0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot . Kuba Atys / Agencja GazetFot . Kuba Atys / Ag...

"Trwa dyskusja na temat ustawy o ochronie zwierząt. Chcę podkreślić: trwa dyskusja, albowiem prace parlamentarne, legislacyjne nad tą ustawą jeszcze się nie zakończyły" - mówił 21 września 2020 roku podczas prezydenckich dożynek prezydent Andrzej Duda.

"Ale chcę bardzo mocno i w pewnym sensie z gniewem powiedzieć, że padło wiele absolutnie fałszywych, nieprawdziwych słów, które nigdy nie powinny paść z ust nikogo w Polsce, zwłaszcza takich osób, którzy na rolnictwie się nie znają, nie rozumieją go, a bardzo często nie widzieli, w jaki sposób realizowana jest hodowla zwierząt" - dodał.

Prezydent nie powiedział, jakie konkretnie "absolutnie fałszywe, nieprawdziwe słowa" miał na myśli. Ale jego przemowa brzmiała jak łagodniejsza wersja wystąpienia Władysława Kosiniaka-Kamysza, który w Sejmie ostro atakował ustawę o ochronie zwierząt:

„Ten akt [...] jest aktem oskarżenia wobec polskiej wsi i polskiego rolnika, że nie potrafi się zajmować swoją zwierzyną, nie dba o tę zwierzynę, nie potrafi jej hodować i nie potrafi z nią żyć”.

Kilka dni później lider PSL powiedział, że jego formacja będzie wnioskować do prezydenta o zawetowanie ustawy.

Kosiniak-Kamysz i Duda brzmią, jakby mówili o jakiejś innej ustawie. Obecna nowelizacja nie jest bowiem żadnym całościowym atakiem na polskie rolnictwo i rolników.

Punktuje jedynie dwa jego elementy, które wiążą się z ogromnym cierpieniem zwierząt: przemysł futrzarski i ubój rytualny. Cierpieniem, które nie jest fantazją prozwierzęcych aktywistów, ale opisanym przez wiele badań faktem.

Tymczasem istnieje ryzyko, że prezydent zawetuje nowelizację ustawy o ochronie zwierząt. Zachęca go do tego m.in. wspomniany Kosiniak-Kamysz.

"Prezydent stoi na stanowisku, że o ile branża futerkowa może być wygaszana, dobrostan i humanitarne traktowanie zwierząt to wymóg cywilizacyjny, to trzeba pamiętać o ludziach, którzy zainwestowali w ten biznes" - powiedział dziennikarzom po spotkaniu.

Dodał, że w innych krajach wygaszono tę branżę "w sposób cywilizowany" - dając czas, rekompensaty i działania osłonowe, dzięki czemu ludzie mają czas, by się przebranżowić, ponosząc możliwie jak najniższe koszty ekonomiczne tej zmiany. Nie zdradził natomiast nic na temat stosunku prezydenta Dudy do sprawy uboju rytualnego.

Przeczytaj także:

Elektrodą w odbyt

Obowiązujące dziś rozporządzenie ministra rolnictwa zezwala na zabijanie zwierząt futerkowych bez pozbawienia świadomości.

Na początku 2020 roku Fundacja Viva! ujawniła film z hodowli lisów jenotów w Starej Dąbrówce w woj. zachodniopomorskim.

Na nagranym przez aktywistów filmie mężczyzna wyszarpuje poskromem zwierzę z klatki. Ten specjalny kij z pętlą na końcu nie pozwala mu się wyrwać.

Jeden z pracowników podnosi lisa za ogon. Drugi wciska mu jedną elektrodę do odbytu, a drugą do pyska. Gdy obwód się zamyka, płynący prąd wygina ciało zwierzęcia w łuk. Taki sposób zabijania zwierząt futerkowych jest w Polsce legalny. Wszystko to wśród klatek z innymi zwierzętami, na ich oczach, a to już zakazane.

"I co tam cwaniaczku powiesz? A pamiętasz, jak ci w tamtym roku mówiłem »bzykaj«? To byśmy się teraz nie spotykali" - mówi do lisa jeden z nich.

"Mówiłeś mało wyraźnie. Nie doszło" - żartuje drugi.

"Się spierdział na koniec i tyle. I mu poszło nosem. Pierdolino poszło" - pada komentarz, gdy umierające zwierzę puszcza gazy. Potem wrzucają ciało do klatki i podchodzą do kolejnej.

Wszystko się powtarza. Na koniec zrzucają trupy z klatek na wózek, by zawieźć je do skórowania.

W 2017 aktywiści Vivy! i Animal Defenders International opublikowali wideo z innej fermy. Widać na nich, że niektóre lisy wybudzają się po porażeniu prądem, bo napięcie było zbyt niskie. Bolesną procedurę trzeba powtarzać.

Norki do gazu

Śmierć norek wydaje się być lżejsza, bo są gazowane. Ale to pozory. Nagrania wideo pokazują wyciągane z klatek zwierzęta i wrzucane jedno po drugim do maszyny, gdzie zabija je gaz. Klapka, przez którą wpadają do środka zwierzęta, jest na sprężynie, więc trzeba uderzyć w nią norką z większą siłą, by się otworzyła.

Według relacji byłego pracownika fermy z 2018 roku, do środka wrzuca się na jeden raz nawet 200-300 zwierząt. Część z nich wykazuje jeszcze oznaki życia, więc gazuje się je po raz drugi.

"Może jakby było mniej norek w tej skrzyni, to by się wtedy podusiły wszystkie. a na taką dużą ilość po prostu nie ma takiej opcji, by po wyrzuceniu wszystkie były padnięte" - mówił mężczyzna.

Ale na fermach lisów, jenotów i norek bolesna jest nie tylko śmierć, ale również życie, bo klatkowe warunki nie odpowiadają potrzebom życiowym tych gatunków. Część zwierząt popada więc w zaburzenia psychiczne, atakuje się wzajemnie, czasem nawet zjada albo okalecza. Zdarza się, że lisice zagryzają młode, wcześniej ogryzając im ogony.

Śmierć w klatce

"Jak już wspomniano, nóż musi być bardzo ostry, pozbawiony zadr, a długość jego ostrza powinna być dwukrotnie większa od poprzecznego przekroju szyi. Ubój polega na przecięciu obu tętnic szyjnych, żył szyjnych zewnętrznych, przełyku i tchawicy. Obie religie wymagają, aby w czasie uboju wypowiadana była odpowiednia formuła kierowana do Stwórcy. Talmud i Koran wymagają, aby cięcie wykonywane było w sposób ciągły, nie więcej niż raz w jedną i raz w przeciwną stronę" - pisze dr wet. Jan Szymborski w artykule "Ubój rutynowy a rytualny. Podobieństwa i różnice".

Tyle teoria i technika. Żeby zobaczyć, jak to wygląda w praktyce, wystarczy w Youtube wpisać hasło "ritual slaughter" albo po prostu "ubój rytualny".

Na jednym z filmów krowa stoi w stalowym boksie, który krępuje jej ruchy. To tzw. klatka obrotowa używana w uboju rytualnym. Stalowe ramię urządzenia zmusza ją do odchylenia głowy do tyłu. Cała konstrukcja obraca się wokół własnej osi, póki zwierzę nie znajdzie się w pozycji do góry nogami.

Strumień wody opłukuje odsłonięta szyję, w którą nożem wcina się rzeźnik. Sekundę później z ogromnej rany bucha gorąca krew, która zalewa zwierzęciu pysk i spływa obficie na posadzkę. W ogromnej, odsłoniętej ranie widać rozciętą tchawicę, która wciąż chwyta powietrze. Krowa szarpie głową do tyłu i rzuca się w klatce tak bardzo, że udaje jej się wystawić z niej nogę.

Na innym nagraniu krowa z poderżniętym gardłem zostaje wyrzucona z klatki, która obraca się do wyjściowej pozycji. I choć to wydaje się nieprawdopodobne, zwierzę wstaje i, ślizgając się na okrwawionej posadzce, próbuje uciec. Obydwa nagrania są z zagranicy, ale klatki obrotowe stosuje się również w polskich rytualnych ubojniach.

"Zwierzę już się nie porusza, ale jego mózg ciągle pracuje"

Badania elektrycznej aktywności mózgu wykazały, że zwierzęta zachowują świadomość przez 75 sekund od momentu poderżnięcia gardła. Niektóre męczą się w ten sposób nawet dwie minuty. Możnaby skrócić ich cierpienie ogłuszając je już po poderżenięciu gardła (czego judaizm nie zabrania), ale jest to zapewne stosowane tylko sporadycznie.

"Zwierzę już się nie porusza, nie zdradza objawów ruchowych aktywności życiowej, ale jego mózg ciągle pracuje. Przez ten czas doświadcza więc koszmaru: doznaje wszystkiego, co wiąże się z paniką, próbami wyrwania, bodźcem bólowym związanym z cięciem, wykrwawianiem i krztuszeniem się" - mówił w 2013 roku PAP psycholog zwierzęcy prof. Wojciech Pisula.

Profesorowie Wojciech Pisula i Andrzej Elżanowski w artykule "Kolejny głos w sprawie uboju rytualnego" z 2015 roku relacjonują wyniki badań z 2008 roku, przeprowadzonych w ośmiu ubojniach rytualnych w czterech krajach. Okazało się, że podczas uboju muzułmańskiego krów średnia ilość cięć przekraczała pięć, a dla uboju żydowskiego - trzy. Jest to w sposób oczywisty niezgodne z regułami halal i koszer.

Nieduża skala badania nie pozwala jednak tu na generalizację. Określenie skali zjawiska jest tym trudniejsze, że ubojnie nie są zainteresowane w dokładnej rejestracji, bo zwierzę nieuśmiercone od razu staje się "rytualnie niezdatne", co oznacza stratę finansową.

Źródłem cierpienia zwierząt jest nie tylko sam ból, ale również stres wynikający unieruchomienie i odwrócenie w klatce obrotowej (takie klatki są stosowane także w zwykłym uboju, w UE trwają dyskusje nad właściwym ich stosowaniem).

"Badania fizjologicznych i behawioralnych skutków obracania krów do uboju wykazały rekordowe (dla obracania o 180°) podwyższenie kortyzolu, wokalizacje i próby wyrwania się, a także zwiększone wlewanie się zawartości przewodu pokarmowego do tchawicy" - piszą naukowcy.

Stosowania klatek obrotowych zabrania procedowana właśnie nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt.

Prezydent skłania się do weta

Niestety, w dożynkowym wystąpieniu Andrzeja Dudy nie było nic na ten temat. Za to dużo o tym, że "prawdziwy rolnik" dba o zwierzęta i "nie położy się na spoczynek, dopóki jego inwentarz nie będzie opatrzony, nakarmiony, zabezpieczony".

"Ustawa w ostatecznej wersji oczywiście przyjdzie do mnie […] po to bym podjął decyzję co do jej dalszych losów. Będę przy tej decyzji miał oczywiście na względzie kwestie humanitarnego traktowania zwierząt, kwestie dobrostanu zwierząt. Ale także jakość życia polskich rolników. Możecie państwo być tego pewni" - mówił Duda do rolników.

Według informacji RMF FM, prezydent skłania się do zawetowania ustawy. Nie zrobi tego jednak, jeśli zostanie wydłużone vacatio legis dla zakazu hodowli futerkowej. Jego zdaniem przyjęty w nowelizacji okres jednego roku jest za krótki. Prezydent chce też wykreślenia zapisu o ograniczeniu uboju rytualnego.

Duda kręci nosem również na prawo organizacji do wchodzenia na teren prywatny przez organizacje prozwierzęce bez zgody właściciela w asyście policji.

Za zakazem hodowli zwierząt na futra opowiada się większość Polaków - 68,3 proc. według najnowszego sondażu IBRiS. Interesujące jest to, że Polacy o zdecydowanie prawicowych i zdecydowanie lewicowych poglądach niemal zgodnie popierają zakaz hodowli na futra - a nawet wśród tych pierwszych jest nieco więcej (69 proc.) niż wśród tych drugich (65 proc.).

59,7 proc. chce ograniczenia uboju rytualnego. Tu proporcje są odwrócone: chce tego 63 proc. lewicowców i 53 proc. prawicowców.

;
Na zdjęciu Robert Jurszo
Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze