Jaka może być liczba wyborców za granicą, którzy z powodu zamieszania i niewydolności systemu, nie dostały na czas pakietów wyborczych? Ile takich osób złoży skargę? Czy skala nieprawidłowości mogłaby odwrócić wynik wyborów, jakikolwiek on będzie? Odpowiedzi na te pytania moga zdecydować o losie wyborów w Polsce.
Za granicą Trzaskowski triumfuje
519 431 – tyle osób zarejestrowało się do II tury wyborów za granicą. To dokładnie 1,73 proc. wszystkich uprawnionych. Jaki odsetek tych głosów może pójść w II turze na Andrzeja Dudę, a jaki na Rafała Trzaskowskiego?
Wśród Polonii w I turze zdecydowanie wygrał Rafał Trzaskowski, który zdobył aż 48,13 proc. głosów. Andrzej Duda – zaledwie 20,86 proc., 2,3 raza mniej. Urzędujący prezydent zwyciężył tylko w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, na Białorusi i w Kazachstanie.
W I turze ważne głosy Polonii stanowiły 83,14 proc. w stosunku do uprawnionych do głosowania. Jeśli założymy, że będzie tak również teraz, to ważne głosy zza granicy oddałoby 431 855 wyborców, czyli aż 2,1 proc. głosujących.
Jak wyliczyło OKO.press, biorąc pod uwagę przepływy elektoratu, Trzaskowski może zyskać 1,4 proc. głosów oddanych za granicą, a Duda tylko 0,6 proc. Różnica wyniesie więc 0,8 pkt proc. – dokładnie tyle, ile przewaga Dudy według exit poll.
Czy protesty wyborcze mogą zaważyć na wyniku?
Kodeks wyborczy stanowi, że protest wyborczy może wnieść wyborca, którego nazwisko w dniu wyborów było w spisie wyborców w jednym z obwodów głosowania, a także przewodniczący właściwej komisji wyborczej lub pełnomocnik wyborczy.
Protest można wnieść z powodu:
1) dopuszczenia się przestępstwa przeciwko wyborom, określonego w rozdziale XXXI kodeksu karnego, tj. mającego wpływ na przebieg głosowania, ustalenie wyników głosowania lub wyników wyborów;
2) naruszenia przepisów kodeksu dotyczących głosowania, ustalenia wyników głosowania lub wyników wyborów, mającego wpływ na wynik wyborów.
Kluczowe jest sformułowanie „o wpływie na wynik wyborów”. Można to interpretować w ten sposób, że naruszenie przepisów musiałoby być na taką skalę, że wynik wyborów byłby inny.
Przestępstwem przeciwko wyborom jest m.in. „sporządzenie listy kandydujących lub głosujących z pominięciem uprawnionych lub wpisaniem nieuprawnionych” a także „nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów”.
Zobacz pełna listę
- nadużycia przy przyjmowaniu lub obliczaniu głosów;
- odstąpienie innej osobie niewykorzystanej karty;
- zmuszanie lub powstrzymywanie kogoś od głosowania;
- łapownictwo wyborcze;
- naruszenie tajności głosowania.
W I turze największe zaniepokojenie budził przebieg wyborów za granicą. Bo z powodu krótkich terminów przewidzianych w ustawie wielu wyborców nie dostało na czas swoich pakietów. Panowało też zamieszanie przy elektronicznej rejestracji w spisie wyborców.
Ekspertka: Naruszenie konstytucyjnej zasady powszechności
Dr hab. Anna Rakowska-Trela, prof. Uniwersytetu Łódzkiego tłumaczyła OKO.press, że podstawą do wniesienia protestu wyborczego może być również to, że pakiety wyborcze nie dotarły na czas do wyborców:
„Jeśli państwo organizuje głosowanie, to powinno napisać przepisy w taki sposób, żeby zapewnić wyborcom możliwość głosowania, a nie, żeby ono było pozorne. Nie ma tu wprost naruszenia przepisów z ustawy, ale jest moim zdaniem naruszenie konstytucyjnej zasady powszechności i kwestia obowiązków państwa.
To na państwie ciąży obowiązek zapewnienia, żeby wyborca mógł zagłosować, a nie na wyborcy obowiązek starania się o to, żeby dostać i odesłać na czas kartę wyborczą” – mówiła prof. Rakowska-Trela.
Zdaniem prawniczki podobnie naruszeniem praw wyborcy jest sytuacja, kiedy mimo udanej rejestracji nie znalazł się on czy ona na liście wyborców.
„Przepis został właściwie zastosowany, a nigdzie nie jest napisane, że wyborca musi potem telefonicznie sprawdzać, czy z jego rejestracją wszystko w porządku” – wskazuje Rakowska-Trela.
Mało czasu na protesty wyborcze
Uwaga! W tych wyborach na wniesienie protestu wyborczego są tylko trzy dni od podania wyniku wyborów przez PKW zamiast 14 przewidzianych przez kodeks wyborczy. Tak stanowi ustawa z 2 czerwca „o szczególnych zasadach przeprowadzonych w tym roku w stanie epidemii wyborów prezydenckich z możliwością głosowania korespondencyjnego”.
Protest musi być podpisany i złożony do Sądu Najwyższego lub na ręce konsula, jeśli głosowało się za granicą. Powinien zawierać zarzuty oraz dowody, na których są oparte. Może zostać złożony przeciwko ważności wyborów, ważności wyborów w okręgu lub wyborowi określonej osoby.
I najważniejsze – powinien wykazać, że to naruszenie, przeciwko któremu się protestuje, wpłynęło na wynik.
Do tej pory w przypadku wyborów prezydenckich nigdy się to nie zdarzyło. Bo różnica głosów między kandydatami w II turze była znacząco większa od jakichkolwiek naruszeń. Tym razem różnica może być minimalna.
Po wyborach prezydenta w 2015 roku wpłynęło 58 protestów wyborczych. Sześć z nich Sąd Najwyższy uznał w całości lub części za zasadne. W 2010 roku złożono 378 protestów, z których za zasadne uznano 16, a w 2005 złożono 51 protestów – zasadne okazały się trzy. Żaden z tych protestów nie wpłynął jednak na wynik wyborów, a co za tym idzie, Sąd Najwyższy potwierdził ważność wyboru głowy państwa.
Do najsłynniejszych i najtrudniejszych od ocenienia protestów wyborczych po 1989 roku należał ten z 1995 roku związany z nieprawdziwą informacją o wyższym wykształceniu Aleksandra Kwaśniewskiego w jego zgłoszeniu wyborczym.
Sąd Najwyższy uznał wtedy, że nie sposób oszacować, w jaki sposób zatajenie informacji o tym, że Kwaśniewski nie ukończył studiów wyższych, mogło wpłynąć na wynik wyborów. Orzekł więc o ważności wyborów.
Liczne nieprawidłowości podczas wyborów samorządowych w 2014 roku (źle działający system informatyczny, błędy w liczeniu głosów) były powodem rekordowej liczby 1 985 protestów wyborczych, a w konsekwencji powtórzono wybory w kilku okręgach, zdymisjonowano sześciu z ośmiu członków Państwowej Komisji Wyborczej oraz zmieniono kodeks wyborczy. To wtedy wprowadzono m.in. przezroczyste urny i bardziej transparentne metody liczenia głosów.
Pytanie co takie protesty dadzą? No i najważniejsze – totalna opozycja z Rafałem na czele musiałaby udowodnić,że ilość oprotestowanych głosów zmieniłaby wynik wyborów. Jeśli np. różnica będzie wynosić 100 000, a liczba protestów 100 000 to i tak to nie ma żadnej istotności dla wyborów bo wiadomo,że Trzaskowski zdobył zdecydowanie mniej niż owe 100 tysięcy.
Szalało lewactwo
Ściek drenując znojnie
Nie obce im żadne matactwo
Zwyczajnie jak to na wojnie.
……………………………….
Ruszyło z posad bryłę kraju
Ryło tu, ryło siam
Raz bazuki, raz na haju
Ram tam ramtam tam.
……………………………….
Aj waj szacher-macher
Trzasek przepadł bardzo szpetnie
A. DUDA ONE NUMBER
I kto za to teraz beknie?
………………………………
Zagranica … Och Tusek ratuj!
Bo my zginiem tu totalnie
Merkel czadu daj!
Bez ciebie jakże tu koszmarnie.
………………………………
W sukurs poszły dewiacyje
LGTB, multi-kulti, femibaby
Mój ty chłoptaś rozmarynie
A tu wynik…taki słaby.
……………………………….
Aj waj szacher-macher
Trzasek przepadł bardzo szpetnie
A. DUDA ONE NUMBER
I kto za to teraz beknie?
Prawie prawicowy prawie wiersz…
Żenada…
Panowie profesorowie w TV mówili właśnie zgodnym chórem, że wynik exit poll był skorygowany pod kątem głosów z zagranicy. Pani Miłado, demokracja polega na tym, że czasem wygrywa kandydat "nie z naszej bajki" i mimo wszystko należy pogodzić się z jej werdyktem.
.
Pozdrawiam
Organizacja wyborów za granicą niekoniecznie wskazuje na sabotaż. Nieudolne partactwo w wykonaniu nominatów partii władzy jest nawet bardzo prawdopodobne. Apel o dymisję szefa MSZ jest jak najbardziej zasadny.
Skrócenie terminu na wniesienie protestów wyborczych do 3 dni jest kompletnie bez sensu w kontekście epidemii (jakie to niby zagrożenie epidemiologiczne ten termin 2 tygodniowy stwarzał?) i wskazuje jednoznacznie na sabotaż
Dodam że nie można składać protestów za pośrednictwem ePUAP. Tylko na piśmie. Raczej małe szanse na dostarczenie przez pocztę w ciągu 3 dni – w praktyce znaczy to tyle że protesty należy składać osobiście, trzeba pojechać w tym celu do Warszawy (z wyjątkiem oczywiście zagranicy gdzie trzeba udać się do konsula).