0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Rozmowa z Jerzym Bartkowskim, socjologiem z Uniwersytetu Warszawskiego, jednym z autorów raportu „Polska wieś 2022. Raport o stanie wsi”.

Szymon Opryszek, OKO.press: Czy rolnicy mogą obalić rząd Zjednoczonej Prawicy z powodu kryzysu zbożowego?

Jerzy Bartkowski: W przypadku ukraińskiego zboża władza pokazała raczej szerszą nieudolność niż jednorazowy błąd. O ile sama wojna w Ukrainie mogła zaskoczyć rządzących, to już jej konsekwencje nie powinny. Przecież sygnały o ukraińskim zbożu płynęły od rolników od dłuższego czasu. Zabrakło wcześniejszych działań. Nikt nie myślał perspektywicznie, jak pomóc Ukrainie, a zarazem nie zaszkodzić polskim rolnikom.

Jak na dłoni widać konsekwencje dominacji jednego człowieka i jednej partii w Polsce. Dopóki na górze sprawa nie zostanie zauważona, to na dole na ogół nie ma działań. Jeśli ignoruje się opinię publiczną i opozycję, to sygnały o zagrożeniach nie mają siły przebicia.

Przeczytaj także:

Prezes Jarosław Kaczyński ogłosił zakaz wwozu żywności z Ukrainy jakby przerażony spadkiem poparcia na wsi. To złamanie unijnych procedur może się odbić na PiS? Czy to chwytanie się brzytwy?

Wszystko zależy od ich faktycznej skuteczności.

Scenariusz optymistyczny dla władzy zakłada, że uda się zatrzymać napływ zboża z Ukrainy i sprzedać zboże z magazynów. Negatywny – będzie mniej więcej tak jak było. Nie ulega wątpliwości, że kryzys zbożowy zagraża obozowi władzy. Polskie rolnictwo nie jest w stanie rywalizować z ukraińskimi zbożem, zwłaszcza w kontekście cen, więc sprawa kontroli tego problemu jest dla rolników bardzo istotna.

Nie wolno zapominać o szerszym kontekście europejskim i nawet światowym.

Po pierwsze, państwa europejskie muszą pamiętać o konieczności bezpieczeństwa żywnościowego dla siebie. Jeśli zboże ukraińskie zmieni kierunek eksportu, a polski rolnik zmniejszy swoją produkcję, to gdzieś na świecie może dla kogoś nie starczyć żywności. I jeszcze inna ważna kwestia: konflikt polsko-ukraiński w tej chwili może tylko cieszyć polityków rosyjskich.

Sprawa ta może uruchomić nastroje antyukraińskie i antyunijne.

Słychać też głosy, że ten kryzys dotyczy bezpośrednio tylko garstki rolników.

Ale odbije się na każdym z nas. Trudności polskiego rolnictwa to nie tylko kwesta ukraińskiego zboża, ale też kwestii zaopatrzenia w środki produkcji, czy cen zbytu w skupie. Rolnictwo potrzebuje stabilności i perspektywy. Tu się decyzje podejmuje, myśląc o tym, co będzie za pół roku czy rok.

Natomiast ma pan rację, że przeciętnego konsumenta to mniej dotyczy, bo cena surowca wcale nie stanowi głównego kosztu produkcji pieczywa.

A już na to liczyć, że spadną przez to ceny żywności w Polsce, nie można.

Dwa lata temu postawił Pan hipotezę, że o poparciu PiS przez mieszkańców wsi, czyli także rolników, decydują inne czynniki niż efekty jego polityki rolnej.

W ostatnich latach polityka PiS nie była korzystna dla wsi. Brakowało zdecydowanej polityki prowiejskiej: za błędy z punktu widzenia wiejskich wyborców można uznać ustawę o ochronie własności ziemi, która utrudniła obrót ziemią. Albo ustawę o ochronie zwierząt, która została zrozumiana jako rodzaj utrudnienia w produkcji rolnej. Politycy nie skupili się na przebudowie rolnictwa i polepszeniu warunków życia wsi, które wciąż przecież wymagają modernizacji i poprawy. Ale pozostaje ważna kwestia transferów socjalnych. To dzięki nim mieszkańcy czują, że są beneficjentami polityki PiS. I potrafią wybaczyć wiele błędów.

Mowa o ponad 15 mln Polaków, którzy mieszkają na terenach wiejskich.

W ostatnich latach PiS wykonało ogrom pracy, by pokazać się jako obrońca, czy wręcz rzecznik wsi. Zrobili naprawdę dużo, by rolnicy uwierzyli, że ich interesy są tożsame z interesami PiS. I to dawało efekty.

W październiku 2015 roku jedyną grupą, która częściej niż nieufność wyrażała zaufanie do Jarosława Kaczyńskiego, byli rolnicy. W wyborach europejskich w 2019 roku na obszarach wiejskich PiS zdobył ponad dwa razy więcej głosów (59,1 proc.) niż Koalicja Europejska (27,0 proc.). W wyborach sejmowych tego samego roku PiS otrzymał na wsi 55,6 proc. głosów, a więc podobnie jak w wyborach europejskich, a Koalicja Obywatelska uzyskała na tych obszarach tylko 17,3 proc. To olbrzymi dystans.

Wyniki wyborów dobitnie więc pokazują, że PiS jest na obszarach wiejskich partią dominującą.

Kaczyńskiemu udało się przekonać sporą część wyborców wiejskich, że gdy pozwolą na odsunięcie PiS od władzy, zapłacą za to cenę.

Na wsi mieszka więcej osób biednych, więcej emerytów i rencistów, więcej wielodzietnych rodzin, jest większe bezrobocie.

W analizach z użyciem wskaźników makroekonomicznych poparcie dla PiS jest skorelowane z wysokością przyrostu emerytur rolniczych. W tym kierunku szła polityka partii rządzącej. Dodajmy, że ten sam pieniądz waży na wsi więcej, niż w mieście. Za emeryturę wielkomiejski emeryt ledwie się utrzyma, a ten wiejski coś już ma, coś dokupi u sąsiadów, coś dorobi i jeszcze mu zostanie.

I mamy jeszcze tzw. czynniki aksjologiczne. Nie bez przyczyny jesienne wybory w 2019 roku przypadały na tzw. Dzień Papieski. Teraz wątek polskiego papieża znów wraca.

PiS sięga po tzw. niezagospodarowane wartości jak choćby dumę narodową czy nakazy religijne. Ludność wiejska jest bardziej tradycyjna. To, co w mieście jest kwestią postępu, na wsi traktowane jest jak straszak, wystarczy wymienić kwestie małżeństw jednopłciowych, czy właśnie krytyki Kościoła.

W ostatnich latach ubóstwo na polskiej wsi nieznacznie, ale jednak rośnie.

To jest ważny czynnik. Mamy wysoką inflację, jaka wyjmuje ludziom jedną lub dwie pensje rocznie. Nie ma siły, by nie odczuć kryzysu. Gdy teraz zapytać wyborców o nastroje większość mówi, że jest źle lub średnio. Mniej krytyczni mówią, że nic się nie zmieni, a bardziej krytyczni, że będzie tylko gorzej. Na wsi ten problem widać nawet bardziej: ceny gazu, ropy i energii bardzo uderzyły w producentów rolnych, widać było, co działo się choćby z cenami nawozów. Wzrost cen benzyny i oleju napędowego na terenach wiejskich są dotkliwsze. O ile w mieście bez samochodu, a tym bardziej ciągnika, można się obyć, o tyle na wsi trudno to sobie wyobrazić.

W efekcie 40 proc. mieszkańców wsi wciąż nie zdecydowało, na kogo zagłosuje w najbliższych wyborach.

Taki trend utrzymuje się na podobnym poziomie od co najmniej roku. Mieszkańcy wsi są mocno niezadowoleni z PiS-u, ale obawiają się opozycji. Jeśli rozczarowani zagłosują, to raczej zasilą tzw. partie protestu, zarówno rolniczego, jak i ogólnego. Widzieliśmy w poprzednich wyborach poparcie dla Kukiza, teraz rośnie pozycja Konfederacji. To niepokojące.

Na wsi też widzimy nowe formacje protestujące, typu Agrounia czy Stowarzyszenie „Oszukana wieś”. Czy może wyrosnąć z nich jakaś nowa siła?

Ruch Michała Kołodziejczaka przypomina dawną partię Leppera, ale dziś sam wiejski protest to za mało, by zaistnieć w kraju, a przede wszystkim w Sejmie. On szuka sojuszników, czasem egzotycznych. Należy jednak mocno podkreślić, że ruchy protestu są zwykle niedoszacowane – realne poparcie jest dużo większe niż deklarowane. Ostatecznie to widać dopiero w wyborach.

Obóz władzy przynajmniej w części próbuje zrzucać winę za kryzys zbożowy na Unię Europejską.

To nie najlepszy pomysł. Wieś była i jest wielkim beneficjentem środków unijnych. Nie ma takiego miejsca w Polsce, gdzie nie powita nas napis, że wybudowano coś za pieniądze UE.

Rolnicy mają świadomość, jak wielką pomoc dostali i jaką być może dostaną.

Weźmy pod uwagę pieniądze zawieszone w ramach KPO: skorzysta na nich bardziej wieś niż duże ośrodki miejskie. Nie jesteśmy krajem agrarnym, a mamy względnie dużo terenów wiejskich. Dlaczego? Przecież wiele gmin mogłoby starać się o prawa miejskie, a tego nie robią. Zdają sobie sprawę, że najwięcej pieniędzy z UE płynie na inwestycje na terenach wiejskich.

Mam wrażenie, że opozycja jest zupełnie niewidoczna na wsi: zarówno w tym kryzysie, jak i dłuższej perspektywie. Jakby „oddała” rolników PiS-owi.

Żadna partia nie może zaniedbywać wsi. Tylko że opozycja nie znalazła do tej pory odpowiedzi na działania PiS. PSL stara się, ale ma problem z dotarciem do elektoratu. Zresztą to nie jest partia całej wsi – oni są związani raczej ze średnim rolnikiem, jeszcze mocno tradycyjnym, a np. kryzys zbożowy dotyczy bardziej rolników wielkoobszarowych i o zdecydowanie rynkowej orientacji.

Ale to bardziej złożony problem. Po pierwsze, jeśli spojrzymy na liderów głównych partii opozycyjnych, widzimy ludzi, którzy nie mają zaufania społecznego na wsi. Np. Donald Tusk ma bardzo silny negatywny elektorat. Podobnie było u Trzaskowskiego, choć to się powoli zmienia. Obaj mogą być więc używani przez rywali jako straszaki.

Zwłaszcza że na wsi na wybory patrzy się przez pryzmat ludzi, a nie programów.

Czy kryzys zbożowy może mieć realny wpływ na wybory?

Należy pamiętać, że rolnictwo działa w cyklu rocznym. Ten cykl będzie kończył się tuż przed wyborami, jeśli więc wtedy rolnicy będą usatysfakcjonowani, to może to odegrać ważną dla PiS rolę. Zwłaszcza że obecnie połowę poparcia dla PiS stanowi ludność wsi. Dodatkowo, jeśli patrzeć na geografię protestów, to widać ich znaczącą koncentrację w południowo-wschodniej Polsce. Ten region dostarcza znacząca część poparcia wyborczego dla obozu władzy.

Stąd opanowanie kryzysu zbożowego, jak i analogicznych w przyszłości, jest dla Kaczyńskiego tak ważne. Na pewno poświęci temu wiele wysiłków.

Można więc sądzić, że i tym razem obecna władza wygra na wsi. Ale sam elektorat wiejski nie wystarczy PiS-owi do zwycięstwa, podczas gdy poważne zmniejszenie poparcia na wsi oznacza totalną klęskę. Zostało pół roku, ale głównym przekonującym czynnikiem dla wielu będzie inflacja. I choć jeszcze nie do wszystkich w Polsce dotarł stopień niekompetencji władzy, to do wyborów może się to zmienić. Jeśli to do przeciętnego wyborcy dotrze, to niezadowolenie z PiS może mieć skutek zdecydowanie szerszy, a przede wszystkim wyborczy. I to może przeważyć.

;

Udostępnij:

Szymon Opryszek

Szymon Opryszek - niezależny reporter, wspólnie z Marią Hawranek wydał książki "Tańczymy już tylko w Zaduszki" (2016) oraz "Wyhoduj sobie wolność" (2018). Specjalizuje się w Ameryce Łacińskiej. Obecnie pracuje nad książką na temat kryzysu wodnego. Autor reporterskiego cyklu "Moja zbrodnia to mój paszport" nominowanego do nagrody Grand Press i nagrodzonego Piórem Nadziei Amnesty International.

Komentarze