To nie pierwszy raz, gdy Europa zmaga się ze wzmożoną liczbą migrantów i uchodźczyń, jednak takiej skali emigracji nie obserwowaliśmy od czasów II wojny światowej. Unia nie okazała solidarności, gdy trwał tzw. kryzys migracyjny w 2015 roku. Czy teraz będzie inaczej?
W 2015 roku kraje europejskie otrzymały ponad 1,3 miliona wniosków o azyl. Była to liczba bezprecedensowa, która zadecydowała o nazwaniu tej sytuacji “kryzysem migracyjnym”. Jednak w porównaniu z krajami takimi jak Jordania (760 tys. uchodźców i migrantów w 2022 roku) czy Turcja (3,7 mln uchodźców i migrantów w 2022 roku - najwięcej na świecie), nie była to duża liczba - mówimy w końcu o całym kontynencie.
Dziś widzimy jeszcze wyraźniej, że “kryzys” z 2015 roku nie musiał być aż takim wyzwaniem. W wyniku rosyjskiej agresji na Ukrainę, granicę polski przekroczyły już ponad 2 miliony osób. W sumie z Ukrainy uciekło 3,7 mln mieszkańców - ta liczba oczywiście cały czas rośnie.
7 lat temu - inaczej niż dzisiaj - zabrakło europejskiej solidarności. Graniczne kraje Unii Europejskiej - Włochy i Grecja, do których dotarło najwięcej osób spoza Europy, pozostawiono same sobie.
Komisja Europejska opublikowała na początku grudnia 2016 roku podsumowanie programów relokacji z krajów UE oraz przesiedlenia z krajów spoza UE. Jak pisaliśmy wtedy w OKO.press, w ramach relokacji z Włoch i Grecji oraz przesiedleń z Turcji ani jednego uchodźcy nie przyjęły tylko Węgry i Polska.
Ostatecznie - wysyłając co najwyżej pomoc finansową - UE zostawiła tym państwom problem ulokowania migrantów. W efekcie powstały obozy, w których osoby, z różnych powodów docierające do europejskich granic, latami czekały i czekają nadal na rozpatrzenie swoich wniosków o azyl. Migranci i migrantki, pozostawieni sami sobie, od lat żyją też w nieformalnych obozowiskach, często bez dostępu do wody czy prądu. Takie obozowiska rozrastają w okolicach miast i plantacji, na których są nielegalnie zatrudniani.
Dokładne objaśnienie pojęć: migrant, uchodźca, azylant znajdą Państwo w naszym informatorze:
Największy europejski obóz dla uchodźców - Moria, powstał na greckiej wyspie Lesbos. Przebywało w nim nawet kilkanaście tysięcy osób, również rodzin z małymi dziećmi. Ten i inne obozy na greckich wyspach słynęły z tragicznych warunków sanitarnych, a mieszkańcy, żyjąc w ciągłym zawieszeniu, bez odpowiedniej opieki lekarskiej i psychiatrycznej, cierpieli na depresję i różne schorzenia. Dochodziło też do prób samobójczych, wreszcie protestów i zamieszek.
Namioty, które stały się dla nich domem, ostatecznie spłonęły w 2020 roku. Morię odbudowano, a wokół niej powstał mur, rzekomo w celu ochrony uchodźców i migrantów, w praktyce jeszcze bardziej izolujący ludzi, którzy szukają w Europie bezpieczeństwa i lepszego życia.
Pamiętając obrazy z obozów, które jeszcze kilka lat temu obserwowaliśmy w mediach w całej Europie, pojawia się pytanie - czy takie same obozy już niebawem zobaczymy w Polsce?
Przede wszystkim musimy zrozumieć, że w przypadku tzw. obozów dla uchodźców osoby, które w nich przebywają, co do zasady nie mogą swobodnie się przemieszczać, chociaż w niektórych znajdują się oddziały otwarte. Trafiają do nich osoby, których status pobytowy nie jest jeszcze ustalony, a które przekroczyły granicę poza przejściem granicznym - pod tym względem przypomina to ośrodki zamknięte w Polsce.
Migranci i migrantki przebywają w obozach tak długo, aż zostanie przyjęty ich wniosek o ochronę międzynarodową, otrzymają inną formę ochrony, lub zapadnie decyzja o deportacji - procedury potrafią trwać latami. Znaczna część osób, która w obozach przebywa, pozostaje tam też po prostu z braku alternatywy.
W przypadku uchodźców i uchodźczyń uciekających przed wojną w Ukrainie, zastosowano specjalne rozwiązanie prawne. Chodzi o status ochrony tymczasowej, nadawany na podstawie dyrektywy z 2001 roku, która weszła w życie decyzją UE 4 marca tego roku.
“To specjalny status, który nigdy wcześniej nie był w Unii Europejskiej zastosowany.
Dlatego u ani w Polsce, ani w UE nie ma i nie będzie obozów dla uchodźców z Ukrainy, bo nikt nie przetrzymuje ich tu na siłę.
Dyrektywa unijna, ale też nasza specustawa, gwarantuje tym osobom swobodne przemieszczanie się i pracę w całej Unii Europejskiej” - mówi OKO.press prof. Maciej Duszczyk, ekspert z zakresu migracji z Uniwersytetu Warszawskiego.
Dyrektywa i specustawa zakładają więc, że każdy, kto ucieka z terytorium Ukrainy, przebywa legalnie na terenie UE i nie musi ubiegać się o status uchodźcy. Dlatego takie osoby mają inne uprawnienia, m.in. możliwość swobodnego przemieszczania się. W przeciwieństwie do tych, którzy docierają do Europy z państw takich jak Syria czy Jemen.
“Przyczyna wyjazdu jest ta sama, ale ludzie przekroczyli granicę na podstawie innych przepisów” - tłumaczy prof. Duszczyk.
Na granicy i w miastach w całej Polsce działają tzw. punkty (ośrodki) recepcyjne. To miejsca, w których uchodźcy i uchodźczynie mogą odpocząć przez jeden, dwa dni, zanim ruszą dalej. To m.in. Hala Kijowska w pobliżu przejścia granicznego w Korczowej, budynek Tesco w Przemyślu czy warszawska hala Torwar.
“Już teraz widzimy, że do Polski docierają osoby, które nie mają się gdzie podziać i zostają w przygranicznych punktach recepcyjnych kilka dni. Wolontariusze nie mają ich dokąd kierować, bo miasta są zapchane.
Co zrobimy, jeśli takich osób będzie więcej - czy w halach powstaną prowizoryczne mieszkania? Czy wokół nich staną kontenery mieszkalne? W tej chwili ciężko to przewidzieć”
- komentuje dla OKO.press Sonia Nandzik, założycielka fundacji Refocus Media Labs, od lat pracująca z uchodźcami i uchodźczyniami.
Bardzo wielu Ukraińców i Ukrainek mieszka dziś w polskich domach u osób, które zaoferowały swoją pomoc. Trudno jednak zakładać, że taka sytuacja będzie trwała przez kolejne miesiące, a nawet lata, jeśli wojna będzie się przeciągać.
“I dlatego w przypadku zakwaterowania tych osób, potrzebujemy metody hybrydowej” - mówi profesor Duszczyk i podaje cztery rozwiązania, które muszą być zastosowane jednocześnie.
Wspomniane użyczanie miejsca w domach i mieszkaniach to jeden z nich.
Kolejne to hotele czy pensjonaty, należące do osób prywatnych.
Dalej: ośrodki zakwaterowania, które są w dyspozycji wojewody, państwa lub samorządu (również hotele, sanatoria itd.).
Wreszcie: centra czasowego pobytu, czyli np. niewielkie osiedla domów modułowych.
Takie domy “są wykorzystywane są przez ONZ w obozach dla uchodźców na całym świecie. Są odporne na zmieniające się i trudne warunki atmosferyczne, a w przypadku pożaru - nie palą się”.
A co z ośrodkami otwartymi, prowadzonymi przez Urząd ds. Cudzoziemców? “Te miejsca momentalnie się wypełniły w przypadku kryzysu na granicy polsko-białoruskiej. Przebywają tam osoby, które są w procedurze ubiegania się o ochronę. Wątpię, by jakiekolwiek osoby z Ukrainy przebywały dziś w tych ośrodkach. Jeśli tak to, to są pojedyncze przypadki” - wyjaśnia prof. Duszczyk.
„Mamy zasadę – żadnych relokacji. Jak ktoś chce tu zostać, to zostaje, a jak chce wyjechać, to wyjeżdża. Nikogo nie zmuszamy do niczego. I druga zasada – nie chodzimy po prośbie. Oczywiście uważamy, że należy nam się jakaś pomoc, ale po prośbie nie chodzimy” - mówił w wywiadzie dla “Polska Times” prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Wypowiedź Kaczyńskiego jest myląca, ponieważ relokacja to po prostu przemieszczanie się między państwami UE cudzoziemca objętego ochroną międzynarodową. Można jednak założyć, że prezesowi PiS chodziło o relokację organizowaną odgórnie przez państwa, dotyczącą całych grup, a nie pojedynczych osób.
“Polski rząd nie jest zainteresowany relokacją organizowaną przez KE, bo jest zakładnikiem swojej polityki antyunijnej. Mimo to relokacja już działa, ale nie ta organizowana przez państwo, tylko indywidualna” - tłumaczy prof. Duszczyk.
I dodaje:
“Szacujemy, że z Polski wyjedzie ok. 40 proc. osób, które dotarły tu z Ukrainy. Co ważne, część osób do Ukrainy wraca. Ostatnie dane, jakimi dysponujemy, pokazują, że w ciągu jednego dnia odnotowano 11 tys. przekroczeń w drugą stronę i to nie samych mężczyzn, ale przede wszystkim kobiet z dziećmi”.
Od początku rosyjskiej inwazji Ukrainę opuściło już 3,7 miliona osób.
Granicę przekroczyło już prawie 2,3 mln osób, ale 200 tys. jechało pociągami od razu do innych krajów UE. Pozostali podróżowali autobusami czy samochodami. Nie wiadomo, ilu z nich zostało w Polsce.
Według najnowszych danych, Niemcy przyjęły 240 tys. uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy. Rząd razem z Niemieckim Czerwonym Krzyżem przedstawił pomysł awaryjnego schronienia dla tysiąca uchodźców oraz projekt pilotażowy o nazwie "Labor Care 5 000" - niewielkie, tymczasowe miasteczko, które ma pomieścić do 5 tys. osób.
Infrastruktura pomocowa jest cały czas rozbudowywana. Dziesiątki tysięcy osób z Ukrainy wyjeżdżają również do Austrii, Hiszpanii, Francji i innych państw Wspólnoty.
Mobilizacja Unii Europejskiej, którą obserwujemy od początku rosyjskiej agresji, pokazuje, że istnieją sposoby radzenia sobie z masową imigracją. Wszystko wskazuje na to, że w Polsce nie powstaną namiotowe i kontenerowe obozy uchodźcze.
Wszystko wskazuje też na to, że takie obozy i nieformalne obozowiska, które działają w Europie od lat, nie znikną.
Prawa człowieka
Świat
Uchodźcy i migranci
Unia Europejska
polityka migracyjna
Ukraina
Ukraińcy w Polsce
wojna w Ukrainie
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Dziennikarka i badaczka. Zajmuje się tematami wokół praw człowieka, głównie migracjami i uchodźstwem. Publikowała reportaże m.in. z Lampedusy, irackiego Kurdystanu czy Hiszpanii. Przez rok monitorowała sytuację uchodźców z Ukrainy w Polsce w ramach projektu badawczego w Amnesty International. Laureatka w konkursie Festiwalu Wrażliwego. Współtworzy projekt reporterski „Historie o Człowieku".
Komentarze