Duda deklaruje, że „Europa to my, Unia Europejska to my”. Ale przez trzy lata wytrwale dowodził, że Unia Europejska to „oni”, którzy nam, Polakom, narzucają swoją wolę, europejscy liderzy naruszają naszą suwerenność, Unia jest jak zaborca, a europejska wspólnota jest „wyimaginowana”, bo liczy się wspólnota tutaj. Nasza. Własna
Orędzie Andrzeja Dudy z okazji 15 rocznicy Polski w UE było niemal niezakłóconą odą do radości, nie licząc zdania, że "członkostwo stało się dla nas wyzwaniem". Duda podkreślał, że Unia jest "wielkim sukcesem nas wszystkich", że "Europa to my, Unia Europejska to my".
Był euroentuzjastyczny znacznie bardziej niż Jarosław Kaczyński, który wprawdzie uznał, że „przynależność do UE jest wymogiem polskiego patriotyzmu”, ale wymalował obraz niesprawiedliwej Unii, w której decydują interesy "lepszych krajów Zachodu". Nawet proszki do prania w Polsce „po prostu gorzej piorą” niż w Niemczech (o tym, że rząd PiS nie bronił w Radzie UE polskich konsumentów pisaliśmy tu). Kaczyński postulował "równość" w UE i rozwijał mit dawnych dobrych czasów: "Świetnie pamiętam jak w lat 70., ówczesny premier Grecji zatrzymywał decyzje UE" - kompromitował się nieznajomością historii.
Typowy dla PiS był też głos Jacka Saryusza-Wolskiego (niefortunnego kontrkandydata Donalda Tuska w wyborach na szefa Rady UE w marcu 2017), który powiedział, że "Unia to projekt wymagający reform i korekty, ale odpowiadający na żywotne potrzeby obywateli Europy. Zasługuje na dobrą zmianę".
"Każdy, kto próbuje dziś wzbudzić niepokój co do naszej obecności w Unii Europejskiej, postępuje wbrew interesowi Polski" - mówił Duda nie wspominając o żadnej "dobrej zmianie" w UE.
(Chciał chyba pogrozić groźnej dla PiS Konfederacji Korwin Liroy Braun Narodowcy. Jak pisaliśmy, ogłosiła swoją "piątkę": "Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i Unii Europejskiej. To najlepiej trafia do naszych wyborców, z tego powodu wyborcy chcą na nas głosować").
Rzecz jednak w tym, że euroentuzjazm Dudy stoi w sprzeczności z jego wieloma wcześniejszymi deklaracjami, w których prezydent "budził niepokój co do sensu naszej obecności w UE" i podkreślał, że Unia Europejska to z pewnością nie "my" lecz cyniczni "oni", którzy "nas" nie rozumieją.
W wersji kabaretowej prezydent wyraził takie poglądy w październiku 2018, w Berlinie na XIX Forum Polsko-Niemieckim, siedząc obok zdetonowanego jego wypowiedziami b. prezydenta Niemiec – Franka-Waltera Steinmeiera.
Wielu ludzi zadaje sobie pytanie, dlaczego UE zabrania tego, zabrania tamtego. Dlaczego na przykład w sklepie nie można w tej chwili kupić już zwykłej żarówki, można kupić tylko żarówkę energooszczędną? Nie wolno kupić, bo UE zakazała.
Prezydencka bzdura jest podwójna. Po pierwsze, MOŻNA kupić zwykłą żarówkę. Wystarczy wpisać „zwykła żarówka” do wyszukiwarki.
Po drugie, unijny zakaz, na który zgodę wyraziły wszystkie państwa UE (w tym Polska), jest decyzją racjonalną, bo żarówki energooszczędne są bardziej ekonomiczne – i co dziś szczególnie ważne – ekologiczne.
To nie jest jakiś wymysł eurobiurokratów, ale zadbanie o interes "nas", Europejczyków.
Duda wyraził tu rytualne dla eurosceptyków utyskiwanie, że cokolwiek Bruksela zrobi, nawet jak najsłuszniej, to musi być "dyktat" i zamach na suwerenność narodu (np. polskiego). Jak to ujmuje ideowy kolega Dudy Viktor Orbán, "dzisiaj w Brukseli znowu są grane imperialne marsze. Bruksela chce zbudować europejskie imperium rządzone przez biurokratów, których nikt nie wybierał w wyborach".
Szerszym tłem dla wywodu Dudy o żarówkach jest wiara, że "polskość" - ukazana jako zrodzona w cierpieniu i bohaterskiej martyrologii - jest nie do pogodzenia z uzgadnianiem reguł dla całej wspólnoty. Mówił o tym w Budapeszcie:
Polacy i Węgrzy oddawali krew za wolność. Może dlatego, kiedy dziś w Europie głośno mówimy o suwerenności i niepodległości, to ta Europa czasem nie bardzo nas rozumie. My wiemy, ile suwerenność i niepodległość kosztuje. I nie pozwolimy ich sobie odebrać.
Z sondaży OKO.press wynika, że Polacy widzą to inaczej. W jednym z nich zapytaliśmy, czy członkostwo w Unii Europejskiej wzmacnia, czy osłabia niepodległość. Wyniki są jednoznaczne:
Przeważająca większość Polek i Polaków - 77 proc. - uważa, że obecność w UE wzmacnia niepodległość Polski. Przeciwnego zdania jest tylko 16 proc. respondentów - wyraźnie mniej, niż zagłosowało przeciwko wejściu Polski do Unii w referendum akcesyjnym w 2003 roku (23 proc.).
Nawet wśród wyborców Prawa i Sprawiedliwości widać zdecydowaną przewagę osób, które uważają, że obecność w Unii jest niepodległości wzmocnieniem (67 do 23 proc.).
"Europa to nie wy" - taki był sens głośnej wypowiedzi prezydenta 11 września 2018 w Leżajsku. W dłuższym wywodzie przeciwstawił on Unii Europejskiej PiS, przy czym mówił w imieniu partii, rządu i prezydenta:
"Uczynimy wszystko, żebyście państwo mieli przekonanie, kiedy będą się kończyły nasze kadencje, że
ktoś wreszcie myślał o obywatelach, a nie tylko o swoich sprawach, czy jakiejś wyimaginowanej wspólnocie, z której dla nas niewiele wynika. Wspólnota jest dla nas potrzebna tutaj w Polsce. Nasza. Własna".
Czy można jaśniej dać do zrozumienia, że Unia Europejska to nie "my"?
W tej samej antyeuropejskiej przemowie Duda ocenił też stosunek Polaków do Unii Europejskiej. "Nasze polskie sprawy są dla nas najważniejsze. Kiedy one zostaną rozwiązane, będziemy się zajmowali sprawami europejskimi". I dodał:
Niech nas zostawią w spokoju i pozwolą nam naprawić Polskę, bo to jest najważniejsze. Wierzę w to, że takie jest oczekiwanie większości obywateli w Polsce, zdecydowanej większości.
Andrzej Duda - razem z całym PiS - odmawia UE prawa do reagowania na naruszanie przez polskie władze zasad praworządności. Komisja Europejska czy Trybunał Sprawiedliwości UE występują w roli tych, którzy wtrącają się w "nasze polskie sprawy".
Wyniki sondaży OKO.press pokazują, że taką narracją zgadza się tylko elektorat PiS, a i to nie cały.
Większość - 54 proc. Polek i Polaków - uważa, że Trybunał Sprawiedliwości UE ma prawo zatrzymać reformy sądownictwa PiS. Inne zdanie ma elektorat PiS, który aż w 77 proc. uważa, że Trybunał nie ma takiego prawa. Ale odpowiedzi Polek i Polaków, którzy nie głosują na Kaczyńskiego, są skrajnie proeuropejskie: aż trzy czwarte (73 proc.) jest zdania, że ma:
Jak zwrócił uwagę portal money.pl, Andrzej Duda składał te antyunijne deklaracje
przed okazałym dworkiem - Muzeum Ziemi Leżajskiej wyremontowanym za 7 mln zł, z czego 5,1 mln unijnych pieniędzy).
Nieopodal znajduje się klasztor bernardynów odrestaurowany za 30,8 mln (z tego 26,1 mln z UE). Dzięki funduszom z Brukseli miasto wybudowało też obwodnicę za 150 mln (z UE 103 mln).
Zdumiewającego wystąpienia prezydenta z marca 2018 w Kamiennej Górze warto posłuchać w materiale TVN24 (tutaj). W roku 100 lat odzyskania niepodległości apelował, żeby mieszkańcy “mówili dzieciom”, że Polska jest "dzisiaj rzeczywiście suwerenna i niepodległa".
"Bo bardzo często ludzie mówią nam: po co nam Polska? Unia Europejska jest najważniejsza. Przecież państwo wiecie, że bywają takie głosy. To niech sobie ci wszyscy przypomną te 123 lata zaborów.
Jak Polska wtedy, pod koniec osiemnastego wieku, swoją niepodległość straciła i zniknęła z mapy. Też byli tacy, którzy mówili: a może to lepiej, swary się wreszcie skończą, te rokosze, te wszystkie insurekcje, wojny, awantury, konfederacje, wreszcie będzie święty spokój".
Nie wiadomo, kogo ma na myśli Duda (kto dziś pyta po co nam Polska? chyba nikt...), ale fragment jest aż nazbyt wymowny. Duda ostrzega, że Unia może nam "zabrać niepodległość". A przynajmniej są tacy, którzy by tego chcieli.
Szczególnym aktem naruszania polskiej suwerenności były decyzje UE o relokacji uchodźców. To jeden z głównych przekazów propagandy strachu PiS od 2015 roku.
Będąc w sierpniu 2018 w Nowej Zelandii Duda wylewnie dziękował za przyjęcie w 1944 roku tzw. dzieci z Pahiatua – 733 wojennych sierot z Polski: "Mimo trudności, jakie niosła II wojna światowa, mimo tego, że nie przelewało się nikomu, Nowa Zelandia podzieliła się z tymi małymi Polakami tym, co miała".
Zamiast wspólnie zalać się łzami, pewien dziennikarz spytał, jak to się ma do odmowy przez Polskę przyjmowania uchodźców. Duda na to: "W Polsce nie ma żadnych działań antyimigranckich. My po prostu nie zgadzamy się, żeby przymusowo przywożono do nas ludzi i to wszystko.
Unijna procedura relokacji to zniewolenie. W Polsce nie ma żadnych działań antyimigranckich. My po prostu nie zgadzamy się na to, żeby siłą przywożono do nas ludzi, którzy nie chcą w Polsce mieszkać.
Polityka relokacji poniosła klęskę (do czego postawa PiS się przyczyniła), ale nie zmienia to faktu, że narracja Dudy jest sprzeczna z faktami. Relokacja to transfer osób ubiegających się o azyl z Grecji i Włoch do innych krajów UE w wyniku decyzji Rady Unii Europejskiej z 2015 roku wydanej na podstawie art. 78.3 Traktatu o funkcjonowaniu UE. Mówi on o pomocy krajom członkowskim, które znajdują się w sytuacji kryzysowej w związku z napływem obywateli krajów trzecich. Rząd Ewy Kopacz w 2015 roku zobowiązał się do przyjęcia ponad 6 tys. osób, ale rząd PiS nie wykonał tego zobowiązania.
Wnioskujący o relokację uchodźca faktycznie nie ma prawa wyboru kraju, ale może wskazać, gdzie by chciał, bez gwarancji, że tam trafi. Gdy już dostanie decyzję, w każdym momencie może się odwołać lub zrezygnować i zostać w obozie w Grecji lub we Włoszech. Cała procedura jest dokładnie opisana w decyzjach Rady UE 2015/1523 i 2015/1601, też po polsku.
