0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

To był rok wojny w Ukrainie, trwającego kryzysu humanitarnego przy granicy z Białorusią, rosnącej inflacji, a wszystko zaraz po epidemii Covid-19, której skutki nadal odczuwamy i która być może nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Fajerwerki z pewnością nie są naszym największym problemem.

Tyle że dla niektórych z nas są problemem bardzo poważnym. Z tu i teraz, które bywa trudne, ale jest jednak bezpieczne, przenoszą wprost na linię frontu. Albo w sam środek nalotu. Albo do momentu, w którym straciło się wszystko, przede wszystkim zaś wiarę w to, że na podstawowym poziomie ma się wpływ na swoje życie.

„Wspomnienia traumatycznych wydarzeń aktywują się, kiedy dzieje się coś podobnego do tego, co działo się wówczas. Może chodzić o obraz, dźwięk, ale także o moment w roku” – mówi dr Magdalena Kaczmarek, psycholożka z Uniwersytetu SWPS, która doktorat poświęciła uwarunkowaniom stresu pourazowego u dzieci, które przeżyły katastrofę naturalną.

Wśród nas mieszka dziś ponad milion osób, które opuściły swój kraj, uciekając przed wojną (baza PESEL pokazuje 1,4 mln ludzi, ale szacuje się, że prawie 300 tys. z nich wyjechało z Polski). Setki tysięcy z nich na co dzień zmagają się z podwyższonym poziomem lęku. Emocjonalne zasoby ich wszystkich są poważnie osłabione.

Żeby je odbudować, potrzeba nie tylko indywidualnego wysiłku, ale i społecznego. „Człowiek, który ma mało zasobów, wykazuje coraz bardziej defensywną postawę. Kiedy tracimy bliskich, dom, dorobek życia, spirala strat się rozkręca, a człowiek staje się coraz bardziej wrażliwy i podatny na kolejne straty. Nie radzi sobie psychicznie, ma coraz większe problemy relacyjne, pojawiają się kłótnie, przemoc. Bardzo trudno zatrzymać nakręcanie się takiej spirali, najlepiej jej zapobiegać albo wcześnie interweniować” – mówi dr Kaczmarek. – Chodzi o to, by w wymiarze indywidualnym, ale i społecznym stale budować zasoby”.

Dużo się mówi o potrzebie self care, troski o samego siebie. Ale zdrowie psychiczne poza wymiarem indywidualnym ma wymiar społeczny – relacji i troski o siebie nawzajem.

Niektórzy cierpią z powodu fajerwerków

Katarzyna Sroczyńska: Lubi Pani fajerwerki?

Dr Magdalena Kaczmarek: Nie lubię. Oczywiście ładnie wyglądają i bywają częścią świętowania Nowego Roku niemal wszędzie. Być może to zwyczaj zakorzeniony w dawnych rytuałach odganiania zła hałasem. Ale nie podoba mi się odpalanie rac przez wszystkich i wszędzie. No i z powodu hałasu, który towarzyszy ich odpalaniu, niektórzy cierpią. Na przykład małe dzieci, zwierzęta, szczególnie psy, ale także ludzie, którym wybuchy kojarzą się nie z zabawą i kolorowymi rozbłyskami, ale z bombardowaniem.

Fajerwerki mogą sprawić, że takie wspomnienia staną się bardzo żywe?

Mogą. Wspomnienia traumatycznych wydarzeń aktywują się, kiedy dzieje się coś podobnego do tego, co działo się wówczas. Może chodzić o obraz, dźwięk, ale także o moment w roku. Intruzywne, czyli wdzierające się mimowolnie wspomnienia wracają same, niezależnie od okoliczności, ale może być tak, że coś je wyzwala. To ogólna zasada i fajerwerki nie są tu wyjątkiem.

Wydarzenia traumatyczne, to znaczy jakie? Mówimy czasem o traumatycznym spotkaniu w pracy albo traumatycznej rozmowie.

Potocznie traumatyczny to taki, który wywołał szok. W medycynie mamy oddziały traumatologiczne, do których trafiają ludzie z różnymi urazami. W psychologii i psychiatrii trauma jest dodefiniowana, a jej definicja jest częścią definicji PTSD, posttraumatic stress disorder, zespołu stresu pourazowego, czyli potraumatycznego.

Wąsko rozumiane doświadczenie traumy oznacza uczestniczenie w sytuacji, w której ktoś traci życie, życie jest zagrożone lub następuje utrata zdrowia. Czasem wystarczy, że taką sytuację obserwujemy albo że jesteśmy z nią skonfrontowani, wtedy mówimy o wtórnej traumatyzacji – za pośrednictwem czyichś wspomnień czy opowieści.

Mówi się o traumie także w kontekście utraty integralności cielesnej czy psychicznej. To ostatnie zdarza się na przykład w wypadku gwałtu. Traumatyczne wydarzenia są również nagłe i nieoczekiwane. Z definicji nie jesteśmy do nich przygotowani, dotyczy to nawet przedstawicieli służb mundurowych czy medyków.

Traumę można też rozumieć szerzej niż tylko jako zagrożenie życia. W Polsce przeprowadzono sporo badań nad powodzianami – nawet jeżeli zagrożenie życia w wypadku niektórych osób nie było wówczas duże, to traumę wywoływała nagła, masywna utrata całego dobytku i degradacja środowiska, to, że i dom, i całe otoczenie było zniszczone.

Można więc powiedzieć, że traumą jest każde wydarzenie, które wiąże się z dużym zagrożeniem i ryzykiem utraty podstawowych zasobów, które ma człowiek. A naszym najważniejszym zasobem jest oczywiście życie, własne i bliskich. Ale można pójść dalej, i powiedzieć, że nagle opuszczenie domu, wymuszone, w dramatycznych okolicznościach, a także widok ogromnych zniszczeń mogą mieć traumatyczny wymiar. To dotyczy na przykład uchodźców.

Przeczytaj także:

Trauma nasza powszechna

Traumatyczne doświadczenia ma nawet co druga osoba.

Tak w wypadku mężczyzn jest to najczęściej przemoc fizyczna, w domu i poza domem. Kobiety częściej doświadczają przemocy seksualnej. Poza tym chodzi o wypadki drogowe, pożary, powodzie.

Czy u wszystkich rozwija się PTSD?

Nie, na szczęście nie. Jest zresztą wiele badań dotyczących rezyliencji, czyli cechy czy zespołu cech, która sprzyja temu, że człowiek stosunkowo dobrze radzi sobie z przeżywaniem nawet bardzo trudnych doświadczeń.

Definicja PTSD wykuwała się dopiero w latach 80. XX wieku, choć samo zjawisko dostrzeżono dużo wcześniej. Po II wojnie światowej mówiono na przykład o syndromie KZ (Konzentrationlager) u osób, które przeżyły obozy koncentracyjne. To, co się z nimi działo, wiązano jednak z doświadczeniem głodu.

Długo nie przyjmowano do wiadomości, że chodzi o problem natury przede wszystkim psychicznej. W I wojnie wystąpił masowy problem niezdolności żołnierzy do kontynuowania walki. Jak pamiętamy, w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka” leczono to lewatywą.

Używano wówczas określenia shell shock, czyli szoku wywołanego wybuchami. Sądzono, że w ich wyniku dochodzi do uszkodzenia mózgu albo kręgosłupa.

Jeszcze wcześniej, pod koniec XIX wieku, opisywano przypadki ludzi, którzy przeżyli katastrofy kolejowe. Ale i w tym wypadku ich dolegliwości łączono z urazami fizycznymi.

Wojna w Wietnamie

Impuls do badań stanu psychicznego ludzi, którzy przeżyli traumatyczne wydarzenia, przyniosła nie II wojna światowa, po której raczej traumę przeżywano w milczeniu, ale wojna w Wietnamie. Stało się tak być może dlatego, że mniej więcej w tym samym czasie zaczęto również wracać do wspomnień z II wojny, ale także pojawiły się problemy z adaptacją weteranów do zwykłego życia.

Są badania porównujące sytuację weteranów wojny wietnamskiej w Stanach Zjednoczonych i w Australii. Walczyli w podobnych miejscach, mieli podobne doświadczenia, ale Australijczycy radzili sobie lepiej niż Amerykanie.

Skąd się brały różnice?

Duże znaczenie ma to, co się dzieje w życiu przed traumą, jaki jest człowiek, co się dzieje w jej trakcie, jak długo ona trwa, jak jest intensywna. Ale bardzo ważne jest również to, jak do tego, co się przeżyło, odnosi się otoczenie. Człowiek, który doświadczył traumatycznych wydarzeń, czuje się wyobcowany. Jest mu trudno o tym opowiadać, często ma poczucie, że jego doświadczenie jest nietypowe.

Jeżeli spotyka się z przyjazną reakcją otoczenia, to to pomaga w uruchamianiu naturalnych zasobów do radzenia sobie ze stresem, które wszyscy mamy. Dużo trudniej wracają do społeczeństwa i zdrowia ci, którzy natykają się na wrogie, nieprzychylne reakcje innych. Sądzę, że rany psychiczne społeczeństwa ukraińskiego będą ogromne, choć wiele zależy od tego, w jaki sposób ta wojna się zakończy.

Dlaczego?

Bo to konflikt krwawy, wymierzony w dużej części w ludność cywilną. Polacy – myślę – dobrze to rozumieją, bo odżyły bezpośrednie lub zasłyszane wspomnienia z II wojny, tego, że my też przeżyliśmy taki krwawy konflikt, wojnę, która toczyła się w miastach. Trauma w takim wypadku dotyka i cywilów, i żołnierzy.

To nie jest tak jak w bazach amerykańskich w Afganistanie, że po akcji wraca się do bezpiecznej bazy i idzie do McDonalda. W tym wypadku miesiącami żyje się w warunkach frontowych. To zresztą dotyczy także żołnierzy rosyjskich. Obawiam się, że po wojnie dojdzie do ogromnego wybuchu agresji i zachowań przemocowych.

Krwawa i długa wojna w Syrii odcisnęła piętno na zdrowiu psychicznym 80 proc. populacji. U 40 proc. cywili wystąpił zespół stresu pourazowego, ale w tej grupie diagnozuje się także depresję, zaburzenia lękowe, zaburzenia adaptacyjne.

Traumatyczne przeżycia są warunkiem zdiagnozowania PTSD, ale ich następstwem najczęściej są prawdopodobnie zaburzenia lękowe i depresja. U dzieci obserwuje się zaburzenia zachowania, w całym społeczeństwie wzrost przemocy i uzależnień, samoleczenia. Ludzie próbują zmniejszyć swój poziom lęku, sięgając po narkotyki i alkohol.

Wojna przejeżdża jak walec po ludzkiej psychice i zostawia długotrwałe rany.

Znaczenie zasobów

Nawiążę do koncepcji stresu Stevena Hobfolla, która moim zdaniem dobrze opisuje to, co się dzieje ze społeczeństwami. Hobfoll zwrócił uwagę na to, że stres nie jest zjawiskiem jednostkowym, jest przeżywany w określonym kontekście społecznym. Podkreślił znaczenie zasobów, a zasób to coś, co człowiek uważa za cenne.

Jego zdaniem o stresie możemy mówić w sytuacji, gdy nasze zasoby są zagrożone, lub gdy je tracimy. Hobfoll mówi też o spiralach strat i spiralach zysków. Jeżeli jakieś zasoby są zagrożone, to człowiek może się starać je chronić albo aktywnie odbudowywać. W zależności od tego, ile ich ma, wybiera pierwszą lub druga strategię.

Niestety, w tym wypadku jest tak, że tym, który mają wiele, będzie dodane, a tym, którzy mają mało, będzie odebrane.

Człowiek, który ma mało zasobów, wykazuje coraz bardziej defensywną postawę. Kiedy tracimy bliskich, dom, dorobek życia, spirala strat się rozkręca, a człowiek staje się coraz bardziej wrażliwy i podatny na kolejne straty. Nie radzi sobie psychicznie, ma coraz większe problemy relacyjne, pojawiają się kłótnie, przemoc.

Bardzo trudno zatrzymać nakręcanie się takiej spirali, najlepiej jej zapobiegać albo wcześnie interweniować. I tego między innymi dotyczy koncepcja społecznego radzenia sobie z katastrofami Hobfolla. Chodzi o to, by w wymiarze indywidualnym, ale i społecznym stale budować zasoby.

Oczywiście w sytuacji wojny to trudne. Nie ma skąd czerpać zasobów, trzeba być wsparciem dla innych. Pozytywne jest to, że w ostatnich latach wypracowano wiele terapii pomocnych w leczeniu PTSD. Zwykle są to krótkoterminowe interwencje o charakterze kognitywno-behawioralnym, szczegółowo zaplanowane, mówimy – z określonym protokołem.

Ludzie pozbywają się dzięki nim intruzywnych myśli, lepiej śpią. Skuteczność tych terapii jest wysoka. Pomagają zintegrować traumatyczne wspomnienia.

To znaczy, że wcześniej działamy tak, jakbyśmy nie chcieli włączyć traumatycznych wspomnień do swojej historii?

Raczej nie potrafili. Zawodzi przetwarzanie wspomnień, wiąże się z tym silny lęk. Kiedy tylko zbliżamy się do tych wspomnień, lęk się aktywuje.

PTSD ma trzy rodzaje objawów. Po pierwsze, intruzywne wspomnienia. Są tak intensywne, że dawniej mylono je z omamami i halucynacjami. Te wspomnienia często pojawiają się we śnie, ale także na jawie.

Fajerwerki jak bombardowania

Może się to zdarzyć pod wpływem fajerwerków?

Może, jeśli ktoś ma traumatyczne wspomnienia bombardowań. Napływowi tych wspomnień towarzyszy wzrost lęku: człowiek się poci, odczuwa silny niepokój, drży. Jest tak, jakby kolejny raz przeżywał to traumatyczne doświadczenie.

Druga grupa symptomów to odrętwienie i unikanie. Człowiek zmniejsza swoją aktywność, czuje, jakby nie czuł, pojawia się chłód, nie wie, co czuje wobec bliskich. Te symptomy przypominają depresję. Człowiek próbuje się odsunąć od lęku. To rodzaj wadliwej adaptacji – bo PTSD to jest rodzaj adaptacji, tyle że nieudanej.

Trzecią grupę stanowią objawy związane z nadmiernym pobudzeniem. To brzmi trochę jak przeciwieństwo tego, o czym mówiłam wcześniej, ale chodzi o nagłe, nadmiarowe reakcje, wybuchy złości albo napady lęku niewspółmiernie silnego do tego, co się dzieje. Człowiek jest rozregulowany, ma problemy ze snem.

Ale tak, jak powiedziałam wcześniej, osobom, które przeżyły traumatyczne doświadczenia, można stawiać różne diagnozy, nie tylko PTSD. Przypominam też, że leczenie PTSD jest możliwe.

Każda rozmowa z psychologiem leczy?

Nie. Wsparcie jest z reguły pomocne, ale istnieją też procedury w nurcie terapii poznawczo-behawioralnej, które na szczęście zna w Polsce coraz więcej osób. One z reguły wygaszają lęk, czasami są bardzo behawioralne. Na przykład w czasie przywoływania traumatycznych wspomnień pacjent ma poruszać gałkami ocznymi w prawo i lewo. Jeśli bodźce są przetwarzane przestrzennie, to sprzyja to obniżaniu się lęku.

Oczywiście nie namawiam nikogo, by tego próbował samodzielnie, trzeba to robić w kontakcie z terapeutą, w odpowiedni sposób. Mogą one również polegać na nauce rozpoznawania symptomów zbliżającego się leku i opanowywania go. Przebieg tych terapii jest często widowiskowy, nietrudny, a efekty bardzo zauważalne.

Odzyskać sens życia

Ale poczucie sensu życia trudno w taki sposób odzyskać.

Traumatyczne wydarzenia uderzają w być może nieco naiwne, ale szeroko podzielane przekonania na temat sprawiedliwości świata. Wierzymy, że świat jest miejscem raczej sprawiedliwym i przenikniętym sensem. Oczywiście dorastając, uczymy się to niuansować. Jeśli dzieje się coś, co masywnie podważa te przekonania, wiarę we własne sprawstwo i poczucie kontroli, to naruszone zostają głębokie przekonania na temat siebie i świata. I to też wymaga potem rekonstrukcji.

Jest też w badaniach nad traumą nurt pozytywnych konsekwencji, wzrostu potraumatycznego. To kontrowersyjna teoria. Ci którzy silniej cierpią, doświadczają silniejszego wzrostu. Być może to forma adaptacji, która odbywa się na poziomie przekonań i wyobrażeń na temat siebie, świata i wartości.

Ludzie po traumie mają czasem poczucie, że doświadczyli czegoś niezwykle silnego, że te doświadczenia pokazały im wartość życia, właśnie ze względu na to, że przekonali się, jak jest kruche, że pomogły im w stworzeniu właściwej hierarchii wartości, nieprzejmowaniu się drobiazgami dnia codziennego. Jeśli poradzili sobie z traumą, czerpią z niej siłę.

Co cię nie zabiło, to cię wzmocni? Naprawdę?

Dlatego mówię o tym z wahaniami. Na pewno jest tak, że ludzie cierpią i że przeżywają zmianę, jeśli chodzi o wartości. Ale wydaje mi się, że to powiedzenie, które pani przytoczyła, jest tylko częściowo prawdziwe.

Nadmierny, chroniczny stres nie jest adaptacyjny.

Pozorną formą adaptacji może być milczenie. Ludzie nie rozmawiają o tym, czego doświadczyli, nie chcą do tego wracać, pozornie żyją normalnie, ale gdzieś te wspomnienia są i na nich oddziałują, wyrażając się np. w formie nałogów czy przemocy.

Po wojnie opisano też syndrom ocalonego – ci, którzy przeżyli Holokaust, mieli poczucie, że przeżyli kosztem innym. Odczuwali z tego powodu wyrzuty sumienia. Czegoś podobnego mogą doświadczać uchodźcy – mogą się obwiniać za to, że wyjechali, że nie pomagali.

A jak to milczenie wpływa na kolejne pokolenia?

Trudno powiedzieć, tu wkraczamy w tematy mocno kliniczne. Opowiem jednak o badaniach o charakterze eksperymentalnym. W Buffalo Creek w Stanach Zjednoczonych na początku lat 70. XX wieku doszło do katastrofy – runęła tama i woda zalała miasteczko.

Populację tych, którzy przeżyli katastrofę, psychologowie badali długie lata. Zauważyli, że mieszkańcy Buffalo Creek nadmiernie reagują na pewne bodźce związane z doświadczeniem powodzi, nawet ci, którzy urodzili się już po katastrofie. Co więcej, w domach niekoniecznie o tym, co się wydarzyło, rozmawiano.

Zjawisko tej nadwrażliwości w kolejnych pokoleniach jest nie do końca jasne. Przypuszczalnie pewne wzorce zachowań są na tyle zauważalne, że przenoszą się między generacjami.

Najtrudniej jest najsłabszym

Mówiła Pani o tym, że to, jak ludzie radzą z sobie traumą, zależy nie tylko od czynników indywidualnych, ale i społecznych.

Najsłabszym jest najtrudniej, zwłaszcza dzieciom i osobom starszym. Znaczenie ma także płeć – kobiety częściej doświadczają PTSD niż mężczyźni. Z badań zespołu prof. Jana Strelaua i prof. Bogdana Zawadzkiego, który przyglądał się sytuacji powodzian, wynika, że od stanu ojca najwięcej zależało – jeśli on był w dobrym stanie psychicznym, to rosło prawdopodobieństwo, że podobnie będzie z resztą rodziny.

Ale ogromne znaczenia dla tego, jak sobie poradzimy z traumą, ma nastawienie społeczności, i to różnych jej kręgów – od wąskiego, rodzinnego po bardzo szeroki. Bezpośrednie wsparcie jest ważne, ale niekoniecznie chodzi o to, żeby rozmawiać o tym, co się wydarzyło. Czasem wystarczy być, nie namawiać do rozmów, ale mieć gotowość słuchania, jeśli będzie trzeba.

Duże znaczenie ma społecznie nadawanie sensu jak w wypadku tych australijskich i amerykańskich weteranów. Jeśli ma się poczucie, że brało się udział w czymś bezsensownym, to poradzenie sobie z traumą jest trudniejsze.

Amerykanie wracali do kraju, w którym panowała opinia, że wojna w Wietnamie była zła i bezsensowna.

Tak, czuli się oskarżani, słyszeli, że ich poświęcenie było bezwartościowe. Ukraińcom to, że są doceniani, i że uważa się, że prowadzą sprawiedliwą wojnę, niewątpliwie dodaje otuchy.

Dr Magdalena Kaczmarek – psycholożka, adiunktka w Uniwersytecie SWPS w Warszawie; doktorat poświęciła uwarunkowaniom stresu pourazowego u dzieci, które przeżyły katastrofę naturalną. Interesuje ją wpływ różnic indywidualnych (takich jak temperament, osobowość, przekonania na swój temat) na radzenie sobie ze stresującymi wydarzeniami. Konstruuje testy i kwestionariusze psychologiczne.

;

Komentarze