Rosja bombarduję Ukrainę z miłości. Miłość jest bowiem siłą napędzającą Rosję do działania. Naddźwiękowe pociski Kindżał są tej miłości dowodem. Niestety, USA kierują się w polityce interesami, trzeba więc pytać Amerykę, pod jakimi warunkami zgodzi się znieść sankcje na Rosję
Niedziela to dzień wiadomości wojennych. Inne źródła rosyjskiego przekazu propagandowego jakby robią sobie wolne. Widać to było już przed tygodniem. Dziś pewnie urzędnikom łatwiej się wytłumaczyć z braku aktywności. Po pełnym religijnych odniesień wystąpieniu Putina na stadionie na Łużnikach w piątek wszyscy mogli dziś powiedzieć, że poszli do cerkwi.
Jak pamiętamy, Putin wmówił do tłumu na stadionie, że bohaterstwo żołnierzy rosyjskich można opisać tylko słowami św. Jana “Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” [J 15,13-17]). Powoływał się też na admirała Fiodora Uszakowa, twórcę bazy floty rosyjskiej w Sewastopolu na Krymie za Katarzyny II, kanonizowanego przez cerkiew prawosławną w 2000 roku. Hitem koncertu była piosenka "Donbas jest z nami, a z nami Bóg"
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w wieczornym piątkowym programie publicystycznym Władimira Sołowjowa w I kanale rosyjskiej telewizji, w którym prowadzący pyta o opinię ekspertów (samych mężczyzn), ci przerzucali się cytatami z Biblii.
Były to cytaty o tym, jak Pan Bóg pozwala niszczyć swoich wrogów.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami? Nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziesz pod tym tagiem.
Powołanie Pana Boga do rosyjskiego wojska (jakie szczęście, że Pan Bóg jest mężczyzną!) to kolejny znak tego, jak zwykła “wojskowa operacja specjalna” zamieniła się w Rosji w wojnę światów.
Korzysta na tym metropolita Cyryl, który po raz kolejny mógł poprzeć władzę. Mógł też powiedzieć to, czego władzy mówić za bardzo nie wypada: że Ukraińcy i Rosjanie to jeden naród. W 25. dniu “specjalnej operacji”, w której Ukraińcy zajadle stawiają opor rosyjskim najeźdźcom, jest to wiadomość nie z tego świata.
Tymczasem patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl wezwał wiernych do modlitwy „za jeden naród” – Rosjan i Ukraińców.
Zauważył, że wszyscy, którzy pracują na rzecz zachowania duchowej jedności narodu i Kościoła, nie powinni wahać się co do słuszności obranej drogi.
„Musimy przede wszystkim modlić się o duchową jedność dziedzictwa św. Księcia Władimira". [Ks. Władimir to w istocie Waldemar, potomek przybyszów ze Skandynawii, władca Rusi Kijowskiej, znany z rozpustnego stylu życia, który ochrzcił się na Krymie w 988 roku. Jego imię we współczesnym języku ukraińskim brzmi Wołodymir a po rosyjsku - Władymir].
Cyryl kontynuował: “Módlmy się za nasz naród, który dziś mieszka w różnych krajach, ale wyszedł z jednej chrzcielnicy kijowskiej, który jest zjednoczony jedną wiarą i wspólnym historycznym losem (…) Wiem, że tam, w Ukrainie, wrogowie tego narodu powiedzą: »znowu patriarcha mówi, że jest to jeden naród!«
Ale to jest historyczna i boska prawda”
– powiedział patriarcha po niedzielnej liturgii w katedrze Chrystusa Zbawiciela, a podała to agencja TASS w zestawie wiadomości dotyczących wojny w Ukrainie.
Wiadomości z frontu przyzwyczajają odbiorców do tego, że “specjalna operacja” to nie przelewki. Leje tam się krew. W komunikatach z walk w Doniecku padają szczegóły o liczbie poległych rosyjskich wojskowych oraz dane o “zniszczonym nieprzyjacielu”
Te szczegółowe wojskowe meldunki dotyczą głównie Doniecka, gdzie walki w mniejszym i większym zakresie toczą się od 2014 roku i odbiorcy informacji są do tego przygotowani. Stamtąd przesyłają reportaże dziennikarze państwowej rosyjskiej TV. To jest już taki codzienny telewizyjny przekaz, do wieczornej herbaty.
Jeśli chodzi o to, co dzieje się w innych miejscach Ukrainy, to nadal przeważają romantyczne opowieści wojenne à la “Top Gun”. Rosyjski MON pokazuje filmiki, na których nowoczesne samoloty startują, a następnie wracają do bazy na tle wschodzącego słońca po “wykonaniu zadania bojowego”. Ofiar ani poległych nie widać.
Rosja ma też swoją cudowną, supernowoczesną broń – ponaddźwiękowe pociski Kindżał (sztylet, nazwa pochodzenia arabskiego).
Rosyjski MON pochwalił się ich "nowym wykorzystaniem w Ukrainie”. „Pociski manewrujące »Kaliber« wystrzelone z wód Morza Kaspijskiego, a także lotnicze systemy rakietowe »Kindżał« wystrzelone z powietrza nad terytorium Krymu, zniszczyły dużą bazę magazynową paliw ukraińskich sił zbrojnych w pobliżu wsi Konstantinówka w obwodzie mikołajowskim” – powiedział rzecznik MON, gen. Igor Konaszenkow.
Jednocześnie jednak propaganda próbuje zharmonizować opowieść o “operacji” w Ukrainie ze słowami metropolity Cyryla: Przewodniczący Dumy Państwowej Wiaczesław Wołodin powiedział, że celem Rosji w Ukrainie jest... ratowanie ludzi i demilitaryzacja.
Zdaniem Wołodina Rosja kieruje się w swych działaniach miłością (patrz cytat z Putina), a Stany Zjednoczone – interesami gospodarczymi. Stąd ich aktywność w sprawie Ukrainy.
W sobotę pojawiły się w rosyjskich agencjach informacje, że USA interesują się Ukrainą ze względu na interesy firmy syna prezydenta Bidena, Huntera – to ciekawy komunikat, ale pokazuje bardziej, jak dziś funkcjonuje państwo rosyjskie: zarządzane przez jednego człowieka, podporządkowane jego woli i interesom.
[Przypomnijmy, że Hunter Biden był w latach 2014-2019 członkiem zarządu prywatnej firmy gazowej Burisma działającej w Ukrainie. Donald Trump i jego sztab usiłowali dowieść, że wykorzystywał wpływy ojca, by ukrócić postępowanie ukraińskiej prokuratury przeciw tej firmie. Ale nie znaleziono żadnego na to dowodu, a ukraińska prokuratura oficjalnie odcięła się od tych insynuacji].
TASS informuje obszernie nie tylko o potyczkach w Donbasie, lecz i o humanitarnej pomocy z Rosji:
“Według Ministerstwa Sytuacji Nadzwyczajnych Federacji Rosyjskiej, w tym tygodniu na Ukrainę i Donbas dostarczono 500 ton ładunku humanitarnego, w sumie od początku operacji wojskowej z Federacji Rosyjskiej wysłano 2000 ton pomocy”.
Przyczyny katastrofy humanitarnej nie są znane, ale inteligentny odbiorca domyśli się, że to sami Ukraińcy na widok rosyjskich sił sami zbombardowali i podpalili swój kraj, wypędzając miliony ludzi z domów. Z tego 300 tys. zdołało się schronić w Rosji.
Naprawdę przerażająca wiadomość przyszła w nocy: Rzecznik rosyjskiego MON Konaszenkow ogłasza, że ukraiński batalion “Azow” (walczący obecnie w Mariupolu) planuje ataki terrorystyczne we Lwowie. Rosjanom wiadomość tę miał przekazać funkcjonariusz Służby Bezpieczeństwa w rejonie Doniecka. Celami zamachów we Lwowie mają być pracownicy i obiekty misji dyplomatycznych Stanów Zjednoczonych i innych krajów zachodnich”.
Zdaniem Konaszenkowa ma to być prowokacja, która zmusi Zachód do wejścia do Ukrainy i wprowadzenia strefy zakazu lotów nad Ukrainą.
Wystarczy popatrzeć na mapę, by zrozumieć, jak to wszystko jest pomieszane. Jak w wywodzie patriarchy Cyryla.
Pytanie tylko, po co Rosjanie takie rzeczy opowiadają. Kogo chcą wystraszyć?
Czym ta wojna się skończy i co będzie w niej zwycięstwem? Na to odpowiedzi propaganda nie ma.
Przypomnijmy sobie obecnie obowiązującą wersję wydarzeń.
Czyżby zniesienie sankcji mogłoby stać się celem wojny, jaką Zachód wypowiedział Rosji? I czy zwycięstwo Rosji nie mogłoby polegać na tym, że Zachód się z tych sankcji wycofa?
To zajmie jeszcze wiele dni, w których czasie zginie wiele osób. I nic nie jesteśmy w stanie z tym zrobić. Rosja pokaże jeszcze kilka filmików, jak bohaterscy piloci wrócili z misji “demilitaryzacyjnych”. Przekaże komunikaty, że rosgwardziści obronili dwa przyczółki, a inne dwa oddali, skracając front.
Patriarcha Cyryl ogłosi, że jeden naród jednak może mieszkać w dwóch państwach, bo to też jest “prawda historyczna i boska”. A następnie zaczniemy rozmawiać o zniesieniu sankcji?
Przekazy rosyjskiej propagandy układają mi się w taki obrazek.
Ale to jak odczytywanie treści z pokruszonych glinianych tabliczek. Nie wiadomo, czy tak będzie. To tylko znaczy, że ktoś w aparacie władzy mógłby tego chcieć. A cała rosyjska propaganda chce przygotować Rosjan na najgorsze – cokolwiek to jest.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022
Komentarze