Co słychać w Moskwie? Rosja została zaatakowana przez NATO i teraz robi wszystko, by opóźnić kontratak Zachodu. Polska chce odbudowy dawnej Rzeczypospolitej kosztem Ukrainy, czego dowodem jest istnienie gazety o nazwie “Rzeczpospolita”. Sprawcami zbrodni w Katyniu są obecnie naziści
Tak mniej więcej wygląda przekaz propagandowy z ostatnich dni. Moja analiza może być jednak fałszywa z prostego powodu - doszukuję się w tym przekazie sensu, logicznych, nawet jeśli kłamliwych zdań. A co, jeśli pomysł na tę propagandę to całkowicie ogłupiający brak jakiegokolwiek sensu?
Weźmy niedawną wizytę prezydenta Macrona i przewodniczącej von der Leyen w Pekinie. O co tam chodziło, z telewizji rosyjskiej dowiedzieć się nie sposób. Za to dłuższy felieton niedzielne “Wiadomości Tygodnia”, trzygodzinny wieczorny program “analityczny”, poświęcił 9 kwietnia kolorowi tkaniny okrywającej okrągły stół, przy którym rozmawiali politycy. Na zdjęciu widać, że komponuje się z flagą Francji, i flagą UE.
Otóż kolor ten wskazuje na zmierzch Europy - wyjaśnił gospodarz “Wiesti Niedieli” Dmitrij Kisielow. Gdyż w tradycji Wschodu żałobną tkaniną jest biel, a do bieli dokłada się też ciemnoniebieskie elementy. Chodzi o to, że Chińczycy dają znać, że ich zdaniem Europa umiera. Jakby tego było mało, dowodzi Kisielow, w zachodniej psychologii kolorów fioletowy wskazuje na najbardziej negatywne uczucia.
A granatowy, przy którym posadził gości Xi, ma elementy fioletowego.
Jest pokazywana przez trzy dni, ale w podsumowaniu tygodnia bezsens osiąga szczyt: Zełenski jest w tym przekazie marionetką Zachodu i chodzi na pasku Stanów Zjednoczonych. A jednocześnie zupełnie samodzielnie podejmuje decyzję o oddaniu suwerenności swojego kraju Polsce. Polacy skusili go bowiem orderem Orła Białego. Do tego dochodzi uwaga, że prezydent Zełenski znowu pokazał się nie w garniturze, a w bluzie, jak ma w zwyczaju od początku wojny. W związku z tym twórca felietonu w “Wiestiach” dzieli się z widzami uwagą, że bluza jest pewnie przepocona.
A potem “Wiesti” pokazują mapę Polski i mapę XVII-wiecznej Rzeczypospolitej. I wyjaśniają, że Polska zamierza (samodzielnie, choć też jest tylko pachołkiem Zachodu) odbudować dawna Rzeczpospolitą - bo wychodzi w Warszawie gazeta “Rzeczpospolita”.
Takich bredni jest więcej. Mamy felieton o tym, że prezydent Biden nie pojedzie na koronację Karola III do Londynu. Co jest obrazą dla konserwatywnych Brytyjczyków, zwłaszcza, że Biden zamierza na koronację wysłać żonę (mizoginia to stały element propagandy Kremla - ktoś musi stać niżej w hierarchii od upokarzanych przez władzę mężczyzn). W sukurs Wielkiej Brytanii pospieszył prezydent Francji Macron, ogłaszając po wizycie w Pekinie, że Europa nie powinna być “naśladowczynią" USA.
Do bredni dodajemy bluzgi – i przez to odbiorca propagandy traci jakąkolwiek możliwość rozeznania, co jest prawdą, a co nie. Oto przykład z 8 kwietnia: post w VKontakte zastępcy Putina w Radzie Bezpieczeństwa, i byłego putinowskiego prezydenta Dmitria Miedwiediewa. Post jest długi, więc zacytuję tylko kawałek:
"Perspektywa zasadzenia młodych ukraińskich krwiopijnych pasożytów na artretycznym karku rozpadającej się Unii Europejskiej” będzie ostatecznym upadkiem „niegdyś królewskiej, ale zubożałej przez degenerację Europy”.
Z wiadomości, które być może mają jakiś sens, zauważyłam tę o uruchomieniu cyfrowej wojskowej rejestracji mężczyzn (poborowych i tych starszych) w Rosji. Jesienna “częściowa mobilizacja” odbywała się, jak wiadomo, “na zeszyt”. Wojenkomaty szukały więc niezbędnych “wojskowych specjalistów” wśród zmarłych lub osób z niepełnosprawnościami - bo zeszyt nie był od lat aktualizowany. Teraz mężczyźni są wzywani do spisania się, zbadania i zmierzenia.
„Wezwanie uważa się za otrzymane z chwilą zaksięgowania go na koncie osobistym osoby zobowiązanej do służby wojskowej” – powiedział 11 kwietnia przewodniczący Komisji Obrony Dumy Państwowej Andriej Kartapołow (system już działa, teraz dorabia się do niego przepisy). Cyfrowy spis zbiera dane z wszystkich rejestrów państwa, z uczelni i od pracodawców. Zawiera dane kontaktowe z telefonem, NIP i informacje o prawie jazdy. Kto się nie stawi w wojskowym biurze rejestracji na wezwanie, nie będzie mógł zarejestrować firmy, podpisywać umów-zleceń, rejestrować się jako właściciel nieruchomości i samochodów oraz zaciągać kredytów.
Jeśli to wszystko prawda, to państwo Putina odnotowało w drugim roku wojny wielki organizacyjny sukces.
Tymczasem rosyjska telewizja każe w ten sukces wierzyć: pokazuje młodych mężczyzn czekających w poczekalniach na wezwanie lekarki/pielęgniarki. A potem oglądamy sceny z ważeniem i mierzeniem. A skoro akcja jest masowa, to propagandzie musi zależeć na uspokojeniu nastrojów.
“Projekt ustawy o jednolitym rejestrze osób zobowiązanych do służby wojskowej i wezwaniach elektronicznych nie ma nic wspólnego z mobilizacją. Ma na celu dostosowanie systemu ewidencji wojskowej do wymogów czasu” – powiedział 11 kwietnia rzecznik Putina Dmitrij Pieskowi.
Czy można jednak władzy ufać?
W Ukrainie trwa wojna. I to wojna nazywana wojną - i tylko już czasami “operacją specjalną”. Jest to wojna z całym NATO, które lada chwila rzuci się do kontrataku (rosyjskie słowo oznaczające niesprowokowany atak). Dlatego “obrońcy Rosji” próbują zdobyć zawczasu każdy metr i zniszczyć każdy możliwy ukraiński sprzęt wojskowy. Budują też linie obronne. Masę linii obronnych.
Wyciek zachodnich wojskowych dokumentów potwierdza – zdaniem propagandy - jedną prawdę. Rosja jest ofiarą, a w Ukrainie jest prawie 100 wojskowych z państw NATO. (Pozostałe informacje z przecieku, zwłaszcza o sprzedaży broni dla Rosji, to zdaniem propagandy fałszywki).
Nie, nie będzie. Putin na zeszłotygodniowym spotkaniu z “szefem” okupowanego przez Rosjan Zaporoża, Jewgienijem Balickim powiedział ciekawą rzecz. Panowie rozmawiali przed kamerami o potrzebie odbudowy wojennych zniszczeń (kto je spowodował, nie wiadomo). I tu padło kluczowe zdanie: skoro główne obiekty infrastrukturalne, takie jak np. duże szpitale, znajdują się na terenach “okupowanych przez Ukrainę”, to Putin poleca budowę własnych, rosyjskich, na terenie zajętym przez Rosję.
Czyli... nie zamierza już zdobywać reszty Zaporoża? Mimo że “anektował” je sobie w całości do Rosji?
"Siły ukraińskie muszą zostać przesunięte z linii kontaktu tam, gdzie nie mogą zaszkodzić rosyjskim żołnierzom” - powiedział natomiast Putin 6 kwietnia podczas spotkania z innym swoim namiestnikiem. “Pełniącym obowiązki szefa Donieckiej Republiki Ludowej” Denisem Puszylinem.
To jest równie optymistyczna z punktu widzenia kandydatów na front informacja jak poprzednia. Putin nie mówi tu nic o zdobywaniu Kijowa. Jeśli ktoś się nie pasjonuje bronią dalekiego zasięgu, może nawet zrozumieć, że Putinowi chodzi tylko o parę kilometrów.
Tę iluzję usiłują podtrzymać telewizyjne “Wiesti” ("Wiadomosci"). Pokazują dzień po dniu walki pod Donieckiem. Sytuacja jest tam prawie taka sama jak przed rokiem, kiedy rozpoczęła się “wielka ofensywa rosyjska w Donbasie” (mało kto z widzów “Wiesti” pamięta jeszcze, że po to Putin wycofał swoje wojska spod Kijowa, żeby uderzyć na Donieck). Rosyjska armia – mówią “Wiesti” - cały czas posuwa się do przodu. Z tym że wolno - więc Donieck jest cały czas w zasięgu ukraińskiego ostrzału.
„Sytuacja w Maryjnce [koło Doniecka] rozwija się dość dynamicznie. Przedłużające się wyzwolenie Maryjnki w pełni tłumaczy liczba rezerw, które zostały rzucone i nadal są rzucane przez reżim ukraiński w celu zapobieżenia całkowitemu wyzwoleniu tej osady i postępowi w kolejnych kierunkach” – powiedział Puszylin 11 kwietnia.
No i Bachmut. Cały czas nie zdobyty - choć obecnie według propagandy Putin zajął już 80 proc. miasta. A raczej gruzów, bo nic innego tam nie ma (telewizja pokazuje to bardzo dokładnie). I pokazując te gruzy “korespondent wojenny” mówi w "Wiestiach”:
Zostało już niewiele. Tylko kilka miast Donbasu
Nie dajmy się jednak na te uspakajające wiadomości złapać.
Bo jednocześnie propaganda poświęca mnóstwo energii i czasu, by opisać zachodnią broń jadącą do Ukrainy. Ale nie w kontekście “no dobra, dużo tego jest, a skoro Putinowi zawsze chodziło o ochronę ludności cywilnej, to może skończmy z tą wojną”. Obecna, ciągnięta od kilku tygodni opowieść, dotyczy tego, że Zachód chce użyć w Ukrainie broni jądrowej. Albo prawie jądrowej, ale to “prawie” nie ma znaczenia – bo pociski ze zubożonym uranem, które przebijają pancerze równie dobrze jak pociski z wolframem, a są tańsze, to broń jądrowa, gdyż zubożony uran także promieniuje. I na dowód tego propaganda przeprowadza wywiady z mieszkańcami dawnej Jugosławii, ostrzeliwanej przed ćwierćwieczem z takiej broni.
Rozmówcy chorują na nowotwory, znają też osoby, które na nowotwór zmarły. Czyli broń jądrowa.
Duma 11 kwietnia przyjęła zaś uchwałę potępiającą USA za prowadzenie eksperymentów z bronią biologiczną w Ukrainie (to jest stały element propagandy Kremla, równie często się pojawiający jak opowieści o tym, że prezydent Andrzej Duda powiedzie nas na Lwów i Kijów - teraz jednak przyjęło to postać uchwały parlamentu).
Nie zdziwiłoby nas po czymś takim, że Putin też użyje czegoś strasznego ze swojego arsenału, prawda? Ale może nie użyje.
Ale taka Ukraina może wyprodukować broń atomową w sześć-osiem miesięcy (a raczej “mogłaby”, ale to szczegół; Ukraina chce broni jądrowej tak samo jak Polska chce Kresów), więc może użyje.
Wiadomością tygodnia jest to, że między Putinem i Xi widać było niezwykłą chemię.
To jest istotna różnica między wizytą Xi w Moskwie dwa tygodnie temu i wizytą Macrona i von der Leyen w Pekinie w zeszlym tygodniu. Tu chemii nie było - o czym specjalnie przekonywał widzów "Wiesti Niedieli" Dmitrij Kisielow. Rozmówcy nie siedzieli tak blisko, nie patrzyli sobie w oczy. Zachowywali dystans.
A Putin i Xi - reagowali na siebie z wielką przyjaźnią i widać to było nawet po języku ich ciał - zachwyciła się propaganda. Putin i Xi są sobie naprawdę bliscy. Propaganda święciła tę wielką męską przyjaźń jako dowód na to, że Xi nie sprzeda Rosji Zachodowi. Zupełnie nie pomna tego, że na co dzień bombarduje widza ostrzeżeniami, czym się kończą “stosunki nietradycyjne”.
“Komunikacja między przywódcami Rosji i Chin ma charakter poufny, istnieje szczególna «chemia» między dwoma głowami państw" - powiedział Grigorij Żigarkow, pierwszy sekretarz ambasady Rosji w Chinach. - “Uderza przede wszystkim bliski kontakt interpersonalny między naszymi przywódcami".
Powiedzieć, że to ryzykowna dla propagandy informacja, to mało powiedzieć.
Przecież opowiadanie o “chemii” może podpaść pod promowanie “nietradycyjnych relacji”. Świadome tego “Wiesti Niedieli” pominęły w tym tygodniu swój do tej pory stały punkt programu: reportaż o tym, jak osoby nieheteronormatywne są traktowane z szacunkiem na Zachodzie, co jest dowodem satanizmu i zgnilizny.
Na szczęście zbliża się prawosławna Wielkanoc, więc o zgniliźnie Zachodu mógł się wypowiedzieć patriarcha Wszechrusi Cyryl:
"Rosja nie dąży do zawładnięcia innymi krajami ani do wzbogacenia się w obecnym konflikcie z «światowymi władcami ciemności tego wieku», a jedynie broni swojej niepodległości – powiedział po liturgii prawosławnej Niedzieli Palmowej 9 kwietnia.
„Nasza obecna walka nie toczy się z ciałem i krwią, ale z władcami ciemności tego świata, z duchami niegodziwości na wyżynach (zob. Ef 6:12). Mówię to śmiało, z pełnym przekonaniem, że Rosja jest po stronie świata. I można to łatwo udowodnić, ponieważ Rosja nie dąży do wzbogacenia się, nie dąży do zawładnięcia innymi krajami, nie dąży do podporządkowania sobie nikogo. Rosja po prostu stara się zachować swoją tożsamość, swoją wiarę, swoją system wartości”.
„Fałszywa dyplomacja epoki odprężenia minęła. Chcieli nas wziąć nas gołymi rękami, bez wojny, oszukać, wciągnąć do swojego świata, zaszczepić w nas swoje wartości. Ale nasi ludzie i nasze władze zdały sobie sprawę, że te wartości są sprzeczne z naszymi. Bo Święta Rosja, chwała Bogu, zachowuje wartości chrześcijańskie, a są one włączone w system wartości narodowych. Kiedy stało się to jasne, że nie ma między nami nic wspólnego, wszystko to doprowadziło do konfrontacji militarnej".
„Bronimy naszej wiary, naszego systemu wartości moralnych. Nie chcemy, aby rodzice mieli numer 1 i numer 2. Nie chcemy, aby zniknęła różnica między płciami. Nie chcemy, aby deprawacja stała się normą”.
Dlatego - wróćmy na chwilę do nieocenionego Miedwiediewa - obecne państwo ukraińskie jest „nieporozumieniem wywołanym rozpadem ZSRR”. „Tu mieszkają miliony naszych rodaków, którzy przez wiele lat byli maltretowani przez nazistowski reżim kijowski. To ich chronimy podczas specjalnej operacji wojskowej, bezlitośnie niszczącej wroga”. „Nikt na świecie nie potrzebuje takiej Ukrainy. Dlatego jej nie będzie”.
Podsumowując:
Jeśli chodzi o prawdę o Katyniu, to FSB ujawniła dziś, w 83. rocznicę zbrodni, “nieznany dokument”: zeznanie jeńca-Francuza walczącego po stronie Niemiec. Zeznał on w 1945 r. w Leningradzie, że jeńców rozstrzelali “naziści a nie pracownicy NKWD ZSRR”.
Wezwania, by – skoro Polska stanęła po stronie Ukrainy - przestać się już przyznawać do zbrodni w Katyniu, pojawiają się w propagandzie Kremla od jakiegoś czasu (Rosja oficjalnie przyznała się do zbrodni w 1990 r., a prezydent Jelcy za nią przeprosił). To dobrze pokazuje stan propagandy w piętnastym miesiącu trzydniowej wojny. O tym, co zostanie uznane za propagandową prawdę, zdecyduje w przyszłości władza. Jakaś władza. Nie nam, zwykłym propagandystom, oceniać.
Na ilustracji u samej góry: obraz Matejki "Batory pod Pskowem", który na Zamku Królewskim w Warszawie prezydent Zełenski oglądał w zeszłym tygodniu razem z prezydentem Dudą. "Wiesti Niedieli" poświęciły obrazowi kilkanaście sekund, powiększyły go i wyeksponowały główne postaci: polskiego króla i klęczącego przed nim wtsłannika moskiewskiego cara. A potem powiedziały, że to wszystko nieprawda (ale co jest nieprawdą, nie powiedziały).
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze