0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Robaszewski / Agencja GazetaRobert Robaszewski /...

Polski Ład po miesiącach dopracowywania w ministerialnych gabinetach trafił do Sejmu. Skomplikowana ustawa ma setki stron, a w Sejmie otrzymuje jeszcze kolejne. Posłowie pracują nad ustawą w komisjach i dopisują do niej kolejne poprawki.

Jedna z nich dotyczy ulgi podatkowej dla rodzin wielodzietnych.

"W ramach #PolskiŁad wprowadzamy #PIT-0 dla rodzin 4+. Dzięki temu zdecydowana większość rodziców, którzy wychowują co najmniej 4 dzieci, przestanie płacić PIT" – czytamy na Twitterze ministerstwa finansów.

To pomysł forsowany przez Kamila Bortniczuka, do niedawna z Porozumienia, dziś już w partii Republikańskiej Adama Bielana. To jednak niejedyna zmiana dotycząca polityki rodzinnej wśród poprawek.

Precz z rozwodami

Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej zaproponowało też, by zlikwidować możliwość rozliczania się wspólnie z dzieckiem dla samotnych rodziców (dziecko nie musi pracować, by taką ulgę uzyskać). Dlaczego? Według ministerstwa, po wprowadzeniu kwoty wolnej od podatku w wysokości 30 tys. złotych, samotni rodzice cieszyliby się dodatkowym przywilejem. A ten, według ministerstwa mógłby być postrzegany jako nieuzasadniony.

Jest jeszcze jedno uzasadnienie tej zmiany:

„Stan ten może implikować daleko idące skutki społeczne w postaci wzrostu liczby rozwodów warunkowanych względami ekonomicznymi”.

Mówiąc prościej: autor uzasadnienia uważa, że przywilej jest tak duży, że małżeństwa będą się rozwodzić, by z niego skorzystać.

Lub jeszcze prościej: ulga podatkowa dla samotnych rodziców ma być zlikwidowana, by zapobiec rozwodom.

Kto zyska?

Czy rzeczywiście ministerstwo chce zniechęcić ludzi do rozwodów, likwidując możliwość preferencyjnego rozliczania się dla samotnych rodziców? W zamian zaproponowano ulgę dla samotnych rodziców w wysokości 1,5 tys. złotych. Według wiceminister rodziny Barbary Sochy da im to wyższe korzyści finansowe niż dotychczasowe rozwiązanie.

"Przy zarobkach np. 7 tys. zł – dotychczasowa korzyść 552 zł – zostaje zastąpiona ulgą 1500 zł. To lepiej dla samotnych czy gorzej?" – napisała Socha w odpowiedzi na krytykę.

Ekspertki cytowane przez „Dziennik Zachodni” uważają jednak, że na nowym rozwiązaniu stracą samotni rodzice zarabiający powyżej 4 tys. złotych. Ale podkreślają, że warto poczekać na ostateczny kształt propozycji z pełną oceną.

Takie zmiany są zgodne z duchem głównego pomysłu, jaki przyświecał Polskiemu Ładowi – redukcji klina podatkowego w kierunku wyższej progresji podatkowej (nawet, jeśli ta zmiana jest niewielka).

Jeżeli na nowym rozwiązaniu zamożniejsi samotni rodzice rzeczywiście stracą, to w mocy jest ewentualny dodatkowy cel – redukcja rozwodów „podatkowych”. Oczywiście pojawia się pytanie, czy ktoś faktycznie zdecydowałby się na formalny rozwód, by zdobyć ulgę, która przy dużych dochodach nie będzie diametralnie zmieniała stanu budżetu domowego.

Ostatecznie prawo podatkowe może być narzędziem do ułatwiania życia ludziom w trudnej sytuacji, np. samotnym matkom. Tutaj mamy raczej pomysł, który chce chronić państwo przed domniemanym kombinatorstwem obywateli.

Polska się kurczy

Tak czy inaczej, pokazuje to sposób myślenia państwa o prawie rodzinnym i funkcji rodziny. Otóż rozwody trzeba utrudniać, gdyż są one z gruntu złe. PiS w rozwiązaniach dotyczących rodziny myśli konserwatywnie. W ten sposób, po sześciu latach sprawowania rządów, efektów polityki demograficznej nie ma. Dobitnie pokazują to nowe dane.

Według GUS w lipcu urodziło się 28 tys. dzieci, zmarło 33 tys. osób. I nie jest to wyjątek, ale coraz dramatyczniejszy trend. Spójrzmy na wykres:

Widać tu kilka ciekawych rzeczy. Oczywiście w oczy rzuca się dramat pandemii i prawie dwa razy więcej zgonów niż w normalnym okresie jesienią 2020 i zimą 2021. Ale warto też zwrócić uwagę, że w żadnym z tych 19 miesięcy liczba urodzeń nie przekracza liczby zgonów. Liczba Polaków maleje nawet wtedy, gdy odliczymy zgony spowodowane pandemią COVID-19. Ludność Polski się kurczy, a wiąże się to z wieloma poważnymi problemami na przyszłość, choćby z wyzwaniami opieki nad seniorami i rosnącym kosztem systemu emerytalnego.

Przeczytaj także:

2021: Idziemy na przykry rekord

Po krótkotrwałym odbiciu między 2015 a 2017 rokiem liczba żywych urodzeń spada ostro w dół. W 2020 roku było już gorzej niż w poprzednich dołkach w 2005 i 2015 roku. Urodziło się zaledwie 355 tys. dzieci.

Wszystko wskazuje na to, że w tym roku będzie jeszcze gorzej. W 2020 roku do lipca miesięczna liczba urodzeń przekroczyła 30 tys. trzy razy, w tym roku – raz. Wówczas przez pierwsze siedem miesięcy roku urodziło się 210,4 tys. dzieci. W tym 193,7 tys. To o 8,6 proc. mniej niż w tym samym okresie w 2020 roku. I powód do niepokoju, bo tempo spadku jest wyższe niż w poprzednich latach:

  • w 2018 spadła o 3,4 proc.,
  • w 2019 – o 3,4 proc.,
  • w 2020 – o 5,3 proc.,

Tak dynamiczny spadek nie może oczywiście utrzymać się latami, bo potrzeba zakładania rodziny i posiadania dzieci jest jedną z podstawowych potrzeb ludzi i Polki dalej będą dzieci rodziły. Ale coraz częściej będą robiły to pomimo przeciwności. Bo państwo nie tworzy przyjaznych warunków do podejmowania tej trudnej decyzji. Jeśli to się nie zmieni, liczba urodzeń w końcu się ustabilizuje, ale na bardzo niskim poziomie.

PiS i polityka demograficzna

Obecnie rządzący zmuszają kobiety do donoszenia ciąży nawet w wypadkach, gdy dziecko nie ma żadnych szans przeżyć poza ciałem matki, nie zapewnia bezpiecznego dostępu do aborcji. Przez niedofinansowanie służby zdrowia często nie zapewnia bezpiecznej przestrzeni dla młodych matek na porodówkach.

Nie zapewnia dostępu do żłobków. Dr Dorota Szelewa, wykładowczyni na University College Dublin, redaktorka naczelna prestiżowego Journal of Family Studies, mówiła dla OKO.press: „W Polsce wciąż brakuje brakuje opieki dla dzieci do trzech lat. W 70 proc. gmin nie ma żłobków ani klubów malucha. Tymczasem to taka właśnie opieka instytucjonalna zachęciłaby kobiety do rodzenia dzieci, bo wiedziałyby, że łatwiej im będzie połączyć macierzyństwo z pracą, z której nie chcą i/lub nie mogą rezygnować”.

Rząd deklaruje, że w całej Polsce działa 6,8 tys. placówek oferujących miejsca dla ok. 200 tys. dzieci do lat 3, to dwa razy więcej niż w 2015 roku. W ramach programu „Maluch+” w 2021 roku powstać ma kolejne 25 tys. miejsc. Tymczasem dzieci w wieku 1-3 lata jest ok. 750 tys., co oznacza, że – mimo postępów – w 2021 roku znajdzie się miejsce dla ledwie 30 proc.

„Polski rząd stawia na podobną jak Orbán, agresywnie pronatalistyczną politykę i kładzie nacisk raczej na świadczenia pieniężne niż usługi opiekuńcze” – mówiła nam dr Szelewa, Program 500 plus dał krótkotrwały wzrost liczby urodzeń, ale nie działa. PiS deklarował, że jedną z jego funkcji jest działanie prodemograficzne. Teraz już wiemy, że to nie zadziałało.

Strategia

Jak rząd chce przeciwdziałać kurczeniu się populacji naszego kraju?

Projekt Strategii Demograficznej 2040 to zaprezentowany w czerwcu nowy pomysł rządu, który ma pomóc w stopniowym wzroście dzietności do takiego poziomu, aby zagwarantować zastępowalność pokoleń.

PiS wyznaczył w nim trzy cele:

  • wzmocnienie rodziny,
  • znoszenie barier dla rodziców chcących mieć dzieci
  • i podniesienie jakości zarządzania i wdrażania polityk.

Strategię komentowała na naszych łamach prof. Irena E. Kotowska i zauważyła, że rządowego dokumentu nie można nazwać »strategią demograficzną«”.

„Rozwój demograficzny to ilościowe i jakościowe zmiany ludnościowe, które kształtuje nie tylko płodność, ale także umieralność i migracje. Nie można więc pominąć tych procesów, a także stanu zdrowia społeczeństwa, czy struktur rodzin i gospodarstw domowych oraz relacji międzypokoleniowych. Tego w Strategii Demograficznej 2040 nie ma, a zatem nazwa jest nadwymiarowa” – mówiła prof. Kotowska w czerwcu 2021.

„Dobrze jednak, że taki dokument powstał. To pierwszy rządowy projekt podejmujący kwestie dzietności w tak szerokim ujęciu. W 2014 roku Rządowa Rada Ludnościowa opracowała założenia polityki ludnościowej, które nie znalazły zainteresowania rządu. W 2013 roku kancelarii Prezydenta RP powstał pod kierunkiem minister Ireny Wóycickiej dokument »Dobry klimat dla rodziny«, w którym przedstawiono politykę rodzinną wspierającą dzietność, ale nie miał on mocy wykonawczej”.

Na razie mamy więc mglisty plan na kolejne dwie dekady i bardzo złe wyniki z ostatnich lat. I pomysły w rodzaju zniechęcania do rozwodów, które są tylko konserwatywnymi zaklęciami.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Przeczytaj także:

Komentarze