Wiemy, jak nauczyciele i dyrektorzy oceniają ponad rok bez obowiązkowych prac domowych w szkołach. 2/3 z nich obserwuje wśród uczniów spadek motywacji i samodzielności w nauce. Instytut Badań Edukacyjnych ma rekomendować MEN powrót do zadań domowych, ale w lżejszej formie
Obowiązkowe prace domowe zniknęły ze szkół w kwietniu 2024 roku. A nowe zasady zostały wprowadzone w pośpiechu i na potrzeby polityczne. O tym, że dzieci w Polsce są przeciążone i harują więcej niż dorośli na etacie, wiedzieli wszyscy. Tyle że likwidacja prac domowych była ruchem populistycznym. Eksperci od początku wskazywali, że lepiej byłoby prace domowe zreformować: ograniczyć, nadać im sens, a także zostawić więcej autonomii szkołom.
Ale apel do ostrego cięcia poszedł z samej góry. W styczniu 2024 roku premier Donald Tusk w social mediach poinformował, że w klasach 1-3 zadań domowych nie będzie „no, chyba że czasem jakiś wierszyk”. Za to w klasach IV-VIII miały być „tylko dla chętnych i bez oceniania”.
Ten rewolucyjny pomysł był sprzedawany jako odpowiedź na prośbę wyborców. A dokładnie Maćka z Włocławka, chłopaka, który na wiecu wyborczym Tuska skarżył się, że prace domowe zadawane są na weekendy, a tydzień szkolny zaczyna się od sprawdzianów. Po deklaracji premiera, że „tego problemu już nie będzie”, ministra edukacji Barbara Nowacka i jej zastępczyni Katarzyna Lubnauer w dwa miesiące przygotowały projekt ustawy i wdrożyły zmiany.
W szkołach zapanował chaos, bo wymagania wobec uczniów się nie zmieniły: nadal pracowano według przeładowanych podstaw programowych, a wizja większej reformy została odroczona do września 2026. Z relacji nauczycieli wynikało, że spadła motywacja uczniów do samodzielnej pracy.
Naukę w domu wymuszano więc kartkówkami i sprawdzianami.
W innych szkołach prace domowe przeszły rebranding i zadawane były pod innymi nazwami, np. jako projekty.
W kwietniu 2025 ministra Nowacka zapowiedziała, że czas na ewaluację. Badanie ankietowe w szkołach zleciła Instytutowi Badań Edukacyjnych. 2 października 2025 IBE poinformowało, że przekazało już ministerstwu edukacji raport z efektów zmian w zadawaniu prac domowych. Badanie objęło 2081 szkół podstawowych, łącznie zebrano 7,5 tys. opinii nauczycieli i dyrektorów.
Jakie są główne wnioski?
Zacznijmy od praktyki. Jak podaje IBE, przed zmianami prace domowe były w podstawówkach normą. W klasach I-III 38 proc. nauczycieli zadawało je codziennie, a blisko połowa przynajmniej raz w tygodniu. W klasach IV-VIII z prac domowych regularnie korzystało dwie trzecie pedagogów. Po odgórnym ograniczeniu praktyka wyraźnie się zmieniła, ale część nauczycieli wciąż zadaje i ocenia prace domowe wbrew zaleceniom.
Na pierwszym etapie edukacji szkolnej ponad połowa nauczycieli ograniczyła prace domowe, a 1/3 zupełnie z nich zrezygnowała. W klasach IV-VIII 2/3 szkół zrezygnowało z obowiązkowych zadań domowych, a niemal 1/3 ograniczyła ich zakres. Kadra uważa, że to zmniejszyło stres uczniów na poziomie 30-40 proc.
Nauczyciele są za to podzieleni w ocenie skutków zmian. Tylko połowa badanych pedagogów uważa, że główny cel reformy, czyli więcej odpoczynku dla dzieci i młodzieży, został spełniony. Tyle samo (52 proc.) uważa, że zmniejszyło się obciążenie uczniów obowiązkami edukacyjnymi.
Powszechne jest za to poczucie, że po zmianach szczególnej uwagi wymaga motywacja uczniów i samodzielność w procesie uczenia.
W opinii więcej niż 2/3 badanych oba wskaźniki się pogorszyły, od kiedy w szkołach brakuje obowiązkowych prac domowych.
Mniej niż połowa dyrektorów (40 proc.) zadeklarowała, że ich szkoły wprowadziły inne formy wsparcia w nauce. Wśród nich aż 80 proc. mówiło o zajęciach wyrównawczych (80 proc.) i konsultacjach przedmiotowych (73 proc.).
Wciąż w tyle pozostają programy szkolnego tutoringu (5 proc.), czy mentoringu (4 proc.). A to oznacza, że uczniowie, którzy potrzebują spędzić nas zeszytem więcej czasu, wcale nie dostają systemowego wsparcia.
W ankiecie padło też pytanie o to, czy szkoły znalazły inne formy egzekwowania obowiązkowej nauki w domach. 54 proc. dyrektorów zadeklarowało, że nie. Tylko 6 proc. przyznała, że z alternatyw korzystają regularnie, reszta – próbuje sprawdzać wiedzę zdobytą w domu od czasu do czasu.
IBE porównało też zmiany w wynikach egzaminu ósmoklasisty. Pod lupę wzięto szkoły, które w pełni zrezygnowały z prac domowych, a także te, które kontynuowały ich stosowanie. „Różnice między tymi szkołami, w większości porównań, były nieistotne statystycznie” – stwierdza IBE.
Rezygnacja z prac domowych nie poprawiła więc wyników uczniów, ale też ich nie pogorszyła.
Obok wniosków z badań MEN otrzymał też rekomendacje od ekspertów. Nie są upublicznione, ale z nieoficjalnych informacji wynika, że
IBE będzie namawiać MEN, żeby prace domowe wróciły do szkół w okrojonej formie.
I nic dziwnego, bo wyniki ankiety nie są przekonujące. Cele reformy były nierealistyczne. Nie da się bowiem odciążyć uczniów i uczennic bez korekty programu nauczania. A prace domowe wcale nie muszą być dla uczniów traumą, szczególnie jeśli będą traktowane jako narzędzie motywujące do nauki, a nie nudne przerabianie materiału, który powinien zmieścić się w godzinie lekcyjnej.
Co więcej, likwidacja zadań domowych bez wprowadzenia systemowego wsparcia dla uczniów ze środowisk defaworyzowanych, to przepis na pogłębianie nierówności. W OKO.press pisaliśmy, że badania dotyczące obowiązkowych prac domowych pokazują trzy główne zależności:
Likwidacja obowiązkowych prac domowych nie zyskała ani sympatii szkół, ani wyborców. Dlatego korekta reformy jest więcej niż prawdopodobna. Jak podaje „Rzeczpospolita”, ogólne wytyczne IBE mają sugerować, aby prace domowe, kiedy wrócą do szkół, były „sensowne i bez przeciążenia”.
PR-owo ministerstwo edukacji ogrywa to eksperckością. Skuteczność nowych przepisów należy poddać ocenie, a zmiany są naturalnym elementem tworzenia dobrego prawa. „Jeżeli okaże się, że wymaga to korekty, to taka korekta nastąpi. Ewentualne zmiany dotyczące prac domowych mogą wejść w życie 1 września 2026 roku, ale też wcześniej” – mówiła w wakacje ministra Barbara Nowacka w wywiadzie dla TVN24.
MEN chce bronić jednak swoich założeń. „Nie pozwolimy na to, żeby dzieci po 8 godzinach lekcji potem jeszcze miały 3 godziny siedzenia i często wykorzystując albo pomoc rodzica, albo pomoc sztucznej inteligencji przepisywały coś do zeszytów” – mówiła 26 września wiceministra Katarzyna Lubnauer na antenie RMF FM.
I deklarowała, że w tradycyjnej formie prace domowe do szkół nie wrócą. Będą za to nowe wytyczne – mają być gotowe już w październiku. „Chcemy, by prace domowe miały sens i służyły uczeniu się. Uczeń powinien otrzymywać informację zwrotną, a nie tylko ocenę. Chodzi o rozwój, nie o kontrolę” – mówiła Lubnauer.
Już w styczniu 2019 roku Adam Bodnar, jeszcze jako RPO, zaapelował do ówczesnego ministerstwa edukacji Dariusza Piontkowskiego o przygotowanie „wytycznych dotyczących prac domowych”. Powołał się na skargi rodziców, którzy nie godzą się „na dysponowanie przez szkołę pozalekcyjnym czasem ich dziecka”. Cytował badania TIMMS postaw czwartoklasistów: uczniowie w Polsce dobrze wypadają w testach, ale nie wierzą w swoje możliwości. I nie lubią szkoły.
Z inspiracji Bodnara narodziła się inicjatywa „ZadaNIE domowe” kilku fundacji edukacyjnych („Szkoły z klasą”, „Przestrzeni dla Edukacji” i „Obywateli dla Edukacji”).
Na podstawie tzw. dobrych praktyk zaobserwowanych w szkołach, autorki stwierdzały, że zadając prace domowe, należy:
W opracowaniu „Prace domowe w polskiej szkole” Michał Sitek z Instytutu Badań Edukacyjnych podkreślał, że prace domowe generalnie sprzyjają poprawie umiejętności uczniów – zwłaszcza w szkołach ponadpodstawowych.
Do pięciu typowych błędów tradycyjnych prac domowych zaliczył:
To wszystko gotowe punkty do wykorzystania w ewentualnych wytycznych, jakie mogłoby wydać ministerstwo.
Edukacja
Katarzyna Lubnauer
Barbara Nowacka
Donald Tusk
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Instytut Badań Edukacyjnych
prace domowe
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.
Komentarze