Nowe badania prowadzone w Norwegii pokazują, że obecność baru typu fast food w okolicy sprawia, że dzieci częściej są otyłe. Co gorsza, słabszy jest też ich rozwój intelektualny. Przeciętny zdrowy posiłek ma połowę kalorii przeciętnego dania fast food o tej samej objętości
Pod pojęciem “fast food” kryje się żywność wysoko przetworzona. Takie produkty mają wysoką kaloryczność, niewiele witamin i mikroelementów, zwykle nie zawierają błonnika. Zdrowy rozsądek i dekady badań wskazują na to, że są po prostu niezdrowe.
Nikt oczywiście nie podupadnie na zdrowiu po zjedzeniu hamburgera z frytkami popitego colą albo jednego pączka. Jednak im więcej takich pozycji w naszej diecie, tym gorzej organizm radzi sobie z nadmiarem kalorii, niedoborem witamin i mikroelementów. Z brakiem błonnika źle radzi sobie nasza flora jelitowa, która również ma wpływ na zdrowie.
Spożywanie wysokokalorycznej żywności przetworzonej znacząco zwiększa ryzyko nadwagi, otyłości, cukrzycy typu II i chorób krążenia. Może też zwiększać ryzyko rozwoju nowotworów (w szczególności jelita grubego).
Mniej przy tym istotne jest, czy chodzi o hamburgery, czy ciastka - kaloryczne i niezdrowe są jedne i drugie.
To szczególnie istotne w przypadku dzieci, których organizmy jeszcze się rozwijają. Dla nich fast food jest szczególnie szkodliwy.
Ale czy mieszkanie w okolicy baru serwującego takie dania może wpływać na zdrowie dziecka?
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Badacze z National Bureau of Economic Research (to organizacja non-profit zajmująca się badaniami w dziedzinie ekonomii) wzięli pod lupę dane z Norwegii z lat 1980-2006. Porównali dane o zdrowiu i rozwoju dzieci sprzed otwarcia baru typu fast-food w danej okolicy i po jego otwarciu.
Okazało się, że otwarcie takiej placówki gastronomicznej sprawiało, że rósł wskaźnik masy ciała (body mass index, czyli BMI) dzieci mieszkających w okolicy. Z każdym rokiem rosło też ryzyko ich nadwagi.
Sąsiedztwo fast foodu wpływało też na to, że dzieci gorzej się rozwijały pod względem intelektualnym. Wpływ na rozwój umysłowy zauważono tylko w grupie do 12. roku życia. Niwelowało go wykształcenie rodziców (im wyższe, tym szkodliwy wpływ “śmieciowego jedzenia” był mniejszy).
Badacze sprawdzili, czy za te zmiany mogły odpowiadać inne czynniki. Dane pochodziły z ćwierci wieku, w którym przecież wiele się zmieniało.
Ze statystycznej analizy danych wynikło, że dostępność niezdrowej żywności w sąsiedztwie odpowiadała za ponad jedną trzecią wzrostu masy ciała nastolatków (36 proc.) i ponad jedną czwartą (27 proc.) spadku zdolności poznawczych.
Nie jest więc tak, że jedyną przyczyną zmian był bar szybkiej obsługi. Jego sąsiedztwo było jednak znaczącym czynnikiem.
Badacze oczywiście stawiają pytanie, co odpowiada za pozostałą część tych niekorzystnych zmian. Cóż, przez ćwierć wieku, z którego pochodzą dane, wiele się zmieniło.
Więcej żywności przetworzonej jest też w sklepach, częściej jadamy ją w domach. Mniej też niestety się ruszamy – przy czym autorzy skłaniają się ku temu drugiemu wytłumaczeniu. Mniej chodzimy, więcej siedzimy przed telewizorem czy komputerem.
Oczywiście to nie sama obecność fastfoodowych barów sprawia, że dzieci tyją - muszą się jeszcze w nich od czasu do czasu stołować. Ale wiadomo też, że fast food kusi.
Po pierwsze, dania typu fast food powstały, żeby szybko zaspokoić głód. I dokładnie z tego samego powodu są wysokokaloryczne i niezdrowe (przeciętne danie fast food zawiera dwa razy tyle kalorii, ile w tej samej objętości powinien zawierać zdrowy posiłek).
Po drugie, produkowane masowo jedzenie jest znacznie tańsze niż przygotowane w restauracji lub w domu. W wielu miejscach w USA hamburger, frytki i cola to najtańsza i najłatwiej dostępna żywność dla “niektórych grup demograficznych” (co jest zwykle eufemizmem na niezamożnych).
Po trzecie, takie „szybkie jedzenie” (stąd przecież “fast” w nazwie), można mieć w kilka minut bez wysiłku. Przygotowanie posiłku w domu wymaga pracy i czasu.
Nie bez znaczenia zapewne jest i to, że
marketing sieci fastfoodowych dość często kierowany jest do dzieci i nastolatków. Nastolatki często wybierają takie bary na miejsca towarzyskich spotkań.
Może być i tak, że sama obecność placówki tego typu w okolicy wpływa na nawyki żywieniowe rodziców i dzieci, choćby przypominając o łatwym i szybkim jedzeniu.
Oczywiście nikt nie postuluje zakazu barów fast food ani sprzedaży żywności wysoko przetworzonej. Można jednak zastanowić się, czy nie powinniśmy bardziej skupić się na edukacji związanej z żywnością i żywieniem - i regulacjach prawnych.
Edukacja w tym zakresie nie jest łatwa - naszym przeciwnikiem są kubki smakowe i ośrodek przyjemności. Łatwo jest zrozumieć, że sałatka ma mniej kalorii niż frytki. Znacznie trudniej, że więcej kalorii niż frytki ma ta sama sałatka z sosem vinaigrette.
Mało kto wie też, że starte jabłko i marchewka mają dużo wyższy ładunek glikemiczny niż zjedzone w całości.
O tym, że ugotowane produkty skrobiowe (makaron, ziemniaki i ryż) przechowane przez noc w lodówce mają dużo niższy ładunek glikemiczny i mniej kalorii wie już naprawdę niewielu (w niskiej temperaturze krótkie łańcuchy skrobi wiążą się ponownie w dłuższe i trudniejsze do przyswojenia).
Tu przypomnijmy, że przeciętny zdrowy posiłek ma połowę kalorii, które przeciętne danie fast food ma w tej samej objętości.
Warto i trzeba edukować - zwłaszcza najmłodszych.
Z kilku badań w krajach, gdzie wprowadzono “podatek cukrowy” od słodzonych napojów, wynika, że taka opłata zmniejszyła ich sprzedaż. Nie jest jednak do końca jasne, jak spadek sprzedaży słodzonych napojów przekłada się na spadek wagi, czy liczby przypadków cukrzycy.
Inaczej jest z tłuszczami trans (czyli izomerów trans nienasyconych kwasów tłuszczowych). Dowody na ich szkodliwość dla układu krążenia znaleziono już w latach 50. ubiegłego wieku. Potem okazało się, że ułatwiają tycie. WHO od dekad zaleca wyeliminowanie ich z żywności.
Po latach badań naukowych i nacisków grup konsumenckich w wielu krajach ograniczono ich dopuszczalną zawartość. W Polsce odpowiednie przepisy obowiązują od kwietnia 2021 roku - tłuszcze trans mogą stanowić maksymalnie 2 proc. wszystkich tłuszczów obecnych w produkcie. W USA ich dodawanie do żywności jest zakazane od 2019 roku.
Nie jest więc tak, że z niezdrową żywnością nie da się nic zrobić.
Co jest więc zdrowe? Cóż, z wielu badań nad żywnością i żywieniem wynika, że najzdrowsza jest dieta śródziemnomorska, typowa dla krajów południowej Europy, Lewantu i północnej Afryki. Większość z nas kojarzy ją głównie z dietą Włochów (rzadziej Greków).
Zamiast hamburgera z frytkami czy schabowego z ziemniakami Włosi na obiad zjedzą raczej spaghetti. I raczej nie bolognese - bo nie jest to danie kuchni włoskiej, powstało prawdopodobnie w Stanach Zjednoczonych. Jeśli w Italii jedzą makaron z sosem pomidorowym, to raczej alla putanesca - z oliwkami i anchovies.
Dieta śródziemnomorska to dużo produktów zbożowych (makarony, ryż), warzyw, roślin strączkowych i orzechów, jaj i produktów mlecznych. Rzadziej czerwone i tłuste mięso (bogate w tłuszcze nasycone), częściej drób i ryby. Na deser częściej jada się świeże owoce niż słodycze.
W kuchni używa się dużo oliwy z oliwek (bogatej w tłuszcze nienasycone, zwłaszcza oleinowy). Niektórzy jako istotny składnik wymieniają też czerwone wino (zawierające flawonoidy i resweratrol).
Podobna do niej jest dieta DASH (Dietary Approaches to Stop Hypertension) opracowana z myślą o chorych na nadciśnienie. Od śródziemnomorskiej różni się znacznym ograniczeniem produktów bogatych w nasycone kwasy tłuszczowe: mięsa, pełnotłustego mleka i nabiału.
Jest wiele badań, które wskazują na to, że jedna i druga to prawdopodobnie najzdrowsze diety dla człowieka. W porównaniu z innymi sposobami odżywiania znacząco zmniejszają ryzyko chorób układu krążenia. Zmniejszają też ryzyko nowotworów, demencji, a nawet (co zaskakujące) depresji.
Fast food jest poniekąd tej diety antytezą. Powstał jako „convenience food”, jedzenie wygodne. Jednak to wygodne z czasem okazało się wyjątkowo niezdrowe.
Sąsiedztwo baru typu fast food wpływa na rozwój fizyczny i umysłowy dzieci
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Rocznik 1976. Od dziecka przeglądał encyklopedie i już mu tak zostało. Skończył anglistykę, a o naukowych odkryciach pisał w "Gazecie Wyborczej", internetowym wydaniu tygodnika "Polityka", portalu sztucznainteligencja.org.pl, miesięczniku "Focus" oraz serwisie Interii, GeekWeeku oraz obecnie w OKO.press
Komentarze