Propaganda rosyjska znowu nazywa Ukraińców nazistami. Wojnę, która (jak w końcu Rosjanie przyznali) trwa, próbuje nazywać “wojną domową”. Ale do Rosjan dociera też zupełnie inny przekaz: to Rosja bombarduje cywili w Ukrainie. I propaganda ma z tym coraz większy problem. Oto jak wyglądają jej zmagania
W poniedziałek, w dniu, w którym w gospodarkę Rosji uderzyły sankcje zachodnie, propaganda rosyjska z trybu “objaśniania rzeczywistości” przeszła w tryb odpowiadania na obawy ludzi.
Z wiadomości w oficjalnych kanałach można było się domyślić, że przez Rosję przetacza się fala informacji, nad którymi władze nie panują. Coś takiego starsi z nas pamiętają z lat 80., kiedy propaganda komunistyczna stale wchodziła w polemikę z przekazami Radia Wolna Europa, nie cytując ich. Publiczność przecież też je znała, a jeśli nie znała - to mogła sobie sama ustalić, o co chodzi.
Teraz też - czytając oficjalne rosyjskie komunikaty można zgadywać, do czego się odnoszą. Co ludzie wiedzą?
Skąd wiemy, że do Rosjan dociera to, co dzieje się w Ukrainie i propaganda musi brać to pod uwagę? Od soboty rosyjski cenzor zakazał podawania informacji o sytuacji na Ukrainie innych niż oficjalne. Wojny nie wolno nazywać wojną, nie wolno pisać o ofiarach czy o ostrzale ukraińskich miast. Oficjalne kanały podają inną wersję wydarzeń (o tym niżej).
Ale za rozprzestrzenianie się “nieprecyzyjnych” i “antyrosyjskich” informacji odpowiadają dziś nie tylko redaktorzy, ale i algorytmy, które “odgadują”, co ludzi interesuje.
RosKomNadzor wystąpił więc w poniedziałek do amerykańskiego Google’a i chińskiego TikToka, by coś z tym zrobić. Google’owe reklamy kontekstowe mają - zdaniem cenzora - podsuwać użytkownikom antyrosyjskie treści. Antyrosyjskie są też “w większości” informacje z kategorii polityka i wojskowość na TikToku (co oznacza, że sztuczna inteligencja TikToka już rozpoznała, że to właśnie ludzi kręci i podsuwa im kolejne porcje).
TASS przekazała też groźbę moskiewskiego oddziału Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB): mieszkańcy Moskwy mają donosić na ludzi, których podejrzewają o zbieranie informacji o sytuacji i nastrojach w Rosji.
Nie wystarczy szczerze odpowiedzieć na pytania służby bezpieczeństwa. Trzeba “proaktywnie” przyjść i podać nazwiska “osób, które mogą być wykorzystywane przez ukraińskie służby bezpieczeństwa do celów szpiegowskich i sabotażowych” (...) „Dobrowolnie zgłaszane raporty i współpraca z organami Federalnej Służby Bezpieczeństwa to jedyny sposób na uniknięcie kary” - ostrzega FSB - „Przekazywanie lub zbieranie informacji, które mogłyby zostać wykorzystane przeciwko bezpieczeństwu Federacji Rosyjskiej na polecenie obcego wywiadu lub osoby działającej w jego imieniu, to przestępstwa z art. 276 rosyjskiego kodeksu karnego (szpiegostwo) zagrożone karą do 20 lat pozbawienia wolności”.
Po południu TASS podała, że Duma planuje ustawę o odpowiedzialności karnej za “za fałszywe informacje o działaniach Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej”. „Odnotowujemy ogromną ilość, falę fałszywych wiadomości o przebiegu specjalnej operacji wojskowej, o liczbie strat itd. Widać, że większość z nich jest generowana w Ukrainie. Mimo to są chętnie dystrybuowane przez szereg rosyjskich mediów, a także użytkowników na portalach społecznościowych".
Rosyjski aparat propagandowy był też w poniedziałek atakowany przez hakerów z całego świata. I zanim padła strona TASS, agencja nadała rozpaczliwy komunikat, w którym interesująca jest nie tyle informacja, że strona padła (bo to widać), ale zapewnienia redaktorów, że nie mają nic wspólnego z informacjami, które się w przejętym serwisie pojawiają. Najwyraźniej te informacje krążą:
“Napastnicy umieścili w serwisie informacje, które nie odpowiadają prawdzie (...) Redaktorzy TASS nie mają z tym stwierdzeniem nic wspólnego!” - nadaje TASS
Poza tym “wraz z witryną TASS zaatakowano i zhakowano zasoby internetowe wielu innych głównych rosyjskich mediów”.
W takich niesprzyjających warunkach propaganda rosyjska próbowała dalej snuć opowieść o świecie alternatywnym, w którym Rosja się broni i zabiega o pokój. Przekaz był nieco dostosowywany do wydarzeń. Przyznawszy, że w Ukrainie toczy się wojna, a nie “precyzyjna operacja specjalna”, kremlowska propaganda próbowała tę wojnę opowiedzieć po swojemu.
Agresorem są... Ukraińcy. To oni zaczęli (albo mieli zacząć - w zależności od tego, kto mówi). Do tego Ukraińców popierają ci, co mieli dziadków w Wermachcie, czyli znów jesteśmy na filmie z II wojny światowej (wygląda na to, że dziadek z Wermachtu ma zastosowanie nie tylko w Polsce).
Wtedy propaganda rosyjska zaczęła szydzić, że Ukraińcy są niewychowani, bo nie ubrali się elegancko: rzeczywiście, naprzeciwko wygarniturowanych Rosjan siedli ludzie, którzy przyjechali z frontu.
(Wpis pochodzi z konta dziennikarza BBC Francisa Scarra, który na Twitterze sprawozdaje rosyjską propagandę w telewizji rosyjskiej)
Propaganda rosyjska wróciła z całą mocą do porównywania Ukraińców do nazistów.
Niestety, generał Konaszenkow nie stawia w swoim komunikacie kropki, więc relacja o pokojowych zamiarach Rosji w Ukrainie się sypie.
Bardzo trudno jest jednak, przyznajmy, piąty dzień bombardować wielkie europejskie miasto i zapewniać, że się tego nie robi.
Konaszenkow straszy: choć Rosja nie atakuje celów cywilnych, to "mieszkańcy Kijowa, którzy pozostali w swoich domach, dają się wykorzystywać jako »żywe tarcze«”. Powinni opuścić miasto - Konaszenkow podaje trasę: uciekajcie autostradą Kijów-Wasilkow (nagranie publikuje na Twitterze Francis Scarr).
Jest to w zasadzie jedyna informacja o tym, co się dzieje w bombardowanym mieście. O Charkowie ani słowa. Katastrofa humanitarna jest za to wedle propagandy w Donbasie. Komunikaty o stratach są formułowane w specyficzny sposób: od 18 lutego, czyli nie od inwazji, ale pięć dni wcześniej.
Skala katastrofy musi być jednak ogromna: z obu “republik” ewakuowano ponad 100 tysięcy ludzi (z całej Ukrainy wedle oficjalnych rosyjskich danych - pół miliona). Pomoc dla ewakuowanych z Donbasu oferuje Murmańsk. Ludzi wywozi się 3 tys. km na północ!
W tym miejscu propaganda zaczyna mieć styczność z rzeczywistością. Ale my musimy - po lekturze tych wszystkich komunikatów - przypomnieć, że ewakuowani z Doniecka mają jednak szczęście, bo mogą korzystać z samolotów. Nie jest to dane 150 tysiącom rosyjskich turystów, którzy utknęli w zagranicznych kurortach. Poczta zapowiada, że zrobi wszystko, by dostarczać przesyłki, ale cześć będzie musiała przewozić koleją (chodzi zapewne o przesyłki zagraniczne, czyli normalne zakupy, które Rosjanie - tak jak wszyscy - robili sobie przez internet). Rosyjscy studenci są wydalani z uniwersytetów we Francji, Czechach, Belgii i innych krajach europejskich w związku z sytuacją w Ukrainie.
Niedogodności w Donbasie należy też więc widzieć we właściwej perspektywie: dziś sam szef rosyjskiego MSZ Sergiej Ławrow nie dojechał na spotkanie do Genewy. Samolot nie dostał zgody na przelot nad Europą. Interwencje na wysokim szczeblu nie pomogły. To wszystko jest w depeszach TASS i Interfax.
Po sieci w poniedziałek krążyła wiadomość o strasznej wpadce Kremla. Otóż w sobotę rano agencja RIA Nowosti (a za nią inne oficjalne media) opublikowała tekst przygotowany na okoliczność rosyjskiego zwycięstwa. Żaden rozumny redaktor nie mógł czegoś takiego opublikować w sobotę sam z siebie. Tekst nie ma związku z rzeczywistością (to znaczy ma jeszcze mniejszy związek z rzeczywistością niż codzienna propaganda)
Zakładamy więc, że redaktorzy zrealizowali tu polecenie z bardzo wysokiej góry.
Poza tym, po pewnym czasie tekst "zniknął" - jakby ktoś wydal rozkaz, żeby skasować, bo nie wiedział, że się nie da. W internecie przecież “rękopisy nie płoną”. "Skasowany" tekst można sobie przeczytać tutaj: https://web.archive.org/web/20220226051154/https://ria.ru/20220226/rossiya-1775162336.html
“Na naszych oczach rodzi się nowy świat. Operacja wojskowa Rosji na Ukrainie zapoczątkowała nową erę" - tak autor Piotr Akopow opisuje świat, który miał nastać, ale nie nastał.
“Rosja przywraca swoją historyczną pełnię, jednocząc świat rosyjski - Wielkorusów, Białorusinów i Małorusów. Gdybyśmy z tego zrezygnowali, gdybyśmy pozwolili, by tymczasowy podział trwał wieki, to nie tylko zdradzilibyśmy pamięć o naszych przodkach, ale zostalibyśmy przeklęci przez naszych potomków za dopuszczenie do rozpadu ziemi rosyjskiej”.
I tak dalej na czterech stronach. Propaganda miała stworzyć ten "nowy świat". Ale rzeczywistość odjechała jej za bardzo.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze