0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

„Pięć lat temu Donald Tusk, przemawiając w ukraińskim parlamencie, otrzymał owację na stojąco, gdy powiedział: „Nie ma Europy bez Ukrainy”. Nadszedł czas, aby udowodnił, że te słowa były szczere. Ale w Polsce brakuje politycznej woli zakończenia wojny handlowej przeciwko Ukrainie” – piszą w komentarzu redakcyjnym dziennikarze cenionej nie tylko w Ukrainie „Europejskiej Prawdy”. Bezpośrednim powodem napisania komentarza jest trwający od listopada kryzys na granicy polsko-ukraińskiej, wywołany protestem polskich przewoźników, którzy blokują przejścia drogowe z Ukrainą.

O wprowadzenie do tekstu opublikowanego 5 stycznia 2024 roku poprosiliśmy Edwina Bendyka, prezesa Fundacji Batorego, znawcę problematyki ukraińskiej.

Bendyk: Takie są dziś ukraińskie emocje wobec Polski

Redakcja i dziennikarze serwisu informacyjnego „Europejska Prawda” postanowili sięgnąć po nadzwyczajne w medialnej praktyce rozwiązanie i opublikowali edytorial w sprawie stosunków polsko-ukraińskich.

Po miesiącach entuzjastycznej pomocy, jakiej udzielał Ukrainie rząd Mateusza Morawieckiego, przyszło gwałtowne ochłodzenie relacji. Powodem kryzysu stało się w 2023 roku ukraińskie zboże i produkty rolne mające – według strony polskiej – zalewać nasz rynek, a potem ukraińscy przewoźnicy mający nieuczciwie konkurować z polskimi. 6 listopada 2023 roku rozpoczęła się blokada przejść granicznych na granicy polsko-ukraińskiej.

Ukraińcy liczyli, że przejęcie władzy przez rząd Donalda Tuska oznaczać będzie szybką realizację zapowiedzi polityki proukraińskiej z exposé wygłoszonego 12 grudnia 2023 roku.

Mijają jednak kolejne tygodnie, a blokady trwają. Ukraińcy nie kryją rozczarowania, a jego doskonałym wyrazem jest edytorial „Europejskiej Prawdy”. Redakcja nie waha się zarzucać polskiemu rządowi, że prowadzi pełnoskalową wojnę handlową z Ukrainą. Możemy nie zgadzać się z diagnozą ukraińskich dziennikarzy i redaktorów, możemy zarzucać im nieznajomość złożoności polskiej polityki i wskazywać, że w artykule emocje górują nad argumentami.

Nawet jednak jeśli będziemy polemizować z argumentami, z emocjami polemizować się nie da – te zawsze są prawdziwe. A takie dziś są emocje w Ukrainie.

Argumenty z kolei trzeba potraktować poważnie, bo przedstawiają ocenę sytuacji z drugiej strony granicy, z kraju prowadzącego wojnę z bezwzględnym najeźdźcą. Dostęp do zagranicznych rynków ma kluczowe znaczenie dla wojennych zmagań.

„Europejską Prawdę” założyli w 2014 roku Serhij Sydorenko i Jurij Panczenko, już wtedy doświadczeni dziennikarze „Kommersant-Ukraina”. Serwis poświęcony polityce europejskiej oferuje nie tylko najnowsze informacje, ale także analizy i materiały eksperckie przedstawiające to, co się dzieje w państwach europejskich, Brukseli, NATO, a także opisujące kwestie istotne z punktu widzenia procesu integracji Ukrainy z Unią Europejską.

To w ukraińskich mediach przedsięwzięcie wyjątkowe ze względu na tematykę, wyróżniające się także jakością dziennikarstwa i wartością publikowanych materiałów. Zespół „Europejskiej Prawdy” współpracuje z internetowym dziennikiem „Ukraińska Prawda”. To jedno z najlepszych źródeł informacji o Ukrainie, ukraińskiej polityce i życiu publicznym.

A oto cały komentarz redakcyjny „Europejskiej Prawdy”:

Polska-Ukraina – kryzys za kryzysem

Prawie rok temu stosunki Ukrainy z Polską, które właśnie się poprawiały, poszybowały w dół.

Tak zwany zakaz zbożowy, nałożony w kwietniu 2023 roku, był dla Ukrainy zaskoczeniem i doprowadził do podobnych działań w innych krajach Europy Wschodniej.

Potem nastąpiła fala kryzysów dyplomatycznych z wzajemnymi oskarżeniami, wezwaniami ambasadorów itp. Podczas gdy oba kraje obwiniały się nawzajem, bezdyskusyjną konsekwencją było to, że Kijów i Warszawa – a dokładniej rządząca wówczas partia Prawo i Sprawiedliwość (PiS) – straciły do siebie zaufanie.

To, co wydarzyło się 6 listopada, czyli dwa miesiące temu, pokazało jaskrawie ten problem. Grupa polskich kierowców, za cichym przyzwoleniem polskiego rządu, zaczęła blokować ukraińskie ciężarówki na granicy z Polską.

W stosunkach międzynarodowych jest na to określenie.

Polska prowadzi wojnę handlową przeciwko Ukrainie.

Czekając na Tuska

Ówczesny polski rząd [Mateusza Morawieckiego] doskonale zdawał sobie z tego sprawę i unikał merytorycznych dyskusji, odpowiadając cynicznymi oskarżeniami o „niewdzięczność” Ukrainy.

Nie miało znaczenia, że blokada została zainicjowana przez pozornie „niezależnych” działaczy polskiej skrajnie prawicowej partii Konfederacja, znanej na Ukrainie z antyukraińskiej retoryki, związków z Rosją i gotowości PiS do utworzenia z nią koalicji.

Znaczenie miał fakt, że ówczesny polski rząd nie podjął ani jednego kroku w celu rozwiązania kryzysu na granicy z Ukrainą.

Do blokady doszło miesiąc przed zmianą rządu w Polsce po tym, jak PiS nie uzyskał większości w wyborach parlamentarnych. Rządzący wtedy tymczasowy gabinet, kierowany przez Mateusza Morawieckiego, niechętnie podejmował działania, starając się skomplikować sytuację swoim następcom.

Ukraina zdała sobie sprawę, że musi poczekać, aż Morawiecki – jeszcze niedawno uważany u nas za partnera, a nawet przyjaciela – ustąpi, a Donald Tusk, lider liberalnej Platformy Obywatelskiej, zostanie zaprzysiężony.

Rzeczywiście, nawet sceptycy pokładali nadzieję w Tusku

- Europejczyku, liberale, byłym liderze Europejskiej Partii Ludowej i byłym przewodniczącym Rady Europejskiej, który w 2019 roku odwiedził Kijów i wygłosił przemówienie w języku ukraińskim na temat drogi Ukrainy do UE.

Ukraina zachowała przy tym jak najbardziej realistyczne oczekiwania.

Nikt w Kijowie nie spodziewał się, że zakaz zbożowy w Polsce zostanie szybko zniesiony. Wydawało się jednak, że przerażająca blokada na granicy musi się natychmiast skończyć.

A kiedy rząd został zaprzysiężony 11 grudnia, Donald Tusk podkreślił swoje zaangażowanie we wsparcie Ukrainy. Nowy polski premier dodawał nadziei, zapowiadając wizytę w Kijowie.

Przeczytaj także:

Granica łatwym celem dla jawnych agentów Kremla

Od tego czasu minęły cztery tygodnie i dzisiaj jasno widać, że nawet ostrożne oczekiwania nie zostały spełnione.

Polska wojna handlowa na pełną skalę z Ukrainą nie tylko trwa, ale sytuacja się pogorszyła.

Na przykład Czesław Siekierski, nowy polski minister rolnictwa, powiedział niedawno, że zakaz importu ukraińskich produktów rolnych będzie obowiązywał bezterminowo.

Dla Kijowa jest jasne, że jest to część polskiej polityki wewnętrznej; a Tusk próbuje zdobyć poparcie rolników przed wyborami samorządowymi w kwietniu 2024. Ale sytuacja się wtedy nie zmieni. W czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, a następnie Polska przystąpi do kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2025 roku. Czy powinniśmy czekać, aż wszystkie wybory się zakończą?

Sytuacja na granicy ukraińsko-polskiej jest katastrofalna.

Rząd Tuska odmówił zakazania blokady granicy z Ukrainą – przynajmniej dopóki trwa rosyjska inwazja – i zamiast tego zdecydował się negocjować z polskimi przewoźnikami i ułatwić im dialog z Ukrainą.

Teoretycznie takie negocjacje mogłyby zakończyć się sukcesem, nawet jeśli początkowo żądania przewoźników były nie do przyjęcia dla Kijowa.

Takie podejście sprawiło jednak, że ukraińska granica stała się łatwym celem dla wszystkich, w tym dla jawnych agentów Kremla – których w Konfederacji jest mnóstwo – oraz „pożytecznych idiotów”, którzy niszczą stosunki Ukrainy z Polską, nawet nie zdając sobie sprawy, komu pomagają.

Teraz nie tylko zwolennicy Konfederacji, ale także polscy rolnicy blokują ukraińską granicę, wysuwając żądania, które nie mają nic wspólnego z Ukrainą. A Tusk wydaje się być gotowy do ustępstw [rolnicy w sobotę 6 stycznia po wizycie ministra rolnictwa zakończyli blokadę na granicy, protest przewoźników na granicy nadal trwa, organizatorzy mają pozwolenie na blokadę drogi w Dorohusku, Hrebennem i Korczowej do początku kwietnia – red. OKO.press].

Kryzys na granicy stał się gotowym do użycia narzędziem nacisku na rząd Tuska. Dlatego też nie będzie zaskoczeniem, jeśli ktoś inny w Polsce skorzysta z niego po rolnikach.

Blokada problemem dla ukraińskiej armii

Ale dla nas sedno sprawy pozostaje niezmienne.

Granica z Polską jest zablokowana; handel z Ukrainą staje się ryzykowny dla europejskich firm; ukraińscy eksporterzy, którzy wbrew wszelkim przeciwnościom nadal pracują i płacą podatki do budżetu, aby Ukraina mogła kontynuować walkę z rosyjskim agresorem, tracą czas i kontrakty; ukraińska gospodarka traci miliardy dolarów.

Blokada stwarza również bezpośrednie dodatkowe problemy dla ukraińskich sił zbrojnych.

Chociaż polscy przewoźnicy obiecali nie utrudniać dostaw wojskowych i humanitarnych do Ukrainy, jest wiele dowodów, że jest inaczej.

Wolontariusze mówią o trudnościach w dostarczaniu dronów i innej pomocy dla linii frontu; protestujący raz nawet zablokowali transport łodzi patrolowej, dostarczonej w ramach amerykańskiego programu pomocowego. Kolejnym problemem są dostawy paliwa do Ukrainy.

Kilku ukraińskich kierowców zmarło czekając w kolejkach na zablokowanej granicy.

Trudno uwierzyć, że Węgry, które są znacznie mniej przyjazne Ukrainie, wykazały się większą odpowiedzialnością w tym względzie niż Polska, nie pozwalając przewoźnikom protestującym na granicy na blokowanie dróg.

Za to w Słowacji, gdzie wpływy Rosji są najsilniejsze w Europie Wschodniej, lokalni przewoźnicy kilkakrotnie blokowali granicę z Ukrainą. Ich argumentacja jest następująca:

Jeśli Polska, przyjaciel Ukrainy, może to zrobić, to w czym problem?

Polska niszczy europejską przyszłość Ukrainy

Sytuację pogarsza fakt, że Donald Tusk odmawia wzięcia odpowiedzialności politycznej i zakończenia wojny handlowej z Ukrainą, która – choć rozpoczęła się za poprzedniego rządu – jest teraz jego odpowiedzialnością.

Ale jeszcze ważniejsza jest inna konsekwencja wojny handlowej Polski z Ukrainą, z której Warszawa jeszcze nie zdaje sobie sprawy.

Tydzień po tygodniu Polska zabija europejską przyszłość Ukrainy.

Dla wielu Ukraińców ciągły kryzys na granicy, który nie zakończył się nawet po zmianie rządu, oznacza, że Warszawa, pomimo swojej oficjalnej retoryki, nie pozwoli Ukrainie na przystąpienie do UE.

Nasza akcesja do Unii Europejskiej – niezależnie od tego, jak do niej dojdzie – oznacza wzajemne otwarcie wszystkich rynków, w tym rolnego.

Zamiast tego Polska pokazuje, że jest gotowa zrobić wszystko – w tym naruszyć umowę stowarzyszeniową między Ukrainą a UE, swoje zobowiązania wobec Ukrainy i Brukseli, podstawowe normy UE, a nawet rozpocząć i zaostrzyć wojnę handlową – aby zapobiec integracji gospodarczej Ukrainy z UE; aby uniemożliwić Ukrainie stanie się częścią europejskiej gospodarki; a tym samym, aby zapobiec przystąpieniu Ukrainy do UE.

Nie ma znaczenia, jaki rząd byłby w Polsce – czy konserwatywny PiS, czy obecny liberalny, czy też skrajnie prawicowa Konfederacja.

To, że polskie media i liderzy opinii nie potępiają kryzysu na granicy, tylko potęguje takie wrażenie na Ukrainie i rodzi w ukraińskim społeczeństwie wiele pytań.

Następny – protest pilotów?

Ukraińscy piloci już żartują, że tydzień po ewentualnym wznowieniu działalności lotniska we Lwowie polscy piloci będą protestować, ponieważ polski przewoźnik LOT nie chce stracić dodatkowych zysków z ukraińskiego ruchu pasażerskiego przez polskie lotniska.

Jest to ilustracja tego, jak ta niebezpieczna wojna handlowa przeciwko Ukrainie wpływa na postawy Ukraińców wobec Polski i Polaków – tydzień po tygodniu niszcząc to, co zostało osiągnięte w 2022 roku, kiedy Polska zrobiła wiele dla Ukrainy.

Teraz sama Polska kwestionuje bezinteresowność tej pomocy.

Dlatego obecny kryzys na granicy ukraińsko-polskiej stał się poważnym wyzwaniem dla naszych stosunków dwustronnych.

Na Ukrainie już pojawiają się wezwania do bojkotu polskich towarów.

Dlatego, jeśli kryzys na granicy nie zostanie wkrótce rozwiązany, bezpośrednie konsekwencje mogą być katastrofalne – i to zarówno dla stosunków międzypaństwowych, zaufania między społeczeństwami, jak i dla procesu integracji europejskiej Ukrainy.

To nie jest przesada.

Nie ma łatwiejszego sposobu na zabicie zaufania Ukraińców do przystąpienia do UE niż pokazanie, że nawet „przyjazna” Warszawa udowadnia swoimi czynami, że uniemożliwi Ukrainie stanie się częścią europejskiej gospodarki, a szerzej – europejskiej rodziny narodów.

Odblokowanie granicy jest w interesie Polski

Rozczarowanie i zniszczenie przyjaznych stosunków jest problemem zarówno dla Ukrainy, jak i Polski.

Agresja Rosji na pełną skalę dała szansę na historyczne porozumienie między Ukrainą a Polską. Wsparcie wojskowe udzielone przez Warszawę doprowadziło do rekordowo wysokiej sympatii na Ukrainie dla jej zachodniego sąsiada.

Niszczenie tego byłoby co najmniej nierozsądne.

Odblokowanie granicy z Ukrainą wyraźnie leży w interesie Polski. Komisja Europejska zachęca do tego Warszawę, a większość polskich firm jest zainteresowana kontynuowaniem handlu z Ukrainą.

„Nie ma wolnej Polski bez wolnej Ukrainy” – powiedział Józef Piłsudski, wybitny polski mąż stanu XX wieku. Jego słowa od dawna są mottem wielu polityków, którzy obecnie zasiadają w polskim rządzie.

Pięć lat temu Donald Tusk, przemawiając w ukraińskim parlamencie, otrzymał owację na stojąco, gdy powiedział: „Nie ma Europy bez Ukrainy”.

Nadszedł czas, aby udowodnił, że te słowa były szczere. To, czego brakuje Polsce, to jedynie polityczna wola.

Redakcja „Europejskiej Prawdy”

Tytuł, lead i śródtytuły od redakcji OKO.press.

Na zdjęciu: Kolejka ukraińskich tirów wywołana protestem polskich przewoźników, którzy zablokowali przejście graniczne z Ukrainą. Hrebenne, 06.01.2024 r.

;

Udostępnij:

Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze