Rosyjska propaganda pokazuje wojnę w Ukrainie w sześciu osobnych obrazach. Nie wyłania się z nich nic, co pomogłoby człowiekowi zrozumieć, co się w Ukrainie dzieje i kiedy to się skończy. Ale obrazy te mobilizują - nie wiemy tylko jeszcze, do czego. Widać też na nich też himarsy
Z podsumowaniu tygodnia telewizyjne “Wiesti Niedieli” w niedzielę w ciągu trzech godzin programu pokazały kilka materiałów-reportaży z wojny. Materiały te były nadawane osobno, przedzielane informacjami-reportażami i publicystyką na inne tematy. Widz nie dowiedział się z nich, co się dzieje na wojnie w Ukrainie, ale informowanie nie jest zadaniem propagandy - propaganda ma mobilizować.
Jednak da się z tego wypatrzyć, jak znowu zmienia się cel i sens najazdu Putina na Ukrainę.
Armia sojusznicza – bo tak się teraz nazywa armia rosyjska wraz z armiami “republik donbaskich” zdobywa kolejne pozycje w Donbasie. Widzimy ujęcia filmowe, jak artyleria stojąca na zielonych polach wali salwami w siną dal. "Wielozadaniowe myśliwce Su-30SM lotnictwa morskiego Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej używają naddźwiękowych pocisków Ch-31" - opowiada propaganda.
Wróg się cofa pozostawiając umocnienia i porzucony sprzęt wojskowy zachodniej produkcji. Jeńcy ukraińscy stawiani są przed kamerą. Niektórzy pozwalają filmować swoje tatuaże z nazistowskimi symbolami typu “88” albo wytatuowanymi cytatami z Hitlera.
Po ostrzałem ukraińskiej artylerii znalazły się regiony Donbasu daleko za linią frontu. W tych miejscowościach spokój panował od 2014, kiedy Rosja założyła tam niezależne od Ukrainy “republiki” - opowiada propaganda ze zgrozą.
Ten obraz nie ma związku z sukcesami i parciem na zachód "sił alianckich". Stoi sobie zupełnie osobno. Propaganda nie wyjaśnia też, czy ostrzał ma związek z tym, że Ukraińcy dostali od swoich aliantów nową broń, która jest w stanie trafiać daleko na linią frontu, w zaplecze armii najeźdźczej (tylko przez porównanie nazw miejscowości z rosyjskich i ukraińskich komunikatów można ustalić, że chodzi o ostrzał himarsami; w rosyjskich depeszach agencyjnych liczba takich informacji w ciągu weekendu wyraźnie wzrosła).
Propaganda przekonuje natomiast, że ofiarami ostrzału padają wyłącznie zwykli ludzie, w tym kobiety i dzieci. Pokazywane są zniszczenia budynków przedstawianych jako obiekty cywilne. Te materiały oparte są na rozmowach ze świadkami ostrzału i bliskimi ofiar. Rozmówcy pracowników propagandy wygrażają Ukrainie za to, że ich skrzywdziła, a “my tylko chcemy żyć”.
(O tym, że Rosja ma teraz problem z zapleczem frontu, informują nie tylko “Wiesti”, ale i RIA Nowosti, która podaje komunikat władz rosyjskiego Kurska, by mieszkańcy powstrzymywali się od używania prywatnych dronów. Komunikat nie wyjaśnia, o co chodzi, powołuje się ma “obecną sytuację” - możemy się domyślić, że polega ona na tym, że nad Kurskiem pojawiają się też drony ukraińskie).
Do tej kategorii należą migawki z frontu o pomocy rosyjskiej armii, o tym, jak ludzie z radością ją witają, jak wieszają rosyjskie flagi oraz “flagi zwycięstwa” - czyli czerwone sztandary z sierpem i młotem. Pokazują też, jak dzielne rosyjskie wojsko pomaga mieszkańcom zbombardowanych miejscowości.
Te materiały pokazują - nie wiem, czy w sposób zamierzony - przerażającą skalę zniszczeń. Na “wyzwolonych terenach” nie ma całych domów, nie ma elektryczności ani wody. Ludzie gotują jedzenie na ogniskach i z entuzjazmem reagują na wojskowe dostawy chleba. Wodę noszą ze zbombardowanych ujęć, przy czym nie nadaje się ona do picia - najwyżej do prania i mycia. Propaganda powtarza, że wszystkie te zniszczenia spowodowała armia ukraińska, bo “wysadzała” domy w powietrze.
Nad taką relacją wisi jednak pytanie, jak ci ludzie poradzą sobie jesienią i zimą. Propaganda powtarza, że przy odbudowie zrównanych z ziemią miejscowości pracuje rosyjska armia – czego dowodem jest, że oddała (armia!) do użytku całe jedno mieszkanie w budowanym przez siebie bloku w Mariupolu. Jedno mieszkanie, jak pięknie by nie wyglądało, a nawet 10, nie pomieści jednak wszystkich potrzebujących.
To obraz całkiem nowy - w weekend rosyjskie oficjalne agencje donosiły o ostrzale ukraińskim, a oficjalna mapka sytuacji na froncie zaniebieszczyła się od ukraińskich akcji (na mapce uderzenia rosyjskie są czerwone, a ukraińskie - niebieskie).
Poza komentarzem, że himarsy, czyli amerykańskie wyrzutnie kierowanych pocisków dalekiego zasięgu, wcale nie są takie dobre, jak podaje CNN (przy czym propaganda wcale nie podała, co dokładnie podaje CNN), padły w tej sekcji zapewnienia, że “naszyje riebiata”, czyli “nasi chłopcy” są w stanie radzić sobie z himarsami i nie ma tu żadnego zagrożenia.
Charakterystyczne, że nie było tu żadnego odniesienia do obrazu nr 2 - że Ukraińcy ostrzeliwują zaplecze rosyjskiego frontu, ani do obrazu nr 1 - że na froncie "alianci" odnoszą same sukcesy.
Ten obraz nie pasuje do pozostałych. Z tamtych bowiem wynika, że to Rosjanie strzelają i kładą przeciwnika pokotem, a przeciwnik, jeśli strzela, to trafia wyłącznie w cywili, bo jego broń jest do niczego. Żeby widz zrozumiał, skąd się wzięli polegli, propaganda stosuje tu chwyt "Bo sam Putin tak powiedział".
To może powstrzymać dalsze pytania.
Putin powiedział w czwartek (co propaganda i koledzy Putina rozwijają od tego czasu) tak: "Kraj żyje zwykłym, spokojnym życiem. Lato, sezon wakacyjny, życie kulturalne, wystawy. A faceci orają tam pod kulami, rozumiecie? Ryzykują życiem i tracą swoich towarzyszy w walce o Ojczyznę! Konsolidacja społeczeństwa jest bardzo ważna - potrzebujemy ogólnokrajowego programu wspierania Sił Zbrojnych. Niezwykle ważne jest, aby nasi żołnierze czuli to wsparcie".
O bohaterskiej walce i śmierci mowa już była w telewizji przed tygodniem i już wtedy zauważaliśmy, że to coś nowego: wcześniej “operacja specjalna” w zasadzie nie miała ofiar po rosyjskiej stronie. Od jakiegoś czasu propaganda mówi już o zabitych i to coraz bardziej obszernie.
Tym razem zamiast jednej opowieści bohaterskiej otrzymaliśmy aż trzy: o trzech bohaterskich młodych dowódcach o rosyjsko brzmiących nazwiskach (wcześniej informacje o śmierci dotyczyły w większości żołnierzy z republik nierosyjskich).
Co więcej - jeden w trzech bohaterów, Aleksander Popow, przedstawiony został widzom przed tygodniem. Teraz jednak jego historia została skorygowana, właśnie zgodnie z wykładnią Putina. Tydzień temu historia Popowa przypominała “Pieśń o Rolandzie”, sławiącą indywidualne bohaterstwo i indywidualny cel żołnierza: pracownik propagandy zakończył "pieśń o Popowie" słowami “a jego dusza poszła do nieba”.
W poprawionej wersji historii Popowa przedstawia nam precyzyjnie, że Popow walczył - jak wszyscy - “za rodinu” (za ojczyznę), a niebo, do którego poszedł, jest po prostu miejscem chwały dzielnych oficerów, a nie formą indywidualnego zbawienia.
Putin bowiem wyraźnie wskazał kolektywny cel tej wojny.
Bez związku z poprzednimi reportażykami mamy kolejny: w armii “republik donbaskich” walczą rezerwiści, w tym ludzie w wieku średnim. Wojna jest dla nich trudna, ale nie mogą się uchylić od obowiązku obrony ojczyzny. Do boju w Ukrainie szykują się też w Rosji liczni ochotnicy. Widzimy, jak ćwiczą na placu apelowym (w Rosji bowiem, zgodnie z zapewnieniami ministra obrony Szojgu, na front idą wyłącznie ochotnicy, a poborowi - nie).
Oto klasyczna relacja o obronie ojczyzny: "Jestem ze Stachanowa (obwód ługański - red.), urodziłem się i mieszkałem tam od 1986 roku. Pracowałem jako spawacz w Noworosyjsku, w Moskwie... W lutym pojechałem bronić Ojczyzny, mojej rodziny, mojej córki. Wcześniej też służyłem... Na razie nie czuję, że przeszedłem do historii, ale moja żona zadzwoniła do mnie i powiedziała: jesteś w internecie. Bronimy Ojczyzny, nie ma nic więcej do powiedzenia, będziemy iść dalej, iść do przodu" – powiedział RIA Nowosti dowódca plutonu pułku kozackiego Konstantin Nowoselski, który zawiesił “sztandar zwycięstwa” w Lisiczańsku.
A tu dodatkowe wyjaśnienie, do czego ma służyć obraz telewizyjny nr 6:
“Dzieci należy wychowywać na przykładzie bohaterstwa i odwagi rosyjskich żołnierzy, w tym biorących udział w rosyjskiej operacji specjalnej na Ukrainie – powiedziała przewodnicząca Rady Federacji (izby wyższej parlamentu) Walentyna Matwiejenko. Złożyła kwiaty w Machaczkale pod tablicą ku czci Nurmagomeda Gadrzimagomedowa, Dagestańczyka, który zginął w pierwszym dniu "operacji specjalnej" w Ukrainie. Gadrzimagomedow jest dla putinowskich opowieści o wojnie ważny - bo był pierwszym poległym, któremu Putin przyznał tytuł bohatera Rosji.
Żeby zrozumieć, co autor obrazów chciał nam powiedzieć, musimy zrozumieć, że przedstawiają one wyłącznie trzecią, imperialną wojnę Putina.
Jak precyzyjnie wypunktował na Twitterze Mick Ryan, od 24 lutego było ich bowiem trzy:
Choć trzecia wojna Putina jest imperialna, to Rosja nie jest jej winna. Zawinił Zachód, który próbował powstrzymać Rosję przed rozwojem jej imperium. Putin potrafi to dobrze wytłumaczyć: otóż każdy kraj ma prawo do samostanowienia i własnego rozwoju. Rozwój Rosji polega na tym, czego próbował jej zabronić Zachód:
„Jeżeli Zachód chciał sprowokować konflikt, aby przejść do nowego etapu w walce z Rosją, do nowego etapu powstrzymywania naszego kraju, to możemy powiedzieć, że w pewnym stopniu mu się to udało”.
Dmitrij Kisielow, twórca i prezenter telewizyjnych trzygodzinnych "Wiesti Niedieli” dużo szybciej niż inni propagandyści nadąża za myślą Putina. Dlatego, kiedy niektórzy z “ekspertów”, np. w programie “60 minut” Olgi Skabiejewej, nadal mówią o “II wojnie ojczyźnianej” w Ukrainie, Kisielow wywodzi już prawo do podboju Ukrainy z carskich prerogatyw (w prezentowanym wczoraj obrazie wojny nr 3 wystąpiła np. ostrzelana cerkiew, a propaganda wyjaśnia skalę straty nie tym, że wierni nie mają gdzie się modlić, ale tym, że w tej cerkwi zwykł się zatrzymywać car Aleksander III).
Wersja imperialna dobrze się nadaje na dzisiejsze czasy, bo przewiduje nie tylko podbój, ale i umacnianie. Wyjaśnia, że kłopoty z utrzymaniem Chersonia i zapewnieniem bezpieczeństwa w Kursku stawiają Putina na równi z Piotrem I.
Z oficjalnych depesz agencyjnych wynika, że Putina plan wcielenia do Rosji podbitych terenów "na prośbę obywateli" nie powiódł się. Więc - mimo że propaganda cały czas zapewnia, że “plany Moskwy nie obejmują okupacji ukraińskich terytoriów, a celem jest demilitaryzacja i denazyfikacja kraju” (to stały background w depeszach TASS) - to ta sama propaganda opowiada teraz o przymusowym wcielaniu zajętych ziem Ukrainy do Rosji.
Koncepcja z referendami, w których mieszkańcy mieli opowiedzieć się za Rosją, jak już pisaliśmy, nie wyszła. Teraz imperium próbuje innych sposobów: wprowadza rosyjskie emblematy i rosyjski język, gdzie się da. Niebiesko-żółte stelle z nazwami miast przy wjeździe przemalowywane są na barwy Rosji, rosyjski staje się językiem urzędowym, władzę obejmują rosyjscy urzędnicy tworzący lokalne “rządy” - bez jakiegokolwiek mandatu społecznego.
Z oficjalnych doniesień agencyjnych można się też dowiedzieć, że na wyzwolonych terenach – czego w obrazie wojny nr 2 nie ma – wprowadzany jest stan wojenny, godzina policyjna, “aby zapewnić porządek i bezpieczeństwo” i udaremniać zamachy na kolaborantów.
Tak jak w czasie powstania styczniowego w Polsce w 1863 roku.
"Niektórzy koledzy zauważyli, że nasza specjalna operacja wojskowa prowadzi do wzmocnienia naszej suwerenności i to prawda. Ale to efekt uboczny. Celem, jak powiedziałem, jest obrona Donbasu i wzmocnienie bezpieczeństwa samej Rosji” - mówi Putin.
"W wyniku specjalnej operacji wojskowej świat zaczął się naprawdę liczyć z Rosją jak z ZSRR - mówi z kolei Dmitrij Miedwiediew, były putinowski prezydent Rosji a obecnie wiceprzewodniczący Rady Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej.
Jeśli jakiś logiczny wniosek można próbować wysnuć z opowieści propagandy, to chyba taki, że chce ona nas przekonać do tego, że wojna w Ukrainie sama w sobie jest dobra.
Od samego faktu, że się toczy, Rosja ma wiele korzyści. I nie tylko Rosja - ale także sam Putin. Więc nie należy się pytać o efekty – ale przygotować się do okrzyku “Za rodinu” oraz "Precz z gejami"
Sześć obrazów wojennych z telewizji Kremla sprawnie splata się w taką całość.
“Rosja jeszcze nie zaczęła niczego poważnie na Ukrainie” - powiedział w czwartek Putin. Od tego czasu propaganda powtarza, analizuje i tłumaczy te słowa.
Rzecznik Putina wyjaśnił, że Putinowi chodzi o to, że Moskwa nie zaangażowała jeszcze w pełni swojego potencjału w Ukrainie. “Tylko niewielka część jej potencjału jest obecnie zaangażowana w operację specjalną na Ukrainie”.
Swój potencjał ujawniła za to wczoraj Duma: postanowiła zakazać “propagandy nietradycyjnych relacji w mediach, internecie i kinie, niezależnie od wieku widzów”.
W Rosji zakazana jest taka “propaganda” w odniesieniu do nieletnich. Ale, jak niedawno doniósł na wizji wspomniany już tu Dmitrij Kisielow, można taki zakaz “obejść”, np. publikując na okładce książki ograniczenie wiekowe. A przecież nad obrotem książek (kto kupuje, kto komu pożycza) władza nie ma kontroli.
Imperialna faza wojny Putina (“trzecia wojna”) zwiększyła zainteresowanie propagandy seksem, więcej jest też w oficjalnym przekazie fantazji na temat seksu nieheteronormatywnego.
Po wpisie w Telegramie przewodniczącego Dumy Wiaczesława Wołodina, (“uważam za słuszne wprowadzenie zakazu promowania nietradycyjnych wartości w Rosji”), Duma zrozumiała w końcu, jakie postawiono przed nią zadanie:
„Proponujemy: generalnie rozszerzenie zakazu takiej propagandy, niezależnie od wieku odbiorców (offline, media, internet, sieci społecznościowe, a także kina online)” - poinformował w poniedziałek poseł Aleksander Chinsztejn. Pomysł jest na etapie prac w komisji parlamentarnej, więc gonienie króliczka trochę potrwa.
„Na sesji jesiennej będziemy gotowi do otwartej dyskusji”.
Obrona tradycyjnej rodziny w Rosji i obrona Rosji przed brakiem szacunku wobec Rosji będzie trwać, bo to dobry populistyczny program. Może to być oznaka tego, że władza w Rosji będzie zwiększać mobilizację za wojną.
Na putinowski zestaw imperialny składa się:
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami? Nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziesz pod tym tagiem.
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze