0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. TATYANA MAKEYEVA / AFPFot. TATYANA MAKEYEV...

Od redakcji: Ostatnio niemal codziennie budzimy się w rytm kolejnych wypowiedzi amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa. Są nie tylko kontrowersyjne – coraz bardziej przypominają główne tezy rosyjskiej propagandy. Maksym Butkiewycz, ukraiński obrońca praw człowieka, dziennikarz, współzałożyciel Centrum Praw Człowieka ZMINA od razu rozpoznał znajome narracje. W rosyjskiej niewoli słyszał je niejednokrotnie. Po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku Maksym dołączył do szeregów Sił Zbrojnych Ukrainy, a kilka miesięcy później trafił do niewoli. 18 października 2024 roku podczas wymiany jeńców wrócił do Ukrainy. Po rehabilitacji Butkiewycz dołączył do Centrum Swobód Obywatelskich, ukraińskiej organizacji broniącej praw człowieka.

Poniżej za zgodą autora publikujemy przetłumaczony na język polski tekst Butkiewycza, który został opublikowany 20 lutego 2025 roku na jego blogu.

Trump i styl przeciętnie wyszkolonego śledczego rosyjskich służb

Opowieści o tym, że Wołodymyr Zełenski jest miernym komikiem, że nie ma poparcia w kraju, że czas się kończy, że Ukraina nadal istnieje tylko dzięki amerykańskiej pomocy, a co najważniejsze, że Ukraina nie powinna była rozpoczynać wojny („Rosja nie rozpoczyna wojen”), że powinna była negocjować na samym początku, a nie walczyć, i że Ukraina jest „sama sobie winna” – słyszałem to wszystko na długo przed tym, nim Donald Trump wygłosił te tezy.

Mówili nam to rosyjscy przesłuchujący i ochroniarze-kolaboranci, kiedy byłem w rosyjskiej niewoli.

Najbardziej kompletny zestaw był przekazywany przez oficerów FSB lub kontrwywiadu wojskowego (oczywiście nikt nie przedstawił się podczas przesłuchań).

Przeczytaj także:

Nie mówili wtedy nic jeszcze o nielegalności Zełenskiego ani o braku wyborów – nic takiego nie mówili, bo było gorące lato 2022, jeszcze za wcześnie na takie tezy. Rosyjska telewizja zacznie je rozpowszechniać dopiero za półtora roku.

Rosyjscy okupanci i ich wspólnicy-kolaboranci (w miejscowym slangu po prostu „slidaky”, czyli „śledczy” i „musora”, „śmieci”) głosili jeszcze jedną tezę, której nie ma w słownym potoku Trumpa: że Ukraina jest niczym więcej, niż marionetką Stanów Zjednoczonych, że Kijów robi wszystko, czego chce Waszyngton, ponieważ jest od niego całkowicie zależny. Nie jest zaskakujące, że akurat tej tezy Trump nie wyraził: ostatnie wydarzenia, w szczególności związane z umową dotyczącą rzadkich minerałów, pokazały po prostu, że jest to dalekie od prawdy.

Jeśli miałbym zgadywać, to właśnie fakt, że powyższa teza okupantów nie została potwierdzona, wywołał taką irytację u nowo wybranego prezydenta USA.

Najwyraźniej nie wierzył w wolną wolę, inicjatywę i zdolność do samodzielnego działania Ukraińców i Ukrainek (a także jakiegokolwiek innego narodu) i nagle został skonfrontowany z sytuacją, że ci posłuszni ukraińscy podwładni w odległych dzikich krajach nie są ani posłuszni, ani podlegli, a do tego z jakiegoś powodu nie chcą zaakceptować niesprawiedliwych reguł gry wymyślonych na placu zabaw i narzuconych szantażem.

To łączy Trumpa z Putinem: Amerykanin również nie wierzy w podmiotowość narodów i zbiorowości, postrzegając je jedynie jako bezwolne masy, którymi należy manipulować i które należy kontrolować, ponieważ kierują nimi prymitywne instynkty i zawsze istnieje ryzyko, że ktoś przejmie inicjatywę i będzie nimi manipulował lepiej.

Dla Putina Ukraina jest narzędziem, które powinno być trzymane w łapie dwugłowego rosyjskiego ptaszora, ale zamiast tego schwycił ją Zachód. Odebrać ją z powrotem – oto jeden z głównych celów tej wojny. To, że „narzędzie” nagle ma własną wolę, własne pragnienia i aspiracje, a nawet zdolność do stawiania oporu, wywołuje na Kremlu ogromną złość, ponieważ nie pasuje do obrazu świata „russkiego miru”. Moi strażnicy w niewoli byli zaskoczeni, a momentami wściekli, że w Ukrainie był Majdan, a większość ukraińskich jeńców nie zamierzała uznać go za błąd czy porażkę, ale broniła go jako aktu wolnego wyboru, wyrażenia woli i obrony godności.

W 11. rocznicę zamordowania większości bohaterów Niebiańskiej Sotni dwaj autokraci, okazując swoją pogardą dla woli i aspiracji narodów, otwarcie pokazali światu, jak wiele mają ze sobą wspólnego. Prezydent Stanów Zjednoczonych, najwyższy rangą urzędnik w kraju, który wczoraj był największym sojusznikiem Ukrainy w jej wojnie obronnej i wyzwoleńczej przeciwko rosyjskim najeźdźcom, publicznie oskarżył o agresję tych, którzy zostali zaatakowani. Potępił tych, którzy bronią się przed rosyjską przemocą, za próbę obrony i oddał całą inicjatywę w negocjacjach pokojowych swojemu odpowiednikowi o podobnym światopoglądzie, zbrodniarzowi wojennemu i głowie Imperium Rosyjskiego.

W oczach osoby z moim doświadczeniem jeńca wojennego, zrobił to w stylu przeciętnie wyszkolonego śledczego rosyjskich służb bezpieczeństwa, takich jak FSB, СК РФ [Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej] czy ФСИН России [FSIN Rosji – Federalna Służba Wykonywania Kar].

Prawdopodobnie nigdy wcześniej tekst rosyjskich służb bezpieczeństwa nie był słyszany z tak wysokiej mównicy i rozpowszechniany na całym świecie.

Kto mówi ustami Trumpa

Jeśli masz szczęście, że nie byłeś (jeszcze) w rosyjskiej niewoli, ale masz pecha, że jesteś narażony na obcowanie z rosyjską sferą informacyjną i znasz rosyjską telewizję, prawdopodobnie znajdziesz do tej sytuacji inną analogię, niż ja. Bo słowa Trumpa dosłownie oddają narracje kremlowskich mediów: propagandystka Olga Skabejewa lub ktoś z jej kolegów mówi z ust głównego lokatora Białego Domu. A w roli widzów tego specjalnego wydania „60 Minut” (propagandowego politycznego talk show z udziałem Skabejewej – przyp. red) występuje cały świat.

Nie sądzę, aby Kreml, który hojnie opłaca swoich propagandystów, aby zapewnić i rozszerzyć ludobójczą wojnę Rosji przeciwko narodowi ukraińskiemu, miał budżet na opłacenie swojego nowego amerykańskiego rzecznika. Ale wszyscy będziemy musieli przyzwyczaić się do myśli, że amerykańscy wyborcy postawili na czele największej potęgi świata człowieka, który mówi albo jak funkcjonariusz rosyjskich służb, albo jak rosyjski propagandysta.

Istnieje jeszcze dystans między słowami a czynami, ale ciągle się zmniejsza.

Jeśli szef Białego Domu zacznie nie tylko mówić, ale także odpowiednio działać, okaże się, że po przeciwnej stronie barykady na światopoglądowej ulicy Hruszewskiego [ulica w centrum Kijowa, gdzie podczas Rewolucji Godności toczyły się walki aktywistów Euromajdanu ze służbami, które wykonywały polecenia reżimu Wiktora Janukowycza – przyp. red] oprócz rosyjskiego Molocha, jest także amerykański Baal. Miejmy nadzieję, że tak się nie stanie, choć ten proces już się rozpoczął. Na sugestię Trumpa światowe media już dyskutują o tym, kto tak naprawdę rozpoczął wojnę Rosji z Ukrainą. Toczą się debaty, czy Ukraina mogła zawrzeć pokój na samym początku wojny i czy demokratycznie wybrany prezydent Ukrainy jest dyktatorem.

Diabelska robota (bo pamiętamy, kto jest ojcem kłamstwa, zwłaszcza tak rażącego i zakrojonego na szeroką skalę) idzie pełną parą.

Musimy pamiętać, tak jak 11 lat temu, kim jesteśmy, o co walczymy.

Wierzyć w nasze wartości, znaczenie i tych, którzy dają nam siłę do kontynuowania tej walki (ludzi i / lub Boga, kto dla kogo jest aktualny).

Musimy polegać na nich, kochać ich i siebie nawzajem, broniąc tej miłości i tego, co ważne.

Lepszej opcji wciąż nie ma i być nie może.

Tłumaczenie: Krystyna Garbicz. Śródtytuły i drobne skróty: redakcja OKO.press.

;

Komentarze