0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Mateusz Mirys/OKO.pressIlustracja: Mateusz ...

12 marca 2023 roku Służba Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) ostatecznie ustaliła tożsamość ukraińskiego żołnierza, który został rozstrzelany przez Rosjan za okrzyk „Sława Ukraini!”.

Nagranie z egzekucją pojawiło się w sieci 6 marca. Na filmiku widać nieuzbrojonego mężczyznę w mundurze SZU w pobliżu okopu. Głos po rosyjsku rozkazuje mu zdjąć naszywkę z munduru. Żołnierz zaciąga się papierosem, spokojnie mówiąc: „Sława Ukraini”. Głos sprawcy w języku rosyjskim wypowiada przekleństwa. Jeniec ginie od strzałów z broni automatycznej.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Przeczytaj także:

Tymofij

Wstępnie zidentyfikowano zmarłego żołnierza jako Tymofija Szadurę z 30. Brygady Zmechanizowanej, który był uznany za zaginionego. I tak zaczęło się piekło dla jego rodziny. Lokalna producentka BBC World Service Sofia Koczmar-Tymoszenko zamieściła na swojej stronie na Facebooku informację, że to może być Szadura i że rozmawiała z jego siostrą, która prosiła o ciszę do rana, kiedy skontaktują się z nią towarzysze jej brata.

Mimo to w mediach społecznościowych użytkownicy zaczęli udostępniać nagranie i zdjęcie żołnierza, nie zamazując twarzy (zrobiły to tylko nieliczne media, wszyscy natomiast podawali nazwisko zabitego).

Iryna Matwijiszyn, dziennikarka The Kyiv Independent na swoim profilu na Facebooku pisze, że przypominało to

„wyścig, kto najszybciej zgłosi śmierć, niezależnie od tego, czy jest ona zweryfikowana, czy nie, czy rodzina wie, byle jak i nie wiadomo, w jakim celu”.

Zareagowała też Hanna Maliar, wiceminister obrony Ukrainy, upominając rozpowszechniających wizerunek poległego żołnierza, że: „zmarłych i ich rodziny należy traktować przede wszystkim z szacunkiem. Media społecznościowe i takt są nie do pogodzenia i lepiej poczekać, aż brygada (dowódca) oficjalnie potwierdzi tożsamość zmarłego”.

Według Komisji Etyki Dziennikarskiej „wielu użytkowników w mediach społecznościowych zauważyło, że film wywołał u nich cierpienie fizyczne i psychiczne”. Zdaniem członków komisji media powinny uszanować uczucia bliskich ofiary, którzy nie powinni dowiadywać się w taki sposób o śmierci bliskiej osoby.

„Rażąca ingerencja w prywatną sferę życia i szczegółowe przedstawianie przemocy, jak w przypadku nagrania wideo z rzekomą egzekucją jeńca wojennego, są nadmierne i nie mogą być uzasadnione interesem publicznym. Komisja potępia sensacyjny sposób pracy dziennikarzy i redaktorów i wzywa kolegów do poszanowania prywatnych informacji dotyczących jeńców wojennych oraz do odpowiedzialnego podejścia do relacjonowania drażliwych tematów, które mogą szokować opinię publiczną” – uważa Komisja Etyki Dziennikarskiej.

Rusłan

W pierwszym momencie po obejrzeniu wideo z egzekucji pomyślałam o Tetianie. Jej mąż Rusłan Choda na początku wojny w Ukrainie zgłosił się do wojska, był dowódcą plutonu rozpoznawczego 36. Oddzielnej Brygady Piechoty Morskiej im. Kontradmirała Mychajła Biłyńskiego. Zginął 4 sierpnia, tuż przed 37. urodzinami.

Tetiana Bakocka z 11-letnim synem Miszą i 6-miesięczną córeczką Myrosławą uciekła z Mikołajowa do Polski. Ciała Rusłana i jego towarzyszy, którzy również zginęli tego dnia, nie udało się zabrać z pola walki. Nie było pogrzebu. Tetiana nie widziała, jak powiedzieć o tragedii Miszy, dla którego tata był autorytetem. Pomógł jej w tym psycholog.

Teraz jednym z największych lęków Tetiany jest przyszłość. Martwi się o pracę, bo trzeba płacić za mieszkanie, więc jeśli nie będzie jej stać, będzie zmuszona wrócić z dziećmi do Ukrainy.

– Wszystko tam mi się będzie kojarzyć z ludźmi, którzy już zginęli na wojnie

– mówi Tetiana. – W sierpniu zmarł mój mąż, ojciec moich dzieci. Dom, który razem budowaliśmy, każde drzewo, krzak, kwiat, wszystko robiliśmy razem i to wszystko będzie dla mnie odnowieniem traumy. Zdaję sobie sprawę, że będzie mi ciężko, jak wrócimy. Póki jesteśmy tu, jakoś mogę patrzeć na to wszystko z dystansu.

Co czułaby Tetiana, gdyby na filmie takim jak ten zobaczyła śmierć męża? Jakby zareagował Misza, widząc ostatnie minuty życia swojego ojca?

Jednak wideo z żołnierzem, który przed śmiercią mówi „Sława Ukraini" żyje już własnym życiem. A fakt, że jego bohater stał się symbolem ukraińskiego oporu, wiele zmienia.

Ołeksandr

Żołnierzem z wideo okazał się ostatecznie Ołeksandr Macijewski, snajper ze 163. batalionu 119. oddzielnej brygady obrony terytorialnej obwodu czernihowskiego, którego pogrzebano 14 lutego na Czernihowszczyźnie. Zaginął w końcu grudnia w okolicach Krasnej Hory w obwodzie donieckim.

Prezydent Wołodymyr Zełenski przyznał mu pośmiertnie tytuł Bohatera Ukrainy, został też odznaczony Orderem Złotej Gwiazdy za osobistą odwagę i bohaterstwo w obronie suwerenności państwowej i integralności terytorialnej Ukrainy oraz wierność przysiędze wojskowej.

Paraska Demczuk, matka Macijewskiego, ostatni raz rozmawiała z nim 29 grudnia. Potem abonent był niedostępny. 7 stycznia Paraska dowiedziała się o śmierci syna. W kijowskiej kostnicy matka musiała zidentyfikować własne dziecko.

„Znalazłam w sobie siłę, żeby obejrzeć to wideo i porównywałam. Jak byłam przy identyfikacji ciała, to [widziałam, że] w sercu od strony barku były dwie dziury, w drugim barku dwie dziury, w prawym boku dziura, a głowa była zagłębiona. Nie było twarzy, tylko ta brew i miał tam nawet plaster. Rozpoznałam jego klatkę piersiową, sylwetkę, ręce” – mówi Paraska dziennikarce „Suspilnego”.

Gdyby nie to wideo, bliscy żołnierza nigdy nie dowiedzieliby się, jak zmarł ich syn, mąż, ojciec. Mimo bólu matka Macijewskiego przyznaje, że film przyniósł jej ulgę, bo zobaczyła, jak odszedł jej syn.

„Jakbym widziała charakter mojego syna, taki niezłomny” – dodaje Paraska.

Wideo wywołało społeczny rezonans, wzmocniło poczucie dumy Ukraińców, kolejny raz przypomniało, kto jest katem w tej wojnie. Bohater stał się legendą. Żołnierze mówią, że nagranie jest jedynie wycinkiem frontowej rzeczywistości, o której cywile nie wiedzą.

Ze słowami „Sława Ukraini!” na ustach żołnierze umierają codziennie.

Ołeksandr miał 42 lata. Urodził się w Mołdawii, posiadał obywatelstwo tego kraju oprócz ukraińskiego. Tam ukończył szkołę techniczną. W 2008 roku wraz z żoną i synem przeniósł się do Ukrainy. W marcu 2022 roku zgłosił się w szeregi obrony terytorialnej Niżyna, miasta na północy kraju. Brał udział w obronie obwodu czernihowskiego, a później walczył u wschodnich granic państwa.

„Rosjanie myśleli, że zabili żołnierza. Ale stworzyli Symbol, który nie umrze, bo będzie żył w pamięci na zawsze i da Ukraińcom nowe siły i motywację do zniszczenia setek tysięcy nowych okupantów” – mówi Dmytro Łychowij, redaktor naczelny ukraińskiego medium internetowego „Nowynarnia”, które pisze o wojnie rosyjsko-ukraińskiej.

Przed wojną części z nas wydawało się, że podobne słowa o bohaterach narodowych z przeszłości są przesadzone i patetyczne, opowieść o nich wydawała się sztuczna. O bohaterach uczyliśmy się w szkołach, ale często nie przejmowaliśmy się specjalnie ich losami. Dopiero teraz zdajemy sobie sprawę, że te opisy są prawdziwe, a historia Ukrainy, którą reżim radziecki próbował ukryć, składa się z realnych wydarzeń i postaci.

Po tym, jak wideo rozeszło się w internecie, Ukraińcy na całym świecie zaczęli dodawać na swoich profilach słowa:

„Bohaterowi Sława!

Bohaterom Sława!

Sława Ukraini!”

Bez okrutnego wideo, bez rozgłosu medialnego, nie dowiedzielibyśmy się o uczynku, który zasługuje na szacunek. Godność, miłość i wierność do ojczyzny były ważne dla Ołeksandra. Dziękujemy mu za to.

Dmytro

Ukraińcy nie zdążyli otrząsnąć się po filmie z rozstrzelania Macijewskiego, kiedy pojawiła się kolejna wiadomość. Pod Bachmutem zginął Bohater Ukrainy Dmytro Kociubajło, pseudonim Da Vinci. Odłamek rozerwał mu tchawicę.

Dmytro brał udział w Rewolucji Godności, a w 2014 roku pojechał bronić Ukrainy jako żołnierz. Miał wtedy 18 lat. Pochodził z obwodu iwanofrankowskiego. Przez trzy lata uczył się w Zawodowym Liceum Budowlanym w Iwano-Frankiwsku. Z powodu zamiłowania do sztuki wybrał sobie pseudonim Da Vinci.

W wieku 21 lat Dmytro został najmłodszym dowódcą kompanii, dowodził 1. samodzielną kompanią szturmową Prawego Sektora. Brał udział w wyzwoleniu Karliwki, Pisków, Awdijiwki, a także w walkach pod Stepaniwką, Sawur-Mohyłą, Starohnatiwką. Został poważnie ranny w miejscowości Pisky w obwodzie donieckim. Po trzech miesiącach rehabilitacji wrócił na front.

W 2021 roku Da Vinci otrzymał tytuł Bohatera Ukrainy, stając się najmłodszym dowódcą i pierwszym ochotnikiem, który otrzymał ten tytuł.

Od początku pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę Dmytro Kociubajło dowodził oddziałem sił specjalnych Wilki Da Vinci 67. samodzielnej brygady zmechanizowanej Sił Zbrojnych Ukrainy.

Kuzyn Dmytra Pawło, który również walczy w tym batalionie, opowiedział o ostatnich chwilach jego życia.

„Chcę powiedzieć tylko jedno: nie wiem, czy będą jeszcze tacy dowódcy.

Dmytro zawsze był pierwszym, który szedł do walki i ostatnim, który opuszczał pole bitwy. Byłem tam, gdy zginął. Leciały na nas grady, a on jako ostatni biegł do okopu”.

Pogrzeb Da Vinciego odbył się 10 marca 2023 roku w Kijowie, w Soborze Michajłowskim. Dzień wcześniej uroczyście pożegnano go na Przedkarpaciu, skąd Dmytro pochodził.

Pożegnanie z Bohaterem odbyło się też na Majdanie Nezależnosti. Tysiące Ukraińców przybyło, aby oddać mu hołd. Zełenski przyznał Da Vinciemu pośmiertnie Krzyż Zasług Wojskowych, który został wręczony matce bohatera. Dmytro został pochowany na Askoldowej Mohyle. To jedno z najbardziej znanych miejsc historycznych w Kijowie, w którym niegdyś znajdowała się prestiżowa nekropolia, zniszczona w czasach sowieckich.

Jak pisze dla „Ukraińskiej Prawdy” Ołena Czerwonyk, ukraińska historyczka sztuki, „pożegnanie i obrzęd pogrzebowy Da Vinciego zamieniły się w wielkie wydarzenie publiczne, społeczny rytuał, który buduje nową ukraińską martyrologię, dodaje do panteonu bohaterów kolejną osobę, która z pasją oddała życie za naszą wolność. Człowieka, którego śmierć po raz kolejny pokazuje nam, żyjącym, że jesteśmy i zawsze byliśmy – jako naród, którego ciągłość ujawniają twarze poległych w naszych podręcznikach historii”.

Czerwonyk w artykule broni się przed krytyką, która pojawiła się w komentarzach pod jej postem w mediach społecznościowych, gdzie opublikowała zdjęcie dziewczyny Da Vinciego Aliny Mychajłowej klękającej przed grobem ukochanego. Również to zdjęcie wzbudziło kontrowersje jako naruszające prywatność żałoby.

„Przedstawienie, wizerunek to klej społeczny, który tworzy wspólnotę. To, co nieprzedstawione, wymyka się z pamięci historycznej”

– tłumaczy swoją decyzję.

W tej historii cieszy, chociaż może nie jest to właściwe słowo, że Dmytro był zauważony i doceniony za życia. A ostatni hołd złożył mu prezydent oraz najwyższe kierownictwo wojskowe Ukrainy: głównodowodzący Walerij Zalużnyj, szef wywiadu Kyryło Budanow, minister obrony Oleksij Reznikow oraz liczni generałowie brygad Sił Zbrojnych Ukrainy.

„Trudno jest znaleźć słowa. Nie pomogą one złagodzić bólu po stracie. Da Vinci dołączył do naszej wojskowej rodziny dziewięć lat temu. Bardzo młody chłopak o szczerych oczach, który nigdy niczego się nie bał. Dobrze znałem Dmytra. Jednoczył ludzi ze wspólnym celem – walką za swój kraj" – napisał gen. Załużnyj na swoim kanale w Telegramie. „Śpij spokojnie, przyjacielu. Sława Ukraini!”.

Na Majdanie Załużnyj uklęknął przed mamą Dmytra w geście, który znowu nadał tej państwowej uroczystości wymiar intymny i prywatny.

„Najbardziej tragiczne w śmierci Dmytra Kociubajły jest to, że był z pokolenia, które nie widziało praktycznie nic poza wojną. Okres życia, w którym zakochujesz się, popełniasz błędy, znajdujesz pierwszą pracę, kupujesz pierwszy samochód, zaczynasz podróżować, »szukasz siebie« i robisz wiele miłych rzeczy, które wstydzisz się wspominać, był nieobecny w jego życiu. Miał szczęście kochać i być kochanym. Ale jego życie składało się z bitew, okopów i śmierci. Widział znacznie mniej radości niż jego rówieśnicy” – pisze Witalij Dejnega, założyciel fundacji charytatywnej „Powernyś żywym”.

Znany ukraiński pisarz Serhij Żadan tak wspomina Kociubajłę, którego poznał, przyjeżdżając do żołnierzy na front:

„W Piskach od razu pokazali nam pozycje Da Vinciego. Już wtedy był legendą. Da Vinciego nie było na miejscu. Kiedy zapytaliśmy, gdzie jest, żołnierze z szacunkiem i trochę ironicznie powiedzieli nam, że pojechał na sesję [egzaminacyjną na studiach - red.]. Ten szacunek widziałem i słyszałem później dziesiątki razy. Dima był naprawdę szanowany i kochany. To było wzruszające – dorośli mężczyźni, którzy od lat żyli blisko śmierci, rozmawiając o Da Vincim natychmiast stawali się poważni. Mówili o nim z szacunkiem, bo był najlepszy. W ogóle nigdy nie słyszałem o nim złego czy lekceważącego słowa od wojskowych.

Nasze dzieci i wnuki będą nosić koszulki z jego twarzą. Po prostu dlatego, że była to twarz człowieka uczciwego i sumiennego, który przeżył swoje życie krótko, konsekwentnie i w sposób wyrazisty, pozostawiając po sobie pamięć i poczucie godności.

Wydaje mi się, że strata Dimy nie powinna nas wszystkich wpędzać w rozpacz, ale raczej napełniać nas siłą. A czym jest siła? Gniewem zmieszanym z miłością. Musimy po prostu wygrać – dla dobra naszych zmarłych. Ale także dla dobra naszych dzieci, które będą nosić tę pamięć. Spoczywaj w pokoju, mój przyjacielu. Byłeś prawdziwy i szczery. Twoja obecność w powietrzu czyni je jaśniejszym”.

Dziennikarz Jurij Butusow napisał o śmierci Da Vinciego na swojej stronie na Facebooku:

„To ty nauczyłeś mnie mówić »Sława Ukraini«. To z tobą przeszedłem na język ukraiński, to ty nauczyłeś mnie tak wielu rzeczy. W ciągu dziewięciu lat przebyłeś niesamowitą drogę od rewolucjonisty z koktajlem Mołotowa na Majdanie do dowódcy batalionu zmechanizowanego, który koordynuje ogień baterii i czołgów i prowadzi do walki setki mężczyzn, silnych swoją wolą dzięki swojemu 27-letniemu dowódcy. Często wątpię w siebie, ale w Ciebie nigdy nie zwątpiłem”.

Wybitna ukraińska aktorka Ada Rohowcewa w dziewiąty dzień po śmierci Dmytra (chrześcijanie w Ukrainie w 9. i 40. dniu oraz po roku od śmierci modlą się za duszę zmarłego w cerkwi, a potem odwiedzają jego grób) dołączyła do bliskich zabitego i powiedziała, że w wieku 85 lat poznała człowieka, który był dla niej autorytetem. Ukraińcy wciąż składają kwiaty na grobie Da Vinciego.

Serhij

Myślę o haśle „Sława Ukraini!” i coś ściska mnie w środku. Wiem, że teraz w Moskwie, w więzieniu Lefortowo siedzi Serhij – mieszkaniec Chersonia, który podczas okupacji rosyjskiej miasta był torturowany, a potem Rosjanie oskarżyli go o międzynarodowy terroryzm. Grozi mu od 10 do 20 lat więzienia lub dożywocie.

Jego żona Ołeksandra opowiada:

– Jak wyprowadzają ich na spacery na zewnątrz, to po drodze leci perekłyczka (więzień idzie po korytarzu i przechodząc obok kolejnych cel woła: „Chwała Ukrainie!”, słyszy: „Bohaterom chwała!”. Za takie zachowanie więźniom grozi karcer). Zawołanie „Chwała Ukrainie” i odpowiedź z mijanej celi „Bohaterom chwała!”, to sposób, by dowiedzieć się, ilu jeszcze jest więźniów z Ukrainy.

Na podwórku lefortowskiego więzienia na ścianach kamyczkami są wyskrobane ukraińskie tryzuby. Podczas spacerów Ukraińcy często śpiewają hymn Ukrainy.

Kilka lat temu grupy na Facebooku pod nazwą „Szukaju Tebe” były wspólnotami, gdzie można było zamieścić ogłoszenie o charakterze matrymonialnym. Nadal istnieją, ale jest też bardziej popularna grupa z taką samą nazwą, której uczestnicy szukają zaginionych na wojnie żołnierzy i żołnierek. Liczy ponad 70 tys. obserwujących. Matki, żony, siostry i córki pytają o swoich bliskich.

Ukraińskich jeńców w Rosji jest wielu. I cóż? Wiemy o tym, a reagujemy za późno. Najłatwiej jest zrepostować czyjeś wideo po tym, jak stanie się coś okropnego. Kiedy trzeba działać, jesteśmy ślepi, głusi i obojętni. A przecież jako społeczeństwo obywatelskie możemy zwracać się do organizacji międzynarodowych, żeby bardziej zaangażowały się w pomoc, opowiadać o jeńcach wojennych i uwięzionych cywilach, nagłaśniać temat w każdy sposób.

Uwierzmy, że możemy pomóc - my, Ukrainki i Ukraińcy.

Ci ludzie zasługują, żebyśmy o nich krzyczeli, żeby o nich było głośno w mediach społecznościowych. Oni też rzucili swoje życie na szalę – za Ukrainę, jej naród i wolność.

;

Udostępnij:

Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze