Ukraińska kontrofensywa trwa, więc w rosyjskim przekazie jest coraz mniej informacji z frontu. Jeśli ktoś sądził, że prawdziwym wyczynem propagandowym było zignorowanie półmilionowego marszu w stolicy, musi to przemyśleć. Propaganda potrafi zignorować nawet kontrofensywę
Reportaże z frontu zajmowały w rosyjskich programach informacyjnych od początku pełnoskalowej inwazji mniej więcej połowę czasu. Na 70-minutowe telewizyjne „Wiadomości” („Wiesti”) było tego 20-40 minut. Od kiedy w zeszłym tygodniu minister minister wojny Siergiej Szojgu, a potem Putin ogłosili początek ukraińskiej ofensywy, jest tego góra 10 minut. W większość są to też materiały sprzed kilku dni.
Mimo, że nawet Putin mówi, że los wojny jest niepewny, „czasy nieproste”, a Rosja "stoi przed poważnymi wyzwaniami”, propaganda przekonuje, że Rosja wygrywa. Tyle, że temu zwycięstwu poświęca mniej czasu niż zwykle.
Na przykład poniedziałkowe „Wiesti” pierwsze 15 minut poświęciły wręczaniu nagród państwowych przez Putina, a kolejny kwadrans – rozmowie Putina z rannymi żołnierzami w szpitalu w Moskwie. Relacja z frontu zajęła dopiero kolejne 5 minut, a dalej była 10-minutowa relacja o przyjaźni zmarłego właśnie Berlusconiego z Putinem.
Ten 5-minutowy materiał o zwycięstwach na froncie (podobnie jak w poprzednich dniach) zawierał głównie doniesienia o zwycięstwach nad ukraińskim sprzętem. Ten sposób opisywania zwycięstw propaganda przyjęła już jakiś czas temu, kiedy armia Putina przestała się posuwać do przodu.
Teraz jednak, kiedy bardziej opisowych relacji na temat tego, co dzieje się na froncie, nie ma, wojna Putina zamienia się w relacjach propagandy w przedziwną grę w rzutki – wygrywa ten, kto ustrzeli lepiej punktowana armatę. Propaganda się tym wyraźnie fascynuje.
Bo choć od miesięcy zapewniała, że broń rosyjska jest lepsza od zachodniej, to teraz traktuje zachodni sprzęt jak nieśmiertelne istoty.
Trafienie go jest więc czynem niesłychanym. I dowodzi zwycięstwa.
Drugim dowodem na zwycięstwo Rosji jest też fakt, że "Ukraina nie osiągnęła swojego celu”. Jaki to cel, nie wiadomo. Choć odbiorca propagandy może się domyślić, że chodzi o odbicie wszystkich zajętych przez Moskwę terenów. Nie udało się ich Ukrainie zająć w tydzień, więc Rosja wygrywa (rosyjskiej ofensywie, trwającej od 22 lutego 2022, propaganda czasu nie liczy).
Standardy propagandy wyznaczają jednak „Wiesti Niedieli” – niedzielny trzygodzinny program telewizyjny podsumowujący wydarzenia tygodnia. Nie chodzi nawet o to, że relacje z tego, co TERAZ dzieje się na froncie oparte były na reportażach sprzed kilku dni. „Wiesti Niedieli” są co tydzień zapowiadane po dziennikach w piątek i sobotę. I w TĘ sobotę w tych zapowiedziach podano, że w niedzielę w programie będzie relacja z tego, jak Rosja odpiera ukraińskie ataki.
I co? Dokładnie o tym było w niedzielę. Z czołówką materiału pokazaną już w sobotę.
Niepewność co do tego, czy faktycznie Rosja wygrywa i skutecznie odpiera kontratak Ukrainy, propaganda pokazuje, ale w sposób bardzo zawoalowany.
Wreszcie objawił się Putin. I nie tylko pił szampana z odznaczonymi nagrodami państwowymi (tu muszę donieść, że było wśród nich sporo lekarzy, a „Wiesti” nie wiadomo czemu gorliwie doniosły, że lekarze ci życzyli Putinowi zdrowia). Pojawił się w moskiewskim szpitalu.
Zaprezentowano mu rannych. Jak zawsze w odprasowanych piżamach, jednak część z nich nie miała rąk ani nóg. Kiedy przed rokiem Putin pierwszy raz odwiedził rannych w tychże niebieskich piżamach, wszyscy byli cali, mogli stać. A na koniec okazało się, że są to statyści, którzy regularnie występują w roli społeczeństwa na spotkaniach z Putinem.
Teraz zaś na wózku inwalidzkim posadzono Putinowi młodego oficera, którego propaganda pokazywała w zeszłym tygodniu.
Leżał wtedy w obskurnym przyfrontowym szpitalu, był lekko ranny w nogę i podekscytowany opowiadał, że zadzwonił do niego sam Putin. W tej fazie wojny obecność Putina była zapośredniczona: różni wojskowi występowali przed kamerami i opowiadali, że rozmawiali z Putinem.
Jak widać, to już nie wystarcza. Więc rannego w stopę przywieziono do Moskwy, by Putin mógł się z nim osobiście zobaczyć i porozmawiać o losie żołnierza. Oraz osobiście odznaczyć. I to właśnie było to widowisko, którym przez 15 minut propaganda uraczyła widza w „Wiestiach” w poniedziałek. Mimo montażu z trzech kamer, nie dało się ukryć, że beznodzy i bezręcy ludzie z trudem to znoszą – bo bardzo ciężko im siedzieć.
„Nie muszę mówić, jak ważne jest to dla kraju, aby się umacniał, był niezależny, chronił tamtejszych ludzi – na tych terenach to są nasi ludzie. Czują się częścią naszego narodu i to jest nasz obowiązek stanąć w ich obronie”.
„Czy mieliście do dyspozycji broń przeciwpancerną?” „Jak czuli się chłopcy w tych, szczerze mówiąc, trudnych warunkach? Czy to wszystko, co zrobiłeś, naprawdę pomogło wam w walce?” „Jak działa nasza artyleria? A nasze czołgi? Osłaniały was z tyłu? Czy lotnictwo zadziałało?”.
„Sądząc po tym, co i jak mówicie: ostrzał artyleryjski, potem czołgi, potem pojazdy opancerzone, piechota – ...to są trudne operacje wojskowe, które mówią o tym, co naprawdę... poziom nagród jest oczywiście symboliczny”.
„Ogólnie rzecz biorąc, każdy z was jest bohaterem. Wszyscy. Wszyscy bez wyjątku”.
„W oczach każdego normalnego człowieka każdy z was jest bohaterem. Tak jak inni chłopcy, którzy walczą na froncie, walczą w strefie specjalnej operacji wojskowej”.
„Uważam, że ci z Was, którzy chcą, żeby jakoś przejść na wyższy poziom, [powinni] iść na studia. Takich jak wy bez wątpienia potrzeba krajowi, ojczyźnie, Siłom Zbrojnym. Jeśli ktoś wiąże swój los z siłami zbrojnymi, byłoby słuszne, gdyby przyszłe sztaby dowodzenia Sił Zbrojnych były rekrutowane z takich osób jak wy. Ci, którzy chcą zostać, dobrze byłoby zrobić kolejny krok – zdobyć odpowiednie wykształcenie”.
„Państwo oczywiście robi i będzie robić wszystko, aby wesprzeć was i wasze rodziny, i rodziny naszych poległych towarzyszy. To jest święta sprawa. Zrobimy dla niej wszystko”.
„Chciałbym zakończyć, wyrażając wdzięczność waszym rodzicom”. „Czasami nawet tego nie zauważamy. Czasami tego nie rozumiemy. Ale ostatecznie wszystko pochodzi od rodziny, od najbliższego kręgu”.
I tak dalej i tym podobne – przez 15 minut w najlepszym czasie antenowym.
Miejsce informacji z frontów zajmują coraz bardziej rozbudowane relacje z terenów zalanych po wysadzeniu tamy w Nowej Kachowce.
Reportaże pokazują ludzi w cudowny sposób ocalonych przez rosyjską armię („Co byśmy zrobili, gdyby nie wy” – woła pani z maleńkiej łódeczki holowanej przez ekipę filmową).
Ciekawe jest to, jak mało miejsca propaganda poświęca temu, co się z tamą stało.
Owszem, obowiązuje wersja, że był to ukraiński „akt terrorystyczny”. Ale równolegle funkcjonuje opowieść, że tamę i elektrownię wodną w Nowej Kachowce kontrolował rosyjskie wojsko. Nie było tam cywilnej obsługi (!). I że od miesięcy trwał ostrzał tamy. Aż w końcu tama puściła.
Propaganda nie skupia się na wyjaśnianiu (jakkolwiek kłamliwym) przyczyn katastrofy. Opowiada natomiast, jakim cudem sowieckiej techniki była zbudowana w 1956 r. tama. Że dzięki niej rozkwitło rolnictwo na Chersońsczyźnie i na Krymie. Teraz tego nie będzie. Nie ma jak zasilać Krymu w wodę – opowiada propaganda i pokazuje archiwalne zdjęcia.
Wygląda to tak, jakby mówiła nam: nie ma co żałować Krymu, bo i tak już do niczego się nie nadaje.
Dzieje się to równo w rok od uroczystego świętowania powiększania imperium Putina. Teraz Rosja świętowała "Dzień Rosji” w mniej sprzyjających okolicznościach:
Teraz zaś – ponieważ nie wiadomo, jak informować o tym, co się dzieje na froncie – w przekazie pojawia się mnóstwo michałków. Jak np. ten z soboty (proszę trzymać się krzesła), że ponieważ Zełenski "wymordował ukraińskich Węgrów pod Bachmutem” (chodzi o to, że służyli tam wszyscy obywatele Ukrainy – o tym, że obywatele pochodzenia węgierskiego powinni być z poboru wyłączeni, opowiada propaganda Viktora Orbana), to teraz Polska przejmie Zakarpacie.
Oraz (to z poniedziałku), że jak Donald Tusk wygra wybory, to polska pomoc dla Ukrainy będzie mniejsza, bo... opozycja nie planuje odtworzenia I Rzeczypospolitej.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze