0:000:00

0:00

"Mimo tego, że wystąpił pożar to straty wśród ptactwa, zwłaszcza tego, które jest ptactwem szczególnie chronionym, zagrożonym są znikome" - powiedział prezydent Andrzej Duda 23 kwietnia 2020, gdy trwał jeszcze pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym.

Tę wypowiedź na łamach OKO.press krytykował już ornitolog Adam Zbyryt z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków: "No cóż, to trochę tak, jakby powiedzieć o człowieku, którego okradziono z resztek pieniędzy, że w sumie poniósł znikomą stratę, bo przecież wcześniej i tak był już bankrutem".

Okazuje się jednak, że słowa prezydenta Dudy nie tylko lekceważyły skalę zagrożenia, ale były też zwyczajnie nieprawdziwe. Ich fałsz wykazał sam minister środowiska Michał Woś.

"Mieliśmy do czynienia z największym pożarem od kilkunastu lat. Straty dla przyrody tutaj już na tym etapie ich liczenia są nie do odżałowania.

Już teraz wiemy, że zagrożone wyginięciem na terenie BPN są, co najmniej dwa bardzo ważne gatunki, które chronimy, czyli cietrzewie i orliki grubodziobe" - powiedział szef resortu.

Przeczytaj także:

Spłonęły siedliska chronionych gatunków

O stratach przyrodniczych w Biebrzańskim Parku Narodowym na konferencji prasowej 28 kwietnia 2020 r. przy jednym z punktów widokowych wraz ministrem Michałem Wosiem mówiła Główna Konserwator Przyrody Małgorzata Golińska.

"Już dzisiaj wiemy, że spaleniu uległy siedliska niezbędne dla wodniczki, gatunku ptaka jaki jest zagrożony wyginięciem i którego największa populacja była właśnie w Biebrzańskim Parku Narodowym" - mówiła Golińska.

W rozmowie z Radiem Białystok dodała, że z 5,2 tys. hektarów, które spalił pożar, 3 tys. hektarów to właśnie tereny lęgowe tego zagrożonego w skali globalnej wróblaka.

Podczas konferencji prasowej mówiła też, że z szacowanych w 2019 roku 10-13 stanowisk cietrzewia spłonęło 9-11, a więc zdecydowana większość.

Jeśli zaś chodzi o orlika grubodziobego, to pożar strawił "trzy z pięciu miejsc pobytu". "Poza tym miejsca lęgowe żurawia, bekasa kszyka, bekasa dubelta i jeszcze wielu, które można by wymienić" - dodała.

Nie spełnił się najczarniejszy scenariusz

"Największe straty wśród fauny parku wystąpiły w bezkręgowcach, gadach i płazach, bo one nie były w stanie uciec przed ogniem" - mówi OKO.press Dawid Wójcik, kierownik Ośrodka Hodowli Zachowawczej Konika Polskiego i Rehabilitacji Zwierząt przy Biebrzańskim Parku Narodowym.

"Być może zginęła część ptaków gniazdująca na ziemi, ale w większości zapewne uciekły, porzucając gniazda i lęgi. Przypuszczamy również, że przeżyła większość gryzoni - chowały się w norach, a pożar przechodził nad nimi. Świadczy o tym wzmożona aktywność ptaków drapieżnych polujących nad pogorzeliskiem" - dodaje. Zaznacza, że

jeśli chodzi o duże ssaki, takie jak jelenie, sarny czy łosie, to szczęśliwie dla nich ogień przesuwał się na tyle wolno, że mogły zdążyć uciec.

"Pracownicy terenowi widują je na terenach, gdzie pożar nie dotarł. Są przestraszone i zdezorientowane, ale żyją. Mamy tylko jedną informację o znalezionym łosiu, który się zaczadził. Widziano też lekko poparzonego lisa, ale nie dał się złapać" - mówi Wójcik.

"Wygląda na to, że nie spełnił się najczarniejszy scenariusz i nie zginęły wszystkie bądź większość dużych zwierząt na obszarze dotkniętym pożarem" - dodaje.

Można pomóc

Wójcik mówi, że, póki co, do parkowego ośrodka rehabilitacji nie trafiły w wyniku pożaru żadne zwierzęta. Zaznacza jedna, że ekipa placówki jest na to przygotowana.

"Pracownicy działów merytorycznych , służby terenowe parku oraz obecni jeszcze na miejscu strażacy cały czas monitorują teren w poszukiwaniu zwierząt potrzebujących pomocy" - mówi.

Politechnika Białostocka wraz z Instytutem Nauk Leśnych na wydziale Budownictwa i Nauk o Środowisku tej uczelni zorganizowały zbiórkę na wsparcie ośrodka rehabilitacji, którą można wesprzeć tutaj. Zebrano już ponad 34 tys. zł z planowanych początkowo 10 tys.

"Jesteśmy przygotowani do leczenia i rehabilitacji ptaków, ale trafią do nas także łosie, wilki i rysie. Ośrodek potrzebuje specjalistycznej wziewki do podawania sedacji, pozwalającej uspokoić zwierzęta i rozpocząć leczenie. Potrzebna jest woliera dla łosi, wilków i rysi, a także USG" - mówił białostockiej "Wyborczej" Wójcik.

Najpoważniejsza strata

"Najpoważniejszą stratą wynikającą z tego pożaru jest przede wszystkim zniszczenie siedlisk chronionych gatunków ptaków, w tym np. wodniczki. Jeśli utrzyma się taka susza, jaka jest teraz, to te siedliska mogą się już nie odbudować w tym sezonie" - mówi Wójcik.

Jest jeszcze poważniejsze zagrożenie: że w wyniku naturalnej sukcesji mogą pojawić się tam pionierskie gatunki drzew, takie jak np. brzozy i wierzby. Zmienią one wypalone miejsca w taki sposób, że przestaną one być atrakcyjne dla chronionych ptaków.

"Ptaki otwartych bagien nie znajdą już tam optymalnych warunków do gniazdowania. To może okazać się największym niebezpieczeństwem" - wyjaśnia Wójcik.

Cietrzew powinien dać radę

W rozmowie z OKO.press Wójcik podaje informację, że spłonęła prawie połowa siedlisk cietrzewia (Golińska mówiła i większości). To ptak z rodziny kurowatych, wielkością zbliżony do kury domowej, w Polsce objęty ścisłą ochroną gatunkową. Toki (gody) tych ptaków, podczas których samce stroszą ogony w wachlarze i wydają charakterystyczne dźwięki, należą do jednych z najwspanialszych spektakli rodzimej przyrody.

Wójcik zaznacza, że pracownicy patrolujący pogorzeliska widzieli przynajmniej kilka żywych ptaków tego gatunku.

"Z pewnością większość z nich przeżyła pożar, ale mogły spłonąć miejsca rozrodu samic" - dodaje, choć zaznacza, że więcej informacji będziemy mieli dopiero po sezonie lęgowym i odpowiednim monitoringu.

Adam Zbyryt z Polskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków potwierdza, że utrata siedlisk jest dla biebrzańskich cietrzewi ogromną stratą. Tym bardziej że to nigdy nie była mocna i stabilna populacja, dlatego Biebrzański Park Narodowy wciąż zasila ją ptakami z hodowli wolierowych.

"Pamiętajmy jednak, że ten gatunek dobrze się odnajduje w środowiskach, które uległy silnym naturalnym przekształceniom, jak wiatrołomy, czy właśnie pogorzeliska. Istniejące badania wskazują również na wymianę osobników i genów biebrzańskich cietrzewi z populacją żyjącą w Puszczy Knyszyńskiej.

Więc ja bym nie przekreślał przyszłości tego gatunku w Biebrzańskim Parku Narodowym, choć może minąć wiele czasu, zanim stanie ona na nogi, tym bardziej, że jest ona w silnym regresie" - dodaje.

Niepewny los orlika

Mnie pewny wydaje się los orlika grubodziobego w Biebrzańskim Parku Narodowym. W Polsce jest skrajnie nieliczny, otoczony ścisłą ochroną gatunkową. W locie jego sylwetka przypomina bielika.

Zniszczeniu uległa większość jego siedlisk w Lesie Wroceńskim. Jednak większym problemem może okazać się utrata źródeł pożywienia.

"W basenie środkowym spłonęły turzycowiska kępowe, w których swoje gniazda i schronienia ma nornik północny, będący podstawą diety tego drapieżnika. I jeśli wiele z tych gryzoni zginęło, to rzeczywiście może to być zagrożenie dla orlika grubodziobego" - wyjaśnia Zbyryt.

Jeśli jednak spełni się scenariusz, o którym mówił Wójcik, że większość gryzoni przeżyła, to nie powinno być tak źle. Ale o tym dopiero się przekonamy.

Największy pożar w historii

Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym, największym parku narodowym w Polsce, wybuchł w niedzielę 19 kwietnia 2020 roku. Minister Woś późnym wieczorem 25 kwietnia oznajmił ugaszenie pożaru. OKO.press 27 kwietnia potwierdziło tę informację w Państwowej Straży Pożarnej (PSP).

"Nie stwierdziliśmy przy użyciu kamery termowizyjnej miejsc głębokiego zapalenia torfu, jedynie powierzchniowe, które zostały ugaszone" - napisał nam bryg. Tomasz Gierasimiuk, rzecznik prasowy Podlaskiego Komendanta Wojewódzkiego PSP.

Jednak według informacji podanych przez białostocką "Wyborczą", jeszcze w środę 29 kwietnia w parku trwało dogaszanie tlącego się torfu między Polkowem a Grzędami.

Był to największy pożar w historii Biebrzańskiego Parku Narodowego. Spłonęło ponad 5,2 tys. z ponad 59 tys. hektarów powierzchni parku (9 proc.).

To dwa i pół raza więcej niż wynosi powierzchnia Ojcowskiego Parku Narodowego, najmniejszego parku narodowego w Polsce (2,1 tys. hektarów).

126 tys. nagrody

Przypuszcza się, że jego przyczyną było nielegalne wypalanie traw, choć prokuratura bada również wątek celowego podpalenia. Ku drugiej wersji zdarzeń skłania się dyrektor parku narodowego Andrzej Grygoruk. Nagroda za wskazanie sprawcy podpalenia to 126 tys. zł (10 tys. od parku, 10 tys. od wójta gminy, reszta kwoty od osób prywatnych). Sprawcy grozi do 5 lub do 10 lat więzienie - w zależności od tego, czy działał nieumyślnie, czy umyślnie.

Resort środowiska przygotował projekt zaostrzenia przepisów: dotychczas grzywna za wypalanie traw wynosiła 5 tys. zł, zmiana zakłada jej podniesienie do wysokości 30 tys. zł. "Dodatkowo sąd w ramach naprawienia szkody będzie mógł nałożyć prace społecznie użyteczne polegające między innymi na pracach przy zalesianiu" - czytamy w komunikacie Ministerstwa Środowiska.

Ministerstwo Środowiska rozpoczęło też audyt zabezpieczeń przeciwpożarowych we wszystkich parkach narodowych. Zapowiedziało też realizację przez podległy sobie Instytut Badawczy Leśnictwa realizację projektu badawczego „Biebrza po pożarze”, który m.in. ma dokonać szczegółowej inwentaryzacji strat przyrodniczych oraz wprowadzić "nowatorski plan ochrony przeciwpożarowej parku".

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze