Pomysł Donalda Trumpa na powrót do nazwy „Departament Wojny”, ofensywna retoryka i chaos kadrowy w Pentagonie zwiastują zwrot USA w stronę „bezpieczeństwa domu” kosztem zobowiązań sojuszniczych. W efekcie wschodnia flanka NATO – w tym Polska – może dostać mniej
Departament Wojny był jednym z pierwszych filarów władzy wykonawczej młodej republiki amerykańskiej.
Powołano go w 1789 roku, aby cywil – sekretarz wojny – sprawował pieczę nad armią w imieniu prezydenta, który zgodnie z konstytucją pozostaje naczelnym wodzem sił zbrojnych. To uosabiało zasadę cywilnej kontroli nad wojskiem, fundamentalną dla ustroju Stanów Zjednoczonych. W XIX wieku Departament Wojny nie tylko kierował rekrutacją, szkoleniem i zaopatrzeniem żołnierzy, lecz także odpowiadał za kontakty z rdzennymi mieszkańcami kontynentu, a podczas wojny secesyjnej stał się machiną organizującą milionową armię Unii. Z czasem rozbudował się w sieć biur i agend, które kształtowały życie całego kraju – od West Point po Biuro do spraw Wyzwolonych Niewolników. Istniał do 1947 roku, kiedy to w ramach reform powojennych zastąpił go Departament Obrony. Sama nazwa „wojna” uznano wówczas za zbyt brutalną, by sygnować nią cywilne zwierzchnictwo nad armią w epoce nowej, globalnej odpowiedzialności Ameryki. Zamiast koncentrować się – jak dawniej – na prowadzeniu działań lądowych i zarządzaniu armią w czasie wojny, nowy resort został zaprojektowany jako wielka instytucja koordynująca wszystkie rodzaje sił zbrojnych: wojska lądowe, marynarkę, piechotę morską, lotnictwo, a dziś także siły kosmiczne i – w określonych sytuacjach – straż przybrzeżną.
Pod jego nadzorem działają także największe amerykańskie agencje wywiadowcze i badawcze: od NSA po DARPA, która wymyśliła prototyp internetu.
Sekretarz obrony raportuje bezpośrednio do prezydenta, który z mocy konstytucji pozostaje naczelnym wodzem. Departament Obrony odpowiada dziś nie tylko za organizację i szkolenie armii, lecz także za logistykę, badania, kontrakty z przemysłem zbrojeniowym i globalne dowodzenie poprzez sieć połączonych dowództw bojowych rozsianych po całym świecie.
Sekretarz obrony raportuje bezpośrednio do prezydenta, który z mocy konstytucji pozostaje naczelnym wodzem. Departament Obrony odpowiada dziś nie tylko za organizację i szkolenie armii, lecz także za logistykę, badania, kontrakty z przemysłem zbrojeniowym i globalne dowodzenie poprzez sieć połączonych dowództw bojowych rozsianych po całym świecie.
Siedzibą departamentu jest Pentagon – budynek o pięciobocznym rzucie, zbudowany w latach II wojny światowej w Arlington, tuż za rzeką Potomak.
Jego kształt był wynikiem kompromisu architektonicznego, a dziś symbolizuje potęgę amerykańskiej machiny wojskowej. Pentagon to nie tylko metafora, ale i największy budynek biurowy świata – w jego korytarzach codziennie pracują dziesiątki tysięcy osób, a cały kompleks ma ponad 28 kilometrów korytarzy, które podobno można przejść w siedem minut.
Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.
Były korespondent polskich mediów w USA, regularnie publikuje w gazeta.pl i Vogue, wcześniej pisał do Polityki, Tygodnika Powszechnego, Gazety Wyborczej i Dwutygodnika. Komentuje amerykańską politykę na antenie TOK FM. Oprócz tego zajmuje się animowaniem wydarzeń kulturalnych i produkcją teatru w warszawskim Śródmieściu. Dużo czyta i podróżuje, dalej studiuje na własną rękę historię idei, z form dziennikarskich najlepiej się czuje w wywiadzie i reportażu.
Komentarze