Gorąca środa na ulicy i w Sejmie. Przeciwko zmianom w ustawie o ochronie zwierząt w Warszawie protestowali rolnicy i hodowcy pod wodzą lobbysty Szczepana Wójcika. W Sejmie bunt części PiS, ale projekt idzie błyskiem
Zgłoszona przez PiS 11 września nowelizacja ustawy o ochronie zwierząt i niektórych innych ustaw trafi do dalszych prac sejmowych w Komisji Rolnictwa. Przewiduje one m.in. zakaz hodowli zwierząt na futra oraz ograniczenie uboju rytualnego do potrzeb polskich wspólnot religijnych. Prace w Sejmie idą błyskiem, ustawa może zostać przyjęta już w czwartek 17 września. Już w nocy zajęła się nią Komisja Rolnictwa.
Jednak wbrew zarządzonej dyscyplinie partyjnej, politycy PiS wcale nie byli w tej sprawie jednomyślni. Za skierowaniem ustawy do komisji głosowało 166 osób, ale przeciwko (czyli za odrzuceniem projektu w pierwszym czytaniu) aż 38. Wśród tych ostatnich byli również posłowie należący do partii Jarosława Kaczyńskiego. Ale, co warte odnotowania, za głosował Jan Krzysztof Ardanowski, postrzegany dotąd jako jeden z głównych przeciwników "Piątki dla Zwierząt".
Przeciwko opowiedziała się Solidarna Polska - dalszego procedowania projektu nie chcieli m.in. Zbigniew Ziobro, Michał Woś, Jacek Ozdoba i Jan Kanthak. Zaś Jarosława Gowina z Porozumienia w ogóle nie było na sali. Pokazuje to pęknięcie obozu władzy w sprawie zwierząt.
Wsparcie przyszło za to z KO i z Lewicy, które już wcześniej deklarowały wsparcie dla projektu. Wszyscy politycy KO głosowali za, a z Lewicy wyłamał się jedynie Romuald Ajchler. Za w większości głosowali też politycy PSL-Kukiz'15.
Wszyscy politycy Konfederacji - poza Konradem Berkowiczem, bo jego akurat nie było - głosowali przeciwko projektowi. I to oni na sali sejmowej najostrzej go krytykowali.
Sejm zobowiązał Komisje Rolnictwa do przedstawienia sprawozdania jeszcze podczas tego posiedzenia Sejmu, czyli w czwartek 17 września. Ustawa jest więc procedowana błyskawicznie.
Podczas posiedzenia Sejmu odbyło się również pierwsze czytanie - poza znaną od kilku dni dni "Piątka dla Zwierząt" - jeszcze jednego projektu zmiany ustawy o ochronie zwierząt, który został zgłoszony przez KO. Zaprezentowała go Katarzyna Piekarska.
Nie jest on tak obszerny, jak projekt PiS, i zawiera tylko dwie propozycje:
Ten projekt również trafił pod obrady Komisji Rolnictwa. Za głosował cały PiS (poza pięcioma osobami, które się wstrzymały). Poparła go oczywiście KO, która była wnioskodawcą a także, w większości, PSL-Kukiz'15.
Podzielona w tej sprawie okazała się być Konfederacja. Pięciu polityków głosowało za, ale okazało się, że Krzysztof Bosak, Grzegorz Braun, Artur Dziambor, Janusz Korwin-Mikke i Dobromir Sośnierz nie chcą godnego życia m.in. dla psów i koni, które służyły np. w policji.
Grzegorz Puda z PiS mówił, że zgodnie z danymi GUS liczba ferm w Polsce spada. Dodał, że biznes futerkowy jest obciążeniem dla budżetu państwa, ponieważ wpływy podatkowe z CIT i VAT branży futerkowej są ujemne. "Przy CIT to nieco ponad minus 44 tys., jednak przy podatku VAT wartość to aż 27 mln 103 tys. na minusie. Czyli de facto państwo polskie ponosi tu konkretne straty" - powiedział Puda.
Przypomniał też, że branża oficjalnie - według danych ZUS - zatrudnia niewiele ponad 800 osób. Powiedział również, że jak dotąd udokumentowano ponad 140 protestów przeciwko fermom.
"Człowiek, który kocha zwierzęta, kocha ludzi. [...] Dobro i miłość jest kierowana do wszystkich żyjących, nie tylko do naszego gatunku homo sapiens, tylko do wszystkich. Dlatego uważam, że ten dzień jest jasnym dniem w historii Polski. Dzisiaj pracujemy nad ustawą, która poprawia Polskę w kierunku kraju, który jest humanitarny" - mówił podniośle Marek Suski z PiS.
Odpowiadając z mównicy na zaczepki posłów z Konfederacji, powiedział, że miłość do zwierząt nie jest ani prawicowa, ani lewicowa, bo "miłość pochodzi od Boga".
Dodał, powołując się na uzasadnienie religijne, że to ludzie są panami świata, ale z tego względu mają obowiązek dbać o słabszych a właśnie do słabszych zaliczają się zwierzęta. Suski pomylił przy tym Tomasza z Akwinu z Franciszkiem z Asyżu - być może przez emocje, bo poseł wydawał się prawami zwierząt szczerze przejęty.
Małgorzata Tracz z KO mówiła, że do pracy na fermach szuka się pracownika najtańszego, którego prawa jest najłatwiej łamać, który będzie się bał upominać o zasady bioasekuracji "nagminnie łamane na fermach". Przypomniała też o negatywnym wpływie ferm na środowisko, co jest przyczyną protestów.
Marcin Kulasek z Lewicy zaprzeczał, jakoby wprowadzenie zakazu uboju świadomych zwierząt prowadziło do załamania się eksportu mięsa na rynki muzułmańskie. A to dlatego, że są standardy halal, które dopuszczają również ubój ogłuszonych zwierząt. Zwrócił natomiast uwagę na to - co eksponują też krytycy likwidacji branży futerkowej - że po kasacji ferm trzeba będzie utylizować większą liczbę odpadów z ubojni, które dotąd trafiały na fermy jako surowiec do zmielenia na paszę dla zwierząt.
Kulasek podkreślił, że moce przerobowe polskich firm utylizacyjnych są za małe, by sobie z tym poradzić. Dodał, że wskazana byłaby w tej sprawie pomoc państwa.
"Teraz mówimy 'zakaz hodowli futerkowej, ograniczenie uboju wołowiny, drobiu i jagnięciny bo zakaz uboju rytualnego, a za chwilę - już coraz głośniej się o tym mówi - zakaz hodowli zwierząt w systemie fermowym: trzody chlewnej, bydła mlecznego" - wskazywał Marek Sawicki z PSL-Kukiz'15, dając wyraz często powtarzanej obawie.
Krzysztof Bosak z Konfederacji mówił, że 40 proc. eksportu drobiu i wołowiny to mięso z uboju rytualnego. I gdy Polska z niego zrezygnuje, to tę niszę obsłużą inne państwa. Natomiast w Polsce dojdzie do nadpodaży mięsa i załamanie jego ceny na rynku wewnętrznym.
Podczas sesji pytań w trakcie pierwszego czytania padło też sporo uwag krytycznych pod adresem PiS-0wskiego projektu, m.in.:
Adrian Zandberg zaznaczył, że trzeba zadbać o to, by ludzie dotąd zatrudnieni na fermach znaleźli inną pracę, która "nie jest oparta na maltretowaniu i okrucieństwie względem zwierząt". Zasugerował, że taki program wsparcia powinien powstać.
"Idziemy w odwiedziny do pana prezesa, może zechce powiedzieć rolnikom w twarz, że zamierza zniszczyć ich gospodarstwa i wszystko to, co przez wiele lat ciężka swoją pracą budowali. Niech nam powie w twarz, że zamierza zniszczyć polskie rolnictwo" - mówił zdyszany Szczepan Wójcik, gdy rano prowadził w środę rano rolników i hodowców na Nowogrodzką, pod siedzibę PiS.
Protest przeciwko "Piątce dla Zwierząt", przede wszystkim przeciwko zakazowi hodowli futerkowej oraz ograniczeniu uboju rytualnego do potrzeb polskich wspólnot religijnych, zaczął się o godz. 9. Nie był zgłoszony, więc policja wzywała do rozejścia się. Na miejscu według Szczepana Wójcika było 220 osób.
"Nie jesteśmy anarchistami, niech policja da nam protestować! Policjanci, nie bójcie się pana prezesa, pomóżcie nam. Jeśli prezes nie wyjdzie, to my wejdziemy do prezesa!" - krzyczeli rolnicy i hodowcy.
Funkcjonariusze utworzyli kordon wokół siedziby PiS, by nie dopuścić protestujących do budynku.
"Panie prezesie Kaczyński, chce pan zniszczyć ludziom życie. Dzisiaj my rolnicy jesteśmy przez pana oszukani. To dzięki nam rolnikom Prawo i Sprawiedliwość dostało się do Sejmu a pan prezydent Andrzej Duda dostał reelekcję. Dzisiaj nas Prawo i Sprawiedliwość zdradziło. Nikt tak jak Prawo i Sprawiedliwość nie zdradził rolników" - przemawiał do tłumu Szczepan Wójcik
Ostatecznie, po mediacji obecnych na miejscu posłów Konfederacji, pozwolono wejść przedstawicielom organizacji rolniczych, by mogli zostawić apel do prezesa Kaczyńskiego.
Podczas manifestacji przemawiał również Krzysztof Bosak, który od wielu dni angażuje się w obronę branży futerkowej. Mówił, że media pokazują zafałszowany obraz hodowli futerkowej (i hodowli zwierząt w ogóle), a projekt PiS powinien się nazywać "ustawą o likwidacji polskich hodowli"
"Polski sejm i polskie media opanowało regularne szaleństwo - ludzie którzy uważają, że mają prawo do jakiejś wyższości moralnej, dlatego, że występują w imię jakichś dobrych intencji. Ale przecież tak samo przedstawiali się kilkadziesiąt lat temu komuniści. Czy w komunizmie było lepiej? [...] To jest jakieś nowe wcielenie komunizmu to co oni teraz wyprawiają" - mówił polityk Konfederacji.
"Lewica zaangażowała ogromne środki, żeby zrobić pranie mózgu. Zwróćcie uwagę, jakie filmy są pokazywane w telewizji. Przecież jeśli chodzi o filmy o zwierzętach, o przyrodzie, to są filmy z zagranicy, tłumaczone, przesączone już tym myśleniem lewicowym. Znika normalne podejście, znika klasyczne rozumienie etyki" - żalił się Bosak.
Poza Bosakiem na miejscu byli również inni politycy Konfederacji, m.in. Dobromir Sośnierz i Robert Winnicki. Ok. godz. 10:30 protestujący wyruszyli pod Sejm, by kontynuować protest. Tam, ok. godz. 11:30, zablokowali ul. Wiejską. Protest zakończył się ok. godz. 13:45.
Zapowiedziano dalsze protesty.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze