0:000:00

0:00

Około godz. 01:00 w nocy 18 września 2020 Sejm przegłosował zmianę ustawy o ochronie zwierząt.

Za przełomowymi zmianami prawa opowiedziało się 176 polityków z Klubu PiS. Ale aż 38 sprzeciwiło się Jarosławowi Kaczyńskiemu i głosowało przeciwko nowelizacji. Również niektórzy posłowie PiS, razem z ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim, który jeszcze dzień wcześniej głosował za projektem.

Zmian nie poparli też Zbigniew Ziobro i Michał Woś, liderzy Solidarnej Polski, wraz z innymi politykami tej formacji. z którą PiS coraz bardziej zaostrza konflikt polityczny.

Jarosław Gowin, szef Porozumienia, wstrzymał się od głosu (ale np. wicepremier Jadwiga Emilewicz głosowała już za).

O politycznych skutkach tego głosowania piszemy tu:

Przeczytaj także:

Cała Solidarna Polska wraz z niektórymi posłami PiS głosowała przeciwko nowelizacji - 38 osób:

  • Jan Krzysztof Ardanowski,
  • Mieczysław Baszko,
  • Tadeusz Cymański,
  • Katarzyna Czochara,
  • Zbigniew Dolata,
  • Teresa Glenc,
  • Mariusz Gosek,
  • Agnieszka Górska,
  • Teresa Hałas,
  • Norbert Kaczmarczyk,
  • Sebastian Kaleta,
  • Mariusz Kałużny,
  • Jan Kanthak,
  • Lech Kołakowski,
  • Henryk Kowalczyk,
  • Janusz Kowalski,
  • Maria Kurowska,
  • Jerzy Małecki,
  • Kazimierz Moskal,
  • Dariusz Olszewski,
  • Jacek Osuch,
  • Jacek Ozdoba,
  • Tomasz Rzymkowski,
  • Piotr Sak,
  • Edward Siarka,
  • Anna Maria Siarkowska,
  • Andrzej Sośnierz,
  • Aleksandra Szczudło,
  • Krzysztof Szulowski,
  • Piotr Uruski,
  • Piotr Uściński,
  • Marcin Warchoł,
  • Marek Wesoły,
  • Michał Woś,
  • Tadeusz Woźniak,
  • Michał Wójcik,
  • Bartłomiej Wróblewski,
  • Zbigniew Ziobro.

Z Porozumienia wstrzymało się od głosu 15 posłów i posłanek: Kamil Bortniczuk, Stanisław Bukowiec, Michał Cieślak, Anna Dąbrowska-Banaszek, Jarosław Gowin, Andrzej Gut-Mostowy, Wojciech Maksymowicz, Iwona Michałek, Wojciech Murdzek, Marcin Ociepa, Grzegorz Piechowiak, Magdalena Sroka, Włodzimierz Tomaszewski, Michał Wypij, Jacek Żalek.

Z KO niemal wszyscy głosowali za zmianą prawa - 128 osób. Cztery osoby zagłosowały przeciw: Jerzy Borowczak, Tomasz Lenz, Magdalena Łośko i Killion Munyama. Jedna osoba nie głosowała wcale.

Nowelę poparł cały klub Lewicy. Z PSL-Kuzkiz'15 za projektem były tylko dwie osoby. Cała Konfederacja, to akurat nic dziwnego, głosowała przeciwko nowelizacji.

Pełne imienne wyniki głosowania są tu.

Teraz ustawa trafi do Senatu.

Koniec z fermami futerkowymi i eksportem mięsa z uboju rytualnego

Niewątpliwie najważniejszą i najbardziej wyczekiwaną zmianą jest zakaz chowu lub hodowli zwierząt futerkowych w celach komercyjnych, a w szczególności po to, by pozyskać z nich futra lub inne części ciała.

Z zakazu wyłączony jest królik. Zieloni zaproponowali zmianę, która zakazem obejmowała również ten gatunek, ale została ona odrzucona.

Vacatio legis wynosi w przypadku tej ustawy rok.

Ubój rytualny będzie możliwy tylko na potrzeby żyjących w Polsce mniejszości religijnych. Oznacza to koniec eksportu mięsa koszernego i halal na rynki zagraniczne.

Nowelizacja zabroniła również stosowania w rzeźniach klatki obrotowej - urządzenia, które unieruchamia zwierzę, odwraca je do góry nogami, przez co łatwiej poderżnąć mu gardło.

Użycie klatki jest dla zwierzęcia źródłem ogromnego stresu, a na dodatek po przecięciu szyi krew wlewa mu się do układu oddechowego.

Przedsiębiorcy, którzy dotąd trudnili się ubojem rytualnym, otrzymają od państwa rekompensatę finansową.

Psy na łańcuchu, ale tylko przez 12 godzin

Przyjęta przez Sejm nowela ogranicza do 12 godzin czas, w jakim zwierzęta domowe, np. psy, mogą pozostawać na uwięzi. Linka musi mieć przynajmniej 6 m długości i umożliwiać zwierzęciu poruszanie się po wybiegu wielkości 20 m2.

Jednocześnie, wiążąc zwierzę nie można używać do tego łańcucha ani metalowej obroży, w tym kolczatki. Zieloni chcieli całkowitego zakazu trzymania na uwięzi, ale został on utrącony.

Nowe uprawnienia dla animalsów

W nowelizacji zmodyfikowano również przepis zezwalający na wejście na prywatną posesję organizacjom prozwierzęcym, ponieważ budził obawy, że będzie prowadził do nadużyć.

W obecnym brzmieniu zezwala na odbiór animalsom zwierzęcia w asyście policjanta, strażnika gminnego lub lekarza weterynarii w przypadku zagrożenia jego życia lub zdrowia. Jednak "w razie stwierdzenia przez Policjanta, strażnika gminnego lub lekarza weterynarii braku zagrożenia życia lub zdrowia zwierzęcia, odstępuje się od odebrania zwierzęcia".

Istotną zmianą jest również to, że Policja/straż gminna musi przyjechać, jeśli taka będzie prośba organizacji prozwierzęcej.

Opisane wyżej działania może prowadzić jedynie organizacja, która:

  • posiada co najmniej dwuletnie doświadczenie w działaniach związanych z ochroną zwierząt,
  • jest organizacją pożytku publicznego,
  • ma zawartą umowę współpracy w zakresie ochrony zwierząt z adwokatem lub radcą prawnym,
  • oraz - to mocno enigmatyczny zapis - "daje gwarancję należytego wykonywania uprawnień mających na celu ochronę zwierząt".

Nowe przepisy mówią też wyraźnie, że każdy może dokonać odbioru zagrożonego zwierzęcia z rąk jego właściciela (po uprzednim zawiadomieniu telefonicznym Policji lub straży gminnej).

Zwierzę powinno zostać niezwłocznie przekazane Policji lub straży gminnej. Jeśli interwencja zostanie uznana za bezzasadną, to koszty związane z transportem, utrzymaniem czy ewentualnym leczeniem zwierzęcia będzie musiała ponieść organizacja.

Nowelizacja zabrania też wykorzystywania zwierząt w cyrkach i innych rozrywkowych pokazach.

Co ze zwierzętami? Jeśli dotychczasowy opiekun nie chce lub nie może zapewnić im opieki, w ciągu roku od wejście w życie ustawy musi przekazać je schronisku dla zwierząt lub do zoo. Te instytucje mogą z kolei przekazać je organizacjom prowadzącym azyle dla zwierząt. Podmioty oddające zwierzęta mogą ubiegać się o odszkodowanie u ministra rolnictwa

Poza tym, zmiany prawne m.in. nie pozwalają na prowadzenie schronisk dla zwierząt podmiotom prywatnym i zabraniają przesyłania żywych zwierząt pocztą, poza specjalistycznym przewozem.

Poprawki, które nie przeszły

Przez cały okres procedowania ustawy liczne poprawki składała zarówno opozycja, jak i koalicjanci PiS, m.in.:

  • zakaz wykorzystywania koni na drodze do Morskiego Oka (KO);
  • obowiązkowe czipowanie psów (KO);
  • całkowity zakaz trzymania zwierząt na uwięzi (Zieloni);
  • całkowity zakaz korzystania z kolczatek;
  • objęcie zakazem hodowli na futra wszystkich zwierząt futerkowych - czyli z włączeniem królików (Zieloni);
  • odszkodowania dla cyrków za wprowadzenie zakazu używania zwierząt do wysokości trzymiesięcznych obrotów (Zieloni);
  • minimalny standard dwóch spacerów dziennie dla każdego psa (Zieloni);
  • wprowadzenie 10-letniego vacatio legis dla zakazu hodowli na futra i ograniczenia uboju rytualnego (Solidarna Polska i Porozumienie).

Do części z tych propozycji, zgłoszonych głównie przez KO i Lewicę, w wystąpieniu sejmowym podczas drugiego czytania 17 września odniósł się poseł PiS Marek Suski. Nie krytykował ich, powiedział tylko, że podczas nocnego posiedzenia Komisji Rolnictwa nie było wystarczająco czasu, by się nad nimi pochylić.

"Lewicowe fanaberie" Kaczyńskiego

Podczas drugiego czytania projekt spotkał się z ostrą krytyką części opozycji - PSL-Kukiz'15 oraz Konfederacji.

„Ten akt nie jest aktem przyzwoitości. Jest aktem oskarżenia wobec polskiej wsi i polskiego rolnika, że nie potrafi się zajmować swoją zwierzyną, nie dba o tę zwierzynę, nie potrafi jej hodować i nie potrafi z nią żyć” - grzmiał lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, komentując zakazy uboju rytualnego i hodowli futerkowej.

Mówił, że PiS „upokarza polskiego rolnika”, a rezygnacja z wyżej wymienionych branż to wprowadzenie „embarga na polskie rolnictwo” i jego „zarzynanie".

Robert Winnicki z Konfederacji mówił z kolei, że Jarosław Kaczyński „likwiduje polskie rolnictwo". Racje, dla których delegalizuje się hodowlę futerkową określił jako „lewicowe fanaberie".

„Tu nie chodzi tylko o futrzarzy, oni są tylko tutaj malutkim dodatkiem. 350 tys. hodowców polskiego bydła, setki tysiące osób utrzymujące się z drobiarstwa - zamykacie przed nimi rynki najbardziej perspektywiczne, 1,5 mld wyznawców islamu, najbardziej dynamiczne rynki azjatyckie, afrykańskie. Jesteśmy potęga w eksporcie i wy to chcecie jednym przekreśleniem długopisu zlikwidować” - mówił.

Ale czy faktycznie koniec hodowli futerkowej i eksportu mięsa halal to katastrofa i likwidacja polskiego rolnictwa?

Branża w kryzysie

Jeśli chodzi o przemysł futrzarski, to jego likwidacja w Polsce nie spowoduje jakichś niewyobrażalnych skutków.

Według najbardziej aktualnego raportu o tej branży, przygotowanego w 2018 roku przez Zachodni Ośrodek Badań Społecznych i Ekonomicznych, zatrudnienie na fermach znajduje ok. 4 tys. osób (kilka lat temu futrzarze mówili, że to nawet 50 tys.).

Według zawartych w raporcie wyliczeń, polska produkcja futerkowa odpowiada za 0,08 proc. PKB, 0,16 proc. polskiego eksportu, a udział w podatkach i składkach to zaledwie 0,014 proc., czyli niewiele.

Od lat spada też liczba ferm futerkowych w Polsce. Według najnowszych danych Głównego Inspektoratu Weterynarii, które 15 września 2020 roku podał portal konkret24.tvn24.pl, obecnie w Polsce mamy 810 ferm, na 354 z nich hoduje się norkę amerykańską. Żyje tam nieco ponad 6,7 mln tych zwierząt.

Konkret24 powołuje się też na dane, które dla „Rzeczpospolitej” zdobyła wywiadownia gospodarcza Bisnode. Według nich, 90 mln zł z eksportu skór z norek w okresie od stycznia do maja 2020 to dużo gorszy wynik niż w poprzednich latach. W 2017 roku, w tym samym okresie, było to 889 mln, w 2018 - 743 mln, a w 2019 - 730 mln zł.

Widać wpływ pandemii na załamanie się rynku, ale w widoczny jest również spadek przychodów w ciągu kilku ostatnich lat. Według Bisnode, zaledwie 24,9 proc. producentów futer jest w dobrej lub silnej kondycji finansowej. Kondycja 69,8 proc. została określona jako „raczej słaba".

Cena czystych rąk

A jak wpłynie na polską branżę mięsną zakaz uboju rytualnego na eksport? Przed tą zmianą ostrzega Związek Polskie Mięso, które jest negatywnie nastawiony do nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt.

Według informacji podanych przez portal „Top Agrar" - za Związkiem Polskie Mięso - w Polsce działa ok. 40 zakładów, które trudnią się ubojem rytualnym bydła. Pochodzące z nich mięso to 40 proc. całkowitego eksportu wołowiny, a kolejne 40 proc. to drób z uboju rytualnego.

„Ponadto należy podkreślić, że globalny rynek żywności halal, w tym mięsa, w 2019 roku był warty blisko 1,8 bln dolarów. Jest to najszybciej na świecie rosnący rynek” - czytamy w stanowisku Związku Polskie Mięso.

Organizacja podaje, że prognozuje się, że rynek mięsa halal w 2027 roku będzie warty około 2,1 bln dolarów.

Zdaniem Krzysztofa Wieczorka z Fundacji IUS Animalia, którego cytuje „Wyborcza”, wartość mięsa z uboju rytualnego w Polsce szacuje na 2,5 mld zł. Tak czy inaczej, polska branża mięsna mocno odczuje zakaz eksportu mięsa pozyskanego w ten sposób.

„Wyborcza” podaje, że według wyliczeń banku Credit Agricole, łączna wartość polskiego eksportu futer i mięsa pochodzącego z uboju rytualnego to 7 mld zł.

Czy jeśli te branże znikną, to będzie to poważny problem dla polskiej gospodarki? Zdaniem prof. Witolda Orłowskiego, głównego doradcy ekonomiczny PwC, byłego ekonomisty Banku Światowego, 7 mld zł to 0,3 proc. PKB i ok. 0,6 proc. eksportu, a więc duża strata dla gospodarki.

„Natomiast jeśli społeczeństwo jest gotowe ją ponieść ze względów nie ekonomicznych, ale etycznych, to gospodarka i tak się nie załamie. Być może społeczeństwo uzna, że stać je na taki luksus. To tak, jak z eksportem broni do krajów objętych embargiem. Zarobki są duże, ale tego się nie robi i to nie z powodów zarobkowych” - mówił „Wyborczej” profesor.

;

Udostępnij:

Robert Jurszo

Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.

Komentarze