0:000:00

0:00

Prawa autorskie: 10.02.2021 Lublin , Redakcja Dziennika Wschodniego . Sad nieprawomocnie powolal likwidatora ktory ma doprowadzic do sprzedazy spolki . Od 3 lat trwa konflikt wiekszosciowego udzialowca Tomasza Kalinowskiego z redakcja o tresci jakie ukazuja sie w gazecie . Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl10.02.2021 Lublin , ...

Lublinianie w kioskach stoją przed trudnym wyborem. By dowiedzieć się więcej o swoim mieście i regionie, mogą kupić orlenowski "Kurier Lubelski", "Gazetę Wyborczą" z ubogą lokalną wkładką lub przejęty przez dewelopera "Dziennik Wschodni".

Ta ostatnia gazeta była jednym z niewielu regionalnych dzienników znajdujących się poza zasięgiem Daniela Obajtka i rządzącej w spółce Polska Press Doroty Kani. Dziennik stracił niezależność mimo walki jego pracowników, którzy próbowali współwydawać gazetę. Na początku grudnia przygnieceni rosnącymi kosztami działalności dziennikarze zostali zmuszeni do pozbycia się swoich udziałów w spółce. Od tej pory kontrolę nad linią tytułu przejął lubelski przedsiębiorca z branży budowlanej.

O ostrym konflikcie "Dziennika" z jednym z lubelski deweloperów pisaliśmy już w marcu 2021 roku. Dziennikarze gazety pisali krytycznie o planach zabudowania cennego przyrodniczo terenu Górek Czechowskich na północ od centrum miasta. W publikacjach "DW" dostawało się i samemu deweloperowi, i dopuszczającym taki scenariusz władzom Lublina z prezydentem Krzysztofem Żukiem (PO) na czele.

Przeczytaj także:

"Dziennik Wschodni" kontra patodeweloperka

Sytuacja stała się niewygodna dla większościowego udziałowca wydawcy "Dziennika", Tomasza Kalinowskiego — przedsiębiorcy z branży mieszkaniowej i partnera biznesowego firmy TBV chcącej budować na terenie Górek. Kalinowski jeszcze w 2020 roku próbował zyskać pakiet 75 proc. udziałów w spółce wydającej "DW". Dzięki temu mógłby powołać nowy zarząd i obsadzić stanowiska kierownicze w gazecie przychylnymi mu dziennikarzami. Do marca zeszłego roku Kalinowskiemu udało się zgromadzić 73 proc. udziałów Corner Media, odkupionych między innymi od pracowników gazety.

W przejęciu kontroli nad "DW" deweloperowi miało pomóc wejście likwidatora do siedziby redakcji. Procedura likwidacji spółki pozwalała obejść problem z brakującymi 2 proc. udziałów.

"Oficjalnym powodem jej rozpoczęcia jest brak zarządu spółki. Skonfliktowani udziałowcy Corner Media nie wyłonili go bowiem od 2 lat, kiedy swoją kadencję jako prezes zakończył Wiejak. Kalinowski nie zgadzał się na propozycje dotyczące składu zarządu wysuwane przez mniejszościowych udziałowców, oni z kolej nie chcieli zgodzić się na przejęcie władzy przez niego" - pisała w OKO.press Hanna Szukalska. Po dokończeniu procesu likwidacji Corner Media Kalinowski mógłby zgłosić się do przejęcia pozbawionego właściciela majątku "Dziennika".

Ten plan się nie powiódł. Sąd unieważnił decyzję o likwidacji, zwracając uwagę na ciągłość wydawania gazety (do sprawy przystąpił ówczesny RPO Adam Bodnar). Skoro przedsiębiorstwo działało normalnie, nie było potrzeby jego zamknięcia — brzmiała argumentacja sędziego, który rozstrzygał w sprawie. Na stanowiska wrócili wcześniej zwolnieni naczelny Krzysztof Wiejak i wicenaczelna Agnieszka Mazuś.

"Możemy się w tej pracy narazić właścicielom, politykom czy biznesmenom – to jest ryzyko zawodowe, ale ono nie zwalnia nas z odpowiedzialności względem czytelników" - mówiła wtedy w rozmowie z OKO.press Mazuś.

Zespół, nadal pozostając w konflikcie z większościowym udziałowcem, postanowił wciąż współwydawać tytuł. Koszty jednak rosły — w przeciągu ostatniego roku w górę poszły przede wszystkim ceny papieru i stawki za druk. Wreszcie dziennikarze doszli do ściany. Pod koniec listopada sprzedali swoje udziały nabywcy, który zdecydował się realizować linię Kalinowskiego. Stanowiska ponownie stracili Wiejak i Mazuś.

Dziennikarze pod ścianą

"Źle było od początku roku. Początkowo wydawało nam się, że wiosną się odbijemy, pierwsze miesiące roku zawsze są trudne, ale tak się nie stało" - wyjaśnia nam Agnieszka Mazuś. - "Gdzieś w połowie roku zdecydowaliśmy się na cięcia etatów, jesienią przeprowadziliśmy się z dwóch lokali, jakie zajmowaliśmy, do jednego. Poważnie rozważaliśmy zamknięcie trzech wydań w tygodniu. Zresztą, nie tylko my mieliśmy problemy w 2021 roku. Duże wydawnictwa zwalniają właśnie ludzi i zamykają tytuły" - mówi dziennikarka, podkreślając, że decyzja o sprzedaży udziałów nie była prosta.

Pracownicy "Wschodniego" stwierdzili jednak, że w innym przypadku nie ma szans na uratowanie tytułu z prawie 30-letnią tradycją. "Jako udziałowcy co miesiąc dostawaliśmy raport z finansów naszej spółki. Nie mogę mówić o kwotach (to tajemnica spółki), ale jeszcze miesiąc, góra dwa i ogłaszalibyśmy upadłość. Ta sprzedaż to była jedyna szansa na utrzymanie tytułu i miejsc pracy dla naszych kolegów i koleżanek z redakcji. Niestety mieliśmy świadomość, że nowy udziałowiec może dogadać się z większościowym i będą robić gazetę po swojemu."

Według Mazuś sprawa "Dziennika Wschodniego" pokazuje, jak daleko w mieście sięga władza deweloperów.

"Widać to również po tym, co wydarzyło się z naszym ostatnim tekstem na temat jednego z zaprzyjaźnionych z prezydentem Lublina deweloperów — Piotra Kowalczyka. Do niedawna przewodniczącego Rady Miasta Lublin, dziś przedsiębiorcy działającemu w branży deweloperskiej i medialnej (portal, sieć bilbordów), który odpowiada właśnie przed sądem za tak zwaną płatną protekcję" - wspomina dziennikarka.

Niewygodny temat

Rzeczywiście, dziennikarze już po sprzedaży swoich udziałów wciąż próbowali normalnie pracować, jednocześnie nie unikając tematów trudnych dla właściciela. Artykuł na temat działalności Kowalczyka ukazał się na łamach gazety na początku grudnia. Nowy zarząd Corner Media próbował zablokować publikację w papierze. W związku z tym ze stanowiska zastępcy naczelnego zrezygnował nadzorujący pracę nad wydaniem Paweł Buczkowski. Następnie otrzymał od pracodawcy wypowiedzenie.

Co w artykule mogło nie spodobać się wydawcy gazety? Dziennikarze przyjrzeli się ciemniejszej stronie biznesowych poczynań dewelopera i jego powiązaniom ze światem lubelskiej polityki.

Gazeta opisała, jak Kowalczyk rok po rozstaniu z polityką chciał ułatwić słowackiemu biznesmenowi postawienie wysokościowca przy ul. Zana w Lublinie. Razem z dwoma współpracownikami zgodził się załatwić potrzebne pozwolenia w Urzędzie Miasta, za co cała trójka miała dostawać pieniądze wpisane w koszty pracy nad projektem. Problem w tym, że "biznesmen ze Słowacji" okazał się podstawionym agentem CBA. Zarówno Kowalczyk, jak i jego biznesowi partnerzy stanęli przed sądem oskarżeni o płatną protekcję. Jeden z nich już przyznał się do winy.

"Dziennik Wschodni" zduszony cenzurą

W tle sprawy dziennikarze opisali kontakty Kowalczyka z rządzącym Lublinem od 2010 roku Krzysztofem Żukiem. Zarówno te towarzyskie, jak i polityczne. Biznesmen wspierał Żuka jeszcze w czasach swojej kariery w radzie miasta. Po odejściu z polityki miał wspierać prezydenta hojnymi darowiznami w czasie kampanii wyborczej. Do dziś konsekwentnie zaprzecza stawianym mu zarzutom. Według "Wschodniego" przed sądem prezentuje się jako ofiara szykan za wspieranie opozycyjnego wobec centralnej władzy Żuka.

"Co ważne, z tego, co wiem, to do redakcji nie przyszło żadne sprostowanie do artykułu, który ukazał się w papierze. A nowy naczelny nawet tekstu nie czytał" - mówi nam Mazuś. - "Z tego, jak materiał powstawał, jako jego główna autorka, tłumaczę się nie naczelnemu, ale zarządowi spółki. To naprawdę nie powinno tak wyglądać."

Zarząd podjął decyzję o zablokowaniu publikacji artykułu na internetowej stronie gazety.

Wtedy zniknęły też ostatnie wątpliwości co do intencji wydawcy. W przeciągu ostatnich tygodni "Dziennik" przestał narażać się władzy i biznesowi. Niektóre z artykułów bardziej niż rzetelne dziennikarstwo przypominają styl urzędowego biuletynu informacyjnego.

Przyszłość dziennikarstwa w Lublinie? "Marzy mi się redakcja"

W Lublinie nie brakuje niepokornych dziennikarzy, ale coraz trudniejsza staje się praca niezależnych redakcji — twierdzi Agnieszka Mazuś. "Oprócz tytułów, które jeszcze ukazują się w papierze, w Lublinie jest kilka portali. Nie tylko takich, które bezkrytycznie przeklejają informacje prasowe z urzędów czy innych instytucji, ale jest np. prowadzony przez Fundację Wolności jawnylublin.pl. Bardzo im kibicuję" - mówi nam była wicenaczelna "Wschodniego". Jak dodaje, w Lublinie wciąż działają rzetelni dziennikarze radiowi i redakcja "Gazety Wyborczej", której na razie udało się uniknąć cięć.

"Marzy mi się redakcja. Tutaj, w Lublinie. Niezależna, jaką dotychczas był Dziennik Wschodni. Z naczelnym, którego nie można przestraszyć zapowiedzią pozwu i świetnymi dziennikarzami, którzy już stracili pracę w DW, albo stracą ją za chwilę" - podsumowuje dziennikarka.

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze