Nie ma przewidywanego pogromu Demokratów. Zwycięstwo Republikanów jest mniejsze, niż zakładały prognozy. Dzięki wygranej Johna Fettermana w Pensylwanii Demokraci mają wciąż szansę na większość w Senacie. Jednak wiele pojedynków jest zbyt wyrównanych, by przewidywać, kto zwycięży
Amerykanie zagłosowali 8 listopada w tak zwanych midterms (wyborach w połowie kadencji prezydenta). Wybierają 435 członków Izby Reprezentantów i 35 senatorów. Poza tym w 36 stanach odbyły się wybory gubernatorów oraz różnych stanowych urzędników, np. prokuratorów generalnych. W pięciu stanach wyborcy głosowali też w referendach dotyczących aborcji.
Większość wyników powinna być znana w środę (9 listopada) rano czasu polskiego. Jednak ostateczny skład Kongresu poznamy być może dopiero za miesiąc.
Stany, na które należy zwracać szczególną uwagę, bo rozegrają się tam pojedynki o największym politycznym znaczeniu, to: Pensylwania, Georgia, Arizona. Nevada, Wisconsin, Ohio.
O co toczy się stawka? Kogo wygrywa według sondaży? – o tym na dole artykułu.
Kończymy naszą dzisiejszą relację. Dziękujemy, że byliście z nami.
W 37 stanach oprócz wyborów odbyły się referenda.
Na przykład w Alabamie, Tennessee i stanie Vermont wyborcy zdecydowali, że ze stanowej konstytucji zostaną usunięte słowa o tym, że niewolnictwo może być formą kary. Za to w Luizjanie propozycję, by te słowa usunąć, głosujący odrzucili.
W Maryland zalegalizowano używanie marihuany od 21. roku życia. W Arkansas i Północnej Dakocie taką samą propozycję wyborcy odrzucili. W Kolorado głosowano za legalizacją niektórych środków halucynogennych, ale wyniki nie są jeszcze znane.
Referenda dotyczyły też między innymi hazardu, imigracji, broni. W pięciu stanach chodziło o prawo do aborcji. Poniżej przykłady, w jakich jeszcze sprawach głosowali Amerykanie i Amerykanki.
Choć wciąż nie ma ostatecznych wyników, amerykańscy komentatorzy już wyciągają pierwsze wnioski dotyczące wyborów.
Już wiadomo, że Republikanie nie przygniotą Demokratów swoją przewagą. Zwycięstwo Republikanów w Izbie Reprezentantów wciąż jest bardziej prawdopodobne, ale wynik będzie gorszy, niż ktokolwiek mógł przypuszczać.
„Jeśli Republikanom nie uda się przejąć jednego miejsca w Senacie [a jest to bardzo prawdopodobne], będzie to zaledwie siódmy raz w ciągu stu lat, gdy opozycji nie udało się tego osiągnąć. Zaś średnia zdobytych miejsc przez partię opozycyjną w ostatnich stu latach to 29. Jest bardzo mało prawdopodobne, by Republikanie osiągnęli ten wynik” – pisze Aaron Blake z „Washington Post”.
Komentatorzy zwracają też uwagę na zwycięstwo Rona DeSantisa we Florydzie. Jego zwycięstwo jest ogromne, wyprzedził demokratycznego kontrkandydata aż o 20 punktów procentowych. Decydujące były głosy Latynosów (57 proc. z nich było za DeSantisem). Republikanie potwierdzili w ten sposób, że przejęli Florydę, która do niedawna należała do tzw. swing states, głosowała raz na kandydata jednej partii, raz drugiej. DeSantis będzie też najprawdopodobniej kandydował w wyborach prezydenckich. Krytyka ze strony Donalda Trumpa, który mówi o DeSantisie niepochlebnie w wywiadach i podczas wieców, potwierdza, że były prezydent widzi w gubernatorze Florydy poważną konkurencję.
Donald Trum nie może otwierać szampana. Popierani przez niego kandydaci albo przegrali, albo poradzili sobie kiepsko. Kandydujący na gubernatora Doug Mastriano i starający się o fotel senatora Mehmet Oz zostali pokonani przez Demokratów Pensylwanii, obaj mieli wsparcie Trumpa. Podobnie jak kandydatka na gubernatorkę Michigan, Tudor Dixon. Nie zanosi się na wygraną Kari Lake i Blake'a Mastersa w Arizonie, którzy kandydowali pod trumpowskim hasłem „America First”.
Trump pierwszy raz wydawał pieniądze na wsparcie innych kandydatów, a nie siebie. Poparł niemal 300 kandydatek i kandydatów. Komentatorzy „New York Timesa” piszą, że chodziło mu raczej o utrzymanie własnej marki niż o realne wsparcie demokratycznych kandydatów.
Oprócz wyborów w niektórych stanach odbywają się referenda w najróżniejszych sprawach. Takich referendów było 129, a pięć z nich dotyczyło aborcji. Po orzeczeniu Sądu Najwyższego, które obaliło dotychczasowe prawo aborcyjne, to na poziomie stanów rozstrzyga się, czy kobiety mogę legalnie przerwać ciążę.
W Kalifornii wynik referendum jest jasny: prawo do aborcji zostanie zagwarantowane poprzez zmianę stanowej konstytucji. 66,1 proc. głosujących opowiedziało się za. Stanowa konstytucja zostanie też zmieniona w Michigan i też będzie gwarantować legalność przerwania ciąży.
W stanie Vermont poprawka do stanowej konstytucji zagwarantuje autonomię każdej osoby w kwestii praw reprodukcyjnych (nie tylko aborcji, ale również antykoncepcji). Poparło ją 77 proc. głosujących.
Inaczej w stanie Kentucky: większość głosujących opowiedziało się za zakazem aborcji wpisanym do stanowej konstytucji. W Montanie większość głosujących poparła regulację, która karze lekarzy, jeśli nie dołożą wszelkich starań, by doprowadzić do narodzin dziecka. W obu tych stanach głosy są jeszcze liczone, ale wyniki raczej się nie zmienią.
Kwestia aborcji była w tych wyborach jedną z najważniejszych spraw, które decydowały o poparciu. Jeszcze kilka dni temu wielu komentatorów przewidywało, że może nie mieć ona aż tak dużego znaczenia. Okazało się, że było inaczej. Dobre wyniki przynajmniej części demokratycznych kandydatek i kandydatów można tłumaczyć ich poparciem dla wolności decyzji i legalizacji aborcji. Należy do nich demokratyczna gubernatorka, Gretchen Whitmer, która właśnie aborcję uczyniła głównym tematem swojej kampanii reelekcyjnej i wygrała.
„Kevin, głosujący na Republikanów, nie wierzy żadnym mediom. Nawet prawicowej stacji Fox News? Nie, bo oni są skrzywieni na prawo, podobnie jak stacja MSNBC, która jest przechylona na lewo. Gdzie więc szukać informacji? „Właśnie na tym polega problem. Nie ma skąd”, odpowiada. „Wszyscy politycy kłamią”. Piotr Tarczyński i Łukasz Pawłowski obserwują amerykańskie wybory z bliska w miasteczku Washington Crossing w Pensylwanii.
„Jesteśmy w jednym ze stanów «fioletowych» – ani jednoznacznie demokratycznych, ani republikańskich, to stan ani «niebieski», ani «czerwony». W wyścigu senackim mierzą się tu John Fetterman, obecny wicegubernator z ramienia Partii Demokratycznej, oraz Mehmet Oz, znany z telewizji lekarz-celebryta, którego do startu zrekrutował Donald Trump”.
Już wiadomo, że Fetterman wygrał. Piotr Tarczyński i Łukasz Pawłowski opisują wyścig w stanie, ktory może przesądzić o wyniku amerykańskich wyborów.
Oprócz wyborów do Kongresu w USA odbywają się też wybory na gubernatorów.
Do tej pory spośród 50 gubernatorów przytłaczająca większość to mężczyźni. Zaledwie dziewięć kobiet sprawowało najwyższą władzę wykonawczą w stanach. W obecnych wyborach 12 kobiet ma szansę zostać gubernatorkami.
Już wiadomo, że Republikanki będą rządzić w Południowej Dakocie, Alabamie, Arkansas oraz Iowa. Demokratki wygrały starcia o fotel gubernatora w Nowym Jorku, Kansas, Massachusetts, Maine, Michigan i w Nowym Meksyku. and New Mexico. To 10 kobiet. Kolejne dwa pojedynki, gdzie mogą wygrać kobiety (w Oregonie i Arizonie), nie zostały jeszcze rozstrzygnięte.
W Arkansas wygrała była rzeczniczka Białego Domu (za Trumpa) Sarah Huckabee Sanders.
W Massachusetts wygrała Demokratka Maura Healey. Jest ona pierwszą kobietą przyznającą, że jest lesbijką, wybraną na stanowisko gubernatora w historii USA.
Są też kobiety, które przegrały. Wśród nich Stacey Abrams, której kandydatura przed czterema laty elektryzowała opinię publiczną. Stała też na czele ruchu, który doprowadził do zarejestrowania tysięcy nowych wyborców w wyborach prezydenckich i przyczynił się do zwycięstwa Joe Bidena w Georgii. Abrams po raz drugi walczyła o fotel gubernatora Georgii i po raz drugi przegrała z tym samym kontrkandydatem. Dlaczego? Portal FiveThirtyEight źródeł porażki Abrams szuka w rasizmie i seksizmie. Abrams to czarna kobieta kandydująca w południowym stanie. Jednak jej porażkę ma też wyjaśniać to, że tym razem walczyła z kandydatem, który przez cztery lata sprawował urząd, a urzędujący gubernatorzy zazwyczaj są faworytami.
„To jasne, że odzyskamy Izbę Reprezentantów. Kiedy obudzicie się rano, my będziemy w większości, a Nancy Pelosi – w mniejszości” – ogłosił lider Republikanów w Izbie Reprezentantów, Kevin McCarthy. „Te wyniki dowodzą, że jeśli wierzycie w wolność, ciężką pracę i amerykańskie marzenie, jest dla was miejsce w Partii Republikańskiej. Poszerzamy partię” – mówił McCarthy.
W Stanach Zjednoczonych jest już noc, ostateczny wynik wyborów nie jest jeszcze znany. Jednak obie partie podkreślają swoje zwycięstwa. Mimo tego, że w przypadku Republikanów wygrana jest mniejsza, niż zakładali, zaś Demokraci z dużym prawdopodobieństwem stracą jedną z dwóch izb w Kongresie.
Niemal w tym samym momencie, kiedy przemawiał McCarthy, Nancy Pelosi (liderka Demokratów w Izbie Reprezentantów) odmówiła potwierdzenia, że to Republikanie wygrali. Powiedziała – zgodnie z prawdą – że sytuacja w wielu okręgach jest zbyt wyrównana, by mówić o zwycięzcach. „Jest jasne, że wielu kandydatów Demokratów radzi sobie dużo lepiej, niż się spodziewano” – powiedziała.
Dotąd tylko jedna reprezentantka Demokratów Elaine Luria z Wirginii przegrała walkę o reelekcję. Republikanie też stracili jedno miejsce – Steve Chabot przegrał w Ohio. Demokraci obronili też kilka miejsc, które wydawały się zagrożone, m.in. w New Hampshire.
Według najnowszych prognoz Republikanie będą mieli większość w Izbie Reprezentantów.
Sytuacja w Senacie jest wciąż nierozstrzygnięta, ale wraz z wygraną Johna Fettermana w Pensylwanii szanse Demokratów się zwiększyły. Żeby mieć przewagę, Republikanie musieliby wygrać w dwóch z czterech stanów (Georgie, Nevada, Arizona, Wisconsin), a jest to w tej chwili mało prawdopodobne.
„Nie jestem pewny, co teraz powiedzieć – zaczął wzruszony Fetterman swoją zwycięską przemowę. W Pensylwanii pokonał kandydata Republikanów Mehmeta Oza.
To kluczowa wygrana dla Demokratów. „Czuję się zawstydzony. Jest pierwsza trzydzieści w nocy, a wy wciąż tu jesteście?” Przypomniał jedno z haseł kampanii: „Każde hrabstwo, każdy głos”.
„Nigdy się nie spodziewałem, że uda nam się zmienić czerwone hrabstwa w niebieskie” - przyznał. Chodzi o to, że w miejscach, gdzie wcześniej głosowano na Republikanów, teraz wygrał Demokrata.
„Opieka zdrowotna to fundamentalne prawo człowieka” – mówił. Pół roku temu Fetterman miał udar.
Demokrata John Fetterman pokonał w Pensylwanii Republikanina Mehemeta Oza. To był jeden z najważniejszych pojedynków w wyborach do Senatu.
„Nie zawiodę was” – napisał w podziękowaniu za głosy Fetterman.
Jego zwycięstwo ma dla Demokratów ogromne znaczenie. Fetterman odebrał miejsce republikańskiemu senatorowi. Być może ta wygrana przesądzi o ich przewadze w Senacie.
Fettermana poparła między innymi Oprah Winfrey. Ze wsparciem przyjechali do Pensylwanii Joe Biden i Barack Obama. „To także moralne zwycięstwo dla Demokratów” – komentowała stacja CNN.
Z wygranej Fettermana ucieszył się Maxwell Frost, 25-latek, który właśnie został członkiem Izby Reprezentantów z Florydy.
Na Florydzie fotel gubernatora obronił Ron DeSantis. Cztery lata temu wygrał niewielką przewagą, dziś rozgromił demokratycznego kontrkandydata. Prowadził kampanię pod hasłami powrotu do wartości i walki z lewicą.
DeSantis będzie prawdopodobnie ubiegał się o nominację Republikanów w wyborach prezydenckich. A to się nie podoba Donaldowi Trumpowi, który sam zamierza ponownie kandydować na prezydenta. We wtorek Trum powiedział telewizji Fox News, że decyzja DeSantisa o starcie byłaby błędem: „Myślę, że baza nie będzie go popierać. Myślę, że to nie byłoby dobre dla partii”. Trump zapowiedział też, że ujawni sprawy dotyczące DeSantisa, które „nie będą dla niego korzystne”. Były prezydent przechwalał się, że zna gubernatora lepiej niż ktokolwiek inny poza jego żoną, dodał też, że to żona de facto prowadzi kampanię DeSantisa.
Ostatecznych wyników nie będziemy znać jeszcze przez najbliższe tygodnie. „Nie mówmy: noc wyborcza. To jest miesiąc wyborczy” – żartowali komentatorzy stacji NBC.
Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński z Filadelfii:
„W tej chwili widać, że nadzieje Demokratów na odbicie takich republikańskich stanów jak Ohio czy Wisconsin spełzły na niczym. Dobra wiadomość jest taka, że Demokraci jednak wygrali w tych stanach, w których ich sytuacja nie wyglądała świetnie: w Nowym Jorku, Waszyngtonie i Oregonie.
Bardzo ciekawa jest sytuacja w Georgii. Różnica między kandydatami wynosi tam 0,4 pkt. proc. Wszystko zależy od tego, jaki wynik uzyska kandydat partii liberatariańskiej. Jeśli żaden z dwóch głównych kandydatów nie przekroczy 50 proc., będzie dogrywka w grudniu. Tak było dwa lata temu, wtedy też wszystko zależało od Georgii. Bardzo możliwe, że mimo miliardów wydanych w tej kampanii, znów wszystko będzie zależeć od jednego stanu. A potem się okaże, że w Senacie Republikanie i Demokraci mają po 50 miejsc i decydować będzie głos wiceprezydentki Kamili Harris.
W Pensylwanii, gdzie jesteśmy, prowadzi Demokrata John Fetterman. Tutaj głosy pocztowe liczy się na końcu, a one sprzyjają Demokratom. Jest duża szansa, że Fetterman odbije miejsce Republikanom.
Wygląda na to, że nie będzie czerwonej fali. Przewidywano, że będzie tak jak w 2010 roku, kiedy Obama zdecydowanie stracił poparcie Kongresu. Na to się nie zanosi. Jeśli ktoś oczekiwał wielkiego zwycięstwa Republikanów, to się zawiedzie. Ale nie zanosi się też na wielką falę po drugiej, demokratycznej stronie. Jednak wyniki są wyrównane i wciąż nic nie wiadomo”.
Choć do ostatecznych wyników daleko, sytuacja wygląda lepiej dla Demokratów niż zakładały prognozy. Przed wyborami sondażownie dawały Republikanom aż 90-procentowe prawdopodobieństwo wygranej w Izbie Reprezentantów, teraz – ponad 70 proc.
W tej chwili wiadomo, że Demokraci mają 42 miejsca w Senacie, a Republikanie – 44. W Izbie Reprezentantów mają 101 miejsc, a Republikanie – 160.
Maura Healey, która zostanie gubernatorką Massachusetts, jest też pierwszą kobietą przyznającą, że jest lesbijką, wybraną na stanowisko gubernatora w historii USA.
Główne amerykańskie media uspokajają wyborców: to, że wyniki nie są i nie będą znane od razu, nie oznacza, że wybory zostaną sfałszowane. Przekonanie o tym, że wynikom nie należy wierzyć, są szczególnie rozpowszechnione wśród republikańskich wyborców.
Pisarz Stephen King skomentował wybory: „Całe to republikańskie gadanie o skradzionych wyborach wzięło się od jednego mężczyzny-dzieciaka (man-baby), który jest psychologicznie niezdolny, by przyznać, że przegrał”.
Według exit polla CNN aż jedna trzecia wyborców uważa, że Joe Biden nie został legalnie wybrany na prezydenta.
Alexandia Ocasio-Cortez, Demokratka, której wybór w 2018 roku był sensacją, obroniła swój mandat. W poprzedniej kadencji była najmłodszą kobietą wybraną do Kongresu USA.
„Za każdym razem robimy to za małe pieniądze. Pozostaję wdzięczna każdemu z was, sprawiacie, że nowy sposób rządzenia jest możliwy” – napisała, dziękując za głosy.
Część lokali wyborczych została zamknięta, spływają pierwsze wyniki.
Głosowanie zakończyło się w: Newadzie, Montanie, Utah, Arizona, Colorado, Iowa, Kansas, Luizjanie, Michigan, Minnesocie, Nebrasce, Nowym Meksyku, Nowym Jorku, Północnej Dakocie, Południowej Dakocie, Teksasie, Wisconsin, Wyoming, Arkansas, Alabamie, Connecticut, Delaware, na Florydzie, Illinois, Maine, Maryland, Massachusetts, Mississippi, Missouri, New Hampshire, New Jersey, Oklahomie, Pensylwanii, Rhode Island, Tennessee, Karolinie Północnej, Ohio, Północnej Wirginii, Georgii, Indianie, Kentucky, Karolinie Południowej, Vermoncie, Wirginii.
Więcej wyników z exit polla CNN.
Stacja zapytała też, jaka jest najważniejsza kwestia, która wpłynęła na to, jak dana osoba głosowała. 32 proc. odpowiedziało, że to inflacja, ale aż 27 proc. – że aborcja. Ten drugi wynik to zła wiadomość dla Republikanów.
CNN zapytał też ludzi, jak inflacja wpłynęła na życie ich rodzin. 20 proc. odpowiedziało, że inflacja spowodowała w ich rodzinie poważne trudności, 58 proc. – że umiarkowane trudności, a 22 proc. – że żadnych.
46 proc. osób powiedziało w sondażu CNN, że sytuacja finansowa ich rodziny jest gorsza niż dwa lata temu. 35 proc. ocenia, że jest ona taka sama, a 18 proc., że się poprawiła.
Trzeba pamiętać, że to sondaż ogólnokrajowe, w poszczególnych stanach, a nawet okręgach odpowiedzi mogą się układać zupełnie inaczej. A w USA jest system z jednomandatowymi okręgami i wybory rozstrzygają się właśnie na poziomie tych okręgów, niekiedy w zaskakujący sposób.
CNN publikuje wyniki sondażu, w którym zapytano m.in. o to, z jakimi uczuciami ludzie odbierają to, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych.
39 proc. czuje niezadowolenie, a 34 proc. złość. Zaledwie 5 proc. zadeklarowało, że są entuzjastami tego, co się dzieje w kraju, a 20 proc., że czuje satysfakcję.
Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński są w Pensylwanii, jednym ze stanów, w których toczy się zacięta walka o wygraną.
„Pierwsze z cyklu wyborów, w których przedstawiciele pokolenia Z mogą kandydować” – zwraca uwagę analityczka portalu FiveThirtyEight. Chodzi o urodzonych po roku 1995.
Do Izby Reprezentantów kandyduje Republikanka Karoline Leavitt – z New Hampshire, zaś Maxwell Alejandro Frost, Demokrata, powalczy na Florydzie.
Leavitt była asystentką rzeczniczki Białego Domu za Trumpa. W wyborach do Izby Reprezentantów jej konkurentem jest Demokrata Chris Pappas po raz pierwszy wybrany w 2018 roku. To on jest faworytem, jednak ona nie jest bez szans, zwłaszcza że prowadzi bardzo aktywną kampanię. 25-letnia Leavitt chce być „konserwatywnym głosem pokolenia Z”, a jej poglądy m.in. na kwestie imigracji czy aborcji są bliskie skrajnej prawicy.
Maxwell Alejandro Frost z dużym prawdopodobieństwem zostanie kongresmenem. Jego agenda to przede wszystkim: polityka klimatyczna, dostępne mieszkania i opieka zdrowotna dla wszystkich (Medicare for All).
Biały Dom opublikował tłita: „Każdy, co do jednego, Republikanin głosował w Kongresie przeciwko temu, co było największym krokiem naprzód w kwestii klimatu w historii Ameryki”.
Pierwsze wyniki będą znane za około godzinę, po 23 polskiego czasu.
Jednak prawie 45 milionów osób zagłosowało, zanim otwarte zostały lokale wyborcze. Najwięcej na Florydzie, w Teksasie i w Georgii. To wyborczy zwyczaj, który upowszechnił się w czasie wyborów prezydenckich w 2020 w związku z pandemią. W ten sposób można ograniczyć kolejki i tłum w lokalach.
W niektórych lokalach głosowanie zostanie przedłużone. Między innymi w lokalach Georgii, Karolinie Północnej i Pensylwanii, gdzie głosowanie zaczęło się z opóźnieniem.
Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński z Pensylwanii:
„Jesteśmy na granicy stanów Pennsylwania i New Jersey przy Washington Crossing. To historyczne miejsce, George Washingotn przekroczył tam rzekę Delaware w 1776 roku. W narodowej mitologii to wydarzenie, które uratowało amerykańską rewolucję.
Lokal wyborczy znajduje się w turystycznym centrum. Mieliśmy tam bardzo długie rozmowy. Po jednej stronie stoją Demokraci, po drugiej Republikanie. Zachęcają, żeby głosować na ich partię. Cała droga jest wyłożona plakatami. Ci, którzy tam stoją, wręczają przechodniom wręczają, wypełniony już próbny głos. To wygląda jak prawdziwa karta wyborcza. Jest na niej zaznaczone, na kogo masz głosować, oznaczeni są kandydaci danej partii na wszystkie możliwe stanowiska.
Ludzie zatrzymują się, żeby dostać taką wskazówkę, a niektórzy idą prosto do lokalu. Tutaj spotkaliśmy się z serdecznym przyjęciem. W lokalu wyjaśnili nam, jak się głosuje, z jakiej okolicy są ci, którzy tu głosują.
Tutaj faktycznie toczy się walka o głosy ludzi. Raczej wygra kongresman republikański, który broni swojego miejsca.
O czym mówili mówili nam wyborcy? Jedna pani próbowała nas przekonać, że oni, czyli Demokraci, kłamią na wszystkie możliwe tematy. Sama jest katoliczką, pielęgniarką. Wśród najważniejszych spraw wymieniła aborcję, uważa, że powinien obowiązywać całkowity zakaz aborcji. Dla niej to fundamentalna spraw. Druga ważna rzecz — imigracja. Mówiła, że Demokraci otwierają granice, nikt nad tym nie panuje. Kiedy powtórzyliśmy jej słowa Demokratom, którzy stali po drugiej stronie, odpowiedzieli: „Acha, to zapytaj, kto im kosi trawniki albo sprząta w ich domach”.
Dla Republikanów najważniejsze tematy to gospodarka i wydatki państwa. Ta pielęgniarka, z którą rozmawialiśmy, powiedziała, że dla niej ważne są wydatki na social security, czyli de facto na emerytury. Powiedziała, że Demokraci chcą jej to zabrać. Co nie jest prawdą. To była taka rozmowa, w której tłumaczyliśmy, jak jest, ale ona miała swoje fakty.
Więcej o tej rozmowie opowiemy w jutrzejszym tekście dla OKO.press. Między innymi o tym, co się stało, kiedy zaczęliśmy rozmawiać o murze na granicy i kiedy pokazaliśmy naszej rozmówczyni gazetę, z której my czerpiemy informacje”.
Tak wygląda głosowanie:
Od marca 2022 IPSOS na zlecenie portalu FiveThirtyEight pytał Amerykanki i Amerykanów, które tematy są dla nich najważniejsze. We wszystkich turach badań najwięcej pytanych odpowiedziało, że inflacja i rosnące koszty życia. Na ten problem wskazywało aż 65 proc. osób.
Na drugim i trzecim miejscu (wymiennie w zależności od miesiąca) były: „przestępczość lub przemoc z użyciem broni” oraz „polityczny ekstremizm lub polaryzacja”. Jeszcze wiosną kwestia aborcji była na 16. miejscu wśród tematów ważnych dla wyborców. Po decyzji Sądu Najwyższego, który na poziomie federalnym zakazał aborcji, sprawa ta znalazła się na czwartym miejscu.
Łukasz Pawłowski i Piotr Tarczyński z Filadelfii w stanie Pensylwania:
„Chodziliśmy od wczoraj po lokalach w Filadelfii. Rozmawialiśmy z pracownicą wyborczą, election official, która pracuje ok. 60 km od Filadelfii, w wiejskim okręgu w hrabstwie Buck. Statystyki podają, że rośnie liczba gróźb, że pracownicy lokali wyborczych są zastraszani, że w miejscach, gdzie można wrzucić wcześniejszy głos, pojawiają się ludzie z bronią. Zapytaliśmy, jak jest u niej. Powiedziała, że w jej okręgu nie jest źle, ale pojawiają się sytuacje, których wcześniej nie było, np. groźby. Już w poprzednich wyborach zdarzyło się, że do lokalu przyszedł człowiek z bronią, pracownicy musieli gorączkowo sprawdzać przepisy, czy mogą go wpuścić. Pennsylwania jest stanem, gdzie z bronią można wchodzić wszędzie, ale czy do lokalu wyborczego też? Jedziemy teraz do tego okręgu, zobaczymy, jak tam wygląda głosowanie.
Hrabstwo Buck to jeden z okręgów, gdzie toczy się prawdziwa rywalizacja. Na prezydenta mieszkańcy potrafią głosować raz tak, raz siak. W tych mniejszych okręgach wyborcy głosują na konkretnych ludzi. Nasza rozmówczyni była zarejestrowaną Demokratką, ale zdarzało się jej głosować na Republikanina. Ale tak było kiedyś, dziś zagłosuje na Demokratę, polaryzacja utrwala ludzi w obozach partyjnych.
Spędziliśmy godzinę chodząc po centrum Filadelfii, patrzyliśmy, czy są kolejki, czy jest wysoka frekwencja. Wiadomo, że tu wygrywają Demokraci, ale kluczowa jest frekwencja i to, czy do wyborów pójdą Afroamerykanie. To będzie miało znaczenie dla wyborów ogólnostanowych. Czy posłuchają Baracka Obamy z wiecu w sobotę?
W lokalach nie widać tłumów, nie ma masowej frekwencji, a w ciagu godzinnego spaceru minęliśmy cztery lokale. Na razie wygląda to spokojnie, widzimy pewne podenerwowanie pracowników wyborczych, nieufność, dopytywanie, kim jesteśmy. Jak mówimy, że jesteśmy dziennikarzami, od razu się usztywniają. To nie jest amerykańskie podejście, że ktoś się uśmiecha, wita cię.
Widzimy dużo tablic w ogródkach na przedmieściach.
Ciekawe wyścigi wyborcze to te, w których sytuacja zaczęła ostatnio wyglądać gorzej niż powinna. Były uznawane za bezpieczne dla Demokratów. Np. wyścig na gubernatorkę Oregonu, wyścig senacki w Waszyngtonie, wyścig na gubernatorkę Nowego Jorku. Demokraci powinni te pojedynki wygrać, ale są na tyle niepewni, że zaczęli w tych okręgach prowadzić kampanię wyborczą, np. w Nowym Jorku, pojechali tam ważni politycy demokratyczni.
Przewiduje Tomasz Makarewicz, ekonomista i publicysta:
„Co, jeśli prognozy nie potwierdzą się i Demokratom uda się utrzymać obie izby Kongresu? W tym mało prawdopodobnym scenariuszu, Demokraci w najlepszym wypadku utrzymają obecną większość, natomiast demokratyczny establishment uzna za sukces swoją dotychczasową politykę, więc dostaniemy kontynuację ostatnich dwóch lat. Biden spróbuje przepuścić przez Kongres przynajmniej jedną ważną „społeczną” ustawę, na przykład skodyfikuje Roe przeciw Wade (gwarantując prawo do aborcji na poziomie federalnym) albo zreformuje prawo wyborcze, aby nieco ułatwić życie demokratycznym wyborcom na Południu (w domyśle Afroamerykanom, bo Ameryka wciąż nie potrafi poradzić sobie z rasizmem).
Wydaje mi się, że z uwagi na układ sił w Senacie i siłę bloku „konserwatywnych Demokratów” pod przywództwem Joe Manchina, nie powinniśmy spodziewać się radykalnych reform gospodarczych, natomiast administracja będzie starała się rozszerzyć istniejące ustawodawstwo (w tym pakiet Build Back Better), w szczególności rozszerzając dostęp obywateli do różnych ubezpieczeń społecznych. W każdej z tych spraw potencjalną przeszkodą będzie konfrontacja z Sądem Najwyższym, dlatego dostaniemy parę „mini-reform” i raczej więcej marazmu, niż prawdziwych zmian.
Jeśli Demokraci stracą Izbę Reprezentantów, ale utrzymają Senat, możemy spodziewać się ostrego klinczu legislacyjnego. Celem Republikanów nie będzie legislacja, ale storpedowanie szans Demokratów na wygraną w wyborach w 2024 roku.
Kongres nie przestanie kompletnie funkcjonować, raz na jakiś czas przypadkowe koalicje centrowych (czytaj gospodarczo liberalnych) Demokratów i Republikanów będą potrafiły się porozumieć w sprawie drobnych „korporacjo-przyjaznych” pakietów pomocowych, czego przykładem z ostatnich miesięcy są warte około 50 miliardów dolarów subsydia dla amerykańskich producentów mikroprocesorów.
Prace Kongresu zdominuje jednak ostra walka polityczna, w której Republikanie zablokują najmniejsze nawet reformy o bardziej progresywnym charakterze, w szczególności te związane z rozszerzaniem systemu ubezpieczeń zdrowotnych i zieloną transformacją energetyczną. Możemy spodziewać się kłótni o tak zwany „sufit długu” (debt ceiling): w Stanach limit na dług publiczny nie jest uzależniony od PKB (jak w Polsce), ale ma charakter nominalny i raz na jakiś czas podnoszony jest przez Kongres. Podobnie od republikańskiej Izby będzie zależało przyjęcie budżetu, bez którego rządowi grozi tak zwane „zamknięcie” (government shutdown). Republikanie będą wykorzystywać obie kwestie, aby na administracji Bidena wymusić bardziej konserwatywną politykę gospodarczą, na przykład cięcia wydatków i świadczeń społecznych.
Obok tego, republikańska Izba będzie utrudniać życie Demokratom w kwestiach pozagospodarczych.
Cykl medialny zdominują smutne wojny kulturowe, których paliwem będą ustawy wymierzone w te społeczności, które akurat w tym sezonie konserwatyści uznają za śmiertelne zagrożenie dla cywilizacji białego człowieka – niedawno geje, Latynosi i muzułmanie (pamiętacie jeszcze te kasandryczne wizje meczetu w Notre Dame?), obecnie społeczność trans.
Na koniec, Izba ma przywilej kongresowych przesłuchań w dowolnej sprawie, a także wszczęcia impeachmentu, co Republikanie zapewne odpalą po pierwszym kichnięciu Bidena, mszcząc się za podobne działania Demokratów wobec Trumpa.
W tym scenariuszu Demokratom mają jednak jeden as w rękawie. Jeśli utrzymają Senat, w ich gestii pozostanie kwestia wyboru sędziów federalnych oraz nowych członków Sądu Najwyższego. Demokratyczny establishment w ostatnich latach ewidentnie zrozumiał wagę tej kwestii i zapewne na niej skupi swoją uwagę, podobnie jak uczynili to Republikanie po wyborach w 2018 roku.
W trzecim i ostatnim scenariuszu – obecnie najbardziej prawdopodobnym – Republikanom uda się przejąć obie Izby. Ten scenariusz będzie bardzo podobny do poprzedniego (z republikańską Izbą i demokratycznym Senatem), z tym że tym razem konserwatyści zablokują Bidenowi możliwość nominacji sędziów federalnych. Należy podkreślić, że te nominacje odbywają się na wniosek prezydenta, a Senat tylko je ratyfikuje, dlatego Republikanie nie odzyskają bezpośredniej kontroli nad całością procesu. W tym wypadku Biden może w ogóle odpuścić sobie te nominacje, albo starać się targować przyjazne konserwatystom kandydatury w zamian za ustępstwa legislacyjne, co w kontekście obecnej polaryzacji politycznej byłoby bardzo trudne i mogłoby doprowadzić do buntu lewicowego skrzydła Partii Demokratycznej.
W dniu wyborów były prezydent Barack Obama opublikował wideo, w którym apeluje do wyborców Demokratów, by poszli głosować.
„Nie pozwólcie, by ktokolwiek was przekonał, że wasz głos nie robi różnicy. Idźcie dziś głosować i zagłosujcie na Demokratów” – napisał Obama. A w nagraniu mówi:
„Wybory mają znaczenie. Republikanie to rozumieją. Zapewniam was, że ja to rozumiem. Joe Biden też to rozumie. Jeśli będziecie o tym pamiętać, zignorujecie tych, którzy rozsiewają strach, jeśli zignorujecie cynizm i zagłosujecie, będziemy wciąż posuwać ten kraj do przodu. Ale zróbcie to. Musicie to zrobić. Jedyny sposób, by sprawić, że nasza gospodarka będzie bardziej sprawiedliwa, a demokracja silniejsza, to walczyć o nie. Nie możecie brać ich za pewnik! A zaczyna się od wybierania ludzi, którzy was znają, widzą was, troszczą się o was. Ludzi, którzy mogą wejść w wasze buty, patrzeć waszymi oczami. Którzy wiedzą, jak to jest szarpać się z życiem, zachorować, spłacać studencką pożyczkę. Wiedzą, jak to jest, kiedy nie dostajesz nic za darmo, tylko musisz na to pracować”.
Również Michelle Obama zachęca do głosowania. Na swój profil na Twitterze wrzuciła tabelę z godzinami, w których otwarte są lokale wyborcze. Wcześniej wspierała wolontariuszy akcji „Wszyscy głosujemy”.
Dzień przed wyborami do głosowania na Republikanów namawiał Elon Musk, miliarder, który ostatnio kupił Twittera:
Amerykańskie sondażownie przewidują zwycięstwo Republikanów. Ceniony za trafne przewidywania portal FiveThirtyEight w ostatniej przedwyborczej prognozie zakłada, że Republikanie mają 84 proc. szans na wygraną w Izbie Reprezentantów i 59 proc. – w Senacie.
Jednak jak pisał Tomasz Makarewicz: „prognozowanie amerykańskich wyborów jest bardzo trudne, nawet jeśli sondaże wyraźnie faworyzują jedną partię. Stany mają system, oparty na jednomandatowych okręgach wyborczych, w języku angielskim określany jako «first-past-the-post voting» (dosłownie: pierwszy za metą). W USA odbędzie się 460 osobnych «mikrowyścigów» i dopiero z tej mozaiki wyłoni się ostateczny kształt Kongresu. Dla prognostyka ten system to koszmar. Każde z tych starć rządzi się swoimi własnymi prawami, dystrykty różnią się jakością kandydatów, wyborcami i «domyślnym» poparciem dla Demokratów i Republikanów”.
Historyk, doktor nauk politycznych, amerykanista, tłumacz, pisarz. Autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce”. Z Łukaszem Pawłowskim prowadzi „Podkast amerykański"
Historyk, doktor nauk politycznych, amerykanista, tłumacz, pisarz. Autor książki „Rozkład. O niedemokracji w Ameryce”. Z Łukaszem Pawłowskim prowadzi „Podkast amerykański"
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Publicysta, doktor socjologii, doradca polityczny. Wspólnie z Piotrem Tarczyńskim prowadzi „Podkast amerykański” [https://www.facebook.com/podkastamerykanski]. Autor książki „Druga fala prywatyzacji. Niezamierzone skutki rządów PiS” [2020]. Dawniej sekretarz redakcji tygodnika „Kultura Liberalna”.
Publicysta, doktor socjologii, doradca polityczny. Wspólnie z Piotrem Tarczyńskim prowadzi „Podkast amerykański” [https://www.facebook.com/podkastamerykanski]. Autor książki „Druga fala prywatyzacji. Niezamierzone skutki rządów PiS” [2020]. Dawniej sekretarz redakcji tygodnika „Kultura Liberalna”.
Komentarze