W piątek 19 marca mija czas na zgłoszenie chętnych do wzięcia udziału w konkursie na prezesa IPN. Zgodnie z ustawą organizuje i przeprowadza go dziewięcioosobowe Kolegium. Zwycięzcę po zaplanowanym na 27 kwietnia przesłuchaniu wyłoni bezwzględną większością w tajnym głosowaniu. Następnie na wniosek Kolegium prezesa Instytutu powoła Sejm za zgodą Senatu.
Kolegium jest ustawowo zobowiązane do rozpisania konkursu nie wcześniej niż na pół roku i nie później niż na trzy miesiące przed końcem pięcioletniej kadencji prezesa Jarosława Szarka, który wypada 22 lipca.
Zrobiło to bardzo szybko, bo uchwałę podjęło 26 stycznia, a w Biuletynie Informacji Publicznej opublikowało ją 2 lutego, co mogłoby wskazywać na to, że PiS nie miało problemu z namaszczeniem zwycięzcy.
Afera z Greniuchem zmienia wszystko
Ale stolik wywróciła afera kadrowa. Jarosław Szarek powołał na p.o. dyrektora wrocławskiego oddziału IPN dr. Tomasza Greniucha – byłego lidera opolskich struktur ONR, znanego z wykonania w przeszłości gestu hitlerowskiego pozdrowienia i związków z neofaszystowską prawicą. Wywołał tym samym jeden z najpoważniejszych kryzysów w ponad 20-letniej historii Instytutu i to o międzynarodowym zasięgu, a następnie trzymał się swojej decyzji blisko dwa tygodnie.
OKO.press dowiaduje się, że do tego momentu Jarosław Szarek był pewien reelekcji. O tym, że miał spore szanse, pisaliśmy już w połowie stycznia.
IPN to strefa wpływów Ryszarda Terleckiego, szefa klubu parlamentarnego PiS i wicemarszałka Sejmu, a Jarosław Szarek jest jego naukowym i politycznym wychowankiem.
Terlecki bronił zresztą Szarka, kiedy krytyki za awansowanie Greniucha nie szczędzili mu inni politycy PiS, w tym wiceminister MSWiA Maciej Wąsik i wicepremier Jacek Sasin, a interwencję podjęła Kancelaria Prezydenta Andrzeja Dudy (z pracy prezesa niezadowolony ma być też premier Mateusz Morawiecki).
Upór Szarka w tej sprawie wynikał z poczucia bezpieczeństwa zapewnianego przez bagatelizującego problem Terleckiego (prezes IPN nie obierał nawet w tej sprawie telefonu od wojewody śląskiego). Szarek próbował też – co jest dla niego charakterystyczne – zastosować swoją ulubioną strategię: na przeczekanie.
Ja pisaliśmy, w IPN nie brak głosów, że nominację dla Greniucha podsunięto Szarkowi, by go pogrążyć. Inne źródła mówią, że był to jego własny pomysł. W każdej konfiguracji to on ponosi odpowiedzialność za katastrofę wizerunkową Instytutu.
Ma zresztą tego świadomość, co ujawnił w wywiadzie udzielonym Michałowi Karnowskiemu dla „Sieci”, w całości przedrukowanym na stronie IPN, broniąc się jednocześnie poprzez atak. Szarek zarzucił Kolegium IPN, że wcześniej poparło nominację Greniucha na stanowisko naczelnika delegatury w Opolu. Do walk buldogów pod dywanem po stronie Szarka przyłączył się serwis braci Karnowskich wpolityce.pl, publikując dokument potwierdzający jego słowa.
Kolegium wydało oświadczenie, w którym wyraża ubolewanie z powodu zwłoki w działaniach prezesa Szarka po wybuchu kryzysu i domaga się, aby prezes konsultował z jego członkami nominacje również dla pełniących obowiązki (nie wymaga tego ustawa; prezes Szarek lubi uciekać się do powoływania p.o., bo nie musi wówczas nikogo prosić o zdanie, ponadto roszady kadrowe są charakterystyczne dla jego stylu zarządzania IPN).
Efekt domina
„Co wiceprezesi dr Mateusz Szpytma i dr hab. Krzysztof Szwagrzyk zrobili, by powstrzymać Jarosława Szarka przez brnięciem w kryzys? To pytanie ważne dla tego, czyje nazwiska brane są pod uwagę” – analizuje jeden z historyków, z którym rozmawiamy.
Sprawa Greniucha zaszkodziła również wiceprezesowi IPN Mateuszowi Szpytmie, którego nazwisko było na konkursowej giełdzie: jego kandydatura miała być przedmiotem umowy PiS z PSL (jest znany ludowcom, bo zajmował się naukowo ich historią).
Jednak jego kandydatura jest spalona. ponieważ bronił Szarka w aferze kadrowej.
Drugi wiceprezes, dr hab. Krzysztof Szwagrzyk, był z kolei recenzentem doktoratu Greniucha, poświęconego brutalnie rozbitemu przez komunistów oddziałowi NSZ, dowodzonemu przez kapitana Henryka Flame „Bartka”.
Szwagrzyk kieruje w IPN Biurem Identyfikacji i Poszukiwań. Tam zresztą pracę rozpoczął Greniuch, przychodząc w 2018 roku do Instytutu. „Nominacja pana Greniucha na stanowisko dyrektora wrocławskiego oddziału byłą decyzją nie moją, a prezesa Jarosława Szarka” – odcinał się jednak w rozmowie z wrocławską „Wyborczą”.
Historyk niegdyś związany z Instytutem zwraca naszą uwagę na to, że w Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych to właśnie Szwagrzyk był gościem „Wiadomości” TVP.
W połowie stycznia 2021 przypomnieliśmy o jego aspiracjach, ale jego szanse oceniliśmy jako niewielkie. Jego obecność w mediach i aktywność w ostatnich tygodniach – 28 lutego reprezentował IPN w Ukrainie na uroczystości upamiętniającej ofiary zbrodni w Hucie Pieniackiej, deklarując gotowość rozpoczęcia prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych, pokazuje, że może zabiegać o prezesurę lub jest w pewnych kręgach nadal brany pod uwagę.
Gra na czas?
Słyszymy od jednego z naszych rozmówców, że wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki nie odpuści IPN. A jak pisaliśmy wcześniej, prezes Kaczyński polega na jego opinii w tym obszarze. Szanse Szarka są zerowe. Ale puszczając wodze politycznej wyobraźni, można nakreślić scenariusz, w którym PiS wystawia go do utrącenia przez Senat i tym samym kupuje czas w nowej – po wybuchu afery kadrowej – sytuacji. Ale wątpliwe jest, czy w taką grę weszłoby Kolegium IPN, dla którego przepuszczenie Szarka oznaczałoby kompromitację.
Z drugiej strony OKO.press dowiaduje się o pomyśle, który ma ograniczyć wpływy Terleckiego i powiązać IPN z Ministerstwem Spraw Zagranicznych: sondowany był ambasador Rzeczpospolitej w Turcji, dr Jakub Kumoch. Jeden z naszych rozmówców mówi, że rozwiązanie takie z zadowoleniem zostałoby przyjęte na zapleczu resortu, np. w Państwowym Instytucie Studiów Międzynarodowych (PISM), ale jednocześnie przypomina, by nie przeceniać sił „MSZ-owców”.
Zatrzymajmy się przy ambasadorze Kumochu nieco dłużej.
Po pierwsze, dyplomata przywrócił pamięć o polskim ambasadorze w Szwajcarii Aleksandrze Ładosiu, który ratował Żydów od Zagłady.
Po drugie, jest zaangażowany w spór z prof. Janem Grabowskim o niektóre z jego tez dotyczących postaw Polaków wobec żydowskich sąsiadów w okresie okupacji.
Fakt, że nazwisko dr. Kumocha pojawiło się na stole, podobnie jak wcześniej Mateusza Szpytmy, pokazuje coś bardzo ważnego: nadanie priorytetowego znaczenia tematowi stosunków polsko-żydowskich, a wręcz – dopowiada nam jeden z naszych rozmówców – „wojnie z prof. Grabowskim i prof. Barbarą Engelking” o dwutomową książkę „Dalej jest noc” (poświęcona jest ona strategiom przetrwania społeczności żydowskiej w dziewięciu wybranych powiatach na terenie okupowanej Polski; autorzy dowodzą, że dwóch na trzech Żydów poszukujących pomocy u polskich sąsiadów nie znalazło jej, podczas gdy prawicowa polityka historyczna skupia się wyłącznie na postawie pomocy, często kreując obraz, że była powszechna, a wręcz jedyna).
Królik z kapelusza prezesem IPN?
Pojawiają się również głosy, że wystartować może któryś z członków Kolegium IPN. Ustawa mówi wyraźnie, że Kolegium zgłasza Sejmowi kandydata spoza swojego grona, ale nic nie mówi o starcie po złożeniu rezygnacji z członkostwa. A inaczej: nigdzie tego nie zabrania. W tym kontekście mówi się o wiceprzewodniczącym prof. Piotrze Franaszku jako o kompromisie pomiędzy Kolegium a Terleckim.
W Kolegium, którego siedmioletnia kadencja kończy się w 2023 roku, zasiadają (oprócz prof. Franaszka):
- prof. Wojciech Polak (przewodniczący),
- dr hab. Sławomir Cenckiewicz (wiceprzewodniczący),
- prof. Tadeusz Wolsza (wiceprzewodniczący),
- prof. Jan Draus,
- Bronisław Wildstein,
- Krzysztof Wyszkowski,
- prof. Józef Marecki,
- prof. Andrzej Nowak.
„Po składzie Kolegium było jasne, że nie będzie normalnego konkursu: ani w 2016 roku ani teraz” – ocenia jeden z naszych rozmówców. „Kolegium wybierze, kogo wskaże partia. Każda inna kandydatura jest stracona” – dodaje inny. Zasiadają w nim wyłącznie osoby związane z obozem prawicy (pięciu członków wybiera Sejm, dwóch prezydent, dwóch Senat). Dominację jednej opcji ilustrują wyniki kolejnych głosowań: Janusz Kurtyka (kadencja 2005-2010) i Łukasz Kamiński (2011-2016) wygrywali raptem jednym głosem, Szarek został wybrany jednogłośnie.
Przypomnijmy, że jeżeli w pierwszej kolejce żaden z uczestników konkursu nie wygra bezwzględną większością głosów, karty do głosowania idą ponownie w ruch: członkowie Kolegium wybierają – już zwykłą większością – spośród dwóch kandydatów, którzy uzyskali największe poparcie. Może się zdarzyć, że i to nie przyniesie to rozwiązania. W takiej sytuacji Kolegium przyjmuje uchwałę o nierozstrzygnięciu konkursu, a jego przewodniczący rozpisuje nowy.
W styczniu pisaliśmy także o tym, że na giełdę co jakiś czas wracają nazwiska szefa krakowskiego oddziału IPN dr. hab. Filipa Musiała i prof. Włodzimierza Sulei.
Ale w Instytucie słyszymy także, że 19 marca może zostać wyciągnięty „królik z kapelusza”. Tak było właśnie pięć lat temu z Jarosławem Szarkiem. „Kiedy pojawiła się ta kandydatura, w wyszukiwarkę wpisywano jego nazwisko, bo nie był w Instytucie szerzej znany” – mówił „Wyborczej” były pracownik IPN.
Nie zapominajmy również o tym, że do 19 marca zgłaszają się również kandydaci na urząd RPO i tu również PiS potrzebuje zdobyć przewagę w Senacie. „A jeśli senator Jan Libicki da się przekonać do poparcia kandydata partii rządzącej na Rzecznika, to czemu również nie na prezesa IPN?” – pyta historyk niegdyś związany z IPN.
W razie kłopotów z przeprowadzeniem swojego kandydata przez Senat, PiS ma jeszcze jedną opcję: nowelizację ustawy. Może sięgnąć po to, co Terlecki zapowiadał już wcześniej, a czego domagało się samo Kolegium, a więc wyprowadzenie z IPN pionu prokuratorskiego (dokładnie rozrysowaliśmy ten scenariusz w styczniu). Ale łatwo wyobrazić sobie, że równie dobrze pretekstem może być ostatni kryzys w Instytucie i np. uzasadniane nim ograniczenie roli prezesa.
IPN to sztandarowy przykład z długiej listy instytucji DOSKONALE ZBĘDNYch. Instytucji funkcjonujących jedynie dlatego, że – siłą bezwładu – publiczna kasa wciąż jest do nich pompowana, instytucji, których zlikwidowanie nie przyczyniłoby nam wszystkim najmniejszej szkody a nawet jakby przeciwnie . . .
Budżet na 2021: 412 mln PLN, kilkakrotnie więcej niż budżet PAN. W 2016 r. zmieniono zasady powoływania członków Rady IPN, wykluczając udział środowisk akademickich. Nowe kolegium składa się teraz z osób powoływanych przez PiS lub prezydenta. Z instytucji badającej i popularyzującej wiedzę o zbrodniach komunistycznych i nazistowskich przekształcił się w placówkę, którą postrzega się jako instrument w dość jednostronnie uprawianej polityce historycznej, a nawet w bieżącej walce politycznej. Często w walce tej wykorzystywano i zgromadzone w IPN materiały archiwalne, i przyznawane ogromne środki finansowe. W krótkim czasie z instytutu zajmującego się historią najnowszą powstał kombinat, który praktycznie narzuca polityczną wizję historii, obchodzenia się z nią, myślenia o niej. Wchłonął on Główną Komisję Badań Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu–Instytut Pamięci Narodowej oraz Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Posiada pion śledczy i prokuratorski, których osiągnięcia są raczej mizerne. Upolitycznienie IPN, którego jesteśmy świadkami, nie ma nic wspólnego z badaniami naukowymi, debatą wokół ich wyników i popularyzacją historii. Nie istnieją także żadne mechanizmy kontroli jakości pozainstytutowej, a skład gremiów nadrzędnych nie gwarantuje pełnej obiektywności. Prezes IPN nie ma autorytetu naukowego.
W środowisku historyków ciągle trwa dyskusja wokół kryteriów oceny po wprowadzeniu nowej ustawy o szkolnictwie wyższym. IPN to nie dotyczy. Nie musi on też ubiegać się o środki w postaci grantów, szukać odpowiednich wydawców. Jest poza prozą życia naukowego, choć stanowi jego część.
A wyszukiwania w archiwach materiałów w nocy w kilka godzin, żeby kogoś uwalić? A sprawdzanie na szybko, żeby kogoś mianować? A sprawa Zyty Gilowskiej? Donosiła, ale nie była współpracownikiem? A TW Wolfgang? Jak ktoś jest w ekipie Kaczyńskiego to nagle albo materiałów nie ma, albo uznawane są za nieznaczące.
W dokumentach odtajnionych przez IPN znajdują się dane byłych oficerów CIA, a także szczegóły współpracy wywiadowczej Polski i Stanów Zjednoczonych na terenie byłego ZSRR i działań na Bliskim Wschodzie. Amerykańscy rozmówcy "DGP" twierdzą, że Polska powinna ukryć personalia, a poza tym nie powinna ujawniać informacji wywiadowczych, o ile nie są związane z działalnością przestępczą. Niejeden raz istnienie i działania IPN doprowadzają naszych sojuszników w Waszyngtonie (a jeszcze bardziej w Langley, Virginia) do apopleksji. Raz za razem potwierdza się, że Polakom nie warto powierzać żadnych tajemnic (acz nasi dawni sojusznicy z Rosji chyba mają powody do niejakiej wdzięczności). Brawo "mistrzowie" z IPN!
Tworzy się coraz więcej ciał w istocie dublujących działania IPN-u.
Na przykład: Instytut Solidarności i Męstwa im. Witolda Pileckiego. Młodszy brat IPN. Budżet równy PAN-owskiemu. Nie wiadomo do końca czym konkretnie będzie zajmować poza "honorowaniem i upamiętnianiem obcokrajowców ratujących Polaków i Polaków ratujących swoich współobywateli". Będzie dublować IPN i kilkanaście organizacji, które zajmują się badaniem historii i krzewieniem pamięci narodowej. Porównywalny do panowskiego budżet. Podobnie jak to się dzieje w innych instytucjach państwa, szefami tych działających na froncie historycznym zostały osoby bez większego dorobku naukowego i charyzmy w środowisku akademickim. Dubluje działalność IPN.
Inny przykład: NIW-CRSO Narodowy Instytut Wolności-Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Budżet na 2021 r. 188 mln PLN. Jego "ekspertami" są działacze prawicowych organizacji.
Ma się zajmować "wspieraniem organizacji pozarządowych i rozdzielaniem przeznaczonych dla nich środków”. Po co tworzyć instytucję z nowym budżetem i urzędnikami, skoro chodzi jedynie o przeniesienie jednego departamentu ministerstwa (Departamentu Pożytku Publicznego w Ministerstwie Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej) wraz z jednym funduszem (FIO – Funduszem Inicjatyw Obywatelskich)?
Albo Instytut Dziedzictwa Myśli Narodowej im. Romana Dmowskiego i Ignacego Jana Paderewskiego. Szefem jest były senator PiS prof. Jan Żaryn, a w radzie programowej zasiada wiele osób związanych z partią rządzącą, np. były marszałek Marek Jurek czy radny PiS i historyk prof. Mieczysław Ryba. Instytut ma "realizować politykę pamięci w zakresie historii i dziedzictwa Polski, w tym dorobku polskiej myśli społeczno-politycznej, ze szczególnym uwzględnieniem myśli narodowej, katolicko-społecznej i konserwatywnej'". Też dubluje działalność IPN.
Albo Instytut Badań nad Totalitaryzmami im. Rotm. W. Pileckiego
Albo Instytut Dziedzictwa Solidarności; w radzie programowej są były opozycjonista Andrzej Gwiazda, ale również Michał Karnowski z tygodnika „Sieci” i Cenckiewicz).
Instytut De Republica. Zadania: promowanie polskich publikacji naukowych oraz prowadzenie badań i analiz na tematy zlecone przez premiera.
Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka.
PS Instytut na rzecz Rodziny i Demografii – ma poprawić rozrodczość Polek i Polaków?
Bardzo Panu dziękuję za ten wywód, który powinien, przynajmniej czytającym OKO.press, uzmysłowić w jaki dół kloaczny wepchnięto historię współczesną Polski i prawdziwych historyków chcących się nią zajmować bez wchodzenia w układy z władzą. Raz jeszcze dziękuję.