Czytanie oficjalnych rosyjskich depesz agencyjnych staje się coraz trudniejsze. Odbiorca po prostu musi już czerpać wiadomości z innych źródeł - inaczej musiałby myśleć, że zwariował
Na zdjęciu powyżej - szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow na konferencji rozbrojeniowej w Genewie. Przemawia zdalnie, bo Europa zamknęła przestrzeń powietrzną dla Rosjan i nie miał jak dostać się do Szwajcarii. Ławrow domaga się wycofania broni jądrowej z Europy. Duża część delegatów nie słucha go jednak, bo na znak protestu przeciw inwazji w Ukrainie wyszła z sali.
Wygląda na to, że kremlowska propaganda nadal opowiada o “specjalnej operacji”, która miała się zakończyć sukcesem w sobotę i świętem w niedzielę. Oraz zlaniem się w jedno bratnich narodów Rosji, Białorusi i Ukrainy.
Trwa przy tym, mimo że mała łatwa wojna Władimira Władimirowicza zamieniła się w gigantyczny konflikt.
Efekty są zdumiewające.
Gdyby ktoś informacje czerpał wyłącznie z TASS i agencji Interfax, we wtorek 1 marca dowiedziałby się:
Przyznacie państwo, że nie da się tego zrozumieć. Nie da się zrozumieć, dlaczego z powodu napaści Ukrainy na Donbas światowej sławy dyrygent Walerij Giergijew traci pracę w Filharmonii Monachijskiej, a szef Dumy wzywa wszystkich topowych rosyjskich artystów, żeby się określili w sprawie Ukrainy. Do Rosji nie latają samoloty, rubel tanieje, giełda nie działa, rosyjscy i białoruscy hokeiści zostali wykluczeni z rozgrywek, a premiery najbardziej oczekiwanych filmów są w Rosji odwoływane.
A to wszystko jest w oficjalnych rosyjskich komunikatach - to nie jest wraża dezinformacja.
O tym, że rosyjska propaganda była przygotowana na błyskawiczne zwycięstwo i podporządkowanie Ukrainy Rosji, pisaliśmy już w naszym cyklu GOWORIT MOSKWA ("Tu mówi Moskwa").
Pisaliśmy też o tym, że im dłużej trwa obrona Ukrainy, tym bardziej propaganda Kremla rozjeżdża się z rzeczywistością.
I nie chodzi tylko o to, że opowiada świat zmyślony. Ale także o to, że jej przekaz kwestionowany jest na każdym kroku. Są media społecznościowe, są przyjaciele i krewni Rosjan w Ukrainie, są wreszcie komunikaty Ukraińców, którzy posługują się tym samym językiem. Władze próbują temu zaradzić:
Od soboty podaje w mediach, że w Ukrainie toczy się wojna i że jej ofiarami padają cywile, jest zabronione. Można mówić tylko o "specjalnej operacji".
Władze próbują też naciskać na gigantów internetowych, Google i Tik-Toka, by zmieniły algorytmy, które teraz podsuwają ludziom najbardziej gorący kontent - czyli niezależny przekaz o tym, co się dzieje w Ukrainie.
Ponieważ to za bardzo nie działa, we wtorek młodzieżówka partii Putina zwana „Młodą Gwardią Jednej Rosji” zaczęła się organizować do wychwytywania w sieci krytycznych dla władz informacji. Będzie o nich donosić cenzorowi państwowemu (instytucji o nazwie RosKomNadzor), żeby je zablokował i usuwał.
Władze postanowiły też wpłynąć na młodzież szkolną i pouczyć ją, co powinna myśleć. Wiemy o tym dzięki niezależnej “Nowoj Gazietie”, która zamieściła na Twitterze nagranie z jednej z lekcji w szkole średniej.
Nauczycielka mówi uczniom, że lekcję pod tytułem “Nasz kraj” mają przeprowadzić wszystkie szkoły. I że musi być posłuszna dyrektorowi, dlatego przekaże teraz, "co uważa nasz rząd" na temat “operacji w Ukrainie”. Nauczycielka wie jednak, że uczniowie już swoje wiedzą o Ukrainie - z Instagrama. I to, co wiedzą, stoi w całkowitej sprzeczności z tym, co chce im powiedzieć rząd. Uczniowie oglądają bombardowanie miast, widzą ofiary cywilne i odwagę Ukraińców. Rząd to całkowicie ignoruje. “Bombardowania nie ma, ofiar nie ma”.
Nauczycielka tłumaczy uczniom, że są różne źródła informacji, więc należy je poddawać krytyce i analizie. "Jest coś takiego jak punkt widzenia" - mówi.
Wynika z tej lekcji, że to, co się dzieje w Ukrainie i w Rosji, muszą ustalić sami.
Kiedy się posłużyć aparatem krytycznym, tak jak nieznana nauczycielka uczy swoich nastoletnich uczniów, o sytuacji w Ukrainie można się wiele dowiedzieć także z oficjalnych źródeł.
Bowiem żeby w szóstym dniu wojny utrzymać spójną narrację o „operacji specjalnej", propaganda musiałaby wymyślić cały osobny świat — tak jak to robił Tolkien.
Z osobna geografią, historią, językami, przeszłością, sztuką i dyplomacją. W dwa dni się tego nie zrobi, więc relacje o "operacji specjalnej" sąsiadują z relacjami o ponurych konsekwencjach napaści na niezależne państwo. Te relacje są oficjalne i są prawdziwe. I dają bardzo wiele do myślenia
Oto mały wybór z kilku godzin. Przyznacie Państwo, że robi wrażenie:
Ponieważ jest źle, odpowiednią dawkę złych informacji dla świata przygotowali najbliżsi współpracownicy Putina:
Była też wiadomość, która zrobiła na mnie szczególne wrażenie. Dziennikarze pytali dziś rzecznika Kremla, czy Władimir Putin dostaje listy otwarte od ludzi kultury, którzy są przeciw wojnie w Ukrainie.
Czy te listy są dostarczane prezydentowi?
Pieskow powiedział, że Putin zna te stanowiska, bo streszczają je media.
"Jest coś takiego, co się nazywa myślenie krytyczne" - mówi w nagraniu nauczycielka. A propaganda dostarcza dużo materiału do wprawek.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze