Jak sułtan Kaczyński jednym gestem wstrzymał zboże. Bez procedur, konsultacji i bez trybu
Jarosław Kaczyński w sprawie zboża z tylnego siedzenia skręcił kierownicą w lewo na zakazie i czerwonym świetle. Czyli zignorował procedury i zasady. Czy się przez to rozbijemy, to się jeszcze okaże
„Dzisiaj rząd podjął postanowienie o rozporządzeniu, które zakazuje wstępu, że tak powiem, to znaczy przywożenia do Polski zboża, ale także dziesiątków innych rodzajów żywności (…). One są wymienione w załączniku do tego rozporządzenia (…), od tego wymienionego zboża po produkty z miodu, bardzo, bardzo wiele rzeczy” – oznajmił na spotkaniu ze zwolennikami swojej partii we wsi Łyse koło Ostrołęki prezes Jarosław Kaczyński.
Niedługo po spotkaniu Waldemar Buda, minister rozwoju i technologii, opublikował rozporządzenie, które weszło w życie jeszcze tego samego dnia.
Zarządzenie zawiera załącznik z listą zakazanych produktów. Na liście znalazło się też zboże, choć napływ ukraińskiego zboża jest tu w najlepszym razie czynnikiem drugorzędnym, dużo istotniejszy jest globalny spadek cen zbóż w ostatnich miesiącach — w istocie polskie ceny skupu wiernie podążają za europejskimi.
„Widzę to tak” to cykl, w którym od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.
Co w tej sprawie wiemy na pewno?
Że zboże nie spadło w piątek z nieba, że mamy agencje i instytucje państwowe, które powinny sytuację analizować i monitorować. Badać alternatywy. Jak mówi Marcelowi Wandasowi Piotr Maciej Kaczyński, o problemie na europejskim rynku zboża rolnicy mówili już 7 miesięcy temu.
Za to samo rozporządzenie Budy spadło z nieba: w publicznych rejestrach nie ma śladu, by ktoś nad nim pracował, zbierał opinie. Ustalał, jakie będą jego konsekwencje.
Że Polska nie umiała skutecznie zwrócić uwagę Unii Europejskiej na problem ukraińskiego zboża. Teraz mówi, że nikt jej nie chciał słuchać. Mimo że ma swojego, a nawet PiS-owskiego komisarza rolnego.
Przeczytaj także:
Że zdaniem UE rozporządzanie ministra Budy jest sprzeczne z prawem UE, gdyż uderza w jej wyłączną kompetencję, jaką jest handel międzynarodowy. A jest to rozwiązanie, z którego korzysta wiele polskich firm, bo same nie dałyby rady na światowych rynkach.
Że Polska jest w konflikcie z Unią, ma zablokowane fundusze z Krajowego Panu Odbudowy. A Kaczyński chciałby je odblokować, ale nie może, bo stracił kontrolę nad Trybunałem Konstytucyjnym Przyłębskiej, od którego zależy teraz los ustaw, które pomogłyby odblokować pieniądze z Unii.
Że Polska próbuje budować swoją pozycję międzynarodową na pomocy Ukrainie.
Że podobną (choć nie tak drastyczną) decyzję o blokadzie na granicy podjęły Słowacja oraz wspierające Putina Węgry Orbána. Węgry nagle zaczęły opowiadać, że ukraińskie zboże jest skażone pestycydami i “GMO”, a zsynchronizowana z Orbánem rosyjska propaganda z radością dodawała, że będzie jeszcze gorzej, jak Ukraińcy użyją na froncie brytyjskich pocisków ze zubożonym uranem.
Że ruch Kaczyńskiego niebezpiecznie zgodny jest z narracją Kremla, że pomoc dla Ukrainy jest źródłem kryzysu w Europie — więc lepiej oddać Moskwie wschodnią Ukrainę, a zabrać sobie (Polska do spółki z Orbánem) zachodnią. To, co zostanie, nie będzie miało znaczenia.
Że na froncie w Ukrainie szykowana jest teraz ukraińska kontrofensywa – sytuacja jest na tyle poważna, że sam Putin dał się sfilmować jak rzekomo odwiedza front (niezależnie od tego, czy był na froncie, czy nie – sygnał jest poważny). Los tej wojny być może wisi teraz na włosku.
Że Ukraina prowadzi właśnie rozmowy o wywozie własnego zboża przez Morze Czarne, a Rosja zaczyna to blokować — bo ona także nie ma co zrobić ze swoimi zbiorami (zeszłoroczny urodzaj okazał się dla niej przekleństwem, a nie błogosławieństwem). To właśnie podpisana latem zeszłego roku umowa zbożowa, pozwalająca wywozić Ukrainie zboże trasami morskimi sprawiła, że światowe ceny zboża spadły — i teraz osiągnęły stare, przedwojenne poziomy.
Że wywóz ukraińskiego zboża przez Polskę do krajów globalnego Południa wymagałby ogromnej operacji logistycznej. Samo zboże nie przejedzie przez Polskę z okrzykiem "jestem tu tylko tranzytem”. A gwałtowne wahania cen zboża na światowych rynkach, wywołane najazdem Rosji na Ukrainę, wymagały dokładnego analizowania. Bo na takich skokach zawsze ktoś bardzo zarabia, a ktoś inny bardzo traci.
Że przedsiębiorcy, którzy stracą na rządowym zakazie importu produktów rolnych, będą mieli prawo do odszkodowań.
Że PiS panicznie się boi utraty władzy, a poparcie zarówno na wsi, jak i wśród rolników (bo rolnicy to dziś na wsi już bardzo wyraźna mniejszość) jest kluczowe dla jej utrzymania.
Czego zaś nie wiemy?
Nie wiemy, kto, w jakich okolicznościach i na podstawie jakich danych podjął decyzję o zakazie importu ukraińskiej żywności. Nie wiemy, kto miał na tę decyzję wpływ. Ogłosił ją “zwykły poseł” Kaczyński, a minister Buda chwile później ogłosił rozporządzenie.
Nie wiemy, jakie uwagi zgłosiliby do takiego rozwiązania jego interesariusze (wszystkie strony zainteresowane obrotem zbożem i żywnością z Ukrainy), bo nie było konsultacji. W tej bardzo złożonej i specjalistycznej kwestii pod uwagę wzięto więc tylko okoliczności, które mogą przyjść do głowy osobom z kręgu decyzyjnego i ich znajomym.
Przy czym, powtórzmy, nie mamy do czynienia z nagłą katastrofą, tylko procesem, który trwał od miesięcy.
Nie wiemy, jakie konsekwencje dla polskiego rynku żywności będzie miała blokada dla żywności z Ukrainy.
Nie wiemy, kto na tym straci, a kto zarobi. Nie wiemy nawet tego, czy ktoś to sprawdzał przed podjęciem decyzji.
Nie wiemy w ogóle, po co władzy to rozporządzenie.
Minister Buda w komunikacie na stronie swojego resortu, powtarzając słowa Kaczyńskiego, ogłasza, że “wprowadzając to rozporządzenie na określony czas, chcemy chronić rynek, zarówno dla rolników jak i konsumentów, czyli nas wszystkich”. Czyli że zakaz wwozu żywności z Ukrainy ma uderzyć w przyczynę kryzysu w Polsce.
Za to minister rolnictwa Telus powiedział PAP, że chodzi tylko o wysłanie “sygnału” Unii Europejskiej. Że to tylko taktyka: "Rozmawiamy zarówno z Unią Europejską i z Komisją Europejską, jak i z Ukrainą, żeby znaleźć rozwiązanie. Jakie rozwiązanie? Chodzi nam o to, żeby te produkty jechały w głąb Europy, nie zostawały w naszym kraju. Musimy znaleźć takie rozwiązanie, które będzie nam to gwarantować. Bardzo mocno naciskamy KE, żeby koszty pomocy Ukrainie ponieśli wszyscy rolnicy w Europie, nie tylko polscy".
Podobnie opowiada wiceminister finansów Artur Soboń: "To jest radykalny krok, który zmusi dzisiaj Komisję Europejską do tego, aby wypracować wspólne solidarne rozwiązanie".
Sam Kaczyński sugeruje, że kalkulacja była czysto wyborcza i chodzi tylko o jego władzę: “Wiedząc, że to jest w interesie polskiej wsi, że to jest w interesie Polski, ale także, że jest to w interesie Ukrainy, bo nie jest interesem naszych przyjaciół, by Polska pogrążała się w kryzysie, żeby doszli tutaj do władzy ludzie, którzy tę politykę wsparcia, radykalnego wsparcia dla Ukrainy zmienią”.
Nie wiemy, czy Kaczyński świadomie, w ramach strategii partyjnej, władował Polskę w kolejny konflikt z Unią Europejską, czy po prostu nie wziął unijnych przepisów pod uwagę. Bo władza zauważyła problem dopiero po protestach producentów rolnych?
Wszystkiego tego próbują się teraz dowiedzieć dziennikarze. I zapewne w końcu się dowiedzą.
Ale to wszystko znaczy, że bardzo ważną decyzję – nie tylko dla rynku rolnego i notowań PiS – władza podjęła w sposób skrajnie nietransparentny. Bez przestrzegania procedur – z okrzykiem “zmieścisz się śmiało”. Być może tym razem się uda. Ale to po prostu skrajnie niebezpieczne i nieodpowiedzialne.
I korupcjogenne.
Jak mówił OKO.press dr Marcin Kędzierski, współzałożyciel Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, centrum państwa mamy skrajnie niewydolne. Resorty są udzielnymi księstwami obsadzonymi "swoimi", a premier, bez silnej pozycji, próbuje koordynować najważniejsze problemy z Kancelarii Premiera. Ale problemów skoordynować może najwyżej kilka. Latem, jesienią i zimą koordynował sprawy węgla i energii oraz dostaw broni dla Ukrainy. Niewydolne centrum i udzielne PiS-owskie księstwa przegapiły sprawę zboża.
Po raz kolejny okazało się, że scentralizowane, upartyjnione państwo Kaczyńskiego działa źle i zamiast powstrzymywać zagrożenia, tworzy je. Państwo przegapiło sprawę zboża, bo lekceważy procedury, nie szanuje analiz i prawa — uważa bowiem, że może je bezkarnie łamać.
Czyli jak zwykle na końcu okazuje się to samo: łamiąca praworządność władza nie jest w stanie podejmować dobrych decyzji.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze