Na pewno chcielibyście Państwo wiedzieć, jak Putinowi idzie ze stanem wojennym w okupowanej Ukrainie i podniesionym stanem gotowości w Rosji. No więc nie najlepiej. A może ktoś chce widzieć, jak Putinowi idzie ze strzelaniem z karabinu snajperskiego?
Propaganda jest tu znakomitym źródłem. Pokazuje bowiem, jak próba władzy centralnej, by się przeorganizować i zwiększyć efektywność działania w obliczu kryzysu (wojny), została spacyfikowana przez lokalnych czynowników.
Po prostu przekaz propagandowy zapełnił się deklaracjami o wzmożeniu czujności, o pełnym poparciu dla Putina i robieniu wszystkiego, co możliwe. Aparat robi to nie po raz pierwszy (GOWORIT MOSKWA opisywała to już w raz w marcu). Jak to się więc dzieje, że nic się nie zmienia?
Zarządzających autorytarnie – na całym świecie - zawsze to dziwi. Na naszym polskim podwórku zjawisko to nazwano imposybilizem. Bo przecież kazałem - a tu nic. Niedasie.
Formalnie stan wojenny i wyższe stopnie bezpieczeństwa zostały wprowadzone ze względu na “ukraiński terroryzm”. Ale w kilkunastominutowym przemówieniu Putina transmitowanym w “Wiestiach” było też o tym, żeby administracja wzięła się w końcu do roboty. Żeby ogarnąć sprawę mobilizacji. Żeby przemysł zrozumiał, że ma dostarczyć broń i zaopatrzenie na front. Żeby po prostu państwo działało lepiej.
Chodziło też oczywiście o to, żeby zdjąć z Putina odpowiedzialność za katastrofę i rozproszyć ją. W związku z tym Putin ogłosił stan parawojenny (w ósmym miesiącu wojny, której wojną nazywać nie wolno).
“Teraz sukces zależy od nas wszystkich” - objaśnił.
Tymczasem aparat administracyjny, który działa po to, by zadowalać władzę, a nie po to, żeby rozwiązywać problemy, zareagował poprawnie – ale nie tak, jakby chciał Putin. Nie wziął na siebie odpowiedzialności, za to zabrał się za działania pozorowane.
Putin zażądał w środę 19 października reorganizacji rządu - żeby resortowe silosy zaczęły wreszcie ze sobą współpracować i lepiej koordynować wojenne potrzeby państwa w kryzysie. Administracja Putina wcześniej nie wpadła na taki pomysł, bo nie jest od wymyślania – tylko od realizowania pomysłów władzy. Dlatego premier Miszustin pod koniec ósmego miesiąca wojny, która nie jest wojną, ogłasza:
Tak toczno! (Tak jest). Plany przedstawimy w ciągu trzech dni.
To ma być nowe ciało, rada koordynacyjna „do rozstrzygania kwestii zapewnienia operacji specjalnej”. W jej skład wejdą wicepremierzy, przedstawiciele organów ścigania, bloku społeczno-gospodarczego rządu, administracji prezydenckiej oraz Rady Państwa, której zadaniem jest nawiązanie ścisłej współpracy z regionami.
Jaki jest efekt? Zaczynają się trzy złote dni dla administracji, w czasie których może wyrzucić z szaf trupy i pozałatwiać swoje interesy.
Sam premier Miszustin trzasnął obcasami, a potem dosyć jasno wyłożył, co w Rosji nie działa (więc żeby nie było, że nie ostrzegał):
"Koledzy - ogłosił Miszustin. - Dla każdego z obszarów zostanie wyznaczony wicepremier nadzorujący. Musicie przygotować konkretne propozycje w zależności od dziedziny waszej działalności. Co tydzień będziemy raportować do głowy państwa”. Podkreślił, że “ci, którzy chronią interesy narodowe, powinni mieć wszystko, czego potrzebują. W tym, jak powiedział prezydent, zapewnienie sprzętu, sprzętu, opieki medycznej, leków, żywności i oczywiście odpowiednich warunków życia. A także przyzwoitej nagrody”.
Resorty nie kazały sobie długo czekać na odpowiedź. Na przykład Ministerstwo Rozwoju Cyfrowego - które, wedle informacji przekazywanych w oficjalnych kanałach, zajmuje się teraz głównie reklamowaniem informatyków z armii - ogłosiło natychmiast:
Tak toczno!
I dlatego w 2023 roku zakończy program połączenia wojskowych urzędów rejestracji i zaciągu z siecią Ministerstwa Obrony i bezpiecznym internetem.
Przyznacie państwo - niezły to sposób na zakomunikowanie, w miesiąc po wprowadzeniu “częściowej mobilizacji”, że jest ona prowadzona na podstawie zapisków w zeszytach. Więc strategia rosyjskiego oporu polegającego na paleniu komend jest jak najbardziej racjonalna.
A poza tym Ministerstwo Rozwoju Cyfrowego zmuszone jest zawiesić podłączanie szkół do Wi-Fi. To z kolei – tak to czytam – jest sygnał, że administracja wykorzysta putinowską mobilizację do usprawiedliwienia swoich zaniedbań i zaniechań. “Bo jest stan podwyższonej gotowości”.
Dekret o reorganizacji centrum Putin podpisał dopiero dziś, 21 października. Na czele nowej struktury stanął... premier Michaił Miszustin.
Putin szarpnął sobie cuglami w drugim miesiącu “częściowej” mobilizacji. Która - jak zaświadcza propaganda – jest katastrofą. Bo państwo Putina zostało mobilizacją zaskoczone.
A władza oficjalnie podaje, że bezpodstawnie zmobilizowano 10 tys. osób!
W zeszłym tygodniu Putin ogłosił, że mobilizowani mają przechodzić szkolenia – nie wolno ludzi z marszu brać do okopów. I zapowiedział, że każe sprawdzić, czy tak się dzieje.
Aparat zareagował z wprawą: zorganizował Putinowi wizytę na poligonie.
Mogliśmy to obejrzeć w “Wiestiach” w czwartek: przed Putinem stoi rząd świetnie wyekwipowanych wojskowych.
“Macie jakieś problemy w domu?” - pyta Putin.
“Żadnych” - odpowiada szereg.
Minister Szojgu pokazuje Putinowi ciepłą bieliznę i ciepłe buty – wszyscy wszystko macają: fakt, wszystko jest, a zmobilizowani mają pod dostatkiem amunicji do ćwiczeń.
A że to wszystko jest ustawką, informuje nas sama putinowska propaganda. Bo posłowie do Dumy piszą do rządu, by zmobilizowanym zwracać choć część wydatków "na zakup kamizelek kuloodpornych, leków, żywności i innych rzeczy". Ponadto “konieczne jest znalezienie sposobu na zwrot pieniędzy tym, którzy pomogli zmobilizowanym: krewnym i przyjaciołom”.
Kolejne informacje propagandowe ujawniają nam, że wojsko Putina jest ekwipowane przez władze lokalne: jedni dadzą apteczki, inni śpiwory, a jeszcze inni kupują wojsku drony albo sfinansują dzieciom pobyt w przedszkolu.
A zatem – i to się dzieje na naszych oczach – armia przestaje być elementem spajającym państwo.
Bo od tego była: ludzie o różnych poglądach, wykształceniu, mówiący z różnymi akcentami, zakładali takie same mundury i brali do ręki taką samą broń. A teraz tak nie jest - więc pierwsze, co taka armia zrobi w okopach, to ustali różnice: co tobie dają, a co mnie.
Okazało się nawet, że obiecane przez władzę takie same świadczenia dla zmobilizowanych są w niektórych regionach Rosji tylko w sferze fantazji. Dlatego premier "polecił ministrowi finansów kontrolowanie płatności”. „Głowa państwa jasno określiła, że zasiłek pieniężny nie może być mniejszy niż 195 000 rubli miesięcznie. A przydzielone środki muszą być odbierane przez ludzi w całości i na czas”.
Tak więc premier wystosował pismo, że “Tak toczno”, teraz minister wyśle takie pismo. A wypłaty będą albo i nie.
Wracając do zajęć Putina na poligonie – propaganda pokazała tam jeszcze jedną niesamowitą scenę: Putin dostał zmobilizowanego swoich marzeń, czyli mężczyznę, który pięć lat temu służył w wojsku, więc teraz wystarczy mu tylko lekkie przypomnienie nawyków.
"Umiejętność powraca? Czujecie się pewnie?" – zapytał Putin.
“Tak toczno” - odpowiedział zmobilizowany.
Więc zadowolony Putin uścisnął temu człowiekowi (przedstawionemu jako “Rusłan z Riazania”) rękę - co było dłuższą sceną, bo zaszczycony kontaktem z Putinem człowiek walczył z nowiutką rękawicą, by ją zdjąć do uścisku.
A potem propaganda powtórzyła, że raz nabyte nawyki nie poprzepadają. I w tym celu Putin postanowił sobie postrzelać z karabinu snajperskiego. Położył się na pozycji (zasłonił go kamuflaż) i strzelił.
I, proszę państwa, propaganda nie powiedziała, w co trafił. Ani że trafił w 10.
Aparat dostał więc jasny sygnał: Putin nie wie, co się dzieje.
A co zdaniem propagandy dzieje się w administracji na okupowanych terenach Ukrainy, gdzie Putin wprowadził stan wojenny?
“Tak toczno” - odpowiedzieli urzędnicy, którym Putin dał tytuły “p.o. gubernatora”.
Przy czym ci z Ługańska i z Doniecka zaznaczyli, że w ich włościach nic się nie zmienia (!), bo stan wojenny jest u nich od 2014 roku, teraz jest to tylko rosyjski stan wojenny.
Za to “władze” obwodu Chersońskiego szybko pośpieszyły z deklaracją, że teraz u nich władzę przejmuje wojsko. Więc, jakby co, pretensje trzeba mieć do niego.
A przecież w Chersoniu trwa właśnie przymusowa ewakuacja mieszkańców na lewy brzeg Dniepru. W planach było wywiezienie 60 tys. osób na Krym i do Rosji, do tymczasowych miejsc zamieszkania. Telewizja pokazuje, że wszystko idzie wspaniale, a na brzegu Dniepru gromadzą się tłumy. Ale kadr jest wąski, a władze Krymu przyznają, że chersończycy nie chcą wyjeżdżać. Wywieziono ledwie 15 tys. osób, więc w tym tempie ewakuację zakończyliby za 4 dni (nie można oczywiście wykluczyć, że proces jest specjalnie rozwlekany, by armia mogła pod osłoną cywili poprzerzucać posiłki na prawy brzeg). Tymczasem armia już dwa dni temu ostrzegła, że sytuacja na froncie jest “skrajnie napięta”.
Do tego pokazywane w “Wiestiach” “luksusowe” warunki dla przesiedlanych – w namiotach i wieloosobowych pokojach – nie każdego mogą przekonać.
"Nie ma paniki. Większość ludności odmawia wyjazdu nawet z zasady. Ludzie się usprawiedliwiają, że mieszkali tu przez całe życie. A niektórzy mężczyźni, z którymi rozmawialiśmy, mówią, że nie wyjedziemy, będziemy bronić się bronią w naszej ręce i nie zamierzamy oddać nazistom gramów ojczyzny” (ładny spin – ludzie sabotują polecenie władzy, ale to w sumie dobrze, bo a pewno zostają po to, by walczyć).
Na całym zachodzie Rosji (z Moskwą włącznie) Putin podwyższył stan gotowości, co przede wszystkim oznacza zwiększenie kompetencji lokalnych władz.
Mogą zatrzymywać ludzi, przeszukiwać, przesiedlać, a także wprowadzić godzinę policyjną.
Miało to służyć zwiększeniu efektywności działań (i zrzuceniu z Putina odpowiedzialności), ale z propagandy wynika, że zwiększyło tylko bałagan. Decentralizacja nastąpiła bowiem bez jasnych kryteriów i wskazania tego, co ma być osiągnięte (ale nie można takich kryteriów podawać, jeśli chce się zwalić winę na podwładnych; poza tym jedynym celem Putina pozostaje przejęcie kontroli nad całą Ukrainą - i aparat udaje, że wierzy, że to się uda).
I teraz władze lokalne muszą uspokajać mieszkańców, że żadnej godziny policyjnej nie będzie i w ogóle nikt, kto nie ma niczego na sumieniu, nie musi się niczego obawiać. Widać więc, że ludzi pochłonęły gorączkowe kalkulacje, co zrobić, jeśli jednak będzie godzina policyjna, jeśli zarekwirują samochód albo każą się wyprowadzić.
Ale władze też powiedziały: Tak toczno.
I propagandowy przekaz wypełniły deklaracje gubernatorów o tym, jak wzmacniają czujność, zwiększają liczbę obiektów do pilnowania i zwiększają liczbę straży (swoją drogą, ciekawe, czy taka gubernatorska straż będzie zwalniać z poboru?).
„Większość obiektów i tak jest chroniona ze względu na zwiększony poziom zagrożenia terrorystycznego. Jednocześnie około 45 dodatkowych obiektów zostanie dziś objętych ochroną, a liczba posterunków zostanie o niektóre zwiększona” – powiedział “szef Krymu” Siergiej Aksjonow.
Te wszystkie pozorowane działania mają zapobiec aktom terroru ze strony Ukrainy. I to mimo, że wedle oficjalnej wersji most krymski wyleciał w powietrze (wysadzony dzięki koronkowej akcji ukraińskich służb specjalnej), CHOCIAŻ były tam straże.
Po prostu kontrola była nieefektywna, bo jak ciężarówka z zapakowanymi w folię materiałami wybuchowymi wjeżdża przez Armenię, to się jej w Rosji nie sprawdza. A strażnicy w Rosji nie są w stanie zauważyć, że dokumenty przewozowe są lipne.
Powtarzam - mówię tu o oficjalnej wersji Putina, jak to z mostem było (choć każdego dnia narastają we mnie wątpliwości, a wzbudza je sama propaganda Putina. Bo np. ostro i wielokrotnie dementuje oświadczenie prezydenta Zełenskiego, że “wedle jego wiedzy” Ukraina nie ma z mostem nic wspólnego - czyżby trzeba było puszczać to dementi, bo w Rosji krążą inne wersje o moście?).
Jeśli mowa o moście krymskim – to wicepremier Marat Chusnullin, który odpowiada za sprawę mostu, wydał mu polecenie, by się szybciej naprawił ("Konieczne jest przyspieszenie remontu części kolejowej mostu krymskiego, harmonogram będzie gotowy w najbliższej przyszłości – powiedział).
Most oczywiście odpowiedział “Tak toczno”.
Jednak codziennie w telewizji oglądamy od 10 dni, jak ekipy budowlane próbują usunąć ten sam zwalony do wody kawałek jezdni. Wczoraj z “Wiesti” dowiedziałam się, że filary mostu w tym miejscu “nie są bardzo zniszczone”. A władze wyznaczyły tysiąckilometrowy objazd mostu – przez Mariupol.
„Zwiększymy tempo prac. Przede wszystkim konieczne jest przyspieszenie naprawy części kolejowej mostu, w najbliższej przyszłości opracujemy harmonogram” – ogłosił Chusnullin.
Na koniec mam dla zainteresowanych wybór oficjalnych depesz, które opisują, co administracja lokalna robi z poleceniem Putina. To znakomity materiał na lekcję - jak nie zarządzać.
Nie wygląda na to, by Putin miał kontrolę nad swoim państwem - ale nadal może zabijać, wsadzać do więzienia. No i ma propagandę. Scentralizowana władza tylko w to wierzy.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko za pośrednictwem VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze