Amerykanie przedstawili ramową wersję rozejmu, którą mają akceptować Izraelczycy. Hamas domaga się gwarancji zakończenia wojny. Wczoraj premier Izraela powiedział, że Izrael będzie walczyć do zniszczenia Hamasu. Nawet jeśli Hamas przyjmie te ramy, konieczne będą dalsze negocjacje
We wtorek 1 lipca 2025 po północy czasu waszyngtońskiego Donald Trump napisał w swojej sieci społecznościowej Truth Social:
„Moi przedstawiciele przeprowadzili dzisiaj długą i owocną rozmowę z Izraelczykami na temat Gazy. Izrael zgodził się na niezbędne warunki do sfinalizowania 60-dniowego ROZEJMU, podczas którego będziemy współpracować ze wszystkimi stronami, aby zakończyć wojnę. Katarczycy i Egipcjanie, którzy bardzo ciężko pracowali, aby pomóc w osiągnięciu pokoju, dostarczą tę ostateczną propozycję. Mam nadzieję, dla dobra Bliskiego Wschodu, że Hamas przyjmie tę umowę, ponieważ nie będzie lepszej – BĘDZIE TYLKO GORZEJ. Dziękuję za uwagę w tej sprawie!”.
Jak często bywa w wypadku oświadczeń Trumpa w mediach społecznościowych, nie jest do końca jasne, na co zgodzili się Izraelczycy. Dobór słów amerykańskiego prezydenta wskazuje, że nie chodzi o pełne porozumienie w sprawie zawieszenia broni. Chodzi raczej o część warunków. Post Trumpa może być częścią politycznego nacisku na Izrael, by ten zgodził się na zapisane warunki.
O szczegółach obecnej propozycji wiemy więc nie od Trumpa, ale z przecieków od negocjatorów. Pisze o nich „New York Times”. Najważniejsze punkty to:
Jeszcze 27 czerwca Trump mówił, że wszystko idzie w dobrym kierunku i że ma nadzieję na zawieszenie broni w ciągu najbliższego tygodnia. Tydzień mija jutro.
Becalel Smotricz i Itamar Ben Gwir – dwaj skrajnie prawicowi, antyarabscy członkowie rządu Netanjahu mają prowadzić zakulisowe rozmowy, by zatrzymać ewentualne porozumienie. W odpowiedzi na news o naciskach skrajnej prawicy minister spraw zagranicznych Gideon Sa'ar napisał, że w rządzie jest większość, by zgodzić się na rozwiązanie, które uwolni pozostałych zakładników.
Nie jest to pierwszy przypadek, gdy słyszymy, że porozumienie w sprawie zawieszenia broni jest blisko. Za każdym razem wokół takiego ewentualnego rozwiązania rozgrywa się w Izraelu gra polityczna, a skrajna prawica grozi, że opuści rząd. W styczniu, gdy udało się ostatecznie ustalić warunki zawieszenia broni, Itamar Ben Gwir opuścił rząd Netanjahu. Wrócił do niego w marcu, gdy armia wznowiła działania wojenne.
Stałe porozumienie to jednak groźba, że i Ben Gwir i Smotricz opuszczą koalicję, a to pozostawia Netanjahu z rządem mniejszościowym. W Knesecie najpewniej znalazłaby się większość dla porozumienia bez obu skrajnie prawicowych partii. Lider opozycji Jair Lapid ogłosił już, że w tej sprawie rząd może liczyć na 23 głosy jego partii – Smotricz i Ben Gwir mają razem 13.
Z tego wynika, że jeśli do głosowania nad porozumieniem dojdzie, możemy do ostatniej chwili nie wiedzieć, jak się skończy. Netanjahu będzie mierzył się z presją z dwóch stron – centrowa opozycja będzie wspierała porozumienie, a jego odrzucenie spotka się ze sprzeciwem opinii publicznej – bo Izraelczycy chcą powrotu zakładników.
A zatrzymanie działań militarnych może rozbić koalicję. Tak jak widzieliśmy w styczniu – Ben Gwir ją opuścił, ale wrócił, gdy Izrael wrócił do Gazy w marcu – co Netanjahu sugerował już w styczniu.
Najpewniej dlatego Hamas ostrożnie podchodzi do obecnej propozycji. Organizacja tym razem chce zapewnienia, że zawieszenie broni doprowadzi do trwałego zatrzymania działań wojennych. W poprzednich rozmowach ustalono ramowe warunki drugiej fazy porozumienia. Ale nigdy do niej nie doszło, bo Izrael w zasadzie nie prowadził rozmów o jej szczegółach w dobrej wierze.
Szczególnie że Netanjahu wczoraj sam powiedział, że „odzyskamy zakładników i zniszczymy Hamas”, co wprost sugeruje, że nie ma zamiaru zgadzać się na zatrzymanie machiny wojennej. A propozycja rozmów o ich wstrzymaniu, wspieranych przez USA, Katar i Egipt, może nie być wystarczająca.
Odpowiedź Hamasu na obecną propozycję ma nadejść najpóźniej do jutra.
Gdyby wybory do Knesetu odbyły się dziś, wspomniany Smotricz mógłby nie przekroczyć progu wyborczego. Partia Ben Gwira – Żydowska Siła – notuje w czerwcu wynik 6-7 miejsc w Knesecie. W Izraelu wyniki sondażu podaje się w liczbie posłów, ponieważ cały kraj to jeden okręg wyborczy. Dlatego przeliczenie wyniku na mandaty jest proste, a miejsc w Knesecie jest 120.
Pomimo takiego poparcia, obaj mają dziś ogromną władzę. Ben Gwir torpedował dotychczas każdą możliwość, by osiągnąć porozumienie, w imię dalszego prowadzenia działań militarnych w Gazie. Pomaga najbardziej agresywnym osadnikom na Zachodnim Brzegu terroryzować arabskich mieszkańców. Chciałby, żeby Gazę opuścili wszyscy Palestyńczycy. W zeszłym roku z mównicy w Knesecie dwóch kluczowych arabskich posłów – Ajmana Audę i Ahmada Tibiego – nazwał terrorystami.
Mimo tego nikt nie myśli o tym, by wyrzucić go z izraelskiego parlamentu.
Głosowanie w tej sprawie czeka za to właśnie posła Ajmana Audę. Jego wykroczenie? W styczniu, po osiągnięciu ostatniego porozumienia o zawieszeniu broni napisał w mediach społecznościowych:
„Cieszę się z uwolnienia zakładników i więźniów. Teraz musimy uwolnić oba narody od jarzma okupacji. Wszyscy urodziliśmy się wolni”.
Dwa dni później poseł Żydowskiej Siły Icchak Wasserlauf rozpoczął zbieranie podpisów pod wnioskiem o impeachement Audy. W mediach społecznościowych nazwał go poplecznikiem terrorystów, a jako główny powód podał porównanie zakładników do palestyńskich więźniów.
30 czerwca podczas posiedzenia Komisji Parlamentarnej Knesetu obecny tam doradca prawny powiedział, że nie ma legalnych podstaw dla impeachmentu posła. Członkowie komisji stosunkiem głosów 14:2 przyjęli wniosek Wasserlaufa. Przeciwko głosowała tylko dwójka arabskich posłów, za byli także posłowie centrowej opozycji.
Teraz Knesset ma trzy tygodnie na podjęcie głosowania nad tym, czy Audę wyrzucić – wniosek musi osiągnąć większość trzech czwartych, czyli 90 posłów.
Sprawa ta dobrze ilustruje polityczną atmosferę w dzisiejszym Izraelu. W państwie, gdzie około 20 proc. obywateli to Arabowie (a z tej statystyki wyłączone są okupowane Gaza i Zachodni Brzeg) można bez problemu nawoływać do czystki etnicznej i ludobójstwa, ale wyrazy solidarności wobec Palestyńczyków nawet ze strony umiarkowanego posła mogą skończyć się próbą politycznego uciszenia przez żydowską większość w Knesecie.
Szansa na zawieszenie broni nie oznacza w żadnym stopniu, że izraelskie ataki na Gazę zelżały w oczekiwaniu na porozumienie.
3 lipca, o 9 rano czasu lokalnego w Gazie agencja Al Dżazira informowała o 73 ofiarach śmiertelnych izraelskich ataków od początku dnia. Izraelczycy uderzyli między innymi w:
Jeśli kogoś zaskakuje stwierdzenie, że żołnierze uderzyli w osoby szukające pomocy, to warto przypomnieć, że nie ma w tym tragicznym zdarzeniu nic nowego ani zaskakującego. Masakry przy centrach dystrybucji, w których żołnierze otwierają ogień do tłumu, dzieją się niemal codziennie od 27 maja, od początku działalności wspieranej przez Izrael Gaza Humanitarian Foundation. Izrael przy pomocy tej organizacji chce obejść dotychczasowy system dystrybucji pomocy humanitarnej, który koordynowały organizacje międzynarodowe.
27 czerwca izraelski dziennik „Haaretz” opublikował tekst, w którym cytuje izraelskich żołnierzy, którzy teoretycznie mają ochraniać okolice, gdzie rozdaje się paczki z pomocą humanitarną. Jeden z żołnierzy powiedział dziennikowi:
„Tam, gdzie stacjonowałem, codziennie ginęło od jednej do pięciu osób. Traktuje się ich jak wrogą siłę – bez środków kontroli tłumu, bez gazu łzawiącego – tylko ostra amunicja, wszystko, co można sobie wyobrazić: ciężkie karabiny maszynowe, granatniki, moździerze. Potem gdy centrum się otwiera, strzelanie ustaje i oni wiedzą, że mogą podejść. Naszą formą komunikacji jest ostrzał”.
Cytatów z żołnierzy w tekście jest wiele, jeden z nich mówi o strzelaniu do ludzi w nocy tylko po to, by przypomnieć im, że znajdują się w „strefie walki”. Inny opowiada o prywatnych wykonawcach, którzy za burzenie każdego budynku otrzymują 5 tys. szekli (około 5,4 tys. zł). Starają się więc burzyć jak najwięcej, przez co czasem znajdują się blisko centrów dystrybucji żywności czy trasy ciężarówek z pomocą. Żołnierze ochraniający wykonawców czasem otwierają ogień, giną ludzie.
„To są obszary, gdzie Palestyńczykom wolno przebywać – to my zbliżyliśmy się do nich i uznaliśmy, że nam zagrażają. Więc, żeby wykonawca zarobił kolejne 5000 szekli i zburzył dom, uważa się za dopuszczalne zabijanie ludzi, którzy przemieszczają się w poszukiwaniu żywności”.
We wtorek 1 lipca, po ataku na kawiarnię, gdzie zbierali się m.in. dziennikarze (zginęło między 24 a 36 osób), rzecznik izraelskiego rządu powiedział, że Izrael „nigdy, przenigdy nie celuje w cywili”.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze