0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

"Niestety PiS dzisiaj realizuje w warstwie gospodarczej, podatkowej, program radykalnie socjalistyczny" - mówił Jarosław Gowin w rozmowie z „Rzeczpospolitą" tuż po dymisji z funkcji wicepremiera i ministra rozwoju rządu Zjednoczonej Prawicy.

Dwa dni wcześniej rozmowie z Bogdanem Rymanowskim w „Gościu Wydarzeń” Polsatu Jarosław Gowin - wówczas jeszcze jako członek rządu - kolejny raz zadeklarował, że Porozumienie nie poprze projektu podatkowego Polskiego Ładu w obecnej formie.

“Skorygujmy błędy, nie idźmy drogą skrajnego socjalizmu, nie idźmy drogą Partii Razem, podwyżki podatków...” - mówił Gowin.

“To jest droga skrajnego socjalizmu? Premier Morawiecki jest skrajnym socjalistą?” - dopytywał Rymanowski.

„To, co proponuje ministerstwo finansów, to są rozwiązania skrajnie socjalistyczne…” - potwierdził Gowin.

Te słowa prawdopodobnie przypieczętowały los Gowina: od ubiegłego wtorku musi walczyć z Polskim Ładem już spoza rządu. Czy jednak to, co mówi o "skrajnie socjalistycznych" rozwiązaniach z programu Zjednoczonej Prawicy (programu, który sam wcześniej firmował, występując na konwencji 15 maja) ma jakiś związek z rzeczywistością? Przyjrzyjmy się uważnie.

Kto demagogią wojuje...

Zaznaczmy od razu: do Polskiego Ładu można mieć wiele zasadnych zastrzeżeń. Chyba najpoważniejszym z nich jest znaczące uszczuplenie środków własnych jednostek samorządu terytorialnego - w istocie dyskwalifikuje to reformę w obecnej postaci. Ten zarzut Gowin zresztą też podnosi. “To oznaczałoby bankructwo tysięcy polskich gmin” - mówił u Rymanowskiego.

Być może jest to retoryczna przesada, ale prawdą jest, że dla wielu gmin - zwłaszcza tych uboższych - zmiany są groźne. Co gorsza, rząd nie przedstawił szczegółowych (np. sięgających poziomu powiatu) szacunków kosztów tych zmian dla samorządów, bo najwyraźniej sam jeszcze ich nie przygotował. Propozycja tajemniczej 8-miliardowej subwencji przedstawiona przez premiera Morawieckiego nie odpowiada na obawy samorządów. O wszystkim tym pisaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

Ale nie znaczy to, że każda krytyka Polskiego Ładu jest trafiona.

To, co proponuje ministerstwo finansów, to są rozwiązania skrajnie socjalistyczne
Polski Ład likwiduje kilka luk i nieco zwiększa progresję podatkową, niebezpiecznie uszczupla za to finanse publiczne. O „radykalnym socjalizmie" nie ma mowy
"Gość Wydarzeń" Polsatu,09 sierpnia 2021

W OKO.press pisaliśmy niedawno, że w kwestii zmian w podatkach rząd Zjednoczonej Prawicy ginie od własnej broni - demagogii. Gowin dodawał tu walenrodyczny akcent: rząd kąsał się sam ustami własnego wicepremiera. Twierdzenie, że proponowane przez rząd zmiany podatkowe są “skrajnie socjalistyczne” jest bowiem bardzo dalekie od prawdy.

Kto zyska, kto straci

Przypomnijmy, w najważniejszych punktach Polski Ład zakłada:

  • Podniesienie kwoty wolnej od podatku do 30 tys. zł rocznie i podniesienie drugiego progu podatkowego (32 proc.) z 85 528 zł do 120 tys. zł rocznie.
  • Likwidację odliczenia składki zdrowotnej od PIT. W tej chwili większą część 9-procentowej składki odlicza się od podatku dochodowego. Ta zasada zniknie.
  • Likwidację ryczałtu składki zdrowotnej dla przedsiębiorców. Składka ma być naliczana liniowo tak jak u pracowników etatowych.
  • Wprowadzenie „ulgi dla klasy średniej” dla etatowych pracowników – ma ona zapewnić, że pracownicy z dochodami 6-11 tys. brutto nie stracą na reformie.

Jakie wymierne konsekwencje będą mieć te zmiany?

Po pierwsze: bezpośrednio zyskuje na nich większość gospodarstw domowych. Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA przygotowało analizę skutków na podstawie wstępnych propozycji z 15 maja, ale najważniejsze punkty pozostają bez zmian, możemy się więc nią posłużyć.

I tak, według analizy na zmianach powyżej 10 złotych zyska 10,9 mln gospodarstw domowych, czyli 79 proc. wszystkich.

Zyskają one łącznie 28,8 mld złotych rocznie. Zmiana będzie neutralna dla 1,5 mln gospodarstw (11 proc. wszystkich) – to te, dla których miesięczna zmiana dochodu mieści się między 10 złotych na plusie a 10 złotych na minusie. Reszta traci, ale

powyżej 250 złotych miesięcznie traci tylko 0,4 mln gospodarstw o najwyższych dochodach. To około trzech procent wszystkich gospodarstw.

Na zmianach najwięcej zyskają gospodarstwa domowe ze środka rozkładu dochodów. Dochody do dyspozycji gospodarstw w grupach decylowych 4-6 wzrosną przeciętnie o około 260 zł miesięcznie, podczas gdy gospodarstwa z najniższej grupy dochodowej zyskają przeciętnie 64 zł miesięcznie. Dochody do dyspozycji gospodarstw z najwyższej grupy decylowej spadną przeciętnie o 1 390 zł miesięcznie. (W metodzie decylowej pierwszy decyl – pierwsze 10 proc. – to najuboższa cześć społeczeństwa, a ostatni decyl – ostatnie 10 proc. – najbogatsza. Grupy decylowe 4-6 są w środku tego rozkładu – przyp. red.).

Jeśli w słowach Gowina jest cień prawdy, to właśnie tutaj: taka redystrybucja - od najzamożniejszych do średniaków — ma lewicowy charakter. Jednak do "skrajnego socjalizmu" wciąż daleko. Dlaczego?

Wielka obniżka

Po pierwsze, zmiany są - sumarycznie - obniżką podatków. Widać to załączonej do ustawy ocenie skutków regulacji. I tak:

  • Budżet państwa ma tracić ponad 7 mld zł rocznie.
  • Samorządy będą tracić 13,5 mld rocznie.
  • Narodowy Fundusz Zdrowia zyska 12,5 mld zł rocznie.
  • Cały sektor finansów publicznych zostanie uszczuplony o ponad 8,5 mld zł w 2022 roku.

Ministerstwo przygotowało też szacunek z wykorzystaniem modelu mikrosymulacyjnego na podstawie połączonej bazy danych PIT-ZUS z 2018 roku. Szacunek uwzględnia m.in. prognozowany wzrost płac i przejście części podatników na inne niż dotychczas formy opodatkowania.

Tutaj straty sektora finansów publicznych są jeszcze wyższe — w 2022 roku mogą sięgać 14 mld zł. Ponad 15 mld zł stracą samorządy.

Gdyby Gowin miał rację, budowa socjalizmu poprzez obniżkę podatków i zmniejszenie możliwości finansowych państwa byłaby osobliwym wkładem rządu Zjednoczonej Prawicy w dzieje cywilizacji.

Likwidacja przywileju to nie „skrajny socjalizm"

Po drugie, zmiana w istocie oznacza zmniejszenie różnicy obciążeń składkowo-podatkowych między etatowcami a samozatrudnionymi. Bo właśnie takie konsekwencje będzie mieć wprowadzenie składki zdrowotnej naliczanej liniowo tak jak u pracowników etatowych. Dokładne konsekwencje dla różnych form działalności gospodarczej opisywaliśmy m.in. w tym tekście:

Jednak — trzeba to wyraźnie podkreślić — fakt, że dziś różnica obciążeń między etatowcami a samozatrudnionymi jest duża, jest osobliwością polskiego systemu.

Przykładowo, pracownik na etacie z przeciętną płacą płaci dziś wyższą składkę zdrowotną niż samozatrudniony z dochodem kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie, choć w przypadku poważnych problemów ze zdrowiem trafią na dokładnie ten sam oddział szpitalny.

Sprawiedliwe? Niezbyt.

"Patrząc na inne kraje, trzeba przyznać, że to jakiś ewenement, że w Polsce jednoosobowe działalności gospodarcze traktujemy inaczej niż wszystkich innych podatników, i że przywileje te dotyczą również ubezpieczenia zdrowotnego" - mówił „Rzeczpospolitej" dr hab. Michał Myck, dyrektor think tanku CenEA. "System podatkowy powinien być powszechny, podobnie a najlepiej w taki sam sposób traktować dochody z różnych źródeł. Te przywileje podatkowe samozatrudnionych wydają mi się trudne do uzasadnienia i utrzymania na dłuższą metę" - tłumaczył.

Innymi słowy: wprowadzenie liniowej składki zdrowotnej dla samozatrudnionych likwiduje osobliwą lukę w systemie podatkowym. Ta luka prowadzi m.in. do zastępowania etatów fikcyjnym samozatrudnieniem - ze złym skutkiem i dla rynku pracy i dla stanu finansów publicznych. Tymczasem liniowa składka (albo jednolity podatek dochodowy tam, gdzie nie ma osobnych składek zdrowotnych) jest europejską normą - nie ma w niej nic szczególnie socjalistycznego.

Niekonsekwentna korekta

"Proponowane zmiany nie są w żadnym sensie rewolucją, ale wprowadzaniem rekomendacji OECD Economic Survey już z 2018 roku i dążeniem do większej sprawiedliwości w systemie przez stopniowe wycofywanie przywilejów" - pisze w swojej ocenie polskiego ładu stowarzyszenie Polska Sieć Ekonomii.

Ekonomiści i ekonomistki wskazują na kilka podstawowych słabości Polskiego Ładu, o których piszemy także w OKO.press:

  • Polski Ład utrzymuje wiele nieuzasadnionych przywilejów podatkowych, tworzy też kolejne. Chodzi m.in. o obniżenie preferencyjnych stawek podatkowych w ryczałcie dla wybranych zawodów (np. informatyków). Ministerstwo wyraźnie chce, by ryczałt od przychodów stał się domyślnym sposobem rozliczania się specjalistów. Przy wysokich dochodach wciąż bodźce do przechodzenia na samozatrudnienie wciąż będą silne.
  • Wzrost nakładów na ochronę zdrowia odbywa się kosztem wpływów do budżetu państwa i budżetów samorządów — to szkodliwy nonsens, który wpłynie na dostępność usług publicznych. Wzrost nakładów na zdrowie nie jest też wystarczający, by w przewidywalnym czasie osiągnęły one konieczne 7 proc. PKB.
  • Zmiany podatkowe skupiają się na dochodach z pracy, a nie dochodach z kapitału. W rządowej propozycji nie znajdziemy śladów podatku spadkowego czy katastralnego. Właściciele licznych nieruchomości - których wśród rządzących nie brakuje - dostają taryfę ulgową.

Polski Ład jest więc za co krytykować, ale nie chodzi wcale o "radykalny socjalizm", który widzi w nim Jarosław Gowin. "To nie ta wyimaginowana opresja, ale niekonsekwencja i niepotrzebne komplikowanie Polskiego Ładu powinny być przedmiotem jego krytyki" - podsumowuje PSE.

;

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Komentarze