0:00
0:00

0:00

Nowelizacja ustawy o OZE wzbudziła ogromne emocje – głównie przez zmiany w rozliczaniu posiadaczy paneli słonecznych. Niektórzy mówili o końcu eldorado i koniecznym ograniczeniu rozwoju rynku fotowoltaiki. Gdyby boom na instalacje trwał, sieć elektroenergetyczna nie mogłaby przyjąć prądu z wielu z nich, o czym ostatnio pisaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

Inni krytykowali likwidację systemu opustów, mówiąc o zamachu na obywatelską energetykę. Tak czy inaczej – od 1 kwietnia 2022 roku nowi posiadacze fotowoltaiki nie odbiorą już do 80 proc. przekazanej wcześniej do sieci energii za darmo. Na tym właśnie polegają opusty, którymi użytkownicy paneli zainstalowanych do końca marca 2022 mogą cieszyć się przez 15 lat od ich założenia.

Bloki na uboczu dyskusji o domach jednorodzinnych

Awantura o opusty nieco odwróciła uwagę od powszechnie chwalonych rozwiązań, które rządzący postanowili umieścić w nowelizacji. Ułatwiają one życie tym, którzy chcą korzystać z taniego i czystego prądu, ale nie mają gdzie umieścić paneli, oraz wspólnotom mieszkaniowym, które chciałyby czerpać energię ze słońca. W pierwszym przypadku mówimy o prosumentach wirtualnych, w drugim – o zbiorowych. Niezwykle kontrowersyjna dla właścicieli domów jednorodzinnych ustawa w ten sposób likwiduje problem, z którymi zmagają się mieszkańcy bloków.

Wspólnoty mieszkaniowe teoretycznie mogą dziś instalować na swoich dachach panele fotowoltaiczne. Mieszkańcy nie mają jednak możliwości korzystania z dostarczanej przez nie energii w swoich lokalach.

Prąd w myśl obecnych regulacji idzie jedynie do części wspólnych – można za jego pomocą na przykład zbić koszty za oświetlenie klatek schodowych.

Dzieje się tak, mimo że dachy polskich bloków w większości mogłyby bez problemu łapać energię ze słońca. Zwykle są one wyższe niż inne obiekty czy okoliczne drzewa. Nic więc nie blokuje dostępu do słońca. W tej sytuacji trzeba jedynie zadbać o dobry kąt nachylenia paneli. Instalacje dają sobie również radę z wiatrem, są montowane nawet na kilkunastopiętrowych wieżowcach. Czysta energia mogłaby więc zasilać mieszkania w blokach, które są domem dla jednej trzeciej z nas.

Blokowa fotowoltaika, czyli "zrób to sam" dla ludzi ze smykałką

Nie oznacza to, że w Polsce do tej pory nie było blokowych instalacji zasilających mieszkania. Jednym z pionierów był krakowianin Radosław Wroński, który założył panele na budynku blokowiska Ruczaj. Korzysta z nich, pokrywając zapotrzebowanie na prąd dla własnego mieszkania. Jak mówił w wywiadzie dla portalu Smoglab, instalację umieścił na swojej części dachu. Potrzebna była do tego jedynie zgoda wspólnoty mieszkaniowej.

„Na pierwszym zebraniu było trochę pozytywnego zaciekawienia, ale nie było żadnej negacji. Zarówno ze strony członków wspólnoty, jak i przedstawicieli jej zarządu. Jeden z mieszkańców miał obawy, że instalacja będzie zakłócać odbiór radiowo-telewizyjny, ale gdyby ktoś się spotkał z podobnymi obawami, uspokajam – nie zakłóca” - czytamy w wywiadzie sprzed czterech lat.

Wroński mógł być też inspiracją dla innych. Lokalne media co jakiś czas donoszą o kolejnych mieszkańcach bloków próbujących korzystać z paneli solarnych. Portal „Tu Legionowo” pisał o mikroinstalacji stojącej w ogródku jednego z mieszkań. Jego właściciel Adam Muracki przyznaje, że nie zgłosił swojej fotowoltaiki do spółdzielni.

„Jest opór wobec zmian i nowości” - mówi legionowianin. „Mam to szczęście, że mieszkam na parterze i mam dostęp do ogródka od strony południowej. Wiedzę zdobyłem z facebookowej grupy »Fotowoltaika — zrób to sam«. Założenie takiej instalacji samemu nie jest trudne. Trzeba mieć podstawową wiedzę elektryczną i smykałkę do majsterkowania”.

Podobne, niewielkie zestawy pojawiają się również na balkonach niektórych z mieszkań. Media donosiły między innymi o dwóch panelach zainstalowanych na balkonie jednego z katowickich mieszkań. Właściciel chwalił się, że panele założył samodzielnie, kosztowało go to zaledwie 2,5 tys. złotych, a instalacja zapewnia około jednej czwartej zapotrzebowania na prąd jego czteroosobowej rodziny.

Przykład może iść z Litwy, ale polskie prawo będzie spóźnione

Fotowoltaika dostarczająca energię do mieszkań była do tej pory więc domeną pasjonatów, a państwo nie ułatwiało jednej trzeciej obywateli korzystania z odnawialnej energii. Nie brakuje jednak przykładów masowego wykorzystania paneli w budynkach wielorodzinnych w innych krajach Unii Europejskiej.

Przykładem dla Polski może być w tym przypadku Litwa, która korzystne dla wspólnot przepisy wprowadziła prawie dwa lata temu. Tam coraz popularniejszy jest model prosumenta wirtualnego – czyli korzystanie z paneli znajdujących się poza miejscem zamieszkania.

Prąd z elektrowni słonecznych jest przekazywany w takiej sytuacji do sieci, a prosument odbiera go w ilości odpowiadającej jego udziałowi w danej instalacji.

„Po uchwaleniu odpowiednich przepisów, które są jednymi z najbardziej nowatorskich w UE, na Litwie pojawiły się nowe możliwości związane z tzw. zdalnymi elektrowniami słonecznymi. Dają one możliwość właściwie każdemu obywatelowi nabyć część elektrowni fotowoltaicznej działającej na terenie kraju, niekoniecznie w pobliżu miejsca zamieszkania. Dotyczy to nawet mieszkańców bloków w miastach” - mówił agencji Newseria Biznes Simonas Šileikis, pochodzący z Litwy prezes polskiej filii zajmującej się energetyką firmy Green Genius.

Podobny zapis znajduje się również w nowelizacji polskiej ustawy o OZE. W zamierzeniu w przyszłości każdy będzie mógł skorzystać ze „zdalnej elektrowni” bez konieczności zakładania paneli na własnym dachu. Niestety na taką możliwość trzeba będzie jeszcze poczekać. Zapisy dotyczące prosumenta wirtualnego mają wejść w życie za trzy lata.

Transformacja nie wyjdzie bez bloków

Z nowych możliwości cieszą się osoby popularyzujące blokową fotowoltaikę – w tym założyciele pierwszych minielektrowni zasilających części wspólne budynków. Jedna z nich powstała we Wrocławiu na dachach Spółdzielni Mieszkaniowej Wrocław-Południe.

„Pierwsza ustawa o odnawialnych źródłach energii była w miarę przyjazna fotowoltaice indywidualnej, jednak rodziła się w bólach. Nowelizacja z 2016 roku bardzo postawiła na prosumentów. Zmiany były pozytywne, ale dotyczyły jedynie osób fizycznych produkujących prąd na własne potrzeby” - mówi prezes SM Wrocław-Południe Marek Dera.

Wrocławska Elektrownia Słoneczna zajmuje 35 dachów spółdzielni i powstawała w latach 2016-17. „Do tej pory ustawa OZE w ogóle nie zakładała możliwości wspólnych rozliczeń dla mieszkańców jednego budynku wielorodzinnego w ramach rachunku prosumenckiego. Bez włączenia spółdzielni i wspólnot w zieloną transfromację nie uda się uzyskać zadowolających efektów ekologicznych nie tylko w Polsce, ale i w Unii Europejskiej”.

Jak dodaje Dera, nowe rozwiązania dotyczące prosumentów zbiorowych i wirtualnych przybliżają nas do czołówki krajów najmocniej stawiających na energetykę społeczną.

„Mimo to według mnie jesteśmy w połowie stawki” - zaznacza wrocławianin. „A do większego wykorzystania fotowoltaiki na dachach bloków mogą zachęcać dotychczasowe wyniki naszej instalacji. Produkcja i zużycie bilansują się, a ze względu na postęp technologiczny wyniki nowych paneli są o wiele, wiele lepsze.

Co istotne, już teraz mieszkańcy tych 35 budynków w dużym zakresie uniezależnili się od wzrostu cen energii.

Teraz na rynku dostępne są ogniwa o 50-70 proc. bardziej wydajne niż te, z których korzystaliśmy na samym początku. Aż się prosi, by wykorzystać ogromną powierzchnię dachów”.

Panele na blokach nie muszą obciążać sieci. A co ze wsparciem?

Taki plan mógłby rozbić się jednak o problemy z wydolnością sieci, która już dziś ma problemy z przyjęciem całej energii z paneli w czasie największego nasłonecznienia. Linie energetyczne w miastach są jednak lepiej rozwinięte niż te na wsiach, gdzie w tej chwili działa najwięcej fotowoltaiki. Zdaniem Dery bloki nie muszą jednak obciążać sieci.

„Można inwestować w hybrydowe instalacje OZE, na przykład połączenie instalacji fotowoltaicznych z pompami ciepła i zbiornikami magazynującymi ciepłą wodę. Wtedy produkowana przez panele energia mogłaby być konsumowana tu i teraz, bez potrzeby przesyłania jej do sieci" - mówi prezes wroclawskiej spółdzielni.

"Pompy ciepła mogłyby od razu ogrzewać wodę, którą potem zużywaliby mieszkańcy budynków wielorodzinnych. Mam nadzieję na rozwój magazynów energii, zarówno elektrycznej, jak i cieplnej. Każdy jej przesył jest obarczony stratą, dlatego najlepiej wykorzystywać ją na miejscu. Nie mam też złudzeń, że sieć przyjmie każdą jej ilość”.

Dera przekonuje, że zbiorowi prosumenci zasługują na wsparcie z publicznych środków. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska zrobił już pierwsze podejście do wsparcia dla spółdzielni inwestujących w panele. W 2020 roku NFOŚ prowadził pilotaż programu „Słoneczne dachy” w Wielkopolsce. Na preferencyjne pożyczki z opcją umorzenia do 10 proc. kwoty poszło 100 mln złotych. Program nie przekonał jednak wspólnot mieszkaniowych, a jego efektem było podpisanie zaledwie dwóch umów – z poznańskimi spółdzielniami „Winogrady” i „Enklawa”. Program nie doczekał się ogólnopolskiej kontynuacji, a urzędnicy na razie nie informują o nowych planach wobec blokowej fotowoltaiki.

Czas ucieka. Nowe zasady wchodzą w życie w kwietniu, a bez wsparcia panele na dachach bloków mogą być nadal jedynie rzadką ciekawostką.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze