0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Iga Kucharska / OKO.pressil. Iga Kucharska / ...

W najnowszym cyklu OKO.press i Kampanii Przeciw Homofobii zaglądamy do polskiej armii i sprawdzamy, w jakiej sytuacji są żołnierze LGBT+ i czego oczekują od polskiego państwa, żeby czuć się bezpiecznie. Część bohaterów występuje pod swoimi imionami, reszta – w obawie przed reperkusjami – zgodziła się porozmawiać anonimowo.

Jak to się stało, że znalazłeś się w wojsku?

Mateusz: Chodziłem do liceum lotniczego, do którego wysłali mnie rodzice. Nie miałem zbyt dużego wyboru. Po liceum chciałem pójść na chemię, albo na ASP, ale tak wyszło, że miałem już umowę z wojskiem, zgodnie z którą musiałem startować do szkoły oficerskiej. Dostałem się, więc musiałem tam pójść. Miałem już świadomość swojej orientacji, ale w tamtym momencie mi to nie przeszkadzało, nie afiszowałem się. Mówienie o mojej orientacji nie było mi do niczego potrzebne. Miałem tam znajomych, ale jakoś o tym nie rozmawialiśmy.

W którymś momencie jednak zaczęło ci to przeszkadzać i chciałeś się afiszować?

Tak, jakoś na studiach. Wiadomo, latka lecą i człowiek zaczyna mieć różne osoby partnerskie. Fajnie jest móc się kimś pochwalić.

Kiedy o sobie powiedziałeś?

Dosyć późno na studiach i tylko dwóm osobom, z którymi można było porozmawiać bez skrępowania. Tak naprawdę wyoutowałem się dopiero w pracy, stosunkowo niedawno.

Przeczytaj także:

Czy wywiad, którego udzieliłeś kilka lat temu w magazynie „Replika”, to był twój coming out?

Dziewczyny ode mnie z biura wiedziały, ale większość nie. Więc tak, można powiedzieć, że to był mój coming out w pracy.

Co działo się dalej?

Tak naprawdę to była chwila-moment po publikacji i wszyscy się dowiedzieli.

To ciekawe, że oficerowie Wojska Polskiego śledzą gejowskie magazyny.

No właśnie, to dosyć zabawne, skoro nawet Służba Kontrwywiadu Wojskowego dowiedziała się sporo później. Ktoś musiał „Replikę” kupować i czytać. Powiedzmy sobie prawdę, krypto geje w wojsku istnieją. Z tego, co pamiętam, wywiad wyszedł w środę, a w czwartek nie dość, że już wszyscy wiedzieli u mnie na jednostce, to jeszcze na innych jednostkach były o tym rozmowy.

Szybko się rozeszło i trafiło do sztabu generalnego, tydzień później przyszło pismo w tej sprawie do mojej jednostki.

Co na to twoi przełożeni?

W pierwszej kolejności przychodzili do mnie znajomi z pracy. Widziałem u nich trochę z zaskoczenia, ale tak naprawdę nie do końca to była niespodzianka. No bo powiedzmy szczerze, są różne zachowania, niektóre łatwo wyhaczyć, można się domyślić.

Mój przełożony wezwał mnie do siebie tego samego dnia, żeby mi opowiedzieć, co się może dalej wydarzyć. Nie chodziło o to, żeby mnie nastraszyć, tylko żeby się przygotować na to, jak może zareagować dowództwo. Przedyskutowaliśmy to – ze strony swoich bezpośrednich przełożonych nie miałem żadnych nieprzyjemności, raczej wsparcie. Potem przyszło pismo z góry, główny zarzut był taki, że powiedziałem w tym wywiadzie, gdzie dokładnie pracuję. Poza tym nie mieli za bardzo do czego się przyczepić.

Spodziewałeś się, że akurat to może być problem?

Najzabawniejszy z tego wszystkiego jest fakt, że ja autoryzowałem tamten artykuł i nie pomyślałem, że ktoś może mieć zastrzeżenia. Jest na przykład Akcja Serce – żołnierze sił powietrznych i marynarki wojennej przewożą narządy do przeszczepów na terenie całej Polski. To taki szybki transport, współpraca z lekarzami. Zazwyczaj po takich akcjach pojawiają się informacje w prasie, z których można wyczytać, kto brał udział w transporcie – imię, nazwisko, stopień, jednostka, funkcja w załodze, gdzie pracuje na co dzień itd. Więc mi się wydawało oczywiste, że to nie jest żadna tajna informacja, skoro można to wygooglować. Okazało się, że można się do tego przyczepić, ponieważ jakiś czas wcześniej pojawiło się rozporządzenie, zgodnie z którym nie można mówić, gdzie się pracuje, mimo że w internecie da się łatwo znaleźć dane osobowe i stanowisko żołnierza. Więc mieli rację.

Jak to się dla ciebie skończyło?

Całe szczęście na mojej jednostce zostało to rozwiązane tak, żeby mi nie zaszkodzić. Dostałem wpis do akt na pół roku, co było najniższą możliwą karą.

A tak naprawdę chodziło o to, że dowódcy u mnie na jednostce musieli wykazać, że zostałem ukarany, bo przyszło takie polecenie z góry.

Jedna z osób, z którymi rozmawiałam, mówiła, że słyszała od swoich przełożonych, że jej orientacja seksualna jest zagrożeniem dla wizerunku i reputacji Wojska Polskiego. Też słyszałeś takie rzeczy?

No tak, wszystko można podciągnąć pod takie stwierdzenie, włącznie z brudnymi butami. Widziałem takie teksty na swój temat w internecie, bo wywiad ze mną lub jego fragmenty pojawiały się też w innych miejscach, nie tylko w „Replice”. Pisały o tym brukowce, więc różne komentarze leciały. Ale cóż, ja nie widzę żadnej korelacji między tymi stwierdzeniami. Moja orientacja seksualna nie ma żadnego związku z wizerunkiem wojska.

Myślisz, że twoje miejsce w hierarchii wojskowej miało znaczenie dla odbioru coming outu?

Tak, byłem oficerem, więc niżsi stopniem nie mogli za bardzo nic powiedzieć, trochę by to było faux pas. Z kolei wyżsi stopniem często próbują zachować twarz, więc nie dają po sobie poznać, albo po prostu wiedzą, że czegoś im nie wolno, bo to już może podchodzić pod mobbing albo pod dyskryminację. To jest jajko, którego nikt nie chce zbić.

A gdybyś uznał, że czyjeś zachowanie podpada pod mobbing lub dyskryminację, co byś mógł z tym faktem zrobić? Jest jakaś wojskowa instytucja, która by się tym zajęła?

W wojsku takiej instytucji nie ma, ale nadal jest jakieś prawo w tym kraju. Ja bym chyba poszedł bezpośrednio do sądu z czymś takim. To łatwo udowodnić – jeżeli faktycznie jest dyskryminacja, nie trzeba mieć nie wiadomo jakich dowodów, wystarczy mieć takie, które wpisują się w definicje tych nadużyć. A konsekwencje orzeczenia sądu są poważne: jeżeli ktoś zostanie skazany za mobbing lub dyskryminację, nie zostanie długo w wojsku, bo z wyrokiem nie otrzyma poświadczenia bezpieczeństwa.

To mówi oficer. Spróbuj się proszę mentalnie cofnąć do początków pracy w wojsku i zastanów się, dlaczego się nie outujesz? Czego się obawiasz?

Zacząłem pracę w wojsku w 2014 roku. Czego się obawiałem? To był zwykły lęk, bo nie miałem żadnych obiektywnych dowodów na to, że ktoś może mi coś złego zrobić czy powiedzieć. Żadnego dowodu na to, że ktoś miałby być dla mnie niemiły, robić mi pod górkę.

Bałem się, bo nie wiedziałem, na co mogę liczyć.

W tamtych latach jeszcze różnie bywało, później zmiana podejścia do orientacji seksualnej, która zaczęła zachodzić wśród młodych ludzi w Polsce, zaczęła trafiać razem z nimi do wojska. Ale wtedy trzeba było się nastawiać na to, że może to nie być dobrze przyjęte. Później to zrobiłem i nic się nie wydarzyło, dlatego mówię, że to był zwykły lęk, nie było żadnej realnej podstawy na to, żeby się bać coming outu. Przez cały czas wykonywałem swoje obowiązki na bardzo wysokim poziomie i może byłem oceniany za to, a nie, powiedzmy, za to z kim chodzę do restauracji, do kina czy z kim śpię.

Ja nawet byłem tym zaskoczony, że nikt z mojego otoczenia nie miał problemu z moją orientacją. To mogła być też kwestia tego, że ci ludzie mnie znali osobiście, wiedzieli o mnie inne rzeczy, na przykład to, że można na mnie polegać, nie tylko to, że jestem gejem.

To, że służyłeś w jednostce lotniczej, miało znaczenie? Siły powietrzne różnią się pod tym względem od np. wojsk lądowych?

Myślę, że tak, to miało duże znaczenie. W siłach powietrznych są specyficzni ludzie, zazwyczaj kreatywni, utalentowani w jakimś kompletnie dziwnym, niepopularnym zakresie. Nie chcę generalizować, ale ci ludzie raczej nie są ograniczeni pod żadnym względem. W wojskach lądowych mógłbym zostać przyjęty inaczej.

Wśród osób z doświadczeniem w wojskach lądowych czy w administracji, z którymi rozmawiamy, często pada określenie “beton”, “betonowi panowie”. Rozumiem, że nie spotkałeś na swojej drodze zbyt wielu z nich.

Całe szczęście nie, ale wiem, o czym mówisz.

Brałeś udział w misjach, miałeś okazję służyć z osobami z innych państw. Zaobserwowałeś jakieś różnice w podejściu do osób LGBT+?

Tak, byłem w Kuwejcie i w Iraku na misji stabilizacyjnej, w sumie około roku. Podejście jest chyba okej, nawet się tam z paroma osobami spotykałem, więc nie było z tym większego problemu. Niestety nie załapałem się na żadne spotkania osób LGBT+ z sił międzynarodowych, moja służba przypadła na czas COVID-u, więc dotyczyły nas różne restrykcje, nawet świąt i sylwestra nie organizowaliśmy. To jest ciekawy wątek z tymi misjami... Po coming oucie w komentarzach internetowych widywałem pytanie „jaki z Ciebie żołnierz”. Brałem udział w wojnie, a ty co zrobiłeś?

Dlaczego zrezygnowałeś z pracy w wojsku? Brzmi to wszystko dość pozytywnie.

Zrezygnowałem, bo wypaliłem się zawodowo. Dodatkowo zacząłem mieć problemy zdrowotne, z kręgosłupem i sercem. Poczułem, że muszę zmienić swoje życie. Chciałem też w końcu mieć więcej wolności, bo przecież od liceum funkcjonował w trybie „wojsko”. Cały czas byłem pod jakimś nadzorem, zamknięty na jakiejś jednostce.

Człowiek w pewnym momencie potrzebuje wolności. Chciałem na przykład zapuścić brodę i włosy, zrobić sobie kolczyki, nigdy to nie było możliwe. Zawsze chciałem iść na ASP, na wydział architektury. Doszedłem do wniosku, że to czas, żeby zmienić branżę. Obecnie mam firmę, która zajmuje się projektowaniem wnętrz, więc robię to, co mi się podoba .

Nie chciałeś „wozić” polskich turystów do Egiptu i z powrotem w cywilnych liniach lotniczych?

Często słyszałem to pytanie. Poszedłem do Sił Powietrznych przez rodziców, to nigdy nie było moje. Wiedziałem, że wykonuję tę pracę dobrze, że latanie mi wychodzi. Miałem takie myśli, że niby czemu tego dalej nie robić? Po prostu w pewnym momencie człowiek dochodzi do wniosku, że woli robić swoje. Ludzie, którzy tam zostają, mają z tego zabawę, to jest ich hobby. U mnie tego nie było, nie mogę o sobie powiedzieć, żebym kiedykolwiek był zapalonym lotnikiem. Także na pytanie, czy chcę iść latać w cywilnych liniach, odpowiadałem “nie”.

Czy odczuwałeś dyskryminację na poziomie systemowym, na przykład w kontekście braku benefitów dostępnych dla par i rodzin heteroseksualnych?

Jeśli chodzi mieszkanie, to ja akurat brałem ekwiwalent pieniężny, nie chciałem mieszkać w tym samym miejscu, co inne osoby pracujące w wojsku, potrzebowałem trochę anonimowości. No ale teraz, kiedy odszedłem z wojska, dostałem pieniądze tylko na siebie, a gdybym miał żonę, dostałbym za dwie osoby.

A w Polsce, co cię spotyka w związku z tym, że twoje małżeństwo nie jest uznawane, że nie możecie zawrzeć związku partnerskiego?

Jest dużo bardzo podstawowych rzeczy, które są uciążliwe, zatruwają życie. Wspólne konto bankowe i zarobki, rozliczenia podatkowe. Dostęp do informacji medycznej, jak któryś z nas wyląduje w szpitalu, to drugi nie może się niczego o nim dowiedzieć. Niby mamy podpisane notarialne upoważnienia, ale jak przychodzi co do czego, często się okazuje, że to jest decyzja lekarza, lekarz może nie wyrazić zgody. To jest abstrakcja, utrudnianie ludziom życia. Po co tak robić komuś na złość? Też jesteśmy ludźmi i po prostu chcemy mieć te same prawa.

Rozmawiała: Olga Pawłowska-Plesińska, Stowarzyszenie Kampania Przeciw Homofobii

Redagowali: Anton Ambroziak, OKO.press; Olga Pawłowska-Plesińska, KPH

Jesteś osobą LGBT+ i pracujesz w wojsku, studiujesz na wojskowej uczelni, jesteś w rezerwie lub działasz w Wojskach Obrony Terytorialnej? Chcesz podzielić się swoim doświadczeniem i poznać inne wojskowe osoby LGBT+? Skontaktuj się ze Stowarzyszeniem Kampania Przeciw Homofobii i OKO.press. Mając na względzie Twoje bezpieczeństwo, zapewniamy pełną anonimowość: [email protected] +48 22 423 64 38, [email protected]

;
Na zdjęciu Redakcja OKO.press
Redakcja OKO.press

Jesteśmy obywatelskim narzędziem kontroli władzy. Obecnej i każdej następnej. Sięgamy do korzeni dziennikarstwa – do prawdy. Podajemy tylko sprawdzone, wiarygodne informacje. Piszemy rzeczowo, odwołując się do danych liczbowych i opinii ekspertów. Tworzymy miejsce godne zaufania – Redakcja OKO.press

Komentarze