0:00
0:00

0:00

Rząd PiS jest krytykowany za bagatelizowanie problemu przemocy i dyskryminacji wobec kobiet. Odpowiadając na te zarzuty minister rodziny Elżbieta Rafalska w wywiadzie dla "Wprost" przytoczyła wprowadzony w kwietniu 2016 roku program 500 plus.

Według minister, program pozwolił wielu kobietom uniezależnić się finansowo od sprawców przemocy. Mówiła: "Zmniejszyła się dyskryminacja ekonomiczna kobiet. Matki, które zajmują się czwórką czy piątką dzieci, mające męża alkoholika, którego zarobki były dotąd jedynym dochodem rodziny, mają wreszcie jakieś swoje pieniądze".

Zmniejszenie biedy to także mniej konfliktów w rodzinie, a co za tym idzie - mniej agresji i przemocy

"Wprost",23 kwietnia 2017

Sprawdziliśmy

Może tak być, ale przemoc nie równa się ubóstwu

Uważasz inaczej?

Wypowiedź Rafalskiej ma kilka słabości.

Po pierwsze, beneficjentkami programu 500 plus są tylko kobiety, które mają przynajmniej dwójkę dzieci, a to oznacza, że bez wsparcia zostają kobiety bezdzietne lub z jednym dzieckiem.

Po drugie, jak wynika z badań "Development of the scale of economic abuse", przemoc ekonomiczna w 90 proc. przypadków towarzyszy innej formie przemocy. Polega na uzależnieniu i upokorzeniu, a nie niedostatkach w rodzinnym budżecie.

Występuje zarówno w rodzinach, w których jeden z partnerów nie ma swoich dochodów, jak i w tych, w których oboje zarabiają - i to dobrze.

Po trzecie, problem przemocy jest problemem świadomościowym, a nie ekonomicznym. Do walki z nim potrzebne są kompleksowe rozwiązania, a nie tylko jeden mechanizm wsparcia socjalnego, taki jak program 500 plus. Nawet sam program w obecnym kształcie nie jest finansową odpowiedzią na wszystkie formy ekonomicznej przemocy. Nie rozwiąże np. problemu niepłacenia alimentów.

Przeczytaj także:

Przemoc to problem ubogich

Agata Chełstowska z Instytutu Spraw Publicznych, badaczka przemocy, w rozmowie z OKO.press podkreślała, że wypowiedzi Rafalskiej to manipulacja.

"Jeśli minister na pytanie o przemoc wobec kobiet natychmiast wymienia kobiety, które mają czwórkę dzieci i męża alkoholika, to umacnia stereotyp przemocy jako problemu „marginesu”. Tymczasem przemoc, każdego rodzaju, ma miejsce we wszystkich środowiskach. Nie słyszymy o niej, bo jest nadal problemem otoczonym wstydem. Oczywiście niezależność ekonomiczna może pomóc uwolnić się z toksycznego układu, jest bardzo ważna. Ale jeśli potraktujemy słowa pani minister poważnie i uznamy program 500 plus za rządowy program antyprzemocowy, to rodzi się pytanie dlaczego wsparcie państwa ma się należeć tylko kobietom z określoną liczbą dzieci? A co z dziewczętami? Co z kobietami bezdzietnymi? Albo z rodzinami, w których pierwsze dziecko kończy 18 lat i rodzina traci uprawnienie do 500 złotych? Nie udawajmy, że program 500 plus jest panaceum na każdy problem społeczny" - mnoży zastrzeżenia Chełstowska.

"Żeby w ogóle rozpocząć pracę nad rozwiązaniem problemu przemocy, to trzeba z jednej strony pieniędzy na odpowiednie programy, a z drugiej - działań świadomościowych.

Obecny rząd nie prowadzi ani jednego, ani drugiego: pieniądze, np. na działanie Niebieskiej Linii, zostały wstrzymane, a prezydent otwarcie powiedział, że Konwencji antyprzemocowej nie należy stosować. Jeśli tak mówi prezydent, to co ma myśleć policjant?" - pyta badaczka.

Przemoc ekonomiczna to problem świadomościowy

Z badań przeprowadzonych przez Instytut Spraw Publicznych i Fundację Heinricha Bolla wynika, że największym problemem jest zarówno kwestia świadomości jak i ochrony przez przemocą.

Aż 61 proc. badanych (66 proc. kobiet i 56 proc. mężczyzn) uważa, że pomoc dla osób doświadczających przemocy w Polsce jest niewystarczająca.

Jednocześnie duża część badanych Polaków i Polek jest w stanie usprawiedliwić niektóre formy przemocy ekonomicznej:

  • wydzielanie pieniędzy i kontrolowanie wydatków partnera, jeśli druga osoba nie zarabia - zgadza się na to 31 proc. kobiet i 30 proc. mężczyzn;
  • utrudnianie partnerce pracy zarobkowej i posiadania swoich środków finansowych - dopuszcza 19 proc. kobiet i 17 proc. mężczyzn;
  • nie płacenie alimentów - przyzwala na to 14 proc. kobiet i 20 proc. mężczyzn.

Polaków i Polki pytano również o to, czy doświadczyli lub znają kogoś, kto doświadczył przemocy ekonomicznej. Aż 16 proc. badanych znalazło się w sytuacji, kiedy musiały/musieli prosić partnera o pieniądze.

Badanie wykazało, że kobiety częściej niż mężczyźni widzą lub doświadczają przemocy ekonomicznej. Prawie 1/5 kobiet (19 proc.) doświadczyła podejmowania ważnych decyzji finansowych bez uzgodnienia z nimi. Tyle samo (20 proc.) zna kogoś, kto boi się odejść ze związku z powodów ekonomicznych.

Ekspertki: brakuje procedur i szkoleń w instytucjach

Agata Chełstowska podkreśla, że przede wszystkim brakuje szkoleń. Przemoc ekonomiczna to stosunkowo nowe pojęcie. Do polskiego prawa wprowadziła je w 2015 roku "wyklęta" przez PiS Konwencja o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie.

Jednak wiele procedur - takich jak np. Niebieska Karta - nie jest do niej dostosowanych, a funkcjonariusze pracujący z osobami doświadczającymi przemocy nie potrafią jej rozpoznać.

Procedura założenia niebieskiej karty w pierwszej kolejności wymaga wypełnienia karty z opisem zdarzenia. Większość punktów dotyczy urazów fizycznych. Jeden punkt opisuje przemoc seksualną. Kilka punktów dotyczy przemocy psychicznej, a tylko jeden przemocy ekonomicznej - "zabór przywłaszczenie mienia". To oznacza, że wiele przypadków w ogóle nie jest rozpoznawanych jako przemoc.

Tymczasem do przemocy ekonomicznej zaliczamy:

  • zabieranie pieniędzy;
  • niełożenie na utrzymanie;
  • uniemożliwianie podjęcia pracy zarobkowej;
  • niezaspokajanie podstawowych, materialnych potrzeb rodziny;
  • zaciąganie długów i kredytów bez zgody współmałżonka;
  • uniemożliwianie korzystania z pomieszczeń niezbędnych do zaspakajania potrzeb;
  • uniemożliwianie dostępu do konta,
  • wydzielanie lub kontrolowanie wydatków partnerki;
  • pasożytowanie na pracy partnerki;
  • niepłacenie alimentów;
  • przywłaszczenie środków przeznaczonych na utrzymanie rodziny.

Chełstowska zwraca też uwagę, że osoby, które wystawiają Niebieską Kartę często robią to obok lub ponad swoje obowiązki. A dodatkowo nie mają dostępu do najnowszej wiedzy i szkoleń.

"Jeśli rząd chce naprawdę zająć się problemem przemocy ekonomicznej, to trzeba przede wszystkim zapewnić środki i szkolenia aby wprowadzić to pojęcie pełniej do działania policji, pomocy społecznej, wszystkich instytucji, które zajmują się Niebieską Kartą (można np. uzupełnić formularz Niebieskiej Karty o więcej objawów przemocy ekonomicznej, na razie dominuje w niej przemoc fizyczna)".

Mamy już prawo, ale go nie stosujemy

Ogromnym problem - również wynikającym z deficytów wiedzy - są umorzenia. Chełstowska podkreśla, że dla sędziów i prokuratorów nie ważne są dowody.

"Co z tego, że pomożemy komuś nabrać sił i odwagi żeby opowiedział o swoich przeżyciach, jeśli sąd lub prokuratura umorzy postępowanie? Wydaje mi się, że nadal wiele sędziów po prostu nie wierzy w przemoc:

jeśli kobieta mówi o przemocy dopiero przy rozwodzie, to słyszy, że wymyśla i chce tylko uzyskać lepsze warunki rozwodu; jeśli mówi o przemocy ze strony męża i nadal są małżeństwem, może usłyszeć „czemu się pani jeszcze nie rozwiodła skoro jest tak źle”? To paragraf 22, błędne koło niedowierzania".

Problem nie jest więc w prawie, lecz w jego stosowaniu. Do walki z przemocą ekonomiczną można wykorzystywać przepisy krajowe, w tym:

  • art. 209 k.k. - uprawniający do egzekucji długu alimentacyjnego;
  • art. 191 k.k. - kto stosuje przemoc wobec osoby lub groźbę bezprawną w celu zmuszenia innej osoby do określonego działania, zaniechania lub znoszenia, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3;
  • art. 207 k.k. - kto znęca się fizycznie lub psychicznie nad osobą najbliższą lub nad inną osobą pozostającą w stałym lub przemijającym stosunku zależności od sprawcy albo nad małoletnim lub osobą nieporadną ze względu na jej stan psychiczny lub fizyczny, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.

Dokument ideologiczny

Politycy PiS odżegnują się od Konwencji Antyprzemocowej, która wprowadziła do Polski standardy walki z przemocą. Prezydent Duda zniechęcał do jej stosowania, argumentując, że "nasze prawo jest dobre, nie potrzebujemy zewnętrznych regulacji". Politycy PiS pomstowali też, że zapisy konwencji są zbyt ogólne. To nie prawda.

"Konwencja to nie tylko dokument, to konkret. To zobowiązanie państwa polskiego do podjęcia konkretnych działań na rzecz osób, których życie i zdrowie jest zagrożone z powodu przemocy. Spełnienie tych zobowiązań wymaga środków, ale na pewno nie tak wielkich jak inne znaczące pozycje w naszym budżecie. Niektóre z tych rozwiązań są bardzo skuteczne, np. praca ze sprawcami przemocy, która ma na celu powstrzymanie jej na przyszłość, a nie tylko reagowanie na nią po fakcie.

System przeciwdziałania i zwalczanie przemocy wobec kobiet bardzo potrzebuje uwagi i pieniędzy" - dodaje Chełstowska.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze