Zbombardowane domy, szpitale, miasta odcięte od energii i wody, ludzie zabijani na ulicach, rozstrzeliwani, gwałcone kobiety - codziennie zalewa nas kolejna fala zbrodni w Ukrainie. OKO.press próbuje znaleźć w tym upiorną logikę rosyjskiej agresji, opisać jej formy, uporządkować to, co wiemy
To, co robią rosyjskie wojska nie zaskoczyło być może śledzących „osiągnięcia" tej armii na Kaukazie czy w Syrii. Dla zdecydowanej większości opinii publicznej na Zachodzie jest to jednak szok - na pełną skalę atakowana jest ludność cywilna, bombardowane szkoły i szpitale, dochodzi do sumarycznych egzekucji, gwałtów, morderstw, wywózek do Rosji oraz plądrowania i wywożenia wojennych łupów.
Nie mamy jeszcze pełnego obrazu zbrodni rosyjskiej armii - bada je ukraińska prokuratura, ale także dwa międzynarodowe trybunały. Na wyzwolonych obszarach na północy kraju w zebraniu śladów pomagają francuscy eksperci. Przede wszystkim nie wiemy, co dzieje się w Mariupolu, mieście najstraszniej potraktowanym przez Rosjan - odciętym od energii, żywności i komunikacji, ciężko bombardowanym już od samego początku inwazji. Ukraińskie władze mówią o dziesiątkach tysięcy zabitych, a teraz oskarżają Rosjan, że przywieźli do Mariupola mobilne krematora, ekshumują ofiary i palą je, tuszując ślady swoich zbrodni.
Los Mariupola został zapewne przypieczętowany z kilku powodów. Po pierwsze, należy do obwodu donieckiego i jest „oknem na świat" Donbasu. A to po Donbas, obwody doniecki i ługański, Putin wyciągnął ręce najpierw, doprowadzając do powstania tam w 2014 roku separatystycznych republik. I wtedy udało mu się Mariupol zdobyć, ale nie utrzymać - z miasta oddziały separatystów wyparł m.in. batalion Azow, którego trzonem byli wtedy kibice z charkowskiej żylety oraz neonaziści.
Dziś pułk Azow to część ukraińskiej Gwardii Narodowej, a legenda bitnego oddziału przyciągnęła do niego ludzi o różnych poglądach. Dla rosyjskich propagandystów jest jednak symbolem „nazistowskiej" Ukrainy, którą trzeba zniszczyć.
Półmilionowy Mariupol stał się więc celem najbardziej brutalnej rosyjskiej operacji w Ukrainie. Jak pisze rządowy ukraiński portal informujący o rosyjskiej agresji - i co potwierdzają niezależne źródła - 1 marca siły rosyjskie domknęły oblężenie miasta i tego samego dnia zbombardowały miejskie magazyny żywności. Dzień później Rosjanie zniszczyli sieci dostarczające energię elektryczną do miasta, pozostawiając je bez prądu i ogrzewania oraz zbombardowali ujęcia wody - pozbawiając miasto i tego. Zniszczona została również główna remiza straży pożarnej i gazociąg. Wszystko jednego dnia.
Mieszkańcy Mariupola zostali również pozbawieni możliwości komunikowania się – Rosjanie zniszczyli wieże komunikacyjne. I wtedy rozpoczęło się bezlitosne bombardowanie miasta - jego symbolem jest atak na mariupolski teatr, w którego ruinach mogło zginąć 300 osób. Zbombardowany został również ośrodek sportowy z basenem i szkoła artystyczna (liczba ofiar nieznana), gdzie także schronili się mieszkańcy oraz szpital położniczy.
W tej chwili władze ukraińskie oceniają zniszczenie Mariupola na 95 proc.
„Zostaliśmy w mieście, bo wierzyliśmy, że może się obronić. Wierzyliśmy w to tak bardzo, że uważaliśmy tych, którzy wyjechali, za zdrajców. Ale myliliśmy się. Nikt nie wyobrażał sobie tego, co zaczęło się później.
Widzieliśmy wojnę w 2014 roku. Ale teraz to nie wojna, to zniszczenie" - mówiła ukraińskiemu portalowi mieszkanka Mariupola Kateryna Ilczenko.
Ludzie umierali nie tylko na skutek ostrzału, ale z wyziębienia, głodu, stresu i braku możliwości leczenia. Chowano ich na podwórkach, na trawnikach - jeśli bliscy lub sąsiedzi mieli siłę i możliwości, żeby to zrobić. Dziennikarze agencji Associated Press, którzy do połowy marca dokumentowali rosyjskie zbrodnie, a potem zostali ewakuowani przez ukraińskie wojsko, sfilmowali m.in. zwłoki leżące pod ścianą na korytarzu jednego ze szpitali. Nie było komu ich pochować.
Rosjanie ostrzeliwali również kolumny ludzi uciekających z miasta - świadkowie twierdzą, że kiedy 6 marca obie strony porozumiały się co do korytarzy humanitarnych, którymi mieszkańcy Mariupola mieli wyjechać z miasta, na ruszające samochody spadły rakiety Grad.
To jeszcze nie koniec fali zbrodni w Mariupolu - mowa jest o gwałtach i o przymusowych wywózkach ludności. Władimir Putin podpisał dekret, zezwalający na przesiedlenie osób z zajętych terenów w głąb Rosji - tak, jak robił to Stalin. Według ukraińskich źródeł dzieci, które straciły rodziców, mają być w przyśpieszonym tempie adoptowane przez obywateli Federacji Rosyjskiej.
Ukraińska ombudsmanka Liudmyła Denisowa informuje, że ponad 400 osób z Mariupola, w tym 147 dzieci trafiło do obozu w pobliżu rosyjskiego miasta Penza. To miejsce, w którym składowano do tej pory starą radziecką i rosyjską broń chemiczną i istnieje niebezpieczeństwo, że środowisko jest tam skażone.
Ile osób zginęło lub zmarło w wyniku oblężenia, ile zostało rannych, ile wywiezionych? Zapewne dopiero po wojnie będzie można to określić z większym prawdopodobieństwem. Jeśli informacje o paleniu ciał przez Rosjan się potwierdzą, część ofiar będzie musiała zostać uznana za zaginione.
Te miasta spotkał los nie tak straszny jak Mariupol, jednak i w nich sytuacja mieszkańców była lub jest tragiczna.
Czernihów to niewielkie miasto, ale jedno z najstarszych na Rusi, czego świadectwem do dziś są piękne średniowieczne cerkwie. Nie było okupowany, ale oblężony - i już to według lokalnej administracji kosztowało życie 700 cywilnych jego mieszkańców.
Podobnie jak w przypadku Mariupola, Rosjanie zaczęli od ostrzelania miejsca, w którym znajdowało się centrum pomocy dla potrzebujących. Rozpoczęli również ostrzał celów cywilnych - trafiony został m.in. szpital i przedszkole. Najbardziej dramatyczne wydarzenie miało miejsce 16 marca - rakieta trafiła w kolejkę ludzi stojących po chleb. Zginęło 14 osób, rannych został ponad 100.
Podobnie ciężki los spotkał Izium w obwodzie charkowskim - zanim jeszcze miasto zostało zdobyte przez Rosjan na początku kwietnia. Według raportu Amnesty International i innych źródeł Izium został prawie całkowicie zniszczony, mieszkańcy musieli ukrywać się w piwnicach, większość z nich pozbawiona została prądu, gazu, ogrzewania i sieci komórkowej, brakowało wody i żywności.
W ataku na dworzec kolejowy w Kramatorsku, gdzie rakieta Toczka-U uderzyła 8 kwietnia w tłum ludzi czekających na pociąg ewakuacyjny, zginęło 57 osób, w tym pięcioro dzieci (tu poszlaki wskazują, że celem miał być transport broni).
Wciąż ostrzeliwany jest również Charków, drugie co do wielkości miasto Ukrainy. Podczas ostatniego ataku na centrum miasta 17 kwietnia zginęło pięć osób.
Jak pisze w swoim raporcie misja OBWE w Ukrainie, zgodne z prawami wojny jest atakowanie celów, w których znajdują się obiekty lub oddziały wojskowe.
Autorzy podkreślają jednak, że nie jest możliwe, by aż w tylu zniszczonych budynkach mieszkalnych, szpitalach czy szkołach stacjonowali ukraińscy żołnierze, ukrywano broń, amunicję czy np. naprawiano czołgi.
Podsumowanie rosyjskiej strategii wobec oblężonych i atakowanych miast wygląda więc następująco:
Tereny na północ i zachód od Kijowa, zajęte przez Rosjan na początku inwazji i „oddane" po miesiącu, kiedy okazało się, że ukraińskiej stolicy nie uda się zdobyć, zostały potraktowane szczególnie okrutnie. Z opowieści wielu osób, które przeżyły ten czas pod okupacją, wynika, że przynajmniej w ostatniej fazie obecności rosyjskich wojsk ich ataki na cywilów były spowodowane złością i frustracją z powodu własnych porażek, a także pragnieniem zemsty.
Najpierw zginęli ci, którzy próbowali uciekać przed nacierającymi siłami rosyjskimi - drogi w kierunku Kijowa były usiane ostrzelanymi z czołgów samochodami. Najwyraźniej Rosjanie strzelali do każdego zbliżającego się pojazdu. Dziennikarz „Polityki" Paweł Reszka tak o tym pisał:
„Gdyby ktoś mnie zapytał o jeden obrazek z tej wojny, opowiedziałbym o samochodzie. Widuję ich setki. Niewielki z białą wstążką zawiązaną wokół lusterek i z napisem »Dzieci« na szybie. Karoseria posiekana kulami. W środku koce, dokumenty, krew na tapicerce. Inne spalone, zmiażdżone gąsienicami, porzucone w rowach".
Podobnie jak w przypadku bombardowania budynków mieszkalnych, szkół i szpitali powtarzalność tych sytuacji każe podejrzewać, że nie wszyscy uciekający mogli zostać odebrani przez żołnierzy jako potencjalne zagrożenie. Niektóre z samochodów były oznakowane, np. napisem „dzieci".
O tym, co odkryto w najbardziej doświadczonym przez Rosjan mieście, Buczy, pisaliśmy obszernie tutaj.
W skrócie:
Ukraińskie władze podają, że na terenach wokół Kijowa do tej pory znaleziono 900 ciał, z czego 90 proc. nosi ślady postrzelenia. W samej Buczy zebrano ich ponad 400.
Od czasu powstania tego tekstu pojawiło się jednak wiele nowych szczegółów, które dopełniają tragicznego obrazu. Wiemy, że w Buczy snajperzy strzelali do do ludzi, którzy wychodzili z domu po wodę i coś do jedzenia. Sanitariuszka z miejscowego szpitala Liudmyła Skakałowa opowiadała „Guardianowi", że Rosjanie wezwali kiedyś karetkę tylko po to, żeby wywabić i zastrzelić jej kierowcę i terytorialsa.
„The New York Times" postarał się zrekonstruować przebieg wydarzeń w Buczy na podstawie rozmów z mieszkańcami, którzy pozostali w swoich domach lub nie zdążyli się ewakuować. Dziennik również pisze o tym, że kilka dni po zniszczeniu kolumny czołgów i wozów opancerzonych na ulicy Wokzałnej (Dworcowej) pojawiły się w mieście rosyjskie posiłki, i były to oddziały o wiele bardziej agresywne niż ci, którzy dotarli do miasta pierwsi. Założyli bazę w budynku mieszkalnym za szkołą średnią przy tej samej ulicy i na jej dachu umieścili snajpera. Główną kwaterę urządzili w fabryce szkła nad rzeką Bucza, która oddziela tę miejscowość od leżącego bliżej Kijowa Irpienia.
„5 marca snajper zaczął strzelać do wszystkiego, co się poruszało na wschód od szkoły. 11 marca na ulicy i na chodniku leżało co najmniej 11 ciał, jak pokazały zdjęcia satelitarne"
- pisze „The New York Times".
Ciała z ulicy Jabłuńskiej sfilmowali Ukraińcy wjeżdżający do miasta po wycofaniu się z niego Rosjan. Nikt ich nie pochował, bo każda próba podejścia do zabitych mogła skończyć się śmiercią. Jednak nie wszyscy zabici padli z rąk snajpera - jest również film z drona pokazujący, jak rowerzysta wyjeżdża na skrzyżowanie prosto pod lufę czołgu, który do niego strzela. Trzech mężczyzn miało związane ręce - zostali rozstrzelani.
Powracający do miasta i nowi przybysze - żołnierze, dziennikarze, policja i prokuratura odkrywali w domach i na podwórkach dramatyczne widoki. Emerytowany inżynier Wołodymyr Szepytko zastał swój dom splądrowany, pełny śmieci i butelek po piwie. A w piwnicy pod ogrodową szopą leżały zwłoki młodej kobiety - w futrze na nagim ciele. Strzelono jej w głowę. W domu policja znalazła potem zużyte prezerwatywy i opakowania po nich.
Kiedy pod koniec marca siły ukraińskie rozpoczęły kontrofensywę, by wyprzeć Rosjan spod Kijowa, rosyjskie dowództwo podjęło decyzję o wycofaniu wojsk. Świadkowie opowiadają, że wtedy rozstrzelano mężczyzn przetrzymywanych w piwnicy jednego z budynków - najprawdopodobniej przez rosyjskie FSB, służbę bezpieczeństwa. W całej Buczy znaleziono potem ciała 15 mężczyzn ze związanymi z tyłu rękami, na których dokonano egzekucji.
Nie wiadomo, dlaczego rosyjscy żołnierze zabili pięcioosobową rodzinę, a potem próbowali spalić ich zwłoki. Znaleziono je na podwórku jednego z domów. Ukraińskie źródła podają, że spalone szczątki trzech kobiet znaleziono również przy drodze do Kijowa - i tu można podejrzewać próbę ukrycia gwałtu i morderstwa.
Cały świat obiegły zdjęcia częściowo tylko zakopanego w piachu ciała starosty wsi Motyżyn Olhy Suchenko, jej męża i syna. Na zwłokach widać było ślady tortur. Świadkowie twierdzą, że była to zemsta za zniszczenie przez siły ukraińskie ciężarówki i wozu bojowego. Współpracownicy OKO.press Saszko Brama i Maria Jasińska rozmawiali w Motyżynie z Olehem Bondarenką, protestanckim pastorem, który został zatrzymany przez Rosjan i zabrany do bazy na ekologicznej farmie. Bondarenko był torturowany, żołnierze powiedzieli mu, że Suchenko zginęła, bo współpracowała z ukraińskim wojskiem.
Opowieść Oleha Bondarenki:
[video width="1920" height="1080" mp4="https://oko.press/images/2022/04/Motyzyn_2.mp4"][/video]
Rodzinę Suchenków zatrzymano następnego dnia po tym ataku; tego samego dnia rosyjski transporter opancerzony przejechał przez wieś, strzelając na prawo i lewo. Zginęło co najmniej 20 osób.
Z kolei we wsi Buzowa na wschód od Kijowa odkryto masowy grób zawierający zwłoki co najmniej 50 osób.
Starosta leżącej nieopodal Dmitriwki Liudmyła Zakabluk opowiada na tym filmie, że pomiędzy jej wsią a miejscowością Bereziwka (dzieli je nieco ponad 30 km) Rosjanie rozstrzeliwali ludzi leżących w tym grobie. Mówi też o samochodzie, w którym leżą spalone zwłoki 17-latka, „tylko kości zostały". Gdzie indziej w zaatakowanym samochodzie z człowieka „została ręka i noga".
Jeśli podsumować działania rosyjskich żołnierzy w miejscowościach wokół Kijowa (nigdy nie udało się im domknąć oblężenia od południa), można wyróżnić wiele sytuacji stanowiących zbrodnię wojenną lub naruszenie praw i obyczajów wojennych.
Do tej długiej listy należy jeszcze dodać wszechobecny szaber - domy w miejscowościach na północ od Kijowa są zniszczone i splądrowane. Dzięki kamerze zainstalowanej w punkcie nadawania paczek w białoruskim Mozyrzu oraz pracy hakerów wiemy, że Rosjanie wysyłali do domu dziesiątki kilogramów zrabowanych dóbr. Żona jednego z żołnierzy wystawiła nawet na sprzedaż wiertarkę z adnotacją, że „mąż przywiózł ją z operacji specjalnej w Ukrainie".
Te miasta są pod rosyjską okupacją i tak naprawdę niewiele wiemy, co się w nich dzieje. Rosyjska niezależna dziennikarka Jelena Kostiuczenko opublikowała reportaż z Chersonia, przytacza w nim relację uprowadzonego przez rosyjskie organy bezpieczeństwa dziennikarza Olega Baturina. Wraz z innymi osobami był on przesłuchiwany w gmachu policji i bity. W mieście „zaginęły" 44 osoby - weterani, funkcjonariusze ukraińskiej służby bezpieczeństwa, aktywiści. Kostiuczenko ustaliła, że przetrzymywani byli w tajnym więzieniu.
Uprowadzony został również mer Melitopola Iwan Fiodorow, później wymieniony przez władze w Kijowie na rosyjskich jeńców.
OBWE w swoim raporcie zwraca uwagę na dwa incydenty, podczas których wojska okupacyjne otworzyły ogień (Skadowsk), albo obrzuciły granatami hukowymi (Chersoń) ludzi pokojowo demonstrujących przeciwko okupacji. ONZ do 31 marca miało informację o 24 aresztowanych przedstawicielach lokalnych władz, z których 13 zostało potem zwolnionych. Rosjanie aresztowali również 21 dziennikarzy i aktywistów sprzeciwiających się okupacji.
W tych miastach i w ich pobliżu nie toczą się ciężkie walki. Leżą również (może z wyjątkiem znajdującego się po drugiej stronie Dniepru Chersonia) w nadmorskim pasie, który stanowi pożądany przez Rosjan korytarz na Krym - zajęty w 2014 roku, ale połączony do tej pory z Rosją tylko mostem. Rosjanie nie mają więc interesu, żeby je zniszczyć (tu wyjątkiem jest Mariupol).
Zapewne prędzej czy później dowiemy się, do jakich naruszeń praw człowieka doszło i na tych terenach. Rosyjskie siły okupacyjne chcą tam - jak w Donbasie - „oddać władzę" marionetkowym samorządom, których zadaniem będzie przyśpieszona rusyfikacja tych terytoriów.
Niezależne NGO i międzynarodowe ciała jak Komitet Praw Człowieka ONZ czy OBWE zwracają również uwagę na naruszenia praw i obyczajów wojennych po stronie ukraińskiej - głównie chodzi o traktowanie jeńców, których zdjęcia i nagrania pojawiają się w mediach społecznościowych i stosowanie zabronionej konwencją amunicji kasetowej (Ukraina do niej nie przystąpiła). Organizacje te podkreślają jednak, że nie można tego porównać do rosyjskich działań.
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".
Komentarze