0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: (Photo by John THYS / AFP)(Photo by John THYS ...

Ten zwrot daje wszystkim chwilę wytchnienia. Może się ona przydać także opozycji, bo to jej przypadnie prędzej czy później decydująca rola. No, chyba że obóz rządzący tak zapląta się we własne nogi, że będzie musiał poddać całą partię walkowerem.

Nowy projekt ustawy sądowej miał być pewnym strzałem w dziesiątkę, zapewniającym zakończenie jeszcze przed 24 grudnia coraz bardziej kłopotliwego sporu z Brukselą o sądy i pieniądze z KPO. Okazał się jednak pudłem.

Pal licho, że konstytucjonaliści uznali przeniesie spraw dyscyplinarnych do NSA za niezgodne z ustawą zasadniczą. Gorzej, że na ustawę obraził się prezydent Duda i zasygnalizował, że przekracza ona jego czerwone linie. Podczas gdy obrońcy rządów prawa (słusznie) podnoszą, że zaproponowane przez rząd rozwiązania nie usuwają groźby ścigania sędziów za stosowanie się do prawa UE, to te same rozwiązania głowa państwa uznała za zbyt daleko idące i podważające jego kompetencje.

Przeczytaj także:

Prezydent uważa, że żadne regulacje nie mogą podważać ostatecznego charakteru jego nominacji sędziowskich.

A sednem sporu z UE jest to, że sędziowie są nominowani przez upolitycznioną neo-KRS (których powołania podpisuje prezydent), a to jest sprzeczne z unijnym zasadami niezawisłości sędziowskiej.

Zgłaszając swój sprzeciw wobec zmian, które miałyby wyjść naprzeciw konieczności dostosowania się do unijnych wymogów, prezydent znalazł się w dziwnym sojuszu ze Zbigniewem Ziobrą. I staną na drodze do kompromisu z Brukselą i rychłej wypłacie środków z KPO.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Zaporowy warunek Dudy

To, czy do niej w ogóle dojdzie, zależy więc już teraz od trzech czynników.

Po pierwsze, od dogadania się w ramach samego obozu PiS. I to nie między PiS a Solidarną Polską, lecz między PiS a Pałacem Prezydenckim. Jeśli rząd nie jest w stanie zagwarantować, że prezydent Duda podpisze nową ustawę choćby w jej aktualnej, mało ambitnej formie, to cała sprawa nie jest w ogóle warta zawracania głowy.

Warunek postawiony przez Dudę jest zaporowy. Jego spełnienie byłoby całkowicie sprzeczne z tym, co zapisane jest jako wiążący kamień milowy w KPO, uzgodniony przez rząd w czerwcu z Komisją.

Brzmi ten kamień tak:

„zapewni się, aby – w przypadku pojawienia się poważnych wątpliwości w tym zakresie – właściwy sąd miał możliwość przeprowadzenia w ramach postępowania sądowego weryfikacji, czy dany sędzia spełnia wymogi niezawisłości, bezstronności i »bycia powołanym na mocy ustawy« zgodnie z art. 19 Traktatu UE, przy czym weryfikacji tej nie można uznać za przewinienie dyscyplinarne”.

Oznacza to dokładnie tyle, że sądy w Polsce muszą mieć prawo sprawdzania, czy nominaci neo-KRS są pełnoprawnymi sędziami. Oraz odmowy orzekania z nimi, jeśli nimi nie są (a nie są – to wynika z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości UE oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka).

Sprawa jest więc bardzo prosta: jeśli prezydent Duda uprze się przy swoim stanowisku, ustawa z pewnością nie wypełni kamienia milowego, a Komisja pieniędzy nie wypłaci. Tu nie ma żadnych wątpliwości. Jak i czym PiS zamierza przekonać prezydenta, nie wiadomo. Ale musi coś wymyślić, bo inaczej będzie krucho.

Komisja jest za, ale czy za wszystkim?

Drugi czynnik to Bruksela. Rząd zapewnia, że wszystko jest dogadane z Komisją Europejską i uchwalenia złożonej w Sejmie ustawy natychmiast otworzy wrota do Sezamu, czytaj; Funduszu Odbudowy. Jednak czy tak jest w rzeczywistości? Czy Komisja może zgodzić się na rozwiązania, które nawet przy dobrej woli trudno uznać za solidne pod względem prawnym i spełniające wymogi kamieni milowych? To nie mniej frapujący wątek nowego rozdziału w sporze o KPO. Owszem, wbrew propagandzie PiS mówiącej, że to Bruksela uwzięła się na Polskę i postanowiła ukraść nam pieniądze, jest oczywiste, że wola ich wypłacenia zawsze była w Komisji przemożna – wbrew ostrzeżeniom obrońców praworządności i wiernych pryncypiom państw członkowskich. Wiosną było bardzo blisko, ale ustawa sądowa Dudy z poprawkami Ziobry przekreśliła tę szansę.

Czy Komisja chce dać się nabrać tym razem?

Wiele wskazuje na to, że poziom „dogadania się” między Warszawą i Brukselą jest dzisiaj faktycznie znacznie wyższy niż na wiosnę. Kolejne wersje proponowanych zmian w polskim ustawodawstwie były bezpośrednio konsultowane z urzędnikami Komisji i jej służbami prawnymi, i wielokrotnie poprawiane. I to polska strona chciała załatwić wszystko jedną ustawą, o której była przekonana, że łatwo przejdzie. Ale czy Komisja mogła dać zielone światło dla rozwiązań, które polskie stowarzyszenia sędziowskie i konstytucjonaliści uważają za co najmniej nieadekwatne bądź prawnie wątpliwe?

Największy problem - i znak zapytania – jest właśnie z kwestią weryfikacji sędziów.

Co z ustawą kagańcową?

Z orzecznictwa TSUE, które było podstawą formułowania kamieni milowych, wynika niezbicie, że sednem problemu jest tzw. ustawa kagańcowa. Ustanowiony przez nią bat na sędziów zapisano w artykule 107 ust. o ustroju sądów powszechnych. Mówi on, że wykroczeniem dyscyplinarnym są „działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego, skuteczność powołania sędziego, lub umocowanie konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej”.

To z tego paragrafu ścigani są sędziowie tacy jak Gąciarek czy Ferek, którzy odwołując się do prawa UE odmawiają uznania decyzji neo-sędziów lub nie chcą zasiadać z nimi w składach.

Jak długo ten przepis w polskim prawie pozostanie, tak długo stosowanie unijnego standardu niezawisłości sędziowskiej będzie w Polsce karane. Czy Komisja może na to pozwolić?

Nie sposób ostatecznie stwierdzić, czy i w jaki sposób Komisja faktycznie zgodziła się na to, by tego kluczowego zapisu nie wykreślać z polskiego prawodawstwa. Bez jego usunięcia trudno by mówić o realizacji kamienia milowego.

Niewykluczone, że w samej Komisji istnieją w tej sprawie rozbieżności. Nie wszyscy komisarze, którzy doskonale rozumieją prawną i polityczną wagę tych zapisów, byli bezpośrednio włączeni w rozmowy z polskim rządem.

Nie jest tajemnicą, że Frans Timmermans czy Margaret Vestager, nieodpowiadający formalnie za kwestie sądownicze, są szczególnie pryncypialni. Jaka jest ich opinia w tej sprawie, nie wiadomo.

Ale w sprawie ustawy kagańcowej jasność co do postawy Komisji nie wydaje się tak oczywista, jak zdaje się to sugerować polski rząd.

Gdzie jest ten sąd bez neosędziów?

W drugiej kontrowersyjnej sprawie sytuacja zdaje się mniej zagmatwana. NSA nie może zajmować się postępowaniami dyscyplinarnymi dla sędziów, bo byłoby to sprzeczne z polską konstytucją – argumentują prawnicy. Sądy administracyjne nie mają kognicji w tym obszarze i nie można jej im przekazać w drodze zwykłej ustawy.

To bardzo poważny problem. Ale nie dla Komisji. Ta nie analizuje zawiłości polskiego prawa konstytucyjnego, bo nie ma do tego kompetencji, ani nie musi tego robić. Z punktu widzenia Komisji NSA jest sądem, który spełnia kryterium zgodności z artykułem 19 Traktatu o UE gwarantującym prawo do niezależnego sądu.

Inaczej niż w przypadku Sądu Najwyższego, NSA nie był przedmiotem procesów toczących się przed TSUE i skarg Komisji. Ma więc – przynajmniej formalnie – „czystą kartę”, nawet jeśli jedna trzecia jego członków to neo-sędziowie.

Tylko że nie ma już w ogóle żadnego sądu, w którym by ich nie było…

Na tym polega dramat polskiego sądownictwa: gdziekolwiek skierować sprawy dyscyplinarne (czy inne), zawsze istnieje groźba, że trafią one do rozstrzygnięcia przez osobę do tego w świetle prawa niepowołaną. Dotyczy to także Izby Karnej Sądu Najwyższego, choć nie ulega żadnej wątpliwości, że to właśnie ona byłaby najbardziej powołana, by o tych sprawach decydować.

Wyznaczenie do tej roli sądu administracyjnego jest legislacyjnym potworkiem sprzecznym z konstytucją, ale według Komisji spełnia formalne kryteria zapisane w kamieniach. Od tego, by bronić polskiej konstytucji jest nie Bruksela, lecz polski parlament. A w nim to opozycja będzie miała kluczowe zdanie w kwestii tej ustawy.

Opozycja w klinczu

I tu dochodzimy do trzeciego czynnika, który w rozgrywce o KPO będzie miał zapewne decydujące znaczenie. Jeśli PiS przekona Dudę do jakiegoś kompromisu, to opozycja będzie musiała wybrać.

Jeśli poprze ustawę w brzmieniu zaproponowanym przez PiS, może otworzyć drogę do pieniędzy z KPO, ale sprzeniewierzając się zasadom, których broni od lat.

To, że rząd jest dogadany z całą Komisją we wszystkich szczegółach, należy traktować z ostrożnością. Względy konstytucyjne nie będą dla niej rozstrzygające, to pewne. Z ustawą kagańcową sprawa jest jednak poważniejsza i niejednemu komisarzowi ręka może zadrżeć zanim podpisze się pod takim „kompromisem”.

Ale z drugiej strony Komisja nie będzie też raczej gotowa umierać za ustawę kagańcową. Zwłaszcza jeśli w Polsce będzie konsensus w tej sprawie i opozycja lub jej część zgodzi się na dalsze funkcjonowania przepisów stanowiących podstawę do opresji dla sędziów. Komisja może nie chcieć być bardziej papieska niż sam papież, nawet jeśli zapisy traktatów unijnych powinny ją do tego nakłaniać.

W czekającej nas dogrywce w sprawie KPO ogromna odpowiedzialność spocznie więc na opozycji.

Jeśli ulegnie politycznemu szantażowi PiS, to przyczyni się do złamania konstytucji oraz pozwoli na dalsze harce Ziobry i jego popleczników.

Pieniądze z KPO są Polakom bardzo potrzebne, ale takie decyzje oznaczałyby przede wszystkim wyratowanie PiS z politycznej opresji i poświąteczny prezent dla obozu rządzącego.

Opozycja musi postawić jasne warunki (odejście od pomysłu z NSA i likwidacja ustawy kagańcowej) i wytłumaczyć obywatelom, dlaczego są one niezbędne.

Jeśli rząd chce przyjąć inne rozwiązania i jest w stanie przekonać do nich Komisję, niech znajdzie własną większość i zrobi to na własny rachunek.
;
Na zdjęciu Piotr Buras
Piotr Buras

Dyrektor Warszawskiego Biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). Publicysta i ekspert do spraw polityki europejskiej i Niemiec. W latach 2008–2012 stały współpracownik „Gazety Wyborczej” w Berlinie. Ostatnio opublikował m.in. Nowy rozdział. Transformacja Unii Europejskiej a Polska (z Szymonem Ananiczem i Agnieszką Smoleńską, Warszawa 2021), Partnerstwo dla Rozszerzenia: nowa oferta UE dla Ukrainy i nie tylko (z Kaiem-Olafem Langiem, Warszawa 2022), Zeitenwende. Jak wojna w Ukrainie zmienia Niemcy (Warszawa 2023). Redaktor i współautor opublikowanego niedawno raportu Fundacji Batorego Powrót do Europy. Rekomendacje dla polskiej polityki w UE

Komentarze