To historia społeczności spolaryzowanej tak bardzo, że jedni chcieli się oddzielić od drugich. Byli „tymi” i „tamtymi”. Aż pojawiła się liderka, która uwierzyła, że to da się zmienić. I nie poprzestała na tym. Wszystko to zdarzyło się – ku naszej nauce – w miejscowości Dobra
Patent z Dobrej, gmina Sędziejowice, powiat łaski, województwo łódzkie, to działanie krok po kroku i docenianie rzeczy drobnych.
Aktywność Dobrej została nagrodzona przez Fundację Batorego nagrodą Super Samorząd. Nie bez powodu. To jest sposób na poprawę jakości życia i załatwiania wspólnych spraw nie tylko we wsiach, ale we wspólnotach mieszkaniowych, spółdzielniach i osiedlach. Pokazuje też, czego wymagać od radnych, wójtów i sołtysów.
Zaczyna się od boiska z wiatą. A może się skończyć nawet zmianą myślenia o polityce.
Czego nie wiemy o Polsce? Jak się zmieniła i dzięki komu? Co wpływa na zmianę teraz? – teksty na ten temat znajdziecie w naszym cyklu POD RADAREM
Proponuję Państwu rozmowę poruszającą i użyteczną – z sołtyską Dobrej Dorotą Mirowską.
Dorota Mirowska: Nasza wieś jest przy dwóch drogach. Stąd podział. Ludzie mówili “Ta Dobra” i “Tamta Dobra”. Mieszkam tu od 33 lat i nigdy dobrze nie rozumiałam, skąd się wzięła ta polaryzacja. Ale kiedy w 2019 roku zostałam sołtyską, to postanowiłam, że to zmienimy. Przecież jesteśmy jedną społecznością.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Co ten podział Wam robił?
Ułatwiał napięcia, utrudniał porozumienie. Ludzie się znali, ale fizyczna odległość sprawiała, że o sobie nie wiedzieli. Jak zaczęliśmy działać razem, to ludzie się witali “Matko, ja ciebie wieki nie widziałam”. A wszyscy tu mieszkamy.
Jest nas 240 osób i bez miejsca, gdzie wszyscy moglibyśmy się spotkać, nie stworzą się więzi. Kościół parafialny nie jest w naszej wsi, więc te tradycyjne rozwiązania odpadały.
Problemu dwóch dróg nie da się łatwo obejść.
Spina je łącznik. Mamy tam skrzyżowanie, do którego każdemu jest blisko. Albo tak samo daleko. Tu mamy przedszkole, a kiedyś była tu szkoła. Zostało wysypisko gruzów i ruiny dawnej toalety szkolnej.
Pomyślałam, że to właśnie może być to miejsce. Ale zaczęłam od Koła Gospodyń Wiejskich. Jest na to dobry patent: Koło rejestruje się w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i można stamtąd dostawać wsparcie na działanie.
To poprzednia władza wprowadziła.
Super rozwiązanie – zapewne władza nie wiedziała nawet, jak dobre.
Z Kołem Gospodyń chodziło o to, że przystąpiły do niego dziewczyny mieszkające przy obu drogach Dobrej. No i znalezienie wspólnego miejsca do działania i integracji stało się naturalne. Wspólnota szukała narzędzi do porozumienia się, więc je znalazła.
Wysypisko gruzu?
Dobra od dawna wiedziała, że tam powinno powstać boisko. Tylko się nie udało. Ale moi poprzednicy kupili już nawet materiały. A ja jako nowa sołtyska wykorzystałam “nowe otwarcie”. Nasz wójt gminy Sędziejowice Dariusz Cieślak był nowy i nowa była nasza radna z Dobrej. Rozumieli, że boisko jest potrzebne, bo ludzie tyle czekają.
Boisko powstało. Zbieraliśmy kamienie po tym wysypisku, kosiliśmy trawę – bez podziału na tę i tamtą Dobrą. Potem razem ustaliliśmy, że ogrodzenie zbudujemy z funduszu sołeckiego.
A w kolejnym roku postawiliśmy przy boisku altankę, gdzie można się spotkać. Dwóch panów zbudowało tam ruszt do grilla. A że mieliśmy Koło Gospodyń, które chciało działać, to zaczęło się tam dziać.
Bo to musi być proces.
To proszę mi wytłumaczyć, dlaczego wieś przez tyle lat była podzielona, skoro tak łatwo przyszło jej zintegrowanie. Z polaryzacją tak jest, że na ogół ktoś na niej korzysta. U Was też?
Polaryzacja istnieje, póki się jej aktywnie nie przeciwstawimy. A czy ktoś na niej korzystał? Nie. Ale owszem, był pomysł, by jedna Dobra oddzieliła się od drugiej i nazwała się “Kolonią Dobra”. Były też pomysły, by władze samorządowe wybierać sobie osobno: jak sołtys był z jednej Dobrej, to z tej drugiej był radny.
“Wasz prezydent, nasz premier”? Każdy załatwiał swoje dla swoich, a nie razem dla wszystkich?
Troszkę tak. Ale z radną szybko znalazłyśmy wspólny język.
Jak jest wspólne miejsce, to trzeba je jakoś urządzić. Świetlica wiejska, miejsce wspólnych spotkań, to bardzo ważna rzecz dla takich miejscowości jak nasza. Tylko że gminy wiejskiej na taką inwestycję nie stać. A gdyby nawet zdobyć finansowanie na to, to jak potem taki budynek utrzymać?
Ale pomyślałam sobie, ludzie na działkach stawiają kontenerowe, modułowe domy. Dlaczego tak nie zbudować świetlicy? Okazało się, że to jest dużo tańsze, a równie sensowne. Dostałam grant z urzędu marszałkowskiego, bo pomysł na “świetlicę modułową” się spodobał. I w miejscu ruin toalety stanęła świetlica. 40 metrów kw z kącikiem kuchennym i toaletą, na wylewce i z ociepleniem. Gmina pomogła rozebrać te stare toalety, podłączyła wodę i prąd. Koło Gospodyń miało już trochę uzbieranych pieniędzy i dotację z ARiM, więc z tego kupiłyśmy AGD i położyłyśmy płytki.
I już?
Chcieć więcej można i trzeba. Już wtedy miałam wprawę w składaniu wniosków o granty. Na początku 2023 roku gmina przyjęła uchwałę o inicjatywie lokalnej. Szybko złożyłam wniosek – i z tego mamy piękny taras przy świetlicy.
Świetlica nazywa się „Klub Uśmiech”. Bo kluby pamiętam z dzieciństwa – takie miejsca, gdzie można przyjść, spotkać się, kupić gazetę, a dziecku lizaka.
Teraz to raczej nie po gazetę?
Gazeta to po prostu wspólne tematy, o których się rozmawia. Te luźne spotkania we wsi są często lepsze od formalnych zebrań. Tu ktoś się o coś zapyta, tam ktoś coś uzupełni. Ludzie się też dowiadują, że udrożnić rów, czy wyciąć zakrzaczenia da się dzięki gminnej jednostce komunalnej w kilka dni. Ale już na nowy asfalt trzeba poczekać, bo to już inwestycja w infrastrukturę.
To organizowaliście tam dyżury, czy jak?
Nic odgórnie. Robimy spotkania, jak jest jakiś pomysł. Np. młode mamy z Koła Gospodyń zrobiły bal karnawałowy dla dzieci. To niezłe wyzwanie, ale dały radę. Potem był dzień kobiet. Potem jakieś spotkanie Koła w sprawach organizacyjnych, z kawą i ciastkami. Każdy mógł przyjść.
O, na przykład wczoraj – było sprzątanie Dobrej. To jest organizowane wedle szablonu: trzeba założyć sztab akcji, dostaje się rękawice i worki oraz koszulki z logo głównego organizatora Operacja Czysta Rzeka. Założyłam gminny sztab, do którego zgłaszają się lokalni liderzy i zakładają akcję sprzątania swoich wsi. U nas w Dobrej rano sprzątały przedszkolaki – a potem pod altanką wychowawcy zrobili im ognisko. Dorośli mieli się zejść po pracy, na 16:00 Ale kiedy jechałam przez wieś, zobaczyłam, że dziewczyny zaczęły wcześniej. Bo "do zmroku wsi się nie posprząta”. To zmobilizowało kolejnych. O 16:00 przyszło dużo mieszkańców, dorośli i dzieci. Takie akcje sprzątania organizowaliśmy już we wcześniejszych latach, ale nigdy Dobra nie była tak wysprzątana i to w tak dużym towarzystwie.
Ale imienin to jeszcze w Klubie nie robicie?
Dojdzie do tego. Podpowiadałam rodzicom, że to świetne miejsce do zrobienia dziecku urodzin. Obok jest boisko, altanka, można robić gry, animacje.
Zaczęliśmy też zapraszać seniorów. I nie tylko tu. Jak gminny ośrodek kultury organizuje imprezy, to na ogół zaprasza koła gospodyń i sołtysów. A myśmy swoje miejsca oddały naszym seniorkom. Miały łzy w oczach. Uczestniczą również w naszych sołeckich wydarzeniach.
Od września 2023 w „Klubie Uśmiech” uczymy się robić bukiety, kompozycje i dekoracje świąteczne na kursie florystycznym, organizowanym przez CKU w Zduńskiej Woli. Kurs jest bezpłatny, kończy się egzaminem, po którym każda pani dostaje certyfikat florystki.
Komunikacja?
Tu nie ma jak w mieście. Do drogi wojewódzkiej, gdzie kursują autobusy, jest 1,5 km. Nie tak daleko, ale dla osoby starszej – za daleko. Ale że tu już się stworzyła sieć, to na spotkanie w świetlicy zawsze podwieziemy.
Był jednak jeden problem.
?
Mieliśmy infrastrukturę, boisko, ognisko, świetlica i Koło Gospodyń Wiejskich. Wieniec dożynkowy reprezentował Dobrą w gminie, był piknik, turniej sołectw w piłce. Tylko że ja o wszystkim decydowałam. Pomyślałam, że to źle.
Że oddanie ludziom decyzji to będzie najważniejsza zmiana.
Jest taki mechanizm w tych kołach gospodyń, że starsze, doświadczone pokolenie wyznacza zadania pozostałym. A przecież kobiety w młodym wieku mają inne potrzeby. Tylko co zrobić, żeby one zechciały to powiedzieć?
Bo Koło Gospodyń Wiejskich z cudownej grupy aktywnych kobiet powinno zamienić się w prawdziwą organizację społeczną rejestrującą potrzeby społeczności i reagującą na nie. I wtedy na dniu kobiet i wieńcach się nie skończy.
To właśnie tego nie przewidziały poprzednie władze?
Ano tak. Dlatego zgłosiłam się do akcji Masz Głos Fundacji Batorego. A tam podpowiedzieli mi: trzeba poznać potrzeby mieszkańców. Naszą organizacją partnerską została Pracownia Zrównoważonego Rozwoju.
Tak powstał pomysł na konsultacje na boisku na gminnym w dniu dziecka. Nie tylko dzieci z Dobrej. Bo dni dziecka są organizowane wszędzie, ale mają taki wsobny charakter. Tymczasem dzieci chodzą do gminnych przedszkoli i szkół, więc mają kontakty poza sołectwem. Jeśli zaprosimy do nas dzieci i rodziców całej gminy, to naprawdę dowiemy się, jakie mają potrzeby. U nas mieszka 240 osób, w całej gminie Sędziejowice – 6400.
Wójt Cieślak na początku zrobił wielkie oczy. Ale szybko się zorientował, jakie to ważne – nasz plan na gminny dzień dziecka znacznie odbiegał od wielu innych. Teraz, kiedy wójt kandyduje na drugą kadencję, ma to w programie wyborczym. Że będzie ponownie Gminny Dzień Dziecka.
Generalnie udana współpraca z samorządem to podstawa. A nam się z naszym wójtem udało.
Gminny Dzień Dziecka to było naprawdę coś. Młode matki z Koła Gospodyń chwyciły temat w lot. One znają i rozumieją potrzeby małych dzieci. Powiedziałam im:
“jestem już babcią, nie znam się, ale powiedzcie, co trzeba, to pomogę”.
Jedna z młodych mam zaproponowała, że warto by zaprosić gwiazdę, zespół muzyczny, który dzieci lubią. Znalazła, wójt się zgodził, termin i cena wszystkim odpowiadała. I zagrał naszym dzieciom zespół Spoko Loko z Wrocławia. Ich ulubiony.
Dziewczyny założyły grupę na Messengerze. Zaplanowały i zrobiły animacje dla dzieci. Zaangażowałyśmy drużynę harcerską, przedsiębiorców, którzy dali gadżety, słodycze i soki jako nagrody w konkursach. Moja córka, młoda mama, wpadła na pomysł na wymianę książeczek dla dzieci. To też wypaliło.
I przestałam to wszystko ogarniać. A wszystko się udało. Powiem więcej, tuż przed imprezą było spotkanie sołtysów organizowane przez Fundację Rozwoju Wsi. Bardzo chciałam tam jechać. Myślałam, trudno, będę tam odbierać telefony, bo tuż przed imprezą pojawi się mnóstwo problemów.
A telefon nie zadzwonił. Nie byłam aż tak potrzebna!
Konsultacje w dniu dziecka były właśnie tym ćwiczeniem, które pozwoliły ludziom zrozumieć, że ich głos się liczy. I że mogą.
Wiedzę, że tak to działa, zdobyłam na webinarach „Naszego Głosu” i dzięki kontaktom z Pracownią Zrównoważonego Rozwoju. Powiedziałam harcerkom, o co chodzi w konsultacjach. Natychmiast złapały. Każde dziecko dołączające do zabawy odpowiadało na pytanie, co najbardziej lubi robić i jak chciałoby bawić się z innymi dziećmi.
Dzieci, te najmłodsze, odpowiadały z pomocą dorosłych i wieszały swoje karteczki na sznurku jak pranie, przypinając klamerką. Dorośli przyklejali swoje karteczki na flipcharcie.
Przełamaliście opór, że “co ja tam będę” i “kogo obchodzi moje zdanie?”?
Od tamtej pory widzę ewolucję naszych działań społecznych. Klucz do świetlicy nie jest tylko u mnie – ma go ten, kto go potrzebuje. Młode mamy wymyśliły festiwal pizzy. Znowu strzał w dziesiątkę. Zrobiły ciasto, a dzieciaki sobie robiły te pizze z czym chcą. I okazało się, że są kreatywne i wcale nie trzeba ich częstować batonikami. A choć festiwal nie był tym razem gminny, to przyjechały mamy z innych wsi. Dlaczego nie, przecież w naszym klubie wszyscy się zmieszczą.
Jeden pomysł rodzi kolejny. Dziewczyny teraz same piszą wnioski o granty – wcześniej robiłam to ja. Korzystamy ze środków zewnętrznych, ale i ze wsparcia gminy. Mam kontakty z sołtysami w całej Polsce. Więc jak mam jakiś problem, to dzwonię i pytam.
Jesteśmy wspierającym się „taborem” sołtysów. Każde sołectwo jest inne, ale problemy bardzo podobne.
To jest jak łapanie wielu sznurków. Ale skoro plotłyście wieńce...
Jak wiesz, o co chodzi, to wiesz, jak to zrobić.
Kolejny pomysł dotyczy wniosku z budżetu obywatelskiego. Żeby zrobić weekendowy biwak na boisku z rodzicami i z nocowaniem pod namiotami. To by byłaby prawdziwa atrakcja. Bo sporo dzieci na wsi nie wyjeżdża z domu. Dobry Camp – tak zatytułowała wniosek Martyna.
Tak właśnie wspólna przestrzeń uruchomiła w ludziach sprawczość.
A jaka była u Was frekwencja 15 października?
Dobre 70 proc.
75,39 proc.! Sprawdziłam.
A teraz mieliśmy spotkanie wyborcze – w świetlicy brakowało miejsc. Kandydaci do rady mówili, że takiej frekwencji nie widzieli.
Ja kandyduję do rady gminy.
Sołtyską chciałabym być jeszcze jedną kadencję, bo to będzie w sam raz, żeby następcy byli gotowi do tej pracy i rozwijali to, co już zostało wypracowane. Jako radna – jeśli zostanę wybrana – chciałabym wspierać innych sołtysów i koła gospodyń wiejskich. Z naszej recepty można skorzystać.
Używając gminnych zasobów możemy stworzyć fajną społeczność, która wie, czego chce i umie to zrobić dzięki współpracy z władzami samorządowymi.
Tak rosną kompetencje społeczne. Moja ukochana sprawność, którą wszędzie tropię.
My się tu tego wszyscy uczymy. Staliśmy się społecznością, Koło Gospodyń Wiejskich stało się organizacją społeczną, ja jako sołtyska nauczyłam się delegować zadania, pracować z koordynatorami akcji Masz Głos, korzystać z wiedzy na webinarach i z wymiany doświadczeń z innymi sołtysami podczas konferencji i warsztatów rozwojowych.
Możemy naprawdę więcej.
Więc teraz spełniłam swoje dawne marzenie – poszłam na studia, na politologię. Pierwszy semestr już za mną.
Aha, bo to ważne: jestem członkinią Kobiety w Centrum-Łódzkie i Stowarzyszenia Sołtysi Ziemi Łódzkiej.
*Autorka tekstu uczestniczyła w pracach jury nagrody “Super Samorząd”
Na zdjęciu u góry – w czerwonej bluzce sołtyska Dorota Mirowska. Razem z Martyną Pietrzak z Koła Gospodyń Wiejskich Dobrowianki i wójten Dariuszem Cieślakiem odbierają nagrodę Super Samorząd z rąk prezesa Findacji Batorego Edwina Bendyka i dyrektorki akcji Masz Głos Joanny Załuski.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze