Putin nie pozwala krytykować negocjacji z Ukrainą. Wygląda na to, że ciągle ma nadzieje ugrać więcej. Już nie całą Ukrainę, ale kilka jej obwodów. I chyba próbuje złamać Niemcy
Bardzo trudno ustalić z oficjalnych rosyjskich depesz agencyjnych, czy Rosjanie rzeczywiście “drastycznie ograniczyli działania militarne na kierunkach kijowskim i czernihowskim”. A to dlatego, że o tych działaniach wcześniej prawie nie było mowy. Dziś - tak jak w poprzednie dni - propaganda relacjonuje nieustające sukcesy rosyjskie w Donbasie i w Mariupolu.
O tym, że rzeczywiście część wojsk najeźdźczych z północy Ukrainy została przeniesiona na południe, może świadczyć takie oto oświadczenie szefa “Donieckiej Republiki Ludowej” Denisa Puszylina: “Operacja wyzwolenia DRL przyspiesza, ale jest za wcześnie, aby mówić o terminie jej zakończenia” oraz że “sytuacja w Mariupolu jest nadal trudna”.
Wieczorem rosyjski MON ogłosił też, że “trwa planowane przegrupowanie wojsk na kierunkach Kijów i Czernihów”.
Najnowsze wyjaśnienie dla tego ruchu brzmi: armia rosyjska atakowała na tym kierunku, by związać wojska Ukrainy na polu bitwy i bez szturmowania miast (aby uniknąć strat wśród ludności cywilnej) zadać formacjom zbrojnym Kijowa taką klęskę, która by uniemożliwiła Ukrainie wykorzystanie tych sił na głównym kierunku - w Donbasie. „Wszystkie te cele zostały osiągnięte” - oznajmił rzecznik rosyjskiego MON generał Igor Konaszenkow. Mniej więcej to samo Rosja powtarza od piątku, nie twierdziła do tej pory jednak, że wygrała bitwę pod Kijowem. Zwycięstwo jest jednak niezbędne, by można było prowadzić rokowania z Ukrainą.
Rosyjskie plany jak zwykle ujawniają notable krymscy. To oni pierwsi, dwa tygodnie temu, sugerowali, że “denazyfikacja, demilitaryzacja i neutralizacja” Ukrainy mogłaby polegać na wycięciu z niej wschodnich terenów - i uczynieniu z nich “prawdziwej Ukrainy” związanej bratnią przyjaźnią z Rosją.
Dziś panowie z Krymu podają nowe szczegóły: „Krym i Donbas już nigdy nie będą ukraińskie. Już teraz pozostaje tylko pytanie, czy Chersoń, Zaporoże, Charków kiedykolwiek będą ukraińskie. Możliwe, że do następnej rundy negocjacji powstanie pytanie, czy kiedykolwiek będzie ukraiński Czernihów, Mikołajów, Odessa” – napisał szef krymskiego parlamentu Władimir Konstantinow na swojej stronie VKontakte.
Być może na to skierowane zostanie teraz uderzenie wojsk wycofanych z „kierunku na Kijów i Czernihów”. Chyba że nikt nie kupi rosyjskiego gazu?
Nie jest też jasne, czy wczoraj Stambule Rosja odniosła sukces i przycisnęła Ukrainę, czy też nie. Sukcesem miałoby być przedstawienie przez Ukraińców własnych propozycji w odpowiedzi na pierwsze pisemne żądania Rosjan, pokazane w czwartym tygodniu wojny (Rosja wtedy przestała wierzyć, że wojnę wygra samymi hasłami "demilitaryzacji, denazyfikacji i neutralizacji" Ukrainy).
Sukcesem rosyjskim ma być też “pryncypialne stanowisko Rosji wobec Krymu i Donbasu”. Co oznacza, że w piątym tygodniu nieudanego najazdu na Ukrainę Rosja nadal uważa, że tereny, które zdobyła w 2014 roku, są jej. Ukraina, jak wiadomo, zgodziła się nie podważać statusu tych terenów przez 15 lat – ale nie zamierza uznać, że to, co zostało jej odebrane siłą, należy legalnie do Rosji.
Rzecznik Putina Dmitrij Pieskow studził dziś oburzenie komentatorów, że Rosja siada do stołu z Ukrainą, mimo że Stalingrad jest już bliski.
Najwyraźniej ci komentatorzy wierzą, że lada chwila sytuacja na froncie zmieni się na korzyść Rosji. Pieskow mówi: "Nie mamy w planach żadnych Stalingradów, emocje zostawmy naszym wrogom”. Wzywa też do “wezwał do zaufania fachowcom, którzy uczestniczą w negocjacjach między Moskwą a Kijowem”. To ewidentnie rekcja na oburzenie w głównych propagandowych programach publicystycznych rosyjskiej TV, które opisywaliśmy wczoraj:
Z drugiej strony rzecznik Putina (który dostał wczoraj ukraińskie propozycje na piśmie) powiedział też, że przełomu w rozmowach z Ukrainą nie widać. Widać Putin ciągle wierzy, że w rozmowach tych może ugrać więcej.
Co to mogłoby być? W GOWORIT MOSKWA lubimy zgadywać na podstawie półprawd i kłamstw w oficjalnych komunikatach.
Dziś wydaje się nam, że Putin liczy na to, że Niemcy się ugną i nastąpi jakieś wycofanie się z zachodnich sankcji.
Po prostu w oficjalnym przekazie wyjątkowo dużo jest depesz o tym, jak Niemcy nie dadzą sobie rady bez rosyjskiego gazu. A przecież od 1 kwietnia Putin chce go sprzedawać za ruble - tymczasem Unia i kraje G7 powiedziały “nie”. Ale - jak zauważają rosyjscy komentatorzy - kurs rubla na oficjalnej giełdzie moskiewskiej poszedł w górę do poziomu prawie sprzed wojny, jakby ktoś potajemnie te ruble skupywał.
Jak zatem wygląda katastrofa Niemiec, do niedawna wielkiego przyjaciela i partnera gospodarczego Rosji?
Oprócz doniesień o kataklizmie w Niemczech wysocy urzędnicy rosyjscy powtarzają, że Rosja liczy na kompromis z Europą w sprawie przekazywania płatności za gaz na ruble. „Wciąż mam nadzieję, że uda nam się znaleźć rozwiązanie, które uwzględni nasze wymagania… Musimy znaleźć rozwiązanie kompromisowe, mam nadzieję, że stanie się to w ciągu najbliższych kilku dni” - powiedział wiceminister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Riabkow. Jego szef, Ławrow, jest w podróży do Chin i Indii.
Po południu w środę Putin rozmawiał z kanclerzem Niemiec, a potem z premierem Włoch i przekonywał ich, że decyzja o sprzedawaniu gazu za ruble zapadła. Kanclerz Scholz znowu powiedział "nie". Także Austria odmówiła zakupów za ruble.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami? Nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziesz pod tym tagiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze