0:000:00

0:00

Bo tamtejsze władze również zapowiedziały zmiany w prawie w najbliższych tygodniach.

Sąd Najwyższy USA uchylił pod koniec czerwca orzeczenie Roe vs. Wade, które od 1973 roku było prawną podstawą do legalnego przerywania ciąży. W całym kraju wybuchły protesty, liberalni politycy zapowiedzieli dalszą walkę o wolność praw reprodukcyjnych, a prawnicy, lekarze i organizacje pro-choice od razu przystąpiły do znanej nam z polskiego podwórka żmudnej pracy u podstaw.

Jednak piekło kobiet stało się faktem – w najbliższych tygodniach nawet 34 miliony mieszkanek USA zostanie pozbawione dostępu do aborcji.

Przeczytaj także:

Władze w regionach tradycyjnie republikańskich liczyły na taki wyrok i zawczasu się do niego przygotowały. 26 stanów już wcześniej uchwaliło zakazy lub znaczne ograniczeniu aborcji, które jednak w świetle “Roe vs. Wade” pozostawały martwymi zapisami. Uchylenie historycznego wyroku zniosło ich niezgodność z konstytucją i część z nich natychmiast weszła w życie.

W Południowej Dakocie, Oklahomie, Arkansas, Alabamie, Kentucky, Wisconsin i Missouri przerywanie ciąży zostało zdelegalizowane jeszcze tego samego dnia. W siedmiu innych stanach – Idaho, Wyoming, Północnej Dakocie, Teksasie, Mississippi, Tennesee i Wirginii Zachodniej – drakońskie projekty są gotowe i czekają na wejście w życie w najbliższych tygodniach.

W większości z tych stanów aborcja będzie zakazana nawet w przypadku gwałtu czy kazirodztwa, a lekarzom i pracownikom klinik może grozić za jej wykonywanie nawet do 10 lat więzienia. Przychodnie musiały więc natychmiast dostosować się do nowego prawa: klinika w Little Rock, stolicy Arkansas, zamknęła się od razu po opublikowaniu w sieci wyroku Sądu Najwyższego, a jej pracownicy dzwonili do pacjentek, by odwoływać umówione wizyty. Dwie działające w Kentucky placówki Planned Parenthood, największej organizacji zdrowia reprodukcyjnego w USA, od razu w piątek zawiesiły wykonywanie zabiegów aborcji, zaznaczając, że kontynuują świadczenie innych usług medycznych. W stanach, które ciągle czekają na wejście zakazów w życie, kliniki deklarują, że pozostaną otwarte do samego końca.

Władze Arizony Luizjany i Utah próbowały przywrócić zakazy aborcji sprzed 1973 roku (np. w Arizonie — z 1901 roku), ale tymczasowo zablokowały je stanowe sądy. Było to możliwe tylko tam, gdzie wymiar sprawiedliwości nie jest zupełnie zdominowany przez konserwatystów – np. przewodniczący sądu w Nowym Orleanie, stolicy Luizjany, był nominowany przez Demokratów.

Jednak blokada drakońskich praw nie utrzyma się długo. Prokurator generalny Arizony już zapowiedział, że wystąpi do sądu z wnioskiem o niemal całkowity zakaz aborcji, a Luizjana zaplanowała w tej sprawie posiedzenie na 8 lipca.

Niektóre stany uchwaliły też częściowe restrykcje – w Georgii, Ohio i Południowej Karolinie przerywanie ciąży będzie dozwolone tylko do 6. tygodnia. Lekarze i działaczki pro-choice zaznaczają, że oznacza to de facto prawie całkowity zakaz aborcji, bo większość kobiet dowiaduje się o ciąży mniej więcej w tym czasie.

Dobitnie pokazały to wydarzenia Ohio, gdzie kilka dni temu do szpitala przyjęto dziesięciolatkę w ciąży. Choć dziewczynka została zgwałcona, lekarze odmówili jej aborcji – stwierdzono, że płód ma już sześć tygodni i trzy dni. Dziecko zostało przewiezione do szpitala w sąsiedniej Indianie, gdzie przerywanie ciąży jest legalne. Jeszcze, bo tamtejsze władze również zapowiedziały zmiany w prawie w najbliższych tygodniach.

„Enklawy” praw kobiet

Stany rządzone przez demokratów zapowiedziały zabezpieczenie praw reprodukcyjnych w swoich ustawach lub konstytucjach. Zrobiły to już m.in. Massachusetts, Maine, Alaska i Colorado, a władze Nevady dodatkowo zastrzegły, że zmiana prawa będzie możliwa tylko na drodze powszechnego referendum. Jednak historia pokazała już, że nawet stanowa konstytucja nie gwarantuje trwałości praw: 30 lat temu Floryda również zabezpieczyła w niej prawo do aborcji, ale wraz ze zmianą składu sędziowskiego na bardziej konserwatywny, zapis ulegał powolnej erozji. I tak 1 lipca Floryda dołączyła do grupy stanów zakazujących przerywania ciąży po 15. tygodniu.

Kilka stanów przygotowuje także ustawy, które ułatwią dostęp do aborcji mieszkankom konserwatywnych regionów.

Przodują w tym m.in. Kalifornia, Waszyngton, Oregon (który właśnie zatwierdził fundusz 15 milionów dolarów na te cele) Nowy Jork i New Jersey. Gubernator tego ostatniego, Phil Murphy już pół roku temu podpisał “Freedom of Reproductive Choice Act” (Ustawę o wolności wyborów reprodukcyjnych), zabezpieczającą prawo do aborcji, a kilka dni przed wyrokiem Sądu Najwyższego do stanowego parlamentu wpłynęły projekty dwóch ustaw, nadających New Jersey status “bezpiecznej enklawy” (sanctuary state). Tym terminem, używanym dotychczas w kontekście polityki migracyjnej, określa się te miasta i regiony, które nie współpracują z władzami innych stanów w zakresie egzekucji pewnych praw (zazwyczaj dotyczy to poszukiwania i deportacji nieuregulowanych migrantów). Jeśli projekty ustaw zostaną przyjęte, kobiety przerywające ciąże w New Jersey nie będą musiały obawiać się konsekwencji prawnych, a jeśli któryś z konserwatywnych stanów zdecyduje się na ściganie aborcji jako przestępstwa, nie uzyska zgody na ekstradycję.

Nowe prawo zakłada też przeznaczenie 20 milionów dolarów na dotacje dla klinik aborcyjnych i zapewnienie bezpieczeństwa ich pracownikom, którzy mogą teraz szczególnie często padać ofiarą ataków grup anti-choice. Część pieniędzy pokryje też koszty przerywania ciąży dla kobiet o niższych dochodach lub nieubezpieczonych.

Prawnicy i organizacje pro choice obawiają się, że prawo “chroniące życie od momentu zapłodnienia” może w przyszłości wpłynąć też na inne aspekty zdrowia reprodukcyjnego dlatego w ustawach znalazły się zapisy gwarantujące dostęp do antykoncepcji, sterylizacji, a także technologii in vitro.

Gwarancję praw reprodukcyjnych na poziomie federalnym obiecał też Joe Biden. W przemówieniu wygłoszonym w dzień wyroku, nazwał tę decyzję sądu “wcielaniem w życie radykalnych ideologii i tragicznym błędem” i zapowiedział, że nie pozwoli na utrudnianie pacjentkom podróżowania między stanami na zabieg aborcji.

Zapewnił też, że uchylenie “Roe vs. Wade” nie wpłynie na dostęp do środków farmakologicznych, które w Stanach są używane do przerywania ciąży przed 10 tygodniem.

Aborcja na parkingu, czyli kliniki na kółkach

Ta ostatnia obietnica jest kluczowa, bo aborcje farmakologiczne stanowią ok. połowy zabiegów przerywania ciąży przeprowadzanych w USA (ich odsetek wzrósł znacząco w ostatnich latach, gdy poszczególne stany utrudniały funkcjonowanie placówkom medycznym i obcinały im fundusze).

Dostępność mizoprostolu i mifepristone jest regulowana przez federalną Agencję Żywności i Leków, i regionalne prawa nie powinny mieć na nią wpływu.

Prawnicy przewidują jednak, że konserwatywne stany będą szukały możliwości całkowitego wycofania tych leków z obrotu, np. poprzez podważanie ich bezpieczeństwa. Na razie wiele z nich już ograniczyło dostęp do tabletek aborcyjnych, a Teksas zakazał ich wysyłania pocztą.

Mieszkanki stanów, w których aborcja jest nielegalna, będą mogły uzyskać tabletki po odbyciu telewizyty z lekarzem z jednego ze stanów o liberalnym prawie. Jednak nie będzie to proste: zgodnie z prawem regulującym telemedycynę w USA, zakres usług musi być dostosowany do miejsca zamieszkania pacjenta. Lekarze wypisujący tabletki pacjentkom ze stanu, w których są nielegalne, mogą stracić licencję lub nawet trafić przed sąd. Rozwiązaniem będzie wyprawa do stanu, w którym aborcja jest wciąż legalna, i odbycie telewizyty choćby z parkingu tuż po przekroczeniu granicy.

Organizacje pozarządowe i politycy pro-choice starają się teraz usprawnić dystrybucję pigułek aborcyjnych w stanach sąsiadujących z tymi, które przyjęły drakońskie prawa.

Lekarze zrzeszeni w grupie Just the Pill, która pomaga w dostępie do aborcji farmakologicznej. zapowiedzieli, że będą intensywnie rozwijać swoją sieć na południu kraju.

Już w najbliższych dniach w stanie Colorado pojawi się “flota mobilnych przychodni” – w pojazdach zaparkowanych wzdłuż granicy z Utah, Wyoming i Oklahomą lekarze będą udzielać pacjentkom konsultacji, wydawać tabletki, a także – gdy będzie to konieczne — przeprowadzać aborcje chirurgiczne. Szefowa Just the Pill, Julie Amaon, powiedziała w wywiadzie dla “New York Timesa”, że działanie w modelu “przychodni na kółkach” pozwoli klinikom szybko reagować na zmiany w prawie i wyroki sądów. Zapewniła też, że nie ma już powrotu do czasów sprzed “Roe vs. Wade” – aborcja farmakologiczna zastąpiła dawne, niebezpieczne “zabiegi w piwnicach”, a organizacje pomocowe działają na pełnych obrotach, by docierać tam, gdzie są najbardziej potrzebne.

Udostępnij:

Małgorzata Tomczak

Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.

Komentarze