Zachować równowagę między walką o zdrowie i utrzymaniem w ruchu systemu społeczno-gospodarczego będzie piekielnie trudno I niezbyt wiadomo, co z tym mają zrobić obywatele, przedsiębiorcy, politycy. Wiadomo tylko, że konieczna jest interwencja państwa na skalę, której nikt sobie nie wyobrażał - o czasach koronawirusa prof. Krzysztof Obłój, spec od zarządzania
Metafory i analogie są podstawowym sposobem rozumienia. Więc metaforycznie obecna pandemia zaczyna działać jak kosmiczna czarna dziura. Czarna dziura zasysa i pochłania. Ta konkretna dziura zasysa prawie wszystko, co znajdzie się w pobliżu. Słowo prawie jest ważne, o czym za chwilę. Nie można z niej uciec, jeśli nie przezwycięży się jej potężnej siły przyciągania. A na to trzeba mieć program.
Zaraza i związane z nią wyhamowywanie światowej gospodarki tworzy napędzający się zbiór sił, które wyhamowują gospodarkę, przerzucając stopniowo jej biegi na coraz niższe. I dzieje się to coraz szybciej. Logika tego procesu jest prosta, a efekty natychmiast widoczne.
Najkrócej można proces opisać w ten sposób: niknie popyt na wiele dóbr, bankrutują firmy, zwalniają pracowników, spadają dochody, maleje popyt, rozpędzone turbiny gospodarki zgrzytają, obracają się coraz wolniej i trudniej.
Wracając do słowa "prawie" powyżej – rośnie popyt na wszystko związane z higieną i zdrowiem i dlatego wiele firm w Chinach skręca w stronę tych branż. I nie zmieniło się zapotrzebowanie na budownictwo – w Chinach buduje się tak jak przed kryzysem, co stabilizuje gospodarkę.
Nie wszystkie branże mają takie szczęście. W wielu popyt wyhamowuje, bo regulacje walki z pandemią ograniczyły – i słusznie – mobilność, która stała się normą społeczną. Ludzie przestali się przemieszczać, co spowodowało uziemienie samolotów linii lotniczych, zatrzymanie kolei, autobusów, spadek ruchu statków transportowych.
Zatrzymał się - jak w filmie - gigantyczny przemysł turystyczny. Wyludniły się hotele i restauracje. Nie działają szkoły, przedszkola. Nie działa wiele firm usługowych – od fryzjerów, kin aż po catering.
To wszyscy wiemy i efekty tego można obserwować dramatycznie i na żywo w każdej gospodarce świata, także w Polsce. Dramatyzm tego nowego wyzwania polega na tym, że ma on wiele odsłon dla różnych firm, ale podobne konsekwencje.
Znany mi zaradny przedsiębiorca w dużym polskim mieście dorobił się dwóch popularnych restauracji serwujących pizzę. Ma minimalne oszczędności, bo rozwój restauracji pochłaniał kolejne pieniądze. Trzeba zapłacić czynsze za lokale, opłaty za media, rosnące pensje i ubezpieczenia dwunastu pracowników.
Zbankrutował w ciągu jednego miesiąca od czasu, gdy rozpoczęła się zaraza.
Został z czynszami, płacami no i podatkami za poprzedni miesiąc, które trzeba zapłacić. Oczywiście walczy – próbował rozwozić pizzę i dostarczać ją przez popularne serwisy, ale przestawienie modelu biznesowego nie powiodło się na razie, bo nie jest ani natychmiastowe, ani oczywiste.
Tak trudna sytuacja będzie w każdym biznesie, który zależy od bieżących przychodów i ma wysokie koszty stałe, czyli czynsze i pracowników. W USA małe i duże firmy radzą sobie z tym w ten sposób, że natychmiast zwalniają pracowników. Dlatego pomiędzy poniedziałkiem 23 marca i środą 25 marca w USA prawie 700 000 byłych już pracowników wystąpiło o zasiłek dla bezrobotnych, a łączna liczba zgłoszeń (dane "New York Times" z 26 marca) przekroczyła 3 mln!. To dopiero początek, bo sam sektor turystyki, hotelarstwa i restauracji zatrudnia w USA około 16,9 mln ludzi.
Ani w Europie, ani w Polsce nie mamy obyczaju zwalniania ludzi w ciągu jednego dnia. Ale bez pomocy rządu małe firmy będą musiały to zrobić. Nasz właściciel pizzerii już jest na łopatkach, więc u niego zwolnienia będą automatyczne. I nic pracownicy w sądach nie wygrają, bo nie ma już czego zbierać.
Więcej szczęścia – na razie - miała warszawska firma oferująca zestawy warzyw i owoców dla restauracji i stołówek szkół i przedszkoli. Można ją znaleźć w internecie na stronie zielona-skrzynka.pl. Jej rynek praktycznie wyparował w ciągu jednego dnia, gdy zamknięto szkoły, przedszkola i restauracje. Firma została z pracownikami i dobrym, acz trudnym pomysłem dostaw bezpośrednio do domów skrzynek z warzywami i owocami.
Dlaczego jest to trudne? Bo indywidualny klient jest rozproszony, skrzynka jest detaliczna, czyli przychód jest na niej mały, marża niska, a transport kosztuje więcej. A to oznacza, że nie zarabia się nic lub zaczyna się tracić pieniądze. Można utrzymać taką firmę w ruchu przez miesiąc, ale potem trzeba zapłacić za dostawy z zeszłego miesiąca i zamówić nowe warzywa i owoce. A dostawcy zażądają gotówki, bo wszyscy już mają jej mało. Bo wiedzą, że ktoś im już nie zapłacił, albo nie zapłaci.
Przedsiębiorcy, politycy i obywatele nie byli jeszcze nigdy w takiej sytuacji. Wymaga ona kreatywności, odwagi, odporności.
Tak naprawdę wszystkiego, aby zachować równowagę pomiędzy walką o zdrowie i utrzymaniem w ruchu systemu społeczno-gospodarczego. A to będzie piekielnie trudne i właściwie niezbyt wiadomo, czego będzie wymagać od państwa.
Poza jednym – będzie wymagać interwencji na skalę, której nikt jeszcze dwa tygodnie temu sobie nie wyobrażał.
I solidarności pracowników i pracodawców. W średniej wielkości przedsiębiorstwie, dystrybuującym małe wyroby dla gospodarstw domowych – od łyżek do kieliszków - obroty spadły w ciągu dwóch tygodni o 60 proc. Właściciel zaproponował większości pracowników, aby wystąpili o urlopy bezpłatne - nikt nie odmówił. Firma działa na zwolnionych obrotach, ale ciągle żyje.
Ale już inny przedsiębiorca stanął w obliczu sytuacji braku komponentów elektronicznych i mechanicznych do skomplikowanej i nowoczesnej produkcji. Wiele z tych komponentów było produkowanych w Azji, USA i Europie. Ponieważ gospodarki zaczęły zwalniać, a fabryki w niektórych miejscach albo stanęły, albo zmniejszyły produkcję, dostawcy dokonali wyborów. Zapewnili dostawy głównym odbiorcom, a wszyscy mniejsi stanęli w obliczu braku komponentów. I nigdzie ich ani nie kupią, ani nie wyprodukują przez najbliższy rok. Po prostu nie ma już na nie rynku, bo nie ma podaży.
Jak widać problemy, z którymi będą borykały się polskie (i wszystkie inne) firmy będą znacznie bardziej różnorodne, niż to się w tej chwili wydaje. Nie tylko łańcuchy dostaw zaczęły szwankować, a popyt na wiele usług i produktów został decyzjami wynikającymi z potrzeby ochrony zdrowia zlikwidowany. Rynki na pewne komponenty prawie zniknęły dla wielu małych i średnich firm, a zwolnienia, odejścia ludzi na urlopy bezpłatne oraz bankructwa małego, średniego i wielkiego biznesu przy braku radykalnej i odbiurokratyzowanej interwencji państwowej są nieuniknione.
Wiemy już, co mniej więcej należy zrobić, bo można obserwować świat. Podstawowym celem walki z grawitacją czarnej dziury zarazy jest realizacja dwóch celów – ochrony zdrowia i życia obywateli i jednoczesne utrzymanie gospodarki: ochrona małych i średnich biznesów, utrzymania miejsc pracy, utrzymanie operacji dostarczających na rynek produkty i usługi nie tylko niezbędne (energia, woda, gaz, żywność), ale także inne dobra.
Niektóre firmy i być może branże sobie poradzą. Branża zdrowia i higieny kwitnie. Wiele firm e-commerce przeżywa boom. Handel, zwłaszcza żywnością, będzie wymagał coraz więcej osób. Branża napraw i remontów domowych prawdopodobnie będzie rosła – coś trzeba robić w domu w czas zarazy. Budownictwo nie powinno stanąć.
Będziemy więc systematycznie odkrywać różne kieszenie działalności w gospodarce, które będą się dynamicznie rozwijać. Ale dla wielu firm oraz zwalnianych pracowników będzie to skrajnie trudny czas. I niezbędna im będzie pomoc. A do tego potrzebne są dramatyczne i jednoznaczne decyzje państwowe.
Niektóre duże firmy trzeba będzie czasowo wesprzeć lub po prostu czasowo znacjonalizować. Zwalnianym pracownikom trzeba zapewnić ochronę socjalną poprzez dochód gwarantowany w czasie pandemii i przedłużenie okresu wypłacania świadczeń związanych z bezrobociem.
Te same świadczenia trzeba zapewnić pracownikom na działalności gospodarczej, których miesięczne dochody zmalały poniżej poziomu płacy minimalnej. Umieli to zrobić Amerykanie w swoim pakiecie pomocowym dla pracowników i samozatrudnionych, to nie powinien mieć z tym problemu polski rząd.
Małe i średnie firmy, które zderzą się z ograniczeniami w działaniu rynku lub po prostu brakiem popytu muszą otrzymać natychmiast bezwarunkową i prostą pomoc – zwolnienia z ZUS i praktycznie wszystkich opłat na okres pandemii. Oraz kredyty gwarantowane przez rząd mające opcję umorzenia w sytuacji upadku firmy w przyszłości. Bez biurokracji, sprawdzania i papierów. To nakaz chwili.
Gospodarka od braku wpłat z ich strony nie upadnie. Upadnie od braku aktywności tych firm.
Prof. Krzysztof Obłój - znany specjalista zarządzania strategicznego, kierownik Katedry Strategii Organizacji Akademii L Koźmińskiego i wykładowca Wydziału Zarządzania UW
Specjalista z zakresu zarządzania strategicznego i międzynarodowego
Specjalista z zakresu zarządzania strategicznego i międzynarodowego
Komentarze