Mariusz Jałoszewski
Mariusz Jałoszewski
MON układa się z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej i zgadza na wypłatę kolejnych zadośćuczynień. Nowym argumentem krewnych ofiar w walce o pieniądze są przeżycia związane z ekshumacjami. Wniosków jest ponad 50, niektóre po kilka milionów zł. Roszczeniom może nie być końca, bo MON nie zabezpiecza się prawnie przed kolejnymi wnioskami od tych samych osób
Jak ustaliło OKO.press, do warszawskich sądów wpływają kolejne wnioski krewnych ofiar katastrofy prezydenckiego TU- 154 o wypłatę zadośćuczynienia. Wzywają Ministerstwo Obrony Narodowej do zawarcia ugód.
Do wcześniejszych argumentów - o stracie bliskich, o niekończącym się od 7 lat śledztwie, które wciąż przypomina im wydarzenia z 10 kwietnia 2010 roku - od kilku miesięcy dodają nowy: o bólu związanym z prowadzonymi ekshumacjami.
Ten argument podpowiada rodzinom sam MON. Na początku czerwca (2017) wiceminister Bartosz Kownacki mówił w Radiu Zet, że są podstawy by rodziny ofiar kierowały kolejne wnioski o odszkodowania, bo nieprawidłowości, które wyszły na jaw przy ekshumacjach „to jest naruszenie dóbr osobistych rodzin, pamięci po zmarłych”.
Ministerstwo w większości przypadków godzi się na wypłatę zadośćuczynień. Płaci zarówno najbliższym ofiar, którzy już wcześniej dostali rekompensaty, jak i tym, którzy ich nie dostali (m.in. rodzeństwo i wnuki ofiar). A nawet tym, których roszczenia w świetle prawa już się przedawniły.
W 2011 r. państwo wypłaciło krewnym ofiar katastrofy pierwsze zadośćuczynienia. 270 osób: mężów, żon, dzieci i rodziców ofiar spod Smoleńska otrzymało wówczas po 250 tys. złotych na osobę.
Łącznie Skarb Państwa przeznaczył wówczas na rekompensaty 67 mln 500 tys. złotych. Niektóre rodziny smoleńskie dostawały łącznie po kilkaset tys. zł, a liczniejsze – ponad milion zł. W ugodach zapisano, że nie zamykają one możliwości dochodzenia dalszych roszczeń. Innymi słowy: państwo wypłaciło bliskim ofiar pieniądze, godząc się na to, że w przyszłości będą domagać się kolejnych wypłat.
W 2013 roku część krewnych wystąpiła z żądaniem dodatkowego zadośćuczynienia, ale wtedy rząd odmawiał zawarcia kolejnych ugód. Złożone wówczas wnioski przerwały jednak bieg przedawnienia roszczeń (przedawniają się po 3 latach). Zgodnie z prawem, MON może dziś odrzucić żądania finansowe wszystkich osób, które wtedy wniosków nie złożyły - bo już się przedawniły.
Jak ujawniło kilka miesięcy temu OKO.press, po wygranej PiS w wyborach do sądów zaczęły wpływać kolejne wezwania do wypłaty zadośćuczynienia.
Część rodzin ofiar jako okoliczność uzasadniającą wniosek wskazywała powołanie przez ministra Macierewicza podkomisji, która ma na nowo zbadać przebieg katastrofy.
Uzasadniały, że skoro powołano podkomisję, widocznie po 6 latach musiały wyjść na jaw nowe „okoliczności sprawy”. A więc ich roszczenia w stosunku do państwa są w pełni uzasadnione.
MON w większości przypadków podpisywał ugody, wypłacał jednak niższe zadośćuczynienia, niż te, których domagali się bliscy ofiar. Jak twierdzi ministerstwo, od 2010 roku wypłacono im łącznie 75 mln 675 tys. złotych. W drugiej fali ugód resort musiał więc wypłacić 8 mln 125 tys. złotych (łączna kwota wypłat minus 67,5 mln złotych wypłaconych w 2011 roku).
Od kilku miesięcy do sądów napływa jednak kolejna fala roszczeń związanych z katastrofą.
Od ubiegłego roku - gdy pisaliśmy na ten temat na OKO.press pierwszy raz - w stołecznym sądzie rejonowym naliczyliśmy ponad 50 nowych wniosków o wypłatę zadośćuczynienia. Wciąż wpływają nowe sprawy.
Zachęceni elastyczną polityką MON w sprawie zadośćuczynień, rekompensat domagają się także ci, których roszczenia w świetle prawa już się przedawniły (bo nie złożyli wniosków w 2013 roku).
Niektórzy z krewnych ofiar żądają od MON powyżej 1 mln zł, a rekordzista ponad 3 mln zł. Większość wezwań sądowych do zawarcia ugody poprzedzona jest negocjacjami z prawnikami MON. W negocjacjach i w sądzie resort Antoniego Macierewicza reprezentuje jego wieloletni współpracownik - mecenas Andrzej Lew Mirski.
OKO.press zapoznało się z częścią wniosków.
Piotr Walentynowicz, wnuk legendy Solidarności Anny Walentynowicz, gdański radny PiS, kiedyś takówkarz, a od niedawna - jak ujawniła "Gazeta Wyborcza" - pracownik spółki zbrojeniowej Pit-Radwar - o zadośćuczynienie za śmierć babki wystąpił w grudniu 2016 roku. Domagał się 250 tys. złotych.
We wniosku do sądu napisał, że stracił najbliższą osobę, która go wspierała, była dla niego wzorem i służyła mu radą. Mocno przeżył jej śmierć.
Przekonywał, że jego krzywdę pogłębia to, że sprawa katastrofy do dziś toczy się w prokuraturze i jest obecna w mediach. W wyniku „zaniedbań aparatu państwa” narażony jest też na traumę ekshumacji. I że wcześniej nie dostał od państwa żadnej rekompensaty.
W marcu 2017 roku MON podpisał z nim ugodę, przyznając mu całą żądaną kwotę - czyli 250 tys. złotych. Przyjął, że przed śmiercią babki Piotr Walentynowicz zamieszkał z nią i się nią opiekował. Był dla niej najbliższą osobą. Dlatego - choć w świetle prawa wnuk działaczki Solidarności za późno złożył wniosek o zadośćuczynienie -
MON "przymknął oko" na przedawnienie roszczeń. Argumentował, że część krewnych nie składała wcześniej wniosków o zadośćuczynienia, bo mogli zostać wprowadzeni w błąd wcześniejszym stanowiskiem ministerstwa, które przyjmowało, że rekompensaty należą się tylko osobom najbliższym.
Jak pisaliśmy na OKO.press o zadośćuczynienie wystąpił również syn Anny Walentynowicz - Janusz Walentynowicz. W 2011 roku otrzymał już 250 tys. złotych, ale we wniosku o dodatkową rekompensatę przekonywał, że kwota ta była zbyt niska, bo „notoryjnie znanym jest, że odszkodowania i zadośćuczynienia wypłacane rodzinom ofiar katastrof lotniczych przez ubezpieczycieli wynoszą średnio 1,5- 1,8 mln euro" (pisownia oryginalna). I domagał się wypłaty 1,25 mln zł.
Ministerstwo poszło również na rękę rodzicom Przemysława Gosiewskiego, byłego wicepremiera i bliskiego współpracownika Jarosława Kaczyńskiego. W październiku 2016 roku wystąpili o wypłatę po pół miliona złotych, oprócz tego co otrzymali w 2011 roku.
Matka Gosiewskiego - Jadwiga Czarnołęska-Gosiewska jest działaczką PiS w Darłowie. W 2014 roku "Gazeta Wyborcza" pisała o niej: "Energiczna, aktywna, wojowniczka. Stoi na czele Ekologicznego Klubu Obywatelskiego "Czuwanie", działa w Stowarzyszeniu Przyjaciół Uzdrowiska Dąbki i organizuje spotkania z wiceprezesem PiS Antonim Macierewiczem. Jest lekarką pediatrą. Pracuje w dwóch sanatoriach, ma też dyżury w szpitalu w Sławnie. Wszędzie dojeżdża swoim autem. Ma 78 lat."
We wniosku do sądu Gosiewscy tłumaczyli, że syn był ich jedynym opiekunem na starość i teraz potrzebują pomocy obcych osób. Są chorzy i dużo wydają na leki.
Ze względu na ich stan zdrowia MON nie podnosił zarzutu przedawnienia roszczenia i zgodził się wypłacić każdemu z nich po 180 tys. złotych.
Jak pisaliśmy kilka miesięcy temu, o zadośćuczynienie za śmierć Przemysława Gosiewskiego wystąpiła także jego żona - Beata Gosiewska, europosłanka PiS. Dla siebie i dwójki dzieci domagała się łącznie 5 mln zł rekompensaty.
Kilka wezwań do ugody złożyli krewni gen. Kazimierza Gilarskiego, byłego dowódcy Garnizonu Warszawa.
We wrześniu 2016 roku córka generała wezwała MON, by dobrowolnie wypłacił jej 250 tys. złotych (wcześniej domagała się 1,2 mln złotych, ale po negocjacjach zmniejszyła kwotę). Uzasadnia, że straciła jedną z najbliższych osób, bo ojciec był dla niej oparciem. Do dziś odczuwa osamotnienie i bezradność. Podobnie jak syn i wnuk Anny Walentynowicz pisze, że jej krzywdę pogłębia to, że sprawa katastrofy wciąż jest badana przez prokuraturę i analizowana przez opinie publiczną.
Podkreśla, że „znaczne pogłębienie” traumy i krzywdy spowodował dochówek szczątków ojca w październiku 2015 roku. Musi też liczyć się z kolejnymi ekshumacjami z powodu „nierzetelnie prowadzonego postępowania”.
MON zawarł z nią ugodę sądową w lutym 2017 roku. Zobowiązał się do zapłaty 250 tys. złotych (tyle samo dostała już w 2011 roku). Uzasadnił, że to dodatkowa rekompensata za krzywdę związaną ze śmiercią ojca i przeżycia związane z pochówkiem.
Zadośćuczynienia za śmierć gen. Gilarskiego domagali się też jego matka, ojciec, żona i siostra.
Matka w 2011 roku dostała już 250 tys. złotych. Później nie złożyła wniosku o dodatkowe zadośćuczynienie i jej roszczenie się przedawniło. Ale MON poszedł jej na rękę. Uznał, że nie będzie podnosił zarzutu przedawnienia ze względu na „szczególne okoliczności” - jej wiek i stan zdrowia – i zgodził się wypłacić jej 180 tys. złotych (chciała 250 tys. zł).
Ojciec generała domagał się w sądzie 1 mln 250 tys. zł. MON w grudniu 2016 roku zgodził się podwyższyć zadośćuczynienie wypłacone w 2011 roku o kolejne 250 tys. złotych. Tyle samo MON resort wypłaci wdowie po generale (też pierwotnie wnioskowała o 1 mln 250 tys. zł).
Siostra chciała 200 tys. złotych. Jak uzasadniała we wniosku do sądu, brat był dla niej dumą i oparciem. Teraz musi sama opiekować się matką. W marcu wycofała jednak wniosek (w każdej chwili może złożyć nowy).
Jak pisaliśmy na OKO.press, wcześniej o zadośćuczynienia wystąpiły także licznie rodziny innych generałów, którzy zginęli w Smoleńsku: gen. Andrzeja Błasika (byłego dowódcy Sił Powietrznych), gen. Tadeusza Buka (byłego dowódcy Wojsk Lądowych), gen. Franciszka Gągora (byłego szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego) i gen. Włodzimierza Potasińskiego (byłego dowódcy Wojsk Specjalnych).
Po pół miliona domagali się od MON rodzice Pawła Janeczka, porucznika BOR.
We wniosku do sądu napisali, że „kwota w pełni odpowiada krzywdzie”, bo utrata dziecka jest największą tragedią w życiu człowieka, a żałoba będzie trwać do końca życia. Krzywdę pogłębia to, że sprawa katastrofy nadal nie jest zamknięta.
Podobnie jak w przypadku Gosiewskich, ze względu na stan zdrowia rodziców oficera, MON nie skorzystał z zarzutu przedawnienia roszczeń. Uznał, że bronienie się przedawnieniem byłoby nadużyciem artykułu 5 kodeksu cywilnego, który mówi, że: „Nie można czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno - gospodarczym przeznaczeniem tego prawa lub z zasadami współżycia społecznego. Takie działanie lub zaniechanie uprawnionego nie jest uważane za wykonywanie prawa i nie korzysta z ochrony”.
W marcu 2017 roku podpisano ugodę. Każde z rodziców Pawła Janeczka dostało po 180 tys. złotych dodatkowego zadośćuczynienia.
Jak już pisaliśmy, wniosek o zadośćuczynienie za śmierć Pawła Janeczka złożyła również w imieniu swoim i syna wdowa po nim - dziennikarka Joanna Racewicz.
O dodatkowe zadośćuczynienie wystąpili także rodzice innego oficera BOR - kapitana Dariusza Michałowskiego. Wypłacone wcześniej zadośćuczynienie ojciec oficera uznaje, za „niewspółmierne do straty” jakiej doznał w wyniku tragicznej śmierci syna. "Nie mogę gratulować mu kolejnych awansów" - napisał we wniosku do sądu. Chciał od MON 1,5 mln złotych. W grudniu 2016 prawnik ministerstwa wnioskował o odroczenie posiedzenia sądu w tej sprawie, ale nie przedstawił pełnomocnictwa z resortu i sąd zamknął sprawę. Ojciec oficera może jednak złożyć wniosek ponownie. Wniosek matki kapitana sąd rozpozna w lipcu br.
Również w najbliższym czasie sąd rozpatrzy sprawę córki Grażyny Gęsickiej, byłej minister rozwoju regionalnego.
Prawnicy, z którymi rozmawiało OKO.press podkreślają, że obecna fala roszczeń rodzin smoleńskich nie będzie ostatnia.
Bo w zawieranych obecnie ugodach nadal nie ma zapisu, że wyczerpują one już wszystkie roszczenia krewnych ofiar katastrofy smoleńskiej. Rodziny zrzekają się tylko zwrotu kosztów spraw i odsetek liczonych od 10 kwietnia 2010 roku.
To otwiera furtkę do kolejnych wniosków o ugodę w przyszłości. Krewni będą mogli znowu wystąpić o podwyższenie zadośćuczynienia jeśli pojawią się nowe okoliczności np. dowiedzą się o zamianie szczątków swoich bliskich w trumnach.
O zadośćuczynienia mogą też występować coraz dalsi krewni ofiar. Zachętą może być niedawny wyrok Sądu Najwyższego, który orzekł, że siostrze i siostrzeńcowi kapłana, który zginął w Smoleńsku, należy się po 300 tys. złotych zadośćuczynienia. Największe znaczenie dla rozstrzygnięcia tej sprawy miał fakt, że podczas pochówku pomylono ciała księdza i innej ofiary katastrofy.
Bliscy księdza wytoczyli ministerstwu obrony proces, bo w 2011 roku nie dostali żadnego zadośćuczynienia (MON przyjął że rodzeństwu się ono nie należy; o dzieciach rodzeństwa nie mówiąc). A sądy niższej instancji przyznały im tylko po 40 tys. złotych.
Ciąg dalszy zapewne nastąpi, bo do sądu wpływają wciąż nowe zawezwania do ugody.
Współpraca: Bianka Mikołajewska
Władza
Antoni Macierewicz
Ministerstwo Obrony Narodowej
Andrzej Lew-Mirski
katastrofa smoleńska
Sąd Rejonowy Warszawa-Mokotów
Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście
Smoleńsk
wydatki publiczne
zadośćuczynienia
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze