Rząd PiS miał się na Polskim Ładzie odbudować, ale katastrofalnie położył komunikację: większość podatników uważa, że na nim straci. Sprawdzamy, ile zyskają/stracą zatrudnieni na umowie, samozatrudnieniu, ryczałcie i karcie podatkowej. Zobacz, czy ten ład ci nie zaszkodzi
Podatkowy Polski Ład — sztandarowy projekt rządu na polityczny restart — ugrzązł na poboczu: nie ma pełnego poparcia nawet w rządzącej koalicji.
„Rozpoczęłam pewną dyskusję o kosztach działalności i kosztach tej ustawy podatkowej, dlatego że uważam, że teza o tym, że 80 proc., dzisiaj już słyszymy 90 proc. Polaków na ustawie, na podwyższeniu podatków dla przedsiębiorców zyska. Ta teza jest po prostu nieprawdziwa, bo im więcej Polaków zyskuje, tym okazuje się, że mniejsza grupa Polaków, czyli te 10-20 proc. musi za to zapłacić. Jeśli musi zapłacić za obniżkę podatków dla dużej grupy ludzi, to zapłaci bardzo dużo” – mówiła wiceminister Anna Kornecka w TVN24.
"Podatki w Polskim Ładzie uderzają w ciężko pracującą klasę średnią, przedsiębiorców, lekarzy, kadrę zarządzającą, wykwalifikowanych specjalistów, samorządy, a w konsekwencji również każdego Polaka przez postępującą drożyznę. Mamy środek pandemii… Dlaczego mielibyśmy to popierać?" – pisała na Twitterze.
4 sierpnia została odwołana ze stanowiska podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju, Pracy i Technologii. Oficjalnie za tempo prac nad innymi projektami Polskiego Ładu – np. ułatwieniami budowy domów do wielkości 70 m2.
Jednak ten projekt chwilę później trafił do Sejmu. Jasne jest, że w istocie chodziło o krytykę podatkowych rozwiązań w Polskim Ładzie. Czy słuszną?
Na pewno - w ten lub inny sposób - podziela ją większość obywateli. Każdy kolejny sondaż pokazuje, że uważamy, że na tej ustawie raczej stracimy. W najnowszym, United Surveys z 5 sierpnia dla RMF FM i „Dziennika Gazety Prawnej”, 54 proc. badanych uważa, że na zmianach straci.
Takie oceny nie korespondują nie tylko z oficjalnymi rządowymi wyliczeniami, ale też z tym, co mówiła zdymisjonowana wiceminister Kornecka.
W pierwszej przytoczonej wyżej wypowiedzi Kornecka mówi, że teza, że 80 proc. Polaków zyska, jest nieprawdziwa. Uzasadnia to jednak w pokrętny sposób. Według byłej wiceminister twierdzenie jest fałszywe, bo skoro 80 proc. zyska, to 20 proc. straci. Nie podobają się więc jej konsekwencje dla stosunkowo wąskiej grupy podatników, mówi jednak o tym tak, jakby straty finansowe miało ponieść znacznie więcej osób, niż w rzeczywistości.
Konfederacja przedsiębiorców Lewiatan poszła jeszcze dalej. W opisie jednej z infografik z wyliczeniami pisze:
„Zgodnie z wyliczeniami #KonfederacjaLewiatan stracą niemal wszyscy, np. w przypadku karty podatkowej zmiana obciążeń może sięgnąć nawet 97 proc.!”
I znów: to zdanie może być prawdziwe w wypadku specyficznej zbiorowości — przedsiębiorców korzystających ze względnie rzadkiego i stopniowo likwidowanego przez rząd (o tym dalej) sposobu rozliczania się, jakim jest karta podatkowa — ale użyte jest w taki sposób, jakby odnosiło się do wszystkich podatników.
Debata publiczna jest w ostatnich miesiącach pełna tak grubo ciosanej krytyki zmian podatkowych. Rząd PiS ginie od własnej broni — demagogii.
Przyjrzyjmy się rzeczywistym zmianom i stratom w różnych grupach. Pomijamy wszelkie inne aspekty Polskiego Ładu – poruszony na początku problem polityczny, czy negatywne i w praktyce dyskwalifikujące reformę (przynajmniej w obecnym kształcie) konsekwencje dla budżetów samorządów, w szczególności tych niezamożnych.
O tych skutkach piszemy w OKO.press szeroko w innych tekstach:
Przypomnijmy najważniejsze punkty zmian podatkowych.
Jak rozkładają się konsekwencje takich zmian dla podatników?
Ważne zastrzeżenie: jak z każdą analizą zmian w podatkach, nie da się ze stuprocentową pewnością powiedzieć, jakie będą ich pełne i ostateczne konsekwencje. Jak każde zmiany w podatkach, także i te dadzą pole do popisu dla doradców podatkowych, a wiele osób zmieni sposób rozliczania się, byle tylko oddać do wspólnej kasy mniej — skala takich zachowań może być różna.
Niezależni ekonomiści z Centrum Analiz Ekonomicznych CenEA przygotowali analizę skutków na podstawie wstępnych propozycji z 15 maja. Możemy z niej skorzystać, bo najważniejsze propozycje podatkowe pozostają bez zmian.
To opracowanie jest warte uwagi m.in. ze względu na to, że analizuje zyski i straty gospodarstw domowych, a nie indywidualnych osób.
Według analizy na zmianach powyżej 10 złotych zyska 10,9 mln gospodarstw domowych, czyli 79 proc. wszystkich z nich.
Zyskają one łącznie 28,8 mld złotych rocznie. Zmiana będzie neutralna dla 1,5 mln gospodarstw – to te, dla których miesięczna zmiana dochodu mieści się między 10 złotych na plusie a 10 złotych na minusie. To 11 proc. gospodarstw domowych. Reszta traci, ale
powyżej 250 złotych miesięcznie traci tylko 0,4 mln gospodarstw. Czyli około trzech procent.
Inaczej patrząc na te same dane, tracą tylko gospodarstwa w ostatniej grupie decylowej. Pierwsza grupa decylowa to 10 proc. najmniej zarabiających, ostatnia to 10 proc. najlepiej zarabiających. Warto zwrócić uwagę: nieco zyskują także gospodarstwa w dziewiątej grupie — z dochodami wyższymi od 80 proc. gospodarstw, ale niższymi od najbogatszych 10 proc.
Przeciętnie najwięcej zyskają gospodarstwa domowe ze środka rozkładu dochodów. Dochody gospodarstw w grupach decylowych 4-6 wzrosną średnio o około 260 zł miesięcznie.
A ja to wygląda w szczegółach, przy różnych formach zatrudnienia i rozliczania się z fiskusem?
Najprościej jest przedstawić szacunki dotyczące umów o pracę - tutaj zmiany są najprostsze. To forma zatrudnienia, która dotyczy większości z nas. W Polsce mamy około 17 milionów aktywnych zawodowo osób, z czego ponad połowa pracuje na podstawie umowy o pracę na czas nieokreślony.
Według struktury dochodów publikowanej przez GUS dwie trzecie z nas zarabia poniżej średniej pensji (dziś ok. 5700 brutto). Tymczasem to mniej więcej do średniej krajowej zmiany podatkowe polskiego ładu są korzystne dla pracowników, powyżej - są neutralne, a dopiero przy bardzo wysokiej pensji są niekorzystne.
Przykładowo, według oficjalnego kalkulatora Ministerstwa Finansów:
Czyli większość zyskuje, choć im bliżej średniej krajowej tym mniejsze zmiany.
Tych wyliczeń nikt nie kwestionuje, identyczne wartości znajdziemy w opracowaniach wybitnie krytycznej wobec zmian konfederacji Lewiatan. Lewiatan w swojej grafice dotyczącej umowy o pracę prezentuje sześć wartości – trzy, które zyskają i trzy, które stracą. Można by odnieść wrażenie, że osób, które zyskają i tych, które stracą, jest mniej więcej tyle samo. A to – jak już pokazaliśmy – nieprawda. Prawdą jest za to, że przy bardzo wysokiej pensji straty będą zauważalne.
Z takich pensji może cieszyć się zdecydowana mniejszość pracowników, niemniej zdarzają się takie osoby — pracujące np. na wyższych stanowiskach w dużych korporacjach. Cześć kosztów reformy poniesie właśnie ta grupa najlepiej zarabiających pracowników.
Bardziej skomplikowana jest sytuacja samozatrudnionych. Dwie największe grupy to ci, który rozliczają się według skali podatkowej (17 i 32 proc.) - pod względem dochodów to na ogół średniacy - i ci, którzy rozliczają się przy pomocy podatku liniowego 19 proc. - to często osoby o najwyższych dochodach w Polsce.
Część samozatrudnionych z tej pierwszej grupy ma zyskać na reformie, strata zaczyna się w okolicach 5 tys. brutto.
I tak wg Lewiatana:
W ten sposób rozlicza się około 700 tys. osób. Stawka wynosi 19 proc. niezależnie od dochodu, zwiększa się nieco dopiero przy dochodach powyżej miliona złotych rocznie (dodatkowe 4 proc. daniny solidarnościowej funkcjonujące od 2019 roku). Takie osoby nie zyskują na podniesieniu kwoty wolnej — ona ich nie obejmuje. Z liniowca korzystają samozatrudnieni o wysokich dochodach. W 2017 roku 80 proc. podmiotów, które raportowały dochód powyżej miliona złotych, rozliczało się właśnie w ten sposób. (Bo im się to opłaca, a im więcej zarabiają, tym bardziej się opłaca. Podatek liniowy to dziwny relikt w polskim systemie podatkowym — gdy wprowadzano go pod koniec rządów SLD, wierzono, że zmniejszy on szarą strefę i doprowadzi do wzrostu wpływów z PIT od przedsiębiorców. Dziś, przy sprawniejszym systemie ściągania podatków, ten argument ma bardzo umiarkowaną wartość).
To dla liniowców zmiana dotycząca składki zdrowotnej będzie najbardziej bolesna. Dotychczas płacili zryczałtowaną stawkę (obecnie 381,81 zł miesięcznie), a większość z niej można było odliczyć od podatku. Teraz zapłacą po prostu 9 proc. tak jak wszyscy. Przy dużych kwotach dochodu różnica robi się znaczna.
Przykładowo, jak szacuje Lewiatan:
Nietrudno zgadnąć, że to właśnie ta grupa podatników - są wśród nich niektórzy prawnicy, część lekarzy specjalistów, ale też m.in. gwiazdy mediów — jest najbardziej zaniepokojona zapowiadanymi zmianami podatkowymi. Dla nich straty mogą być bardzo zauważalne.
Trudno więc dziwić, że protestują. Warto jednak zaznaczyć: akurat kwestia szczególnych zasad opłacania składki zdrowotnej przez samozatrudnionych faktycznie wymaga zmian - akademiccy ekonomiści są co do tego raczej zgodni. Polski system stoi na głowie: trudno zrozumieć, dlaczego np. zwykły pracownik ze średnią pensją płaci wyższą składkę zdrowotną niż samozatrudniony przedsiębiorca o dochodach rzędu 20 czy 30 tys. miesięcznie. Przy nagłych problemach ze zdrowiem wszyscy wszak trafiamy na ten sam SOR.
"Patrząc na inne kraje, trzeba przyznać, że to jakiś ewenement, że w Polsce jednoosobowe działalności gospodarcze traktujemy inaczej niż wszystkich innych podatników, i że przywileje te dotyczą również ubezpieczenia zdrowotnego. System podatkowy powinien być powszechny, podobnie a najlepiej w taki sam sposób traktować dochody z różnych źródeł" - mówił w "Rzeczpospolitej" dr hab. Michał Myck, dyrektor think tanku CenEA.
Przedsiębiorcy to nie tylko ci, którzy płacą podatek zależny od dochodu. Mamy też np. ryczałt od przychodów ewidencjonowanych. Tutaj składka zdrowotna będzie rozliczana inaczej - wyniesie 1/3 stawki ryczałtu.
Różne konkretne branże mają udostępnioną możliwość niższej stawki, m.in. ze względu na rodzaj prowadzonej działalności. I tak np. handel detaliczny charakteryzuje się niskimi marżami, dlatego wysoki przychód nie oznacza wysokiego dochodu. Dlatego prowadzący sklepy mogą korzystać z trzyprocentowej stawki ryczałtu. Jak szacuje Lewiatan, w przypadku przychodu w wysokości 30 tys. złotych zamiast dotychczasowych 953 złotych należności za podatek PIT i składkę zdrowotną (która w tym przypadku wynosić będzie teraz wynosić 1 proc przychodu) wyniosą 1200 złotych – o 247 złotych więcej. Przy 300 tys. zamiast 9 tys. złotych należności będzie to 12 tysięcy.
W usługach ryczałt wynosi 8,5 proc. - w przypadku przychodu w wysokości 4 tys. złotych będzie trzeba zapłacić więcej o 60 złotych. Przy 8 tys. – więcej o 173 złote.
Z drugiej strony Polski Ład obniża też stawki ryczałtu dla różnych grup zawodowych. Przykładowo:
Ta ostatnia grupa to jedni z najlepiej opłacanych pracowników na całym rynku pracy, a często prowadzą jednoosobową działalność w celu optymalizacji podatkowej. Jeżeli więc PiS chce Polskim Ładem budować bardziej sprawiedliwy system podatkowy, to dlaczego akurat tej grupie obniża podatek?
Jest jeszcze karta podatkowa – sposób opodatkowania firm bez księgowości i niezależny od dochodu, wysokość podatku ustalana jest przez naczelnika lokalnego urzędu skarbowego. Tutaj składka zdrowotna będzie uzależniona od średniego wynagrodzenia. Ale rząd zamraża ten sposób opodatkowania. Nie likwiduje go, ale nie można będzie już na niego przejść, jeśli nie zrobiło się tego wcześniej.
Widać, że rząd chce kartę podatkową zlikwidować - nikt nowy na nią nie przejdzie, natomiast podwyżki podatku będą tutaj znaczne.
Według konfederacji Lewiatan fryzjer zamiast 382 złotych zapłaci 648, a stolarz, zamiast 495 będzie musiał oddać 951 złotych. Rząd całkiem wprost sugeruje takim osobom, żeby zrezygnowały z karty i przeszły na ryczałt od przychodów lub normalny PIT 36.
Kwoty zysków i strat, ale też ich specyficzny rozkład pomagają zrozumieć, dlaczego opór przed reformą jest duży. Trafnie podsumował to na Twitterze ekonomista Karol Muszyński:
„Dlaczego wprowadzenie reform podatkowych jest trudne? W punkcie wyjścia: zyski z reformy są rozproszone, a koszty - skoncentrowane. Ludzie z dolnych 70 proc. rozkładu dochodu nie będą umierać o podwyżkę wynoszącą kilkadziesiąt-sto złotych. Nawet jeśli jest ona znacząca odsetkowo to w liczbach bezwzględnych niewystarczająca duża, żeby zbudować silne poparcie. Z kolei strata 300-500 złotych dla osób z górnych 10 proc. jest odczuwalna - lepiej zarabiający mają większą kontrolę nad swoim budżetem i wiedzą dokładnie, ile stracą.
Górne 10 proc. uruchamia więc wszelkie siły, żeby reformę powstrzymać, a kontroluję komunikację dotyczącą reformy. Nawet jeśli przedstawienie reformy jako podwyżki podatków jest trudne, łatwo jest stworzyć szum informacyjny. Reforma na starcie ma więc niskie poparcie"
Czy można zakładać, że gdy już rządowi uda się przepchnąć projekt w Sejmie i wprowadzić reformę, stanie się ona popularna?
"Nie jest to pewne, ponieważ zyski będą rozproszone, a koszty skoncentrowane" - pisze Muszyński. "Nie można spodziewać się, że od reformy przybędzie wyborców w grupie 70 proc. zyskujących, a jest pewne, że ubędzie ich w grupie 10 proc. tracących”.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze