0:000:00

0:00

Spełnia się czarny sen biznesu fotowoltaicznego. Po ogromnym boomie instalacji z marca branża zalicza potężne tąpnięcie. Do końca trzeciego miesiąca roku obowiązywały korzystne dla nowych użytkowników zasady rozliczania się z energii przekazywanej do sieci. W kwietniu spełniły się wszystkie pesymistyczne scenariusze, które firmy sektora kreśliły już w zeszłym roku. Jeszcze w marcu do sieci przyłączyło się ponad 40 tys. nowych mikroinstalacji. W kolejnym miesiącu liczba ta wyniosła zaledwie 650 sztuk.

Fotowoltaika mniej opłacalna? Na pewno na niestabilnych zasadach

Właściciele domów odwrócili się od fotowoltaiki po zlikwidowaniu tak zwanego systemu opustów. W jego myśl prosumenci (połączenie słowa konsument i producent) oddawali energię do sieci w czasie jej nadprodukcji, a w momentach niedoborów mogli odebrać 80 proc. z niej bezpłatnie. Te bardzo korzystne zasady przez kolejnych 15 lat nadal będą dotyczyły posiadaczy paneli, którzy umowę o podłączenie do sieci podpisali przed końcem marca. Nowi użytkownicy fotowoltaiki wchodzą na rynek jako jego uczestnicy, skupujący i sprzedający energię. Tak działa system net billingu. W ten sposób nowy prosument trafia w niestabilne środowisko, które zastępuje przewidywalne opusty.

Według rządu taka interwencja w rozpędzony rynek była potrzebna i konieczna. Sieć energetyczna miała problem z przyjęciem całego prądu z paneli. Niektóre z instalacji w czasie największego nasłonecznienia już teraz muszą być wyłączane, by nie dopuścić do jej przeciążenia. Dlatego rozwój branży trzeba było spowolnić.

Mimo to do Michała Sułowskiego z zajmującej się instalacją i obsługą fotowoltaiki LMV Group wciąż zgłaszają się potencjalni klienci. W każdej rozmowie powtarza się jedno pytanie: czy i kiedy inwestycja mi się zwróci? Jeszcze do niedawna odpowiedź była prosta: przy właściwie dobranej mocy paneli i minimalnych rachunkach ten czas wynosił około 6-7 lat. Po tym okresie prąd dla prosumentów obecnych w systemie przed końcem marca staje się faktycznie darmowy - jeśli nie liczyć kosztów utrzymania instalacji.

„Teraz nie mam odpowiedzi na pytanie o to, jak długo będzie zwracać się nowa inwestycja”

- rozkłada ręce Sułowski.

Niepewność wynika z niestabilnego cennika sprzedaży energii. Stawki będzie kształtował nieprzewidywalny ostatnio rynek energii. Dla nowych prosumentów będą one zmieniały się z miesiąca na miesiąc i będą równe średniej cenie hurtowej - obowiązującej między innymi duże przedsiębiorstwa czy przemysł.

”W systemie net billingu prosument będzie musiał na bieżąco śledzić, jak zmieniają się ceny energii. Z tego względu bardzo trudno jest określić, w jakim czasie instalacja fotowoltaiczna będzie mogła się zwrócić” – potwierdzał w portalu Wysokie Napięcie doradca energetyczny Szymon Twardoń.

Przeczytaj także:

Przez chwilę fotowoltaika może być opłacalna. Ale co dalej?

Jeszcze w zeszłym roku branża twierdziła stanowczo, że net billing to koniec taniej fotowoltaiki. Wszystko wskazywało na to, że detaliczne ceny skupu energii będą niższe od tych hurtowych, obowiązujących przy jej sprzedaży prosumentom.

„Może się jednak okazać, że instalacje fotowoltaiczne wcale nie będą tak strasznie nieopłacalne. Wcześniejsze prognozy mówiące o dramatycznym spadku ich opłacalności opierały się na stawkach z zeszłego roku. Teraz hurtowe ceny podawane przez Urząd Regulacji Energetyki (URE) poszły do góry dwukrotnie. W końcu stawka może przekroczyć nawet do 60 groszy za kilowatogodzinę (kWh)” - mówi Michał Sułowski.

W takiej sytuacji prosument mógłby wyjść na plus - bo ceny detaliczne u polskich operatorów prawdopodobnie będą kształtować się na poziomie powyżej 40 groszy za kWh. Według cytowanego przez agencję MarketNews24 Bartłomieja Derskiego z portalu Wysokie Napięcie korzystna sytuacja może utrzymać się do końca roku.

"Ta sytuacja nie może utrzymać się zbyt długo, bo zbankrutowaliby sprzedawcy energii elektrycznej" - zaznaczał Derski.

Nie wiadomo jednak, czy stawki nie będą rosnąć jeszcze bardziej. Publikowane przez URE kwoty godzinowe sięgają nawet ponad tysiąca złotych za megawatogodzinę (a więc złotówki za kilowatogodzinę). Zestawienia godzinowe podlegają dużym wahaniom, jednak w końcu mogą przełożyć się na wysoką miesięczną średnią.

W niektórych okresach net billing może okazać się więc nawet korzystniejszy od systemu opustów. Problem w tym, że najnowszej generacji panele potrafią służyć do 25 lat. Nie sposób przewidzieć, jak w tym okresie będzie wyglądał rynek energii. Wejście w nowy system na dłuższą metę może okazać się loterią.

Są już duże plajty

Odpływ klientów nie może więc dziwić. Spadek zainteresowania odczuwają nawet duże, do tej pory stabilne firmy. Pod koniec czerwca wniosek o ogłoszenie upadłości złożyła działająca na sporą skalę spółka Stilo Energy (100 ekip montażowych, 500 instalacji miesięcznie).

Przed bankructwami jeszcze w zeszłym roku ostrzegało Stowarzyszenie Branży Fotowoltaicznej Polska PV. W swoim opracowaniu organizacja pokazywała korzyści, jakie państwu przynosi rozgrzany rynek fotowoltaiki. W samych podatkach za 2020 i 2021 rok miało to być 3,55 mld złotych z VAT-u, 1,57 mld z CIT-u i 1,36 mld z PIT-u. Zamontowane do listopada 2021 panele przyczyniały się też do redukcji 2,86 mln ton dwutlenku węgla wypuszczonego do atmosfery. W ciągu czterech lat pracę może stracić nawet 86,6 tysiąca osób - straszyli przedstawiciele branży.

Pompy ciepła ratunkiem, gdy fotowoltaika dołuje

Od kwietnia wiele firm może jedynie czekać na nową falę zainteresowania panelami, przejadając zyski z czasu hossy. Inne już wcześniej zaczęły rozszerzać swoją działalność, nie rezygnując z montażu paneli.

”Na szczęście kilka lat temu weszliśmy w pompy ciepła” - mówi nam Sułowski.- „To był strzał w dziesiątkę. Przy wzrostach ceny gazu, węgla, uchwałach antysmogowych zabraniających używania paliw stałych ich instalacja daje stabilność. Jest przecież niepewność, czy Putin nie zakręci kurka. Dla odbiorców indywidualnych to ryzyko jest mniejsze, ale mimo wszystko klienci chcą się od niego uniezależnić. Po pompę ciepła i rozbudowę instalacji zgłaszają się też osoby, które już mają panele. W takiej sytuacji nadal pozostają w starym, korzystniejszym systemie rozliczeń.”

Popularność pomp ciepła rośnie, co widać między innymi po statystykach programu Czyste Powietrze.

W maju ponad połowa dotacji na wymianę węglowego pieca pomogła właśnie w zakupie pompy ciepła.

Urządzenia te zapewniają czyste ogrzewanie, pobierają jednak energię elektryczną. Dlatego najlepiej łączyć ich instalację z użyciem paneli fotowoltaicznych. Poza tym nie zużywają żadnego paliwa, działając na zasadach podobnych do klimatyzatorów czy chłodziarek.

Magazyny drogie, ale mogłyby pomóc

Odrobinę stabilności na rozchwianym rynku energii miały dać prosumentom jej magazyny. Do nich mógłby trafiać nadmiar prądu wyprodukowanego przez panele, którego w czasie większego nasłonecznienia nie może przyjąć mocno dociążona sieć.

Od ostatniej edycji programu dotacyjnego „Mój Prąd”, rząd zaczął dotować magazyny. Plan wyglądał na przemyślany: zachęćmy prosumentów do gromadzenia energii, by opóźnić kosztowne inwestycje w sieć. Z magazynowaniem energii elektrycznej jest jednak kilka problemów. Po pierwsze: cena samych magazynów. Te bardziej pojemne (7 kilowatów i więcej) kosztują od 20 tys. złotych w górę. Taka inwestycja to spore ryzyko, szczególnie przy niepewnym okresie zwrotu fotowoltaiki.

”Zakładając, ze ta inwestycja (w magazyn - przyp. aut) ma się zwrócić jedynie z usługi DSR (zarządzanie popytem na energię - przyp. aut.), to takim progiem samozwrotu jest okres około 10 lat” - wyjaśniał na łamach WNP.pl Mariusz Kondraciuk za zajmującego się magazynami Siemens Polska.

To jeden z powodów klapy rządowego programu dopłat do tych urządzeń.

Do końcówki maja w czwartej edycji programu Mój Prąd wpłynęły zaledwie cztery wnioski o dofinansowanie do magazynów.

Być może nie zachęcała maksymalna kwota dopłaty (7,5 tys. złotych), która nie pokrywa nawet połowy kosztu najtańszych z dużych urządzeń. Powodów jest jednak więcej - zaznacza Michał Sułowski. Przede wszystkim dopłaty są nieatrakcyjne dla osób już korzystających z paneli.

”Żeby skorzystać z dofinansowania, trzeba przejść na nowy system rozliczeń. Nikt za bardzo tego nie chce robić” - zauważą Sułowski.

Dotacje skonstruowane tak, żeby nikt nie skorzystał

Przed zakupem magazynu z dotacją odstrasza też absurd firmowany przez największe spółki energetyczne, takie jak Tauron czy Enea. Operatorzy systemu energetycznego twierdzą, że przyłączenie magazynu skutkuje zwiększeniem mocy mikroinstalacji fotowoltaicznej. W rzeczywistości tak nie jest - bo przecież magazyn powinien służyć do magazynowania, a nie oddawania energii równocześnie z panelami. To duży minus dla osób, które korzystają z opustów. W wielu przypadkach połączona moc magazynu i paneli przekroczy 10 kW, przez co prosumenci wpadają w drugi, mniej korzystny próg opustów. Przekraczając go z sieci za darmo 70 proc. przekazanej tam energii.

Problemem jest też przystosowanie domowej instalacji elektrycznej do takiego „wirtualnego” skoku mocy, które odstraszać może też nowych prosumentów. Wątpliwości powinno rozwiewać zdanie URE. Urzędnicy twierdzą, że magazyn i panele to „dwie odrębne moce”. Mimo to firmy energetyczne na razie obstają przy swoim.

”Magazyny energii miały pomóc zakładom energetycznym, które nie mogły w wielu sytuacjach przyjąć całej mocy przekazywanej przez instalacje fotowoltaiczne. System dotacji skonstruowano jednak tak, by było to jak najtrudniejsze” - komentuje Sułowski.

Przedstawiciele branży są zgodni, że zachęt do fotowoltaiki powinno być więcej - nawet, jeśli powrotu do systemu opustów już nie ma. Zwiększenie mocy przydomowych paneli i wykorzystanie pomp ciepła uniezależniłoby nas też od gazu i węgla. Ceny pierwszego mogą pójść w górę w zimie, tego drugiego na rynku brakuje. Rząd na razie nie rozszerza pomocy dla osób stawiających na czysty prąd i ogrzewanie. Zamiast tego obiecuje dopłaty do węgla, które - o czym pisaliśmy już w OKO.press - mogą nie zadziałać.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze