia transparentności tej polityki, na przykład przez regularne publikowanie dokumentów („Białych ksiąg”) lub wprowadzenie nowych mechanizmów współpracy w zakresie obronności.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Michał Piekarski

Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego

Komentarze