Lansując tezę, że "Unia Europejska" to "oni", Duda wielokrotnie wypowiadał się krytycznie, a nawet z pogardą, o liderach UE. Po debacie europarlamentu w listopadzie 2017, która przyjęła rezolucję o łamaniu prawa przez Polskę, mówił:
"Wypowiedzi, które padały w trakcie debaty są w moim poczuciu jako prezydenta, a przede wszystkim jako Polaka, absolutnie skandaliczne. Wypowiedź choćby przewodniczącego Verhofstadta była absolutnie nie do przyjęcia. Wstydu nie mają, żeby mówić coś takiego, to nieprzyzwoite zachowanie".
Przy okazji Duda przedstawił fałszywą narrację, że "kształtowanie wymiaru sprawiedliwości jest sprawą Polski i nie jest sprawą europejską. To jest wchodzenie w wewnętrzne sprawy polskie, do czego nie uprawniają traktaty europejskie".
O przewodniczącym Rady Europejskiej Donaldzie Tusku Duda mówi, że nie szanuje swojego kraju, i insynuuje: "Nie wiem, czyje interesy reprezentuje, ale to nie są polskie interesy".
Wyrazem stosunku Dudy do "prezydenta UE" było zachowanie 11 listopada 2018 kiedy, kiedy ostentacyjnie nie zauważył obecności Tuska na uroczystościach przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie. "Jestem przekonany, że pod biało-czerwonym sztandarem jest miejsce dla każdego z nas, niezależnie od poglądów, bo w każdym - wierzę w to głęboko - jest miłość do ojczyzny" - deklarował Duda .
Ale najwyraźniej tego miejsca nie znalazł dla Donalda Tuska. Przewodniczącego Rady UE nie przywitał ani jednym słowem.
Na marginesie warto zauważyć, że Duda sam często umieszcza się swymi wypowiedziami poza Unią Europejską, bo wiele jego poglądów umieszcza go raczej na wschód od UE.
Tak jest z wizją demokracji, jaką przedstawił w orędziu z okazji 550. rocznicy parlamentaryzmu w Polsce wygłoszonym 13 lipca 2018:
Nie można odmawiać zwycięskiej większości prawa do realizacji programu. Spełnianie zapowiedzi jest obowiązkiem względem obywateli. Podważanie tych zasad jest sprzeczne z podstawami demokracji przedstawicielskiej. Podmywa fundamenty parlamentaryzmu.
Definicja demokracji przedstawicielskiej oraz "fundamentów parlamentaryzmu" sprowadzając je do "realizacji programu partii, która wygrała wybory", z pewnością nie mieści się w obszarze kulturowym, jaki stanowi Unia Europejska, za to pasuje do takich krajów jak obecna Turcja czy Rosja.
Także raczej w okolicach Moskwy niż Brukseli znalazł się prezydent wyrażając zainteresowanie "dobrze przygotowaną" ustawą, która "zakazywałaby propagandy homoseksualizmu i gender" w szkołach. Takie prawo ma już autorytarna Rosja Władimira Putina
W wywiadzie dla "Naszego Dziennika" Duda uznał, że wojna kulturowa, która toczy się dziś w Polsce, ogniskuje się wokół rozumienia wolności. "W ideologii skrajnie liberalnej [wolność] oznacza, że wolno wszystko. Ja się z tym nie zgadzam. Tak nie jest i tak nie powinno być". Zagrożenie dostrzega m.in. w "ideologii gender i promocji związków homoseksualnych".
Zapytany, czy podpisałby ustawę zakazującą takiej propagandy w szkołach, czy harcerstwie odpowiedział:
„Jeśli taka ustawa by powstała i byłaby dobrze napisana, nie wykluczam, że podszedłbym do niej poważnie”.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze