0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Robert Kowalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Robert Kowalews...

Używając bliskiego Karolowi Nawrockiemu języka, można powiedzieć, że bokser walnął się własną rękawicą w szczękę. Ujawniona za sprawą kłamstewka historia z mieszkaniem starszego pana z niepełnosprawnościami, który wykupił lokal od miasta za kasę od Nawrockiego w zamian za obietnicę opieki, mogłaby zachwiać jego poparciem wśród starszych wyborców, identyfikujących się z panem Jerzym, który wylądował ostatecznie w DPS. Cwaniactwo elektorat PiS zawsze daruje, ale oszukanie starszego człowieka?

Mogłaby zachwiać, ale nie zachwieje.

Nawrocki umiejętnie kręci w sprawie, atakując „media rządowe” i wchodząc w ulubioną dla prawicy nie tylko w Polsce rolę ofiary nagonki, a przy okazji powtarzając, że wciąż spłaca swoje niezbyt duże mieszkanie 59 m², co nie ma porównania z bogatym mieszkaniowo Trzaskowskim. W jego oświadczeniu majątkowym pojawiło się też mieszkanie, które jego żona Małgorzata Trzaskowska odziedziczyła po matce, ale zostało nabyte w ramach umowy dożywocia. Dlaczego taką formę wybrano, to osobne pytanie.

Przeczytaj także:

Do prawdziwych wyborów (II tury) zostało zresztą jeszcze 25 dni i nie takie rzeczy wyborcy zapominali i nie takie rzeczy cichły w mediach, które wciąż gonią za nowym newsem. Spójrzmy zatem bardziej analitycznie na szanse obu głównych kandydatów, jakie wyłaniają się z sondaży.

Paradoks 1. Władza źle oceniana, a Trzaskowski mocny

W swej comiesięcznej analizie Michał Danielewski wskazał w OKO.press na paradoks dużej przewagi Rafała Trzaskowskiego, pomimo złych notowań rządu, a także powszechnego przekonania, że „sytuacja w kraju zmierza w złym kierunku”. Taki jak obecnie, zły stan nastrojów występował przed wyborami w 2015 roku (zarówno prezydenckimi, jak i parlamentarnymi), a także wyborami 15 października 2023. I wtedy dochodziło do zmiany władzy.

Dlaczego teraz fatalne oceny władzy nie przekładają się na wyższe poparcie Karola Nawrockiego? Pierwszy powód jest banalny – kandydat PiS nie potrafi wykorzystać koniunktury, choć dał jej wyraz w swoim haśle wyborczym „Lepsze życie Polaków”. Karkołomne lansowanie siebie jako niezależnego od PiS („obywatelskiego”) strongmana, a później „dostojnego ojca narodu” sprawiło, że, jak pisze Danielewski,

nie załapał się na falę społecznego niezadowolenia

i nie stał się reprezentantem tych wszystkich, którzy chcieliby powstrzymać rządy Koalicji 15 Października.

Dodajmy, że Nawrocki jest w ciągłej defensywie, bo media wyciągają mu kolejne plamy na życiorysie. Sztab (i cały PiS) robi wszystko, by przedstawić zarzuty jako spisek zblatowanych z Trzaskowskim służb i mediów, ale Nawrocki za każdym razem traci impet, którego już, już zaczynał nabierać.

Afera z mieszkaniem za dożywocie ogranicza np. sukces wizerunkowy, jakim była migawka ze spotkania z Trumpem i jego (rzekome) słowa „Wygrasz to Karolu” (ośmieszanie tego wydarzenia nie zmienia jego wymowy).

Po drugie, nie wszystkie postawy krytyczne oznaczają odrzucenie Trzaskowskiego. Wśród osób, które źle oceniają rząd, są i takie, które dostrzegają ograniczenia jego pracy przez obecnego prezydenta i mają nadzieję, że wybór Trzaskowskiego popchnie reformy i/lub rozliczenia do przodu.

Trzaskowski odklejony od Tuska. Jakim cudem?

Nasuwa się też rewers hipotezy o nieudolnym Nawrockim. Być może notowania Trzaskowskiego utrzymują się na wysokim poziomie, ponieważ kandydatowi KO udało się „odkleić” od rządu, a także od premiera Tuska.

Byłoby to tym ważniejsze, że osobista popularność premiera jest jeszcze niższa niż rządu. W kwietniowym CBOS zaufanie do Tuska deklarowało 39 proc. badanych, ale nie ufa mu aż 45 proc. i pod tym względem gorsi są tylko Morawiecki (55 proc.) i Kaczyński (60 proc.). Trzaskowski z Hołownią i Dudą jest na czele rankingu (43-45 proc. zaufania).

W sondażu IBRIS „Polityka” powtórzyła stare pytanie OKO.press. Aż 66 proc. zgodziło się, że „Tusk powinien iść na polityczną emeryturę”, a tylko 32 proc. sądziło, że jeszcze nie czas. Marna pociecha, że Kaczyński wypadł jeszcze gorzej (75 proc. do 23 proc.)*.

Odklejenie wizerunku Trzaskowskiego od rządu i premiera musi być jakoś obecne w świadomości części wyborców, choć z pewnością nie jest uzasadnione.

Przekaz Trzaskowskiego, w tym jego (pożal się Boże) własna inicjatywa ograniczenia świadczeń 800+ dla ukraińskich dzieci, wpisuje się w obronę „interesów narodowych”, jaką de facto językiem prawicy głosi Tusk. Obaj lansują patriotyzm gospodarczy i rozdmuchują patriotyzm w wersji czysto narodowej.

Trzaskowski o naszej granicy wschodniej mówił 4 maja w Lublinie (położonym 100 km od przejścia w Dorohusku), że to granica świata wolności i wschodniego barbarzyństwa. I ogłasza jako oczywistą oczywistość, że Unia Europejska wzorowała się na Unii Lubelskiej, nie wspominając o redefinicji integracji regionalnej w postaci Trójkąta Lubelskiego (Polska-Litwa-Ukraina).

Trzaskowski nie dystansuje się od rządu, wręcz przeciwnie, podłącza się pod osiągnięcia władzy, podkreślając polskie sukcesy zarówno w kraju, jak i za granicą. I tylko obiecuje, że nie będzie (jak Duda) wszystko podpisywał, ale popatrzy na ustawy z perspektywy obywateli.

Jest też Trzaskowski wiceprzewodniczącym KO, co propaganda PiS próbuje wykorzystać, nazywając go zastępcą Tuska.

A jednak Tusk najwyraźniej nie rzuca cienia na Trzaskowskiego. Może dlatego, że kandydat KO ma za sobą wyrazistą karierę polityczną jako dwukrotny prezydent Warszawy, a także – co może istotniejsze – dokonał niemożliwego, ocierając się o zwycięstwo w wyborach prezydenckich w 2020 roku, kiedy notowania PiS przekraczały 40 proc., a całe państwo PiS pracowało na rzecz Dudy.

Paradoks 2. Prawica ma przewagę, ale Trzaskowski wygra?

Paradoks nr 2 jest równie znaczący. Oto według średniej kwietniowych sondaży wybory parlamentarne wygrałaby KO z poparciem 31.8 proc. przed PiS 28.8 proc. i Konfederacją 16.6 proc. oraz Trzecią Drogą 7,5 proc. i Lewicą 5,6 proc. Oznacza to, że łączne poparcie trzech ugrupowań koalicji rządowej wynosi 44,9 proc. i jest statystycznie taki same (a „optycznie” niższe) niż poparcie dwóch sił prawicowych (45,4 proc.).

Po wyborach parlamentarnych potencjalna koalicja PiS z Konfederacją miałaby dziś

ogromną większość 267 mandatów,

bo Trzecia droga nie przekroczyłaby 8 proc. progu dla koalicji. Nawet gdyby TD zdobyła te 8 proc., PiS i Konfederacja zdobyliby 249 mandatów.

Powyższy wykres pokazuje na ten właśnie paradoks nr 2. Poparcie Trzaskowskiego w hipotetycznej II turze (średnia dziewięciu sondaży w kwietniu = 51,5 proc.)

przekracza aż o 6,5 pkt proc. sumę notowań trzech partii koalicyjnych.

W 11 kwietniowych sondażach I tury Trzaskowski uzyskał średnio 31,5 proc., dokładnie tyle, ile jego KO.

Nawrocki, odwrotnie, wciąż nie potrafi spożytkować ogromnego poparcia dla prawicy. Ba, jego notowania w sondażach I tury (24,3 proc. w kwietniu) są wciąż niższe i to aż o 4 pkt proc. od wyniku PiS. Kandydat faktycznie „niezależny”...

W II turze Nawrocki zyskuje w sondażach o 3 pkt proc. mniej niż suma poparcia PiS i Konfederacji.

Taka rozbieżność sondażowych postaw w wyborach parlamentarnych i prezydenckich stanowi jednak swego rodzaju anomalię.

To sytuacja z definicji krucha.

Co zatem może się wydarzyć między I a II turą? Jak oszacować efekt, który Danielewski nazywa „milczącym języczkiem u wagi”. Chodzi o ewentualne ruchy elektoratów i mobilizację dodatkowych wyborców między I a II turą.

Spójrzmy najpierw w przeszłość.

Rekordy z I do II tury: Lech Kaczyński i Trzaskowski

Na wykresie poniżej przedstawiamy wyniki starcia w I i II turze wyborów prezydenckich w latach 2005-2020 oraz według średniej sondaży w kwietniu 2025**. Chodzi o pięć pojedynków dupolu KO (PO) kontra PiS.

Obserwacja pierwsza. Poparcie dla „pary duopolowej” w I turze jest rekordowo niska: Trzaskowski ma 31,5 proc., a Nawrocki ledwie 24,3 proc. W czterech wyborach suma notowań duopolu wynosiła:

  • w 2005 roku – 69,43 proc.,
  • w 2010 – 78 proc.,
  • w 2015 – 68,53 proc.,
  • w 2020 – 73,96 proc.

Według średnich sondażowych w kwietniu 2025 – tylko 55,8 proc.

To wskazuje na osłabienie głównego podziału politycznego i szukanie przez wyborców i wyborczynie innych rozwiązań. Sprawia zarazem, że zysk obu kandydatów w II turze będzie z definicji większy.

Kolejny wykres pokazuje zyski między I a II turą w czterech wyborach prezydenckich kandydatów PO/KO: Tuska, Komorowskiego (dwa razy) oraz Trzaskowskiego w porównaniu z zyskami kandydatów PiS: Lecha Kaczyńskiego, Jarosława Kaczyńskiego oraz Dudy (dwukrotnie).

Jak widać, podczas czterech dotychczasowych wyborów prezydenckich dwa razy zyski jednego z kandydatów były szczególnie wysokie.

W 2005 roku Lech Kaczyński po przegraniu I tury z Tuskiem zdystansował go, zyskując dodatkowo w II turze prawie 21 pkt proc. dzięki agresywnej kampanii ad personam („dziadek z Wehrmachtu”) oraz ostrej populistycznej narracji antyliberalnej i antyelitarnej.

W 2020 roku Trzaskowski zyskał dodatkowo 18,5 pkt proc., co jednak nie wystarczyło do zwycięstwa. Duda miał bowiem największe poparcie w I turze 43,5 proc. w historii wyborów prezydenckich (nie licząc oczywiście zwycięstwa Aleksandra Kwaśniewskiego w 2000 roku). I choć zyskał tylko 7,5 pkt proc., wystarczyło to do zachowania prezydentury.

W pozostałych dwóch parach różnice były niewielkie: Komorowski w 2010 roku zyskał nieco więcej niż Jarosław Kaczyński i zwiększył przewagę z I tury. Odwrotnie w 2015 roku – Duda po wygraniu I tury, nieco powiększył przewagę nad Komorowskim.

Jak widać, według obecnych sondaży znacząca przewaga Trzaskowskiego w I turze (7,2 pkt proc.) może jeszcze wzrosnąć do 10,5 pkt proc., co byłoby rekordowym „skokiem” z tury na turę (nie licząc wzrostu Lecha Wałęsy w 1900 roku w parze ze Stanem Tymińskim). Ale te sondaże mogą stracić na wartości po I turze...

Skok Nawrockiego? Nie jest wykluczony

Można sobie łatwo wyobrazić, że ostatnie cztery tygodnie kampanii będą równie mało dynamiczne, jak dotychczas. Trzaskowski będzie pielęgnował wizerunek rozważnego patrioty, który obiecuje bezpieczeństwo, stabilność, budowę „wspólnoty zaufania i szacunku”, Nawrocki będzie się lansował jako ten lepszy patriota, który chce m.in. bardziej ograniczyć prawa uchodźców i stawia na Trumpa.

Oznaczałoby to gładkie zwycięstwo Trzaskowskiego.

Pytanie brzmi, czy Nawrocki, PiS, czy szerzej – polska prawica jest w stanie zmobilizować wyborców do

masowego ataku na Trzaskowskiego jako przedstawiciela złego i obcego im państwa.

Warunkiem byłby niezły wynik Nawrockiego w I turze, w okolicach 30 proc. i uruchomienie potężnych emocji negatywnych wobec elity, która „zdradza” materialne, ideowe i narodowe interesy Polski. Prawica musiałaby też rozbudzić poczucie niepewności materialnej (Trump postawił na straszenie drożyzną, nie mylić z inflacją), a propagandyści PiS już próbują mówić o zagrożeniu bezrobociem.

Drugi rodzaj „lęków do rozbudzenia” to zagrożenie „normalnego” świata tradycyjnych norm i wartości, w imię obrony konserwatywnego obskurantyzmu, na czele z obroną

absurdalnego antygenderowego fundamentu, jakim są „dwie pucie".

Jednym słowem Nawrocki i cały obóz prawicy musiałby wykonać skuteczną pracę zaostrzenia narracji i umiejętnie wskazać na Trzaskowskiego jako wroga razem liberałami, mediami, Unią Europejską itd. Pokazać, że bezpieczeństwo – które pozostaje przecież bohaterem tej kampanii – może Polsce zagwarantować tylko Ameryka, której prezydent jest za Nawrockim.

Wszystko to wątpliwe i trudne do wykonania, ale nie niemożliwe. Zwłaszcza gdyby do takiej akcji dołączyli politycy Konfederacji, licząc na destabilizację systemu i sukces w wyborach parlamentarnych.

Skok Trzaskowskiego?

Na pozór powtórzenie przez Trzaskowskiego kampanii mobilizacji wyborców prodemokratycznych z 2020 i 2023 roku jest niemożliwe. Wtedy rządził PiS i chodziło o to, by to wreszcie zmienić.

Ale Trzaskowski planuje („uzgodniłem to z premierem Tuskiem”) wielki marsz w niedzielę 25 maja 2025, który ma odgrzać tamte emocje. Mówi o pokazaniu „naszego przywiązania do demokracji i poparciu tego kandydata strony demokratycznej, który przejdzie do II tury" (jakby nie wiedział, kto nim będzie).

Może byłby czas, żeby w tej opowieści pojawiły się zaniedbane przez rządzących wątki uspołecznienia mediów publicznych, ustawowego ograniczenia korupcji politycznej, jaką wciąż są nominacje w spółkach skarbu państwa, zwiększenie roli konsultacji z udziałem organizacji społecznych czy reforma prawa wyborczego?

To jednak może nie wystarczyć. Marsz mógłby zmobilizować wyborców,

o ile jego przesłaniem byłoby zatrzymanie recydywy PiS.

Kampania Trzaskowskiego była do tej pory grzeczna, kulturalna, na pozytywnie, marsz może rozgrzać publiczność, jeśli będzie „przeciw”, zwłaszcza jeśli wezmą w nim udział Magdalena Biejat i Szymon Hołownia. I jeśli frekwencja będzie imponująca.

Gdyby Nawrockiemu udało się postraszyć zwycięstwem Trzaskowskiego, powtarzając „numer” Lecha Kaczyńskiego z 2005 roku (a dokładniej jego sztabu na czele z Jackiem Kurskim), a Trzaskowskiemu udałoby się rozgrzać wyborców jak w 2020 roku, strasząc zwycięstwem kandydata PiS, to mielibyśmy dwa efekty naraz.

Co oznaczałoby wysoką frekwencję i otwarte pytanie, kto będzie bardziej skuteczny.

Nawrocki ma z pewnością większe rezerwy niż Trzaskowski, ale mniejsze umiejętności.

*„Polityka” za sensację uznała, że „ponad 80 proc. odsyła na emeryturę Kaczyńskiego”, ale po pierwsze według omawianego sondażu to „tylko” 75 proc. a po drugie w listopadzie 2022 (tuż po wyroku tzw. TK, który pogrążył PiS) Ipsos dla OKO.press zmierzył taką chęć u 80 proc. Polek i Polaków.

**Dane sondażowe są nieco zaniżone w porównaniu z prognozą wyborczą, bo uwzględniają wyborców niezdecydowanych.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze