Odejście dwóch z grona najważniejszych dowódców armii budzi szereg pytań i wątpliwości. Zwłaszcza że do wyborów pozostało zaledwie kilka dni, a tematy obronne były szeroko dyskutowane w kampanii wyborczej
Warto uporządkować fakty. Obaj generałowie – Rajmund Andrzejczak, szef Sztabu Generalnego i Tomasz Piotrowski, Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych – nie zostali odwołani, ale złożyli wypowiedzenie. A to oznacza, że sami podjęli decyzję nie tylko o rezygnacji z zajmowanych stanowisk, ale także o odejściu z czynnej służby wojskowej.
Co ważne, taki sposób załatwienia sprawy nie daje żadnej możliwości manewru ani ministrowi, ani prezydentowi – poza namawianiem generałów do zmiany decyzji. Możliwe jest tylko pozostawienie ich na stanowiskach przez trwający maksymalnie trzy miesiące okres wypowiedzenia. Choć bardziej prawdopodobne jest, że wraz z mianowaniem ich następców zostaną oni skierowani do rezerwy kadrowej.
Jednoczesne złożenie wypowiedzeń, co oczywiste, przypadkiem nie jest. Jest to ewidentnie manifestacja braku dalszej woli pełnienia swoich stanowisk. Tym jaskrawsza, że mowa o osobach kluczowych dla armii w obecnych czasach.
System kierowania i dowodzenia armią jest w Polsce dość skomplikowany i dla jasności także warto go przybliżyć. Po pierwsze, w czasie pokoju nie ma najwyższego dowódcy całości armii. Szef Sztabu Generalnego, Rajmund Andrzejczak, z mocy prawa jest bowiem najwyższym funkcją żołnierzem, choć nie jest formalnie dowódcą. Sztab Generalny jest bowiem organem planistycznym i koncepcyjnym, a sam Szef Sztabu Generalnego jest też organem pomocniczym prezydenta w sprawie kierowania obroną państwa oraz reprezentuje Polskę w kolegialnych ciałach wojskowych. W szczególności chodzi tu o spotkania Komitetu Wojskowego NATO, które oprócz roboczych spotkań stałych przedstawicieli, regularnie odbywają się właśnie na szczeblu najwyższych funkcją wojskowych określanych jako chief of defence.
Codzienne dowodzenie armią jest w rękach innych wojskowych. Dowódcy Generalnemu podporządkowani są żołnierze wojsk lądowych, sił powietrznych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych, a więc zdecydowana większość wojska. W założeniu to Dowódca Generalny ma bieżąco kierować tymi siłami, odpowiadając za ich bieżące funkcjonowanie, a zwłaszcza wyszkolenie.
Ponadto swoich dowódców mają Wojska Obrony Terytorialnej, odrębnie podporządkowane bezpośrednio ministrowi są także Wojska Obrony Cybernetycznej czy Żandarmeria Wojskowa. Gdy następuje potrzeba ich użycia, na przykład podczas misji zagranicznych czy sytuacji kryzysowych, wydzielane siły przekazywane są do dyspozycji Dowódcy Operacyjnego, któremu z kolei podlegają trzy organy dowodzenia: komponentu lądowego, morskiego i powietrznego.
Ponadto, jeśli tworzy się zgrupowania zadaniowe, czy to na potrzeby sytuacji kryzysowych, czy misji zagranicznych, także ich dowódcy podlegają dowództwu operacyjnemu. Wreszcie, w razie wojny, powoływany jest Naczelny Dowódca Sił Zbrojnych – zaś w czasie pokoju prezydent wskazuje imiennie osobę przewidzianą na to stanowisko. I jest nią generał Andrzejczak i to on w razie wojny dowodziłby całością sił zbrojnych i odpowiadałby za wykonanie postawionego armii zadania – a więc obronę państwa.
Poznanie tych zasad i zależności jest niezbędne, aby zrozumieć, co w tym systemie się ewidentnie popsuło. Założeniem cywilnej kontroli nad armią jest bowiem przyjęcie zasady, że politycy określają, jakie zadania ma wykonywać armia, zaś najwyżsi rangą dowódcy, zwłaszcza szef sztabu generalnego, nie mogą ich wetować – ale służą głosem doradczym.
To oznacza, że w chwili, gdy na poziomie politycznym pojawił się pomysł rozbudowy armii do trzystu tysięcy żołnierzy i formowania nowych dywizji, to generał Andrzejczak powinien zostać zapytany o opinię i zapewne tak się stało. A skoro już takie decyzje zostały podjęte, to planowanie rozbudowy armii, opracowanie kształtu nowych struktur, zmiany w zakresie polityki kadrowej czy pozyskiwania sprzętu wojskowego były przede wszystkim zadaniem Sztabu Generalnego.
Biorąc pod uwagę skalę planowanych zmian, tempo zakupów broni i ich tryb, można zadać pytanie, czy zakulisowo nie dochodziło jednak do różnic zdań w tym zakresie, właśnie pomiędzy Szefem Sztabu Generalnego a Ministerstwem Obrony. Nie widać było oznak jawnych konfliktów na tym tle, a wystąpienia oficerów sztabu generalnego (np. w styczniu na sejmowej komisji obrony narodowej) pozostawały w zgodności z deklaracjami ministra.
Należy jednak zauważyć, że pod auspicjami gen. Andrzejczaka zaczęto kilka lat wcześniej prace nad wizją armii i badania nad kształtem przyszłego środowiska pola walki. Pojawia się w tym kontekście pytanie, czy bieżące decyzje, choćby zakupowe, coraz częściej o charakterze doraźnym, przedwyborczym, nie były odczytywane jako potencjalnie negatywne dla długofalowego planowania obronnego?
Bardziej widoczne były natomiast sprawy pozostające w obszarze odpowiedzialności gen. Piotrowskiego. Bydgoski kryzys rakietowy okazał się ogromnym problemem wizerunkowym dla ministra obrony, zwłaszcza że pocisk rosyjski wleciał głęboko w polskie terytorium, a potem leżał sobie w krzakach, aż odnalazła go przypadkowa osoba. Minister Błaszczak zareagował na ten kryzys, próbując przerzucić winę na gen. Piotrowskiego, Dowódcę Operacyjnego. Wywołało to reakcję obronną – gen. Piotrowskiego wsparli zarówno szef Sztabu Generalnego, jak i prezydent.
Nie doszło jednak do wyjaśnienia tej sprawy, co wymagałoby oceny działań wielu służb i organów – także ministerstwa obrony. Po tym kryzysie emocje opadły, wszyscy jego uczestnicy zachowali swoje stanowiska, ale zauważalny był pewien trend. W lipcu 2023 roku ogłoszona została zaskakująca decyzja o utworzeniu Dowództwa Korpusu Wojsk Lądowych – nowego organu dowodzenia. Tymczasem istniało już dowództwo komponentu lądowego, podporządkowane Dowódcy Operacyjnemu.
Być może była to pierwsza próba, aby zmieniać system dowodzenia tak, aby ograniczyć zakres kompetencji gen. Piotrowskiego bez usuwania go ze stanowiska.
Podobnie, gdy pojawiły się informacje o obecności na Białorusi zgrupowania najemników z grupy Wagnera, odpowiedzią było powołanie zgrupowania wojskowego „Rengaw”, mającego formalnie charakter szkoleniowy. A szkolenie oddziałów i pododdziałów leży w gestii Dowódcy Generalnego (którym jest gen. Wiesław Kukuła), choć można by sądzić, że zgrupowanie wysłane w sytuacji kryzysowej będzie podporządkowane Dowódcy Operacyjnemu.
Także operacja ewakuacji Polaków z Izraela powinna być prowadzona przez Dowództwo Operacyjne, nie zaś Generalne. Czy to oznacza, że minister bardziej ufał gen. Kukule? Faktem jest, że ten oficer od roku 2015 awansował bardzo wysoko, od dowodzenia jednostką komandosów, poprzez dowodzenie obroną terytorialną, po stanowisko Dowódcy Generalnego. Najwyraźniej w opinii politycznych decydentów fakt, że w toku swojej kariery nie dowodził na przykład brygadą, ani tym bardziej dywizją (jak większość generałów), nie jest przeszkodą w awansie.
Reasumując, widoczne były objawy konfliktu pomiędzy co najmniej dwoma generałami a ministrem obrony. Wobec braku oficjalnego komunikatu pozostają hipotezy. Być może konflikt był podsycany przez przedwyborcze działania ministra. Odtajnienie części tajnego planu obronnego, nieustanne pokazywanie się polityków na tle żołnierzy i sprzętu, coraz to nowe decyzje dotyczące armii, ogłaszane niemal codziennie i budzące zaskoczenie i zdziwienie – to mogło być czynnikiem, który sprawił, że obaj generałowie nie chcieli już sprawować swoich stanowisk.
Niestety, wybór pory był najgorszy z możliwych. Ponownie, brak oficjalnego komunikatu podsyca hipotezy, w tym jedną, szczególnie niepokojącą. Owo podwójne wypowiedzenie mogło być ciosem wymierzonym w ministra, który teraz, na ostatniej przedwyborczej prostej, będzie musiał uzgodnić z prezydentem kandydatury na dwa kluczowe stanowiska w armii. Może być to odczytywane jako wotum nieufności i to wyrażone w skrajnej formie.
To oznaczałoby jednocześnie, że wojskowi zdecydowali się na działanie, które ma konsekwencje polityczne – a to jest niebezpiecznie blisko naruszenia cienkiej granicy apolityczności wojska.
Na usta ciśnie się jedno pytanie – czy z wypowiedzeniem generałowie nie mogli poczekać do 16 października?
Jeszcze w ciągu dnia wydawało się, że prawdopodobnie będą to po prostu osoby zajmujące stanowiska pierwszych zastępców – co byłoby najbardziej logiczne w kryzysowej sytuacji. Zdecydowano się na inny ruch kadrowy. Szefem Sztabu Generalnego został gen. Kukuła, zaś gen. dywizji Maciej Klisz, dotychczasowy dowódca Wojsk Obrony Terytorialnej (na zdjęciu u góry z ministrem Mariuszem Błaszczakiem), został Dowódcą Operacyjnym. Nie wiadomo, kto zastąpi generała Kukułę na stanowisku Dowódcy Generalnego.
Te decyzje oznaczają, że na najważniejszych stanowiskach w wojsku będą dominować osoby reprezentujące jeden rodzaj sił zbrojnych – wojska lądowe. Jest to tym bardziej wymowne, że złożenie wypowiedzeń ewidentnie zaskoczyło politycznych decydentów. Najwyraźniej ma miejsce próba ratowania sytuacji, przynajmniej wizerunkowo, przez sięgnięcie po osoby cieszące się dużym zaufaniem ministra Błaszczaka i prezydenta. Otwiera to niestety pole do spekulacji o relacjach pomiędzy wojskiem a politykami i pomiędzy różnymi rodzajami sił zbrojnych.
Będzie to napędzać, zwłaszcza przed wyborami, teorie zahaczające o spiskowe, w których Wojska Obrony Terytorialnej obsadzane są w roli zbrojnego ramienia władzy. Coś, co wydawało się już dawno przynależne do domeny powieści political fiction, teraz może odżyć w dyskursie publicznym i medialnym.
Fakt, że sytuacja w armii doprowadziła do złożenia wypowiedzenia przez dwóch generałów, oznacza, że jest poważny problem. Spory, w tym także dotyczące przyszłości armii, jej wielkości, kierunków zmian, nie powinny prowadzić do takich posunięć.
W interesie państwa i społeczeństwa jest jak najszybsze ustabilizowanie sytuacji w armii.
Na zdjęciu: Mariusz Błaszczak (po lewej) i Maciej Klisz podczas wręczenia nominacji dla nowych dowódców w Pałacu Prezydenckim, Warszawa, 10 października 2023
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego
Komentarze