Minister Rozwoju Jadwiga Emilewicz chwali się pomocą dla osób na umowach śmieciowych i ma nadzieję, że epidemia nauczy Polaków, że trzeba się ubezpieczać. Ale Polaków na to nie stać. Średnio miesięcznie odkładamy 506 zł, a dobrowolne składki to przynajmniej 650 zł. Rząd PiS nie pomógł ludziom zatrudnionym na śmieciówkach przez ponad 4 lata
Jadwiga Emilewicz ma ostatnio dużo pracy. 18 marca 2020 rząd zaprezentował założenia pakietu ustaw, które mają pomóc w walce z negatywnymi skutkami gospodarczymi kryzysu, który nadchodzi. Twarzą pomysłów dla przedsiębiorców i pracowników jest minister rozwoju Jadwiga Emilewicz. Dlatego chodzi do mediów i tłumaczy pomysły swojego ministerstwa.
O pakiecie rozmawiała w TVN24, wieczorem 18 marca.
Rozmowa rozpoczęła się od pytań o rozwiązania dla osoby na umowach śmieciowych. Dla tych, którzy byli samozatrudnieni, pracowali na umowę zlecenie lub umowę o dzieło i tracą dochód z powodu epidemii, rząd ma 2 tys. złotych brutto. Środki są zapewnione na dwa miesiące.
Prowadząca rozmowę Anita Werner zapytała minister Emilewicz, jak pakiet pomoże osobie, która pracowała w kawiarni i z dnia na dzień straciła pracę.
Emilewicz odpowiedziała:
„Jest to pierwsza w historii Polski sytuacja, kiedy system opieki społecznej interesuje się pracownikami na tego typu umowach, które nie były ozusowane. Mam nadzieję, że ta sytuacja nauczy nas, że należy się ubezpieczać”.
To skandaliczna wypowiedź. Emilewicz mówi: mam nadzieję, że epidemia nauczy nas, że trzeba się ubezpieczać. Jako członkini rządu powinna dobrze zdawać sobie sprawę, dlaczego ludzie, którzy pracują na umowach zlecenie i umowach na dzieło, mają problem z comiesięcznym opłacaniem składek na ubezpieczenie społeczne.
To podobna niefrasobliwość jak wypowiedź wiceministra funduszy i polityki regionalnej Kamila Bortniczuka, o której pisaliśmy 11 marca. Bortniczuk powiedział, że pracownicy sami wybierają umowy śmieciowe, bo tak jest im wygodniej.
Według badania GUS z 2016 roku 80 proc. samozatrudnionych nie wybrało takiej formy z własnej woli, a aż 50 proc. zmusił do tego pracodawca. Minister Emilewicz zdaje się podzielać to przekonanie: jeżeli jej zdaniem epidemia ma skłonić ludzi do samodzielnego ubezpieczania się, to znaczy, że wcześniej się nie ubezpieczali, bo nie chcieli.
Emilewicz w rządzie PiS zasiada od początku, najpierw jako podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju, potem jako minister przedsiębiorczości, w końcu jako minister rozwoju. Ma więc spory wpływ na polskie prawo. Jeśli uważa, że problemem są osoby, które się nie ubezpieczają, to można było zrobić więcej, aby objąć je systemem ubezpieczeń.
Polska jest w Europie ewenementem pod względem ilości osób zatrudnionych na umowy cywilnoprawne. „Oceniając Polskę w Europejskim kontekście, trzeba przyznać, że jesteśmy przypadkiem dość patologicznym” – mówił nam w styczniu 2020 Dominik Owczarek, dyrektor programu polityki społecznej w Instytucie Spraw Publicznych.
I tłumaczył: „W 2018 byliśmy drugim państwem o najwyższym odsetku zatrudnienia tymczasowego. Przez długie lata byliśmy zresztą pierwsi, ale wyprzedziła nas Hiszpania, która dłużej wychodzi z kryzysu gospodarczego”.
Najnowsze dane GUS mówią o 1,3 miliona osób na umowach zlecenie i umowach o dzieło oraz o 1,3 miliona osób na samozatrudnieniu.
W 2013 zatrudnionych na umowach śmieciowych (zlecenie + dzieło) umowach było 1,4 mln. W 2014 o 7 proc. mniej, wyraźny spadek (4 proc.) zanotowano też w 2016 (umowy zlecenia zostały wtedy objęte obowiązkową składką ZUS), a potem w 2017 roku. W 2018 roku cały ten postęp wziął w łeb, a zatrudnienie na śmieciówkach wzrosło o 8,3 proc. Śmieciowy rynek pracy za rządów PiS się rozrasta.
Do końca 2015 roku pracodawca miał obowiązek odprowadzenia składek za pracownika tylko od jednej umowy zlecenie. Umożliwiało to podpisanie jednej umowy na niską kwotę, od której odprowadzał składki i drugiej, od której składki nie trzeba było odprowadzać.
Od 1 stycznia 2016 obowiązują zmiany przegłosowane jeszcze przez rząd PO-PSL. Według nich pracodawca musi opłacić składki za ubezpieczenie od co najmniej kwoty pensji minimalnej - w tym roku to 2600 złotych brutto.
Przykład: w momencie, gdy mamy dwie umowy - jedna na 1400 zł a druga na 1500 - pracodawca musi odprowadzić składki od obu (dopiero ich suma przekracza płacę minimalną). Ale jeżeli jedna z umów przekracza płacę minimalną i od niej odprowadzone są składki - pracodawca nie ma obowiązku opłacać składek od kolejnych umów.
PiS wspominało o objęciu składkami wszystkich umów zlecenie, ale przez ponad cztery lata ich rządów nic takiego się nie stało.
Polacy nie zarabiają dużo. Według naszych szacunków,
mediana zarobków netto w 2018 roku wyniosła ok. 2,7-2,8 tys. złotych netto. A to znaczy, że połowa polskich pracowników zarabia mniej.
Wśród tej biedniejszej połowy są setki tysięcy osób na umowach zlecenie i umowach o dzieło. Często nie mogą sobie pozwolić na dodatkowy wydatek na ubezpieczenie społeczne czy zdrowotne, bo zarabiają zbyt mało.
Epidemia niczego ich nie nauczy, bo dalej nie będą mieli dodatkowych środków. Kryzys związany z koronawirusem jedynie pogorszy ich sytuację. Nawet jeżeli rząd pomoże im, przez pewien czas wypłacając 2 tys. złotych brutto.
Według GUS, w 2018 Polacy średnio oszczędzali miesięcznie 506 złotych. Teraz będzie to nieco więcej, niemniej pamiętajmy, że jest to średnia – to znaczy, że część z nas odkłada mniej. W przypadku średniego wynagrodzenia jedna trzecia z nas zarabia więcej, a dwie trzecie mniej. Można podejrzewać, że tutaj rozkład będzie podobny.
Tymczasem składka na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne wynosi 483 złote, a najniższa dobrowolna składka na ZUS to 152 złote. Łącznie – 653 złote.
Wniosek nasuwa się sam – wielu Polaków nie stać na ubezpieczenie, jeśli nie są nim objęci i obowiązku tego nie przejmują też pracodawcy.
Wypowiedź minister Emilewicz wypływa jednak z przekonania, że ludzie sami mają zadbać o swoje ubezpieczenie. Tymczasem jest to zadanie państwa. Słowa Emilewicz są też łudząco podobne do słynnej wypowiedzi premiera Włodzimierza Cimoszewicza z czasów powodzi w 1997 roku:
„To jest kolejny przypadek, kiedy potwierdza się, że trzeba być przezornym i trzeba się ubezpieczać, a ta prawda jest ciągle mało powszechna” – powiedział do ofiar powodzi Cimoszewicz. 23 lata temu taka wypowiedź kosztowała go utratę władzy.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze