0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jarosław Kubalski / Agencja Wyborcza.plFot. Jarosław Kubals...

„Dzisiaj rząd podjął postanowienie o rozporządzeniu, które zakazuje wstępu, że tak powiem, to znaczy przywożenia do Polski zboża, ale także dziesiątków innych rodzajów żywności (…). One są wymienione w załączniku do tego rozporządzenia (…), od tego wymienionego zboża po produkty z miodu, bardzo, bardzo wiele rzeczy” – oznajmił na spotkaniu ze zwolennikami swojej partii we wsi Łyse koło Ostrołęki prezes Jarosław Kaczyński.

Niedługo po spotkaniu Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii, opublikował rozporządzenie, które weszło w życie jeszcze tego samego dnia.

Zarządzenie zawiera załącznik z listą zakazanych produktów. Na liście znalazło się też zboże, choć napływ ukraińskiego zboża jest tu w najlepszym razie czynnikiem drugorzędnym, dużo istotniejszy jest globalny spadek cen zbóż w ostatnich miesiącach — w istocie polskie ceny skupu wiernie podążają za europejskimi.

„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Co w tej sprawie wiemy na pewno?

  • Że zboże nie spadło w piątek z nieba, że mamy agencje i instytucje państwowe, które powinny sytuację analizować i monitorować. Badać alternatywy. Jak mówi Marcelowi Wandasowi Piotr Maciej Kaczyński, o problemie na europejskim rynku zboża rolnicy mówili już 7 miesięcy temu.
  • Za to samo rozporządzenie Budy spadło z nieba: w publicznych rejestrach nie ma śladu, by ktoś nad nim pracował, zbierał opinie. Ustalał, jakie będą jego konsekwencje.
  • Że Polska nie umiała skutecznie zwrócić uwagę Unii Europejskiej na problem ukraińskiego zboża. Teraz mówi, że nikt jej nie chciał słuchać. Mimo że ma swojego, a nawet PiS-owskiego komisarza rolnego.

Przeczytaj także:

  • Że zdaniem UE rozporządzanie ministra Budy jest sprzeczne z prawem UE, gdyż uderza w jej wyłączną kompetencję, jaką jest handel międzynarodowy. A jest to rozwiązanie, z którego korzysta wiele polskich firm, bo same nie dałyby rady na światowych rynkach.
  • Że Polska jest w konflikcie z Unią, ma zablokowane fundusze z Krajowego Panu Odbudowy. A Kaczyński chciałby je odblokować, ale nie może, bo stracił kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym Przyłębskiej, od którego zależy teraz los ustaw, które pomogłyby odblokować pieniądze z Unii.
  • Że Polska próbuje budować swoją pozycję międzynarodową na pomocy Ukrainie.
  • Że podobną (choć nie tak drastyczną) decyzję o blokadzie na granicy podjęły Słowacja oraz wspierające Putina Węgry Orbána. Węgry nagle zaczęły opowiadać, że ukraińskie zboże jest skażone pestycydami i “GMO”, a zsynchronizowana z Orbánem rosyjska propaganda z radością dodawała, że będzie jeszcze gorzej, jak Ukraińcy użyją na froncie brytyjskich pocisków ze zubożonym uranem.
  • Że ruch Kaczyńskiego niebezpiecznie zgodny jest z narracją Kremla, że pomoc dla Ukrainy jest źródłem kryzysu w Europie — więc lepiej oddać Moskwie wschodnią Ukrainę, a zabrać sobie (Polska do spółki z Orbánem) zachodnią. To, co zostanie, nie będzie miało znaczenia.
  • Że na froncie w Ukrainie szykowana jest teraz ukraińska kontrofensywa – sytuacja jest na tyle poważna, że sam Putin dał się sfilmować jak rzekomo odwiedza front (niezależnie od tego, czy był na froncie, czy nie – sygnał jest poważny). Los tej wojny być może wisi teraz na włosku.
  • Że Ukraina prowadzi właśnie rozmowy o wywozie własnego zboża przez Morze Czarne, a Rosja zaczyna to blokować — bo ona także nie ma co zrobić ze swoimi zbiorami (zeszłoroczny urodzaj okazał się dla niej przekleństwem, a nie błogosławieństwem). To właśnie podpisana latem zeszłego roku umowa zbożowa, pozwalająca wywozić Ukrainie zboże trasami morskimi sprawiła, że światowe ceny zboża spadły — i teraz osiągnęły stare, przedwojenne poziomy.
  • Że wywóz ukraińskiego zboża przez Polskę do krajów globalnego Południa wymagałby ogromnej operacji logistycznej. Samo zboże nie przejedzie przez Polskę z okrzykiem "jestem tu tylko tranzytem”. A gwałtowne wahania cen zboża na światowych rynkach, wywołane najazdem Rosji na Ukrainę, wymagały dokładnego analizowania. Bo na takich skokach zawsze ktoś bardzo zarabia, a ktoś inny bardzo traci.
  • Że przedsiębiorcy, którzy stracą na rządowym zakazie importu produktów rolnych, będą mieli prawo do odszkodowań.
  • Że PiS panicznie się boi utraty władzy, a poparcie zarówno na wsi, jak i wśród rolników (bo rolnicy to dziś na wsi już bardzo wyraźna mniejszość) jest kluczowe dla jej utrzymania.

Czego zaś nie wiemy?

Nie wiemy, kto, w jakich okolicznościach i na podstawie jakich danych podjął decyzję o zakazie importu ukraińskiej żywności. Nie wiemy, kto miał na tę decyzję wpływ. Ogłosił ją “zwykły poseł” Kaczyński, a minister Buda chwile później ogłosił rozporządzenie.

Nie wiemy, jakie uwagi zgłosiliby do takiego rozwiązania jego interesariusze (wszystkie strony zainteresowane obrotem zbożem i żywnością z Ukrainy), bo nie było konsultacji. W tej bardzo złożonej i specjalistycznej kwestii pod uwagę wzięto więc tylko okoliczności, które mogą przyjść do głowy osobom z kręgu decyzyjnego i ich znajomym.

Przy czym, powtórzmy, nie mamy do czynienia z nagłą katastrofą, tylko procesem, który trwał od miesięcy.

Nie wiemy, jakie konsekwencje dla polskiego rynku żywności będzie miała blokada dla żywności z Ukrainy.

Nie wiemy, kto na tym straci, a kto zarobi. Nie wiemy nawet tego, czy ktoś to sprawdzał przed podjęciem decyzji.

Nie wiemy w ogóle, po co władzy to rozporządzenie.

  • Minister Buda w komunikacie na stronie swojego resortu, powtarzając słowa Kaczyńskiego, ogłasza, że “wprowadzając to rozporządzenie na określony czas, chcemy chronić rynek, zarówno dla rolników jak i konsumentów, czyli nas wszystkich”. Czyli że zakaz wwozu żywności z Ukrainy ma uderzyć w przyczynę kryzysu w Polsce.
  • Za to minister rolnictwa Telus powiedział PAP, że chodzi tylko o wysłanie “sygnału” Unii Europejskiej. Że to tylko taktyka: "Rozmawiamy zarówno z Unią Europejską i z Komisją Europejską, jak i z Ukrainą, żeby znaleźć rozwiązanie. Jakie rozwiązanie? Chodzi nam o to, żeby te produkty jechały w głąb Europy, nie zostawały w naszym kraju. Musimy znaleźć takie rozwiązanie, które będzie nam to gwarantować. Bardzo mocno naciskamy KE, żeby koszty pomocy Ukrainie ponieśli wszyscy rolnicy w Europie, nie tylko polscy".
  • Podobnie opowiada wiceminister finansów Artur Soboń: "To jest radykalny krok, który zmusi dzisiaj Komisję Europejską do tego, aby wypracować wspólne solidarne rozwiązanie".
  • Sam Kaczyński sugeruje, że kalkulacja była czysto wyborcza i chodzi tylko o jego władzę: “Wiedząc, że to jest w interesie polskiej wsi, że to jest w interesie Polski, ale także, że jest to w interesie Ukrainy, bo nie jest interesem naszych przyjaciół, by Polska pogrążała się w kryzysie, żeby doszli tutaj do władzy ludzie, którzy tę politykę wsparcia, radykalnego wsparcia dla Ukrainy zmienią”.

Nie wiemy, czy Kaczyński świadomie, w ramach strategii partyjnej, władował Polskę w kolejny konflikt z Unią Europejską, czy po prostu nie wziął unijnych przepisów pod uwagę. Bo władza zauważyła problem dopiero po protestach producentów rolnych?

Wszystkiego tego próbują się teraz dowiedzieć dziennikarze. I zapewne w końcu się dowiedzą.

Ale to wszystko znaczy, że bardzo ważną decyzję – nie tylko dla rynku rolnego i notowań PiS – władza podjęła w sposób skrajnie nietransparentny. Bez przestrzegania procedur – z okrzykiem “zmieścisz się śmiało”. Być może tym razem się uda. Ale to po prostu skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne.

I korupcjogenne.

Jak mówił OKO.press dr Marcin Kędzierski, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, centrum państwa mamy skrajnie niewydolne. Resorty są udzielnymi księstwami obsadzonymi "swoimi", a premier, bez silnej pozycji, próbuje koordynować najważniejsze problemy z Kancelarii Premiera. Ale problemów skoordynować może najwyżej kilka. Latem, jesienią i zimą koordynował sprawy węgla i energii oraz dostaw broni dla Ukrainy. Niewydolne centrum i udzielne PiS-owskie księstwa przegapiły sprawę zboża.

Po raz kolejny okazało się, że scentralizowane, upartyjnione państwo Kaczyńskiego działa źle i zamiast powstrzymywać zagrożenia, tworzy je. Państwo przegapiło sprawę zboża, bo lekceważy procedury, nie szanuje analiz i prawa — uważa bowiem, że może je bezkarnie łamać.

Czyli jak zwykle na końcu okazuje się to samo: łamiąca praworządność władza nie jest w stanie podejmować dobrych decyzji.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